No i proszę. Kolejny debiutant, a opowiadanie ODROBINA REALIZMU jest tekstem napisanym przez kogoś kto doskonale czuje materię literacką. Czuje i rozumie. A to niezbyt często spotykane połącznie. Serdecznie polecamy - ściągajcie aż Wam się łącza przegrzeją, modemy eksplodują, unzipery zawirusują, a edytory zawieszą system...

A oto co sam Autor napisał o sobie:

Rocznik 1966, zamieszkuję równiny Podlasia. Lubię fotografować, choć moich zdjęć próżno szukać w National Geographic; znam kilkanaście akordów na gitarę, lecz nie spodziewam się, że melodie, które klecę, pojawią się w notowaniach list przebojów. Działałem na scenie Atari ST - z tamtych lat pozostał mi przydomek Bilbo. Nadal jestem fanem Atari, uwielbiam Beatlesów. Recenzowałem gry komputerowe, opublikowałem też dwa artykuły w piśmie dla puszystych. Pisanie opowiadań sf jest chyba logicznym dopełnieniem tej wyliczanki? ;-)
Lubię szczere i trwałe przyjaźnie, wierzę w lojalność. Mam aż dwa kubeczki z radiowej "Trójki", dwa kanarki i podsychające bonsai. I serdeczną prośbę do Ciebie: skoro tu jesteś, kliknij na to niebieskie pod zdjęciem i napisz mi, co myślisz o moim opowiadaniu. Poniżej znajduje się próbka "Odrobiny realizmu" na... zachętę?
Lech (z pewną nieśmiałością).

ODROBINA REALIZMU
Copyright © by Lech Zaciura

Lech Zaciura

"Odrobina realizmu"

Tekst do ściagnięcia jako zzipowany RTF - tylko 40Kb.


Poniżej fragment jako zachęta do ściągnięcia całości:

Nie czekając aż reprymenda technika odniesie skutek, z całych sił napiął mięśnie i błyskawicznym ruchem uwolnił ręce, cofając się o krok. Wyższy ze strażników w lot połapał się, o co chodzi, ale w tym samym momencie potężne kopnięcie w klatkę piersiową rzuciło go na ścianę. Uderzył o nią głucho plecami i tyłem głowy, po czym osunął się, pozostawiając na lamperii ciemnoczerwoną smugę. West już tego nie widział, odwrócony w przeciwną stronę.
- Broń - rzucił w stronę małego strażnika.
- Nie nosimy broni - wysapał oniemiały strażnik.
- Wy dwaj, - zwrócił się do strażnika i technika, - zapamiętajcie sobie na najbliższą minutę: żadnych alarmów i krzyków, albo pójdziecie w jego ślady - wskazał na leżące pod ścianą ciało i rzucił się do ucieczki.
Naturalnie nie miał złudzeń, że będą cicho choćby przez dziesięć sekund, ale też nie spodziewał się, że prawie natychmiast usłyszy za sobą strzały i świst kul tuż obok głowy. A to właśnie zaczęło się dziać.
- Cholerny kurdupel!
Dobiegał do zakrętu korytarza, gdy naraz poczuł szarpnięcie tuż pod lewym łokciem i przenikliwy ból rozlewający się stamtąd po całym ramieniu. Syknął, ale nie zwolnił biegu. Był tuż tuż, ledwie kilkanaście metrów od wyjścia i jedyne, czego w tej chwili pragnął, to wyrwać się za wszelką cenę z tego przeklętego gmachu, gdzie odbywały się obłąkane procesy, a parę kroków dalej wykonywano wyroki śmierci.
Na jego drodze stanęły potężne, z wyglądu dębowe drzwi, ostatnia zapora. Natarł na nie całym impetem rozpędzonego ciała, uderzając zdrowym ramieniem. Oba skrzydła odskoczyły jakby były z dykty i West, lekko oszołomiony, wyleciał na zewnątrz. Pozostawił za sobą zgiełk setek głosów i chaotyczny tupot nóg; na dziedzińcu nie było jednak nikogo, kto mógłby zagrodzić mu drogę, więc pozbierawszy się, popędził przed siebie co sił.