Prezentowana nowela ukaże się w Feniksie, ale w wersji skróconej. My mamy cały tekst i zapraszamy do ściągania go w całości... Precz z cenzurą!

Copyright © by Eugeniusz Dębski, 1997

Eugeniusz Dębski

Interview na Sakramenckiej Dziwce cały tekst do ściągnięcia w formacie Winzipped RTF (skompresowany Rich text Format) - 70 KB


Fragment noweli poniżej:

- Strzelmy sobie po jeszcze jednym - zaproponował Liander.
Odpowiedziało mu skinienie głowy intervipera. Gospodarz przyniósł kwadratową butelkę i dwie czyste szklanki, w gęstszym pod dachem mroku zabulgotało i zapachniało aromatycznie, korzennie i przyjemnie. Stuknęli się w milczeniu i wypili.
Zza rogu wyszedł chudy niezgrabny cień, poruszał się bezszelestnie i zanim siedzący doń tyłem mężczyźni wyczuli jego obecność cień zamachnął się i czymś giętkim, ale ciężkim walnął z całej siły w głowę dziennikarza. Hutterecci wypuścił szklankę i zwalił się do przodu. D'abantarnes drgnął i zaczął się odwracać, ale "pieszczocha", wypełniona żwirem skarpeta, powtórzyła ruch i z głuchym grzechotliwym dźwiękiem wylądowała na jego głowie. Nie zdążył, choć chciał, jęknąć, zwalił się na podłogę werandy i ułożył obok nieprzytomnego dziennikarza. Staruch stał chwilę wciągając ze świstem powietrze, potem odsunął fotele, ze stęknięciem ukląkł między mężczyznami i chwilę wpatrywał się w ich twarze, a potem zamachnął się i zaczął bić chrzęszczącym wałkiem po głowie Hutterecciego. Po piątym czy szóstym głuchym ciosie zrobił sobie przerwę, czekał chwilę aż unormuje się świszczący oddech, a potem zaczął tłuc pieszczochą w głowę D'abantarnesa. Pół tuzina uderzeń później oderwał się od maltretowania nieprzytomnego mężczyzny, odpoczął i wrócił do bicia dziennikarza.
Gdyby ktoś przechodził w tym czasie po głównej ulicy więzienia musiałby zobaczyć jak starzec z wyblakłą wokół oczu skórą tłucze metodycznie po głowach i twarzach dwóch nieprzytomnych, nieruchomo leżących na podłodze mężczyzn. Co jakiś czas oprawca przerywał maltretowanie ofiar, ze świstem i chrypieniem łapał oddech i wracał do systematycznego okładania nieruchomych postaci.
Gdyby ktoś przechodził główną ulicą dwadzieścia minut później zobaczyłby, że starzec przestał tłuc ofiary. Upuścił pieszczochę, usiadł na fotelu, oddychał z wysiłkiem, akcentując każdy oddech kiwnięciem głowy.
A dwie minuty później zaczął piskliwie i chrapliwie chichotać.