UNPLUGGED

Zmieniamy nieco profil UNPLUGGED: odtąd będą się tu ukazywały dzieła wszystkie... Niezamówione przez redakcję.

Krzysztof Wieprzycki
Wieczorne zmartwychwstania

Był taki jeden w Zaułku, którego szanowali wszyscy, bez wyjątku. To stary Oleś. Szczerze mówiąc to ani on był stary, ani Oleś, ale tak już się utarło. Jest w tym nawet coś mądrego, że to nie przypadek i rodzice, lecz otoczenie nadało mu imię. Oleś został jak gdyby ulepiony po raz drugi, przez twórcą świadomego swego tworzywa.
Oleś posiadał talent, którego nie miał chyba nikt więcej na całym tym wielkim świecie. Potrafił zamieniać wodę w wino. Nie w żadne drogie, francuskie - w zwykłe, jabłkowe. Ale to też coś. Dotykał ręką naczynia i w mgnieniu oka samo się dokonywało.
Mówili mu wszyscy - słuchaj, możesz być kimś wielkim. Wystarczy, że zechcesz. Możesz założyc fabrykę, występować w telewizji, napisać książkę, możesz być milionerem, możesz być nawet bogiem! A Oleś w odpowiedzi uśmiechał się głupawo i machał pojednawczo ręką."Na co mi to, chłopaki" - mówłl. "Jestem szczęśliwy".
Trochę racji miał - niczego mu nie brakowało. Pracować nie musiał, jedzenie zawsze ktoś przynosił, a jeśli chodzi o nocleg - goszczenie Olesia było ogromnym wyróżnieniem i nietrudno było znaleźć jakiś kąt. Co do kobiet - Oleś nie narzekał na ich brak. W tym względzie był trochę dziwny. Umarł dość młodo, podobno na wątrobę. Miał coś koło sześćdziesiątki. Położyli go na tym nowym cmentarzu pod lasem.
Przychodzimy do niego często, bywa, że zbiera się ze dwadzieścia osób. Miał wielu przyjaciół. Siadamy dokoła, opowiadamy mu, co się ostatnio zdarzyło, kto umarł, kto się urodził.
A potem wyjmujemy butelki z wodą i wsadzamy na chwilę do ziemi. Najlepiej koło głowy, nie trzeba głęboko zakopywać Przy nogach nie chwyta, jeśli się nie wciśnie do połowy. I pijemy za jego zdrowie. Wtedy czujemy, że stary Oleś jest wciąż między nami.