Przedstawiamy Fahrenheit'owego debiutanta i jego świetne opowiadanie "Hostia". Autor tak sam pisze o sobie: "... mam 20 lat. Mieszkam w Warszawie gdzie studiuję reklamę. Tekstów nie piszę dużo, a raczej dużo nie zostaje. (Hostia to chyba pierwszy, którego nie skasowałem od razu po napisaniu)".

W związku z tym mamy prośbę do naszych Czytelników z Warszawy. Gdyby ktoś z Was był tak uprzejmy i pofatygował się do mieszkania Donata uzbrojony w nóż i śrubokręt... Nożem należy autora sterroryzować, a śrubokrętem wydłubać klawisz DELETE z klawiatury komputera :-))).
A poważnie: Donat, nie kasuj więcej własnych tekstów!


Copyright © by Donat Szyller, 1997
For this internet edition: Copyright © by Textron Media (once-time permission of the Author)

Hostia.

Donat Szyller

- Oczywiście doktorze, doskonale pamiętam tamten dzień...

Był 24 lutego, godzina siedemnasta.
Moja ukochana żona, Katarzyna rodziła. Pamiętam...
Ostre światło szpitalnych lamp, zapach potu i środków dezynfekcyjnych.
Twarz mojej Katarzyny wykrzywiona cierpieniem.
Jej ręka kurczowo ściskająca moją.
Okrzyk bólu.
I płacz... Płacz dziecka.
Położna podająca nam niemowle.
Nowe życie. Mój syn.
Pierworodny.
Jest śliczny. Jego malutka, pucołowata twarzyczka, czuprynka jasnych zmierzwionych włosów, wesołe, błękitne oczy.
Uśmiecha się.
Patrzę na moją Katarzynę. Jest szczęśliwa.
Nasz syn. Jest piękny.

Tydzień później siedziałem w salonie. W murowanym kominku wesoło trzaskał ogień. Patrzyłem na płatki śniegu wirujące za oknem.
Przede mną stół nakryty białym obrusem. Na stole świąteczna zastawa, srebrne sztućce. Świeży chleb, świece i butelka francuskiego wina.
W progu staje moja Katarzyna. Ma na sobie najlepszą suknię. Na specjalne okazje.
Uśmiecha się.
Stawia na stole srebrny półmisek. Danie na które czekaliśmy całe dziewięć miesięcy.

Koniec.