CYKL MIESIĄCZKOWY KOBIET, A HISTORIA PLANETY ZIEMIA [M. Bugowski]

No proszę, już po 4 dniach otrzymaliśmy odpowiedź na zamieszczoną krytykę, świetny, bogato udokumentowany tekst Marka Szyjewskiego. Polecamy go uwadze czytelników. Prosimy o dalsze teksty...

Odpowiedź [M. Szyjewski]

A teraz kontrodpowiedź Autora. Jeśli tak dalej pójdzie Fahrenheit stanie się forum dyskusji zwolenników i przeciwników fantasy... Nie narzekamy, oczywiście, sami takie polemiki sprowokowaliśmy.

Kontrodpowiedź [M. Bugowski]

Nawiasem mówiąc jedna uwaga: prosimy obu pp. Autorów by w przyszłości unikali jednak osobistych wycieczek. To samo dotyczy wszystkich, którzy chcieliby nadesłać własne opinie. Nie mamy na etacie cenzora!

Ring wolny - drugie starcie - czyli "odpowiedź na kontrodpowiedź" [M. Szyjewski]

Otrzymaliśmy właśnie nowy, bardzo ciekawy tekst Marka Szyjewskiego ostro polemizujący z "kontrodpowiedzią" Mirosława Bugowskiego. Gorąco polecamy go wszystkim tym, którzy chcieliby nie tylko dowiedzieć się czegoś nowego o sadze Andrzeja Sapkowskiego, ale także interesują się historią.

A teraz kontrkontrkontrodpowiedź p. Mirosława Bugowskiego:

Bum, Bum, czary mary, bach, bach... czyli Historia według Marka! [M. Bugowski]


Z ostatniej chwili:
Właśnie dotarł do nas tekst p. Michała Ramsa, polemizujący z kontrkontrkontrodpowiedzią p. Bugowskiego. Wklejamy od razu:

Dyskusja o Sapkowskim - mój głos


Poniżej tylko dwie uwagi od redakcji:

1. Kwestia techniczna: Żeby nie przebudowywać od podstaw stron Fahrenheita zachowujemy "stary" układ. Dla tych Czytelników, którzy dopiero teraz natrafili na trzeci numer naszego pisma, krótkie wyjaśnienie: Jako pierwszy pojawił się tekst p. Bugowskiego, prezentowany poniżej. Potem nadeszła polemika p. Szyjewskiego, obecna jako link powyżej pn. "Odpowiedź", następnie pisał znowu p. Bugowski (powyżej - link "Kontrodpowiedź"), a potem dotarł do nas znowu tekst p. Szyjewskiego (link powyżej Ring wolny - drugie starcie - czyli "odpowiedź na kontrodpowiedź").
Teraz (10 styczeń 1998) dotarł do nas tekst będący repliką na "odpowiedź na kontrodpowiedź", prezentowany również jako link powyżej.

2. Kwestia ogólna: Po zamieszczeniu tekstu Mirosława Bugowskiego przyszło kilka listów od Czytelników (z reguły odsądzających Autora od czci i wiary). Umieśliliśmy na łamach tekst Marka Szyjewskiego ponieważ był rzeczowy (mimo pewnych osobistych wycieczek, ale, dodajmy, p. Bugowski sam zaczął...), bogato udokumentowany i świetnie napisany. W przeciągu kilku dni otrzymaliśmy sporo listów (głównie od przeciwników p. Bugowskiego, kilka z gratulacjami za ciekawe tematy i dwa od przeciwników p. Szyjewskiego). Kilku Czytelników miało też pretensje, że nie zamieściliśmy ich tekstów. W związku z tym pragniemy wyjaśnić, co następuje:
- nie bedziemy zamieszczać listów, które poza słowami np. "Niech ten [...] Bugowski się [...]", nie zawierają niczego innego.
- nie będziemy zamieszczać listów, które zaczynają się od słów: "A może pan Szyjewski zrozumie wreszcie, że jest [...] i [...].
- zamieścimy każdy tekst, który zawierać będzie rzeczową argumentację, na rzecz którejkolwiek ze stron!
- rozumiemy, że dyskusja Was rozgrzała (i bardzo to nas cieszy), jednak przyjmować będziemy tylko te uwagi, które korespondują z treścią, a nie z osobą Autora. Chyba, że zależy Wam na rankingu. Proszę bardzo, podajemy wyniki: otrzymaliśmy 21 listów, których Autorzy biorą stronę p. Szyjewskiego, osiem obojętnych (głównie gratulacje, szczegółowe pytania albo uwagi ogólne), sześć od zagorzałych zwolenników p. Bugowskiego. Jeśli otrzymamy nowe listy natychmiast zaktualizujemy wyniki.


Ponieważ dyskutanci dość często "odwołują się" do opinii ludzi od nich młodszych :-), postanowiliśmy poprosić o taką opinię człowieka, który kończy właśnie liceum.

"Opinia ELMO"


Copyright © by Mirosław Bugowski, 1997
For this internet edition: Copyright © by Textron Media (once-time permission of the Author)

CYKL MIESIĄCZKOWY KOBIET, A HISTORIA PLANETY ZIEMIA

Krytyka polskiej fantasy ze szczególnym uwzględnieniem prozy Andrzeja Sapkowskiego

Mirosław Bugowski

[autor jest kulturoznawcą, ukończył studia na University of Boston, doktorat obronił (zmieniając specjalizację) na słynnym CALTECHu (California Institute of Technology), obecnie kieruje działem analiz R.Y.D Corporation]

Redakcja FAHRENHEITA zwróciła się do mnie z prośbą o ustosunkowanie się do "świata przedstawionego" w czteroksiągu p. Sapkowskiego, ze względu na moje, jak to określili, świeże spojrzenie. Istotnie, nigdy dotąd nie czytałem gatunku zwanego "Fantasy". Pp. Redaktorzy byli tak uprzejmi, że dostarczyli mi cztery tomy "Sagi o Wiedźminie", a także kilka innych pozycji, żebym był w stanie porównać różne światy literackie wielu autorów. Po wymianie uprzejmych inwektyw przez telefon, pan Ziemiański pozwolił mi nawet na "niepisanie wstępu", twierdząc, że temat jest świetnie znany rzeszom miłośników tego rodzaju literatury. Zdaję się w tej mierze na Jego opinię. Dobrze... Oto kilka, zapisanych na gorąco, uwag.


1. Bohaterowie powieści (szczególnie Jaskier, ale nie tylko) używają łaciny - to sugeruje obecność (być może przeszłą) imperium rzymskiego. Jeśli istniał w tym świecie Rzym to czy akcja rozgrywa się przed czy po narodzeniu Jezusa Chrystusa? Jeśli przed (co sugeruje politeizm) to gdzie się podziała Grecja ze swoją kulturą, przemożnym wpływem i mitologią? Jeśli "po" to skąd się biorą liczni bogowie? Powinien być tylko jeden Bóg (choćby i w Trójcy). Jeśli akcja rozgrywa się w trakcie istnienia Rzymu (gdzieś indziej, mniemam) to dlaczego nie ma choćby śladu promieniowania jego kultury? Czyżbyśmy mieli do czynienia z Chinami?
Ale być może przesadzam. Być może użyta w powieści łacina jest literackim odpowiednikiem jakiegoś wspólnego wyrafinowanego języka. Ale jeśli tak, to skąd wziął się początek roku akurat w styczniu??? To właśnie Rzymianie, z jakichś doraźnych względów militarno-politycznych ustalili, że nowy rok będzie zaczynał się w styczniu. Przedtem początek roku następował (bodaj) w marcu! I dalej (dotyczy nie Sapkowskiego ale pozostałych autorów) skąd wzięły się słowa "pompatyczny", "kloaka", "kanał" jeśli nie było Rzymu? Wyrażenie "pompatyczny" na przykład, pochodzi od triumfalnego wjazdu zwycięzcy do Rzymu (tzw. "pompy").

2. Autor używa takiej jednostki czasu jak miesiąc. To sugeruje, że akcja powieści rozgrywa się na Ziemi, wokół której krąży olbrzymi księzyc (właściwie, sądząc po stosunku mas, bliźniacza planeta), której ruch wokół naszego globu (właściwie ich wspólny współobrót) reguluje cykl miesięczny wśród zwierząt (np. cykl miesiączkowy u kobiet, wielokrotnie, z upodobaniem opisywany przez autora). Z kolei inne elementy świata przedstawionego sugerują, że rzecz nie dzieje się na Ziemi. W takim razie, jeśli to nie Ziemia to skąd, choćby, cykl miesiączkowy u kobiet? Powinna być ruja!
Notabene nie można też użyć określeń "przypływ" i "odpływ morza" - jeśli nie ma księżyca i to potężnych rozmiarów, nie będzie pływów morza w żadnym wypadku.

3. Oczywiście Autor może się bronić, że rzecz dzieje się na Ziemi ale... po upadku naszej cywilizacji. Cha, cha... To skąd wzięły się miecze z żelaza? Albo akcja ma miejsce bezpośrednio po upadku cywilizacji (i są jeszcze dostępne zapasy stali z naszych narzędzi - ale wtedy powinny być w powieści zaznaczone jakieś ślady choćby betonowych miast) albo akcja ma miejsce dużo, dużo później... W takim razie ciekawe skąd ludzie biorą rudę żelaza? Przecież wyeksploatowano już dawno (przed naszymi czsami) wszelkie złoża powierzchniowe. Żeby zdobyć rudę potrzebne są obecnie wyrafinowane technologie kopania głębinowego. Jeśli nasza cywilizacja upadła dawno (tak dawno, że zdążyło zapanować "nowe" średniowiecze) to skąd wzięło się żelazo niemożliwe do uzyskania przy zastosowaniu średniowiecznych technologiii na wyeksploatowanej Ziemi? [domyślam się, że Krasnoludy nie dysponowały czarami dla uzyskania rudy tylko bardziej konwencjonalnymi narzędziami - hm... spróbujcie dzisiaj choćby znaleźć głębinowe złoże nie dysponując nawet najmarniejszym komputerem i satelitami...]

4. Miary, jednostki itp. Skąd słowa np. "wieczorną godziną"? Musiałoby istnieć pojęcie "godziny", a co za tym idzie współczesnego podziału czasu. Skąd metry (centymetry, cale, mile, itp.). Czyżby w średniowieczu istniało już Sevre? Użycie określenia "stajania" byłoby bardziej odpowiednie. Nawet gdzieś go użyto... Tyle tylko, że "stajanie" to odległość, którą koń przebywa między jednym odpoczynkiem, a drugim. Jeśli więc stajanie oznacza (w łatwm terenie - bowiem ta miara zmienia się wraz z rodzajem "nawierzchni") odległość około dwóch kilometrów (jak można wywnioskować z powieści - cytuję z pamięci) to musiałaby rzecz dotyczyć górskich turni... A nie dotyczy, niestety.

5. Skąd wzięły się słowa "lokomocyjna" "przypadkowy" "prędkość" "pęd" (np. "konie pędziły" -słysząc to określenie prawdziwy człowiek średniowiecza powinien wrzasnąć zdziwiony: "Jezu, co robiły???"). Te nauki i te urządzenia techniczne, które sprawiły, że znamy powyższe pojęcia, w średniowieczu, przy ich technologii jeszcze nie istniały!
Właściwie większość używanych współcześnie słów nie mogła być wtedy znana (np. czas we współczesnym rozumieniu) - a autorzy szermują tymi pojęciami w znaczeniu współczesnym. Skoro już jesteśmy przy języku: jeśli Sapkowski sili się na średniowiecze to skąd pojęcie np. "karczmarz", które w średniowiecznej polszczyźnie nie istniało (jego odpowiednikiem jest "arendarz"). Jeżeli natomiast jest karczmarz (i rzecz dotyczy epoki, w której określenie to już istniało) to gdzie w powieści działa, armaty i muszkiety?

6. Jeden z poważniejszych zarzutów. Jeśli to ma być średniowiecze to skąd bierze się poezja Jaskra??? On przez cały czas wymyśla jakieś nowe tematy! Wszyscy średniowieczni poeci (i literaci) ekspoloatowali już istniejące wątki (nie tylko biblijne). Nie było pojęcia "nowych tematów" tak jak to się rozumie dzisiaj! Wystarczy zajrzeć do "Odrzuconego obrazu" Lewisa, żeby zrozumieć na czym polega umysł średniowieczny i literatura tego okresu. To było powielanie istniejących wątków, a nie tworzenie ciągle nowych! Jaskier mógby istnieć w Renesansie, ale znowu... w takim razie gdzie działa, gdzie muszkiety, gdzie nowoczesny sposób prowadzenia wojen, który nie polegał, jak w powieści, na zdobywaniu nowych terytoriów, a jedynie na walkach zawodowców, którzy oszczędzali swoje armie i potrafili walczyć trzydzieści lat (lub nawet sto) o spłacheć, ciągle tego samego piasku! Gdzie kupcy, którzy finansowali wojny, w których zresztą interesie były w dużej mierze prowadzone? [powtarzam, w powieści nie ma wiary, jako intencji sprawczej wojen, jest nieudolna próba wyjaśnień racjonalnych - trzymajmy się więc przyczyn społeczno-ekonomicznych konfliktów zbrojnych... tymczasem nie mamy pojęcia dlaczego Nilfgaard zdobywa z łatwością tak ogromne przestrzenie. Zresztą opisany sposób użycia lekkiej jazdy na tyłach wroga to dopiero... Napoleon Bonaparte i jego epoka. Śmieszy mnie opis głębokich zagonów i użycia samodzielnych oddziałów jazdy do dezorganizacji tyłów przeciwnika! Po co? Toż przeciwnik zatrzymałby takie oddziały przy pierwszej osadzie otoczonej głupim ostrokołem! A poza tym co dezorganizować? Dostawy mieczy i halabard dla wrogiej armii? Ile świeżych potrzebowali? A może chodzi o dezorganizację zaprowiantowania? Toż ówczesne armie żywiły się tym co napotkały po drodze! To jakiś idiotyzm, albo głupia kalka z zupełnie innej epoki.]

7. Znowu język. Określenia "cholera" i "zaraza" Sapkowski podkłada pod współczesne (łagodne) przekleństwo "cholera" słowo "zaraza". To kalka znaczeniowa możliwa do uzyskania jedynie przy posiadaniu współczesnej wiedzy. Przekleństwo "cholera" bierze się nie od choroby zakaźnej "cholery" a od określenia Kretschmera "choleryk", którym określa on typ ludzki, pewną osobowość, rodzaj psychiki. Pojęcie to pojawiło się w XX wieku! A skoro współczesny odpowiednik "cholery" nie oznacza choroby, to przekleństwo "zaraza" nie powinno istnieć! Dlatego człowiek średniowiecza nie zakląłby "zaraza" bo to dla niego nie jest przerywnik słowny! Nawet jeśli zna to pojęcie i ma ono dla niego znaczenie pejoratywne, to w jego ustach ma to równie śmieszne znaczenie jak w naszych "No i poszedłem, gruźlica, i niczego nie uzyskałem", albo jeszcze lepiej: "On jest, aids, zupełnie zwariowany!". Bynajmniej nie kpię. Choroby nigdy nie były konotowane jako tzw. pejoratywny wykrzyknik. A dzisiaj to już nawet niemożliwe. Czy wyobrażacie sobie zdanie: "On śmiał, syndrom Creutzfeldta-Jacoba, wziąć łapówkę!". Mówi się: "On śmiał, kurwa, wziąć łapówkę!". A "kurwa" to nie choroba.
Skoro już jesteśmy przy języku... Określenia w rodzaju "nisza ekologiczna" (ciągle chodzi nam o średniowiecze) są, mam nadzieję, wyłącznie wyrazem nieudolności autora w wyjaśnianiu skutków kataklizmów, które człowiek tamtej epoki wyraziłby inaczej...

8. Użyte wielokrotnie w powieści pojęcie chaosu zakłada istnienie cywilizacji greckiej, a więc istnienia w średniowieczu "mistrzów", do których (mimo zupełnie innej orientacji, opartej na wojującym monoteiźmie) odwoływała się cała ówczesna kultura. Niczego takiego nie znajdujemy - owszem są druidowie (kalka współczesnych ekologów, ale rozumiem, że to żart), są kapłanki Melitele (niewiele o nich wiemy - jednak ich naturolubny styl życia też wskazywałby na greckie korzenie) itp... Jeśli tak to musi gdzieś pojawić się konotacja, jakiekolwiek odwołanie do kultury "Edenu" - utraconego raju (bynajmniej nie w znaczeniu chrześcijańskim). Jeśli korzeniami opisywanej kultury jest odpowiednik starożytnej Grecji to w opisywanym średniowieczu muszą istnieć silne mity odwołujące się do "Złotego wieku" ludzkości. Do utraconych "lepszych" wartości. Nie ma ani śladu! Skąd więc pojęcie "Wieki ciemne" czy "mroczne wieki" pojawiające się w tomie czwartym??? Dlaczego "mroczne", skoro wcześniej nie było żadnej "lepszej" cywilizacji, nie było upadku kultury (a więc nadejścia chrześcijaństwa)? Nie żadne "ciemne" tylko zwykły "antyk" w tym systemie pojęciowym!!!
Wszelkie opisy kultury powieściowego świata są u Sapkowskiego z powyższych względów po prostu naiwne. Jest to żenująca kopia wybranych fragmentów historii naszego świata bez jakiejkolwiek znajomości przyczyn, które tak, a nie inaczej tę historię ukształtowały.

9. Nie wdaję się tu w analizę opisywanej magii bo to szczególnie głupie. Jeśli czarownicy naprawdę posiadają taką władzę jaka jest opisana u Sapkowskiego to skąd w ogóle akcja powieści? Czy nie szybciej byłoby gdyby Yennefer z Vilgefortzem skrzyknęli się pewnego dnia i ustawili cały świat według własnych potrzeb? Jeśli magowie potrafili choćby przekazywać sobie na odległość wiadomości (jak to jest opisane bodaj w tomie drugim - doprowadziło to zresztą do upadku konnej poczty) to nawet przeciętny uczeń szkoły podstawowej mógłby tak spreparować informacje dotyczące (na przykład) dyslokacji wojsk, że z łatwością doprowadziłby do wojny światowej, lub, wedle życzenia, do światowego pokoju... Jeżeli istnieje możliwość pojawiania się "magicznej teleportacji" Rience’a (tj. postaci, która może widzieć, czytać i rozmawiać, a nie może być zabita ani złapana) to po co ta cała zabawa w wywiad wojskowy i cywilny? Nie lepiej wysłać Rience’a, żeby stał 24 godziny na dobę nad Dijkstrą i czytał mu przez ramię wszystkie tajne raporty? Wydaje mi się zabawna cała akcja Geralta jeśli mógłbym dysponować taką mocą, która pozwoliłaby postawić przy nim człowieka, który dzień i noc bez przerwy powtarzałby mu nad uchem: "Geralt, jesteś głupi!". Mam wrażenie, że już po roku takiego magla wiedźmin sam powiesiłby się na najbliższej gałęzi!

10. Z wielu enuncjacji dowiadujemy się, że kultura ludzka to kultura "najeźdźców". Ludzie pewnego dnia przypłynęli łodziami i podbili świat elfów i innych stworzeń (częściowo lub całkowicie rozumnych). Owszem Sapkowski dobrze przedstawia tu swoistą symbiozę kultur (dominującej i podbitej), mieszanie języków, pojęć, kalendarzy itp. Tymczasem jednak zupełnie pomija milczeniem jakiekolwiek podstawy, archetypy kultury ludzkiej. Jeśli jest to kultura "najeźdźców" to dlaczego nie ma o tym ani słowa? Ludzie zawsze podbijali w imię czegoś! (np. wiary, szerzenia cywilizacji, krzewienia kultury wyższej - domyślnie: nad niższą, tubylczą). Tymczasem ludzie u Sapkowskiego, przedstawieni są tak jak my dzisiaj. Ot, przyjechali, osiedli i tyle. Proste przeciwstawienie ("elfy to nie ludzie, więc trzeba je zabijać") nie wystarczy. Nigdy w historii cywilizacji nie udało się podbicie jakichś ogromnych terenów tylko dlatego, że mieszkali tam "inni", więc "my" ich zabiliśmy. Jakiekolwiek imperialne lub kulturowe, podłoże ekspansji istniało prawie zawsze! Nie ma o tym ani słowa. Ja rozumiem, że bohaterowie Sapkowskiego to nie ówcześni intelektualiści (choć bywają i tacy), tylko zwykli ludzie nie zadający sobie pytania "dlaczego" (choć autor usiłuje im to parę razy, nieudolnie, w usta włożyć). Ale coś, jakieś slogany (w cudzysłowiu), elementy, szczątki oficjalnej obrzędowości kultury zdobywców musiały przeniknąć do świadomości przeciętnego człowieka. Spróbujmy spytać europejskiego chłopa z czasów podboju Ameryki czy krzewienie wiary wśród Inków (włącznie z eksterminacją rzeczonych) jest dobre czy złe... Chłop zacznie, podejrzewam, nawet argumentować, wpojonymi z ambony komunałami! Tymczasem u Sapkowskiego nie ma nawet śladu takiego wpływu. W imię czego więc ludzie zajęli cały kontynent? Tylko dlatego, że "elfy to nie ludzie"? Tak mniej więcej przebiegało podbicie Rzymu przez Gotów, oni też nie mieli podbudowy ideologicznej... Tyle tylko, że o kulturze Gotów nie wiemy prawie niczego, kultura Rzymu promieniuje do dziś! Dlatego też jeśli ludzie rugowali elfów bez ideologii - powinni stać się elfami! Kultura wyższa, nawet jeśli przegrała bezpośrednio na polu bitwy, zawsze w końcu zaczynała dominować nad niższą (jeśli ta nie była odpowiednio zdecydowana lub ideowo usztywniona).

I tyle. Czyta się świetnie, ale to zwykła bajka. Wszelkie usiłowania autora, żeby "rzecz podwyższyć" są niestety śmieszne.