Kiedy jeszcze istniał ZSRR zwołano międzynarodową koferencję dotyczącą podboju kosmosu. Każdy kraj chciał się pochwalić swoimi osiągnięciami. Francuzi oświadczyli, że ESA w przeciągu pięciu lat wyśle ekspedycję na Marsa. Słysząc to Amerykanie zaczęli przekonywać, że umieszczą człowieka na Marsie w przeciagu dwóch lat. Delegacja ZSRR nie miała niczego do zaproponowania, ale postanowiła trzymać fason. Przewodniczący delegacji, znany akademik i laureat wielu nagród naukowych oświadczył:
- ZSRR zamierza jeszcze w tym roku wsłać ekspedycję na Słońce!!!
Na sali zapadła grobowa cisza. Wreszcie ktoś nie wytrzymał i zabrał głos.
- Jak to na Słońce? Przecież spalicie się!
- A co wy myślicie, że nami idioci rządzą? - odparł radziecki profesor. - Polecimy nocą!

Wojna pomiędzy Marsem, a Ziemią została zakończona. Obie strony, na mocy porozumienia międzyplanetarnego mogły bez przeszkód patrolować przestrzeń kosmiczną należącą do byłego przeciwnika... Następnego dnia w prasie na Ziemi pojawił się komunikat:
"Rano marsjański statek patrolowy został zniszczony w wyniku zderzenia z przypadkowym meteorytem. Załoga meteorytu została odznaczona medalami ONZ"...

Marsjanin mówi do turysty z Ziemi:
- Nie wstyd panu? Taki młody, silny, przystojny i prosi o jałmużnę?...
- Ja wcale nie proszę! Nie widzi pan, że mam w ręku miotacz laserowy?

Po długotrwałych wojnach celnych pomiędzy Marsem i Ziemią rządy obu planet (zgrzytając zębami) postanowiły znieść wszystkie cła i pozwolić na swobodny handel pomiędzy planetami. Marsjanie z wielką pompą otworzyli swoj pierwszy sklep... Już nazajutrz złosił się pierwszy klient.
- Dzień dobry. Czy jest zgniła marchewka?
- Ależ proszę pana, mamy tylko najświeższe towary. Prosto z Marsa...
- Szkoda - Ziemianin wyszedł.
Nazajutrz jednak wrócił.
- Czy jest zgniła marchewka?
- Ależ proszę pana... Przecież tłumaczyłem. Tu są tylko towary z Marsa. I to w dodatku świeże...
Ziemienin wyszedł zasmucony. Następnego dnia jednak powrócił znowu żądając zgniłej marchewki. Marsjański sprzedawca był bardzo sumienny. Jakoś głupio było tracić pierwszego klienta. Kupił więc marchewkę, moczył w wodzie, wystawiał na słońce, oblewał cuchnącymi substancjami, aż wreszcie wyłożył na ladę.
Następnego dnia przyszedł ten sam Ziemianin.
- Dzień dobry. Czy jest zgniła marchewka?
- Jest! A jakże! Tutaj, proszę... - uradowany sprzedawca pokazał śmierdzący towar.
- Oj, to świetnie - Ziemianin wyjął legitymację. - Bo ja jestem z SANEPIDu. Kontrola!

Muad'Dib napotyka na pustyni leżącego do góry nogami wielbłąda. Wielbłąd powtarza w kółko: - Cip... Cip... Cip...
Przy pomocy dryfów Muad'Dib odwraca wielbłąda i stawia na nogi, a wtedy wielbłąd zaczyna powtarzać: - Pić... Pić... Pić...

Kalnet jedzie przez pustynię na wielbłądzie. Nagle mija go pedałujący w pośpiechu cyklista.
- Hej! Po co się tak śpieszysz?
Rowerzysta zwalnia i tłumaczy:
- Kiedy jadę szybciej pęd powietrza mnie chłodzi.
Odjeżdża, a Kalent pogania wielbłąda.
- Rzeczywiście! - mruczy do siebie. - Chłodzi!
Pogania wielbłąda jeszcze mocniej, a potem jeszcze i jeszcze, i gdy pędzi tak dzikim cwałem jest mu chłodno i przyjemnie. Po chwili jednak zakatowany wysiłkiem wielbłąd przewraca się w biegu i zdycha. Kalnet wstaje patrzy na zwierza i mruczy:
- Chyba, biedak, zamarzł...

- Znasz ten dowcip o musze na statku patrolowym?
- Jaki? - zainteresował się nawigator.
- No, jak to na statek dostała się mucha. Przez pierwszy miesiąc samotnego patrolu pilot usiłował ją złapać, przez drugi miesiąc ignorował są absolutnie. A na początku trzeciego zaczął się zastanawaiać, czy to przypadkiem nie jest samica!"


Znacie jakieś inne kosmiczne dowcipy? Przyślijcie!