Dżinn z Tonikiem

Poszły konie po POLCON-ie!

Tegoroczny POLCON, przeprowadzony był - jak to u Ślązaków we zwyczaju - wzorowo. Osobiście wolę, gdy wszyscy są zgupowani w jednym ośrodku (np. hotel obok Stadionu Śląskiego, DW Hutnik w Jastrzębiej Górze czy ośrodek w Supraślu), wtedy wszystkie cele integracyjno-szkoleniowe są realizowane bez przeszkód i sprawnie. W tym roku trzeba się było nachodzić, żeby spotkać akurat tę jedną potrzebną osobę. Ale młodsi może tego mankamentu i nie zauważyli.
W bogatym programie zwróciłem uwagę na film, był to przedpremierowy pokaz dzieła "Man in black". Film okazał się kontrowersyjny, ponieważ jedni zarezerwowali dlań zachwyty, inni słowa powszechnie uznane za niecenzuralne. Trzeba, znaczy, obejrzeć samemu. Poza tym niewątpliwie hitowi byli goście Orson Scott Card i Kir Bułyczow. Oba stare konie, co to zadają kłam tezie, że tylko młode jest urocze. Pierwszy jest Mormonem, ale pije Coca Colę ("Nie ma Amerykanów, którzy by jej nie pijali!") i nie ma kilku żon, a przyjnamniej ich ze sobą nie wozi. Błyskotliwy showman, kto nie był na spotkaniu niech żałuje. Ja żałuję.
Drugi, to już właściwie legenda. Kir Byłuczow był znany i szanowany w Polsce na równi chyba ze Strugackimi. Potem nastąpiła przerwa w kontaktach, nawet nie tyle spowodowana okoliczościami ustrojowymi, co ogólnoludzkimi. Spotkanie z Kirem odbyło się w wypełnionej do dechy sali, publiczność okazała się wiedzieć kim jest i co wydał i wykazała duży zapał do czytania następnych rzeczy. Po spotkaniu Kir przez godzinę tłukł autografy i przysięgał, że przyśle tłumaczom nowe Guślary i powieści. Duże fragmenty rozmowy z nim powinny ukazać się w paździerrnikowym FENIX-ie.
Niewątpliwie ozdobą POLCON-ów są Zajdle. W tym roku nominacje w kategorii opowiadanie uzyskali K. T. Lewandowski, E Dębski, J.Dukaj i R. A. Ziemkiewicz, który ostatecznie owego Zajdla za opowiadanie "Śpiąca Królewna" otrzymał. W kategorii powieści fandom nominował sześciu autorów, byli to: ponownie E. Dębski, J. Inglot, A. Sapkowski, T. Kołodziejczak, J.Dukaj i M.S. Huberath. Wyprzedził wszystkich Tomek Kołodziejczak powieścią "Kolory sztandarów". Jak zwykle nagród było za mało i zadowolonych z ich otrzymania było mniej niż niezadowolonych z jej braku. Jeden z przegranych (podsłuchałem niechcący) powiada z goryczą:"Dostałem z wiarogodnego źródła cynk, że przegrałem tylko o jeden czy dwa głosy!". Sekundę potem słyszę komentarz: "Ktoś go wprowadził w błąd - tylko jeden czy dwa głosy to on otrzymał!". Kir Bułyczow pocieszał innego nominanta "Ja toże nikagda nikakoj priemii nie połucził!". To może pocieszyć.
Marek S. Hubberath otrzymał nagrodę ŚKF-u - ŚLĄKFĘ w kategorii Twórca Roku. Fanem Roku został Kazik Kielarski, nieustający (oby,oby!) animator fandomu zielonogórksiego. W kategorii Wydawca Roku uhorowano wydawnictwo Prószyński i Ska. W ŚLĄKFIE również proporcje zadowolonych do niezadowolonych są niepokojące niedobre. Gwałtownie potrzebne są sponsorzy i nowe nagrody, inaczej grono sfrustrowanych autorów zapełni i tak przepełnione szpitale psychiatryczne.
Jeszcze jedna rzecz rzuciła mi się w oczy - nieobecność. I tak, nie było: A. Sapkowskiego (podobno odpoczywał po pobycie w Moskwie, usprawiedliwiony), nie było F. W.Kresa (podobno nie miał czego pokazać, a Kreska to co?), nie było M. Parowskiego (wciąż cięty na "Miesięcznik"), M. Oramusa (stara zadra, chyba?), nie było wielu wydawców (jednocześnie odbywały się Targi Książki). Oczywiście, gwiazd nie zabrakło, oprócz nominantów obecnych (poza AS-em) w stu procentach, widziano na przykład - E.Białołęcką, A.Szrejtera, L.Komudę, P.W.Lecha.
W przyszłym roku POLCON w Białymsteku. Będzie się jechało i jechało, i jechało...


Ostatni numer "Nowej Fantastyki" uświadomił mi, że obchodzi ona swój wyrazisty jubileusz. Nie zamierzam ani chwalić NF, ani ganić... Co by o niej nie mówić (a gdybym mówił, to jednak pozytywnie bardzo) to dała kopa polskiej fantastyce, chociażby przez umożliwienie wielu autorom druku swojej produkcji. Nie mam specjalnej pamięci do chronologiczno-personalnych szczegółów, ale wydaje mi się, że to właśnie tu debiutował Sapkowski, Baraniecki, Hubberath, Dukaj, Inglot, Kres, Dębski, Żerdziński, Białołęcka... Na pewno pominąłem wielu, a jeśli któryś z wymienionych debiutował gdzie indziej, to i tak szerokie rzesze poznały go dopiero w NF.

Nie raz dostawałem wypieków czytając zamieszczone tam teksty.
Nie raz ciskałem na półkę i obiecywałem sobie, że więcej nie kupię.
Nie raz pędziłem do klawiatury, by napisać coś o kiepskim prowadzeniu pisma.
I co miesiąc wlokłem się do kiosku, by zapytać: "Jest?"
Należy się NF duże STO LAT!

Byle istniała nadal, a szczegóły dotrzemy w następnym piętnastoleciu.

Dżinn

Tonik