Czy warto czytać Falzmanna?

Parokrotnie zadano nam to pytanie. Nie udzielimy jednoznacznej odpowiedzi. Moglibyśmy co prawda uciec w słowotok krytyczny w rodzaju: "tak, tak, to postmodernista, jego teksty odwołują się do paradygmatu współczesnej polszczyzny, kultury powstającej ze zderzenia mentalności PRLu i Zachodu, najnowszych przemian w świadomości młodych Polaków, na styku przemian społeczeństwa niedosytu/bezpieczństwa socjalnego i społeczeństwa zaspokojonego/bezwładnego moralnie... nie, nie, nie. Nie będziemy uciekać w te brednie.

Warto czytać Falzmanna.

Dlaczego? Pytanie bezsensowne. Czy warto czytać Tuwima? Oczywiście nie będziemy porównywać poety i prozaika. To nie ma sensu. Dlaczego jednak Falzmann?... Jest parę osób, które zdają sobie sprawę jak będzie wyglądał język polski A.D. 2004... Jest parę osób, które zdają sobie sprawę, że jakikolwiek tekst, który ma zostać odebrany musi spełnić parę podstawowych kryteriów "szerokiej czytelności" (sorry za słowotór) by móc w ogóle zostać odebranym, które zdają sobie sprawę, że literatura to coś "co od dołu sięga wyżyn", a nie, jak to się czesto zdarza, "lecimy od razu na szczyt, chłopaki, jak spadniemy (a to zapewnione) to z wysoka..." Spadniecie, spadniecie. Spoko. Nie stosuje się narzędzi stolarskich do borowania zębów. Kto chce się w ten sposób dostać na Olimp niech lepiej wypróbuje górnicze materiały wybuchowe... Falzmann należy, naszym zdaniem, do tych kilku osób, które zdają sobie z tego sprawę. Które wiedzą gdzie są kręte ścieżki wiodące na górę.

Kiedy za jakieś pięćdziesiąt lat (młodzi czytelnicy) będziecie czytać pośmiertne dzieła zebrane Falzmanna (życzymy Mu sto lat, ale statystyka jest nieubłagana) przypomnijcie sobie, że widzieliście Go na łamach Fahrenheita. I sądziliście wtedy, że to, z pozoru, taka łatwa proza... Nie jest łatwa, choć łatwo się czyta. Spróbujcie sami i... Pamiętajcie.


Copyright © by M. Robert Falzmann 1997

Multimedia


Moje życie jest grą.
Gra jest dyskiem.
Moje życie jest krążkiem plastyku a los i przypadek gra mnie jak CD player. Czasami jest to 2x, czasami 4x, czasami 8x. Dzisiaj. Lecz jutro to będzie szybkość obrotu i zbierania danych razy 10, 20, 30... więcej... bowiem świat idzie do przodu.
A ja jestem duchem zaklętym w sieci wirtualnego świata, powoli zjadającego normalny świat. Czy jestem szalony?
Sanity. Come back. Pobożne życzenie.
Raz w sieci, zawsze w sieci.
Czy zawsze ...... zawsze ...... za...
- Peter?! Znów masz koszmary? Zostaw tą kołdrę i daj mi spać!!!
- Przepraszam. To ten sklep.
Zabija mnie. Nienawidzę....

***

Śniadanie. Bessy chodzi po otwartym patio w samym kapeluszu i okularach. Słońce jest mordercze pomimo wczesnej godziny.
W Santa Monica, o tej porze roku, słońce zawsze jest jak młot.
- Mogłabyś nie gorszyć sąsiadów - Peter popija zmrożony Sunkiss OrJuce i je dwa patties ze szpinakiem. Trójkątne pierogi o ciemnobrązowej skórce parzą go równie silnie jak słońce liżące jego wystawiony za parasol łokieć.
- Bess, co cię znów napadło? Nie słyszałaś o ozonowej dziurze i raku skóry?
- Dziurę to ja mam puzonową a nie ozonową. A raka dostanę na języku od tego twojego... - mulatka jest ciemniejsza od patties i chce być wręcz czarna. Schylając się pokazuje czerwony, krwisty zarys między wygolonymi wargami kroku. Ostatniej nocy byli trochę zbyt gwałtowni i teraz to widać.
- Bess! Na rany Chrystusa! Załóż majtki!
- Zgubiłam kolczyk.
- Kto zważa! Załóż majtki. To są pieprzone pięciodolarowe kolczyki.
- Są. Wszystko jest... tutaj! - Bess wychodzi wziąć prysznic a Peter zostawia niedokończone śniadanie i dzwoni do Intercontinental Holografix Publishing.
- Tak, tak. Peter Pallmer. Nie, nie ten aktor z dużym fajfusem. Ja mam małego i duży sklep. Tak, dystrybutor. Dwa razy el. Pa - l - l - mer. Peter. Masz to? Co chcę? Co Ja chcę? Moje zamówienie. To chcę. Zaliczka poszła, ale towaru brak.
Wysłaliście kurierem? Zobaczymy. Fedex to garbage od kiedy połączyli się z Intercity. Słuchaj! Macie te nowe interaktywne CD? Widziałem na targach reklamę "Perwerta" i "Japan by night". Dooobry towar. Wezmę sto i sto. Kolejka? Chyba żartujesz. Jaka kolejka? Dla mnie kolejka? Mam zadzwonić do Chin? Nie?! Jestem szantażysta? Tylko biznes... Już wysyłacie? Okay! Tak, to lepiej....
- Jackass i spółka - Peter odkłada telefon i wraca do pierożków - może ja powinienem zacząć sam produkować własne filmy i gry? Takie gamonie a prowadzą interes, i ciągną...
- Kochanie? Jestem gotowa! - Bess ma na sobie satynę i coś ze skóry. Czerwoną mini a do tego podobne texanki z krokodyla.
- Nie za ciepło na łuskę? - Peter ma chwilę mdłości. "...jestem zwykły alfons!"
Mulatka podnosi mini i pokazuje mu lśniący kremem trójkąt.
- King lubi skórę i w skórę. Mam za godzinę ciężki fucktime. Cokolwiek zlewa grubasa chłodzi mnie. Nasz klient. Nasz pan.
- To jest chore - Peter zanosi talerz do kuchni i włącza zmywaczkę. - Ten King...
- Zrób więcej forsy, przestanę dorabiać na boku - Bessy wzrusza ramionami - to nie my, ale ten świat jest chory. Czym się różni orka za grosze od dawania dupy? Niczym. Ten sam syf i mogiła. Tyle, że nie muszę rozliczać się z urzędem podatkowym i zarobek ma wyższą godzinową stawkę. W fabryce płacą mniej, right?
- Zaczniesz skakać na bok - mężczyzna patrzy krytycznie na swoją kasjerkę, wspólniczkę i przyjaciółkę - jak ty to możesz wytrzymać? Ja nie jestem wart...
- I am a shitty woman in love... - nucąc, Bess zbiega na parter. Peter kręcąc z niedowierzaniem głową, idzie za nią. Oczywiście, dawno ustalili, że on i ona nie są zazdrośni, czy zakochani, lecz... kiedy dzielimy nie tylko rent ale i łóżko, te rzeczy nabierają innego koloru. Peter jest zazdrosny a Bess na swój sposób też.
Ona prowadzi. Zawsze rano. Wieczorem on. Bessy, zwykle jest zbyt pijana pracą, haszyszem i Gordon Dry. Nie wspominając jej wymagających klientów, którzy...
- Twoje sny, Peter. Możesz to rzucić. Wiesz o tym. Nadmiar gołych białych dup robi cię impo... ten tam bez wzwodu, - martwi się mulatka - jaki sens ma VR?
- To nie jest impotencja ciała lecz ducha. Nienawidzę gier, nienawidzę elektroniki oraz tego całego cyber bulshitu. To, kurwa, nie jest realne. To jest gorsze niż film, teatr, książka. To będzie narkotyk dla mas... i niestety to ma sens. Finansowy!
- Na tej zasadzie my będziemy milionerami. Jak Pizza pizza czy taki IcePalace. Zaczniemy sprzedawać akcje i udziały. Ekspansja, agenci, zyski... - Bessy śmieje się głośno.
- O to walczę! - Peter wysiada na następnym skrzyżowaniu. Na dobrą sprawę mogliby chodzić, lub robić jogging do pracy. - Jak skończysz z Kingiem, kup mi Video News. Podobno nowa firma z Europy ogłasza swoje dyski.
- Czemu nie prenumerujesz niczego? Jesteś dystrybutorem... zaraz! - za nimi ktoś trąbi i to jest duża czarna limuzyna na osiem osób. Bess pokazuje palec tamtemu kierowcy, lecz Peter bez słowa odstępuje od okna. - Jedź, tamujesz ruch.
W sklepie i magazynie panuje miły chłód. Cały kompleks i handlowy pasaż są nowe. Mniej niż rok, więc nic jeszcze nie sypie się czy psuje. Co jest ważne. Jego ~Multimedia Shack~ dostarcza gry i wirtualne dyski dla ludzi z grubymi portfelami. W sumie, kogo stać na wydawanie raz na miesiąc pięciuset dolarów? Więc, tych co stać, należy traktować na ich poziomie. Z rewerencją, szacunkiem i tym całym blichtrem dla milionerów. Peter tego nienawidzi, będąc populistą, oraz pamiętając biedne lata młodości w Vermont. Lecz... biznes to biznes.
- Otwarte? - w drzwiach dobrze zbudowana brunetka koło trzydziestki.
- Tak, oczywiście. Bardzo proszę.
- Brunetka nosi dziwne khaki z wyciętymi rękawami i ma na ramieniu dużą torbę typu jaki używają kurierzy FBI lub Army. Peter rozpoznaje to natychmiast. Trzy lata pracy dla wujka Sama i mały wypad do Bogoty jako deszyfrator NSA zostawiły niezatarty ślad i nawyk - zobacz to co ukryte. Ukryj to co mogą zobaczyć - co zresztą okazało się psu na budę. Wyrzucili go za inhalowanie obcych substancji. Eufemizm gryzipiórka bojącego się napisać, że niejaki Peter Pallmer używał hasz.
- Tak, to czym mogę służyć?
- Pan wierzy w UFO?
"Shit. Następny kosmofagot" - Słucham? Och! My mamy też, gry typu SF dla dorosłych. Wirtualny seks w najlepszym wydaniu... - Peter milknie widząc na twarzy kobiety zaskakująco rozbawiony uśmiech.
- Pan ma dziwne sny, Pallmer... - opierając się o ladę i nie ukrywając obfitego sex dekoltu, blondynka... blondynka? Peter przysiągłby, że weszła brunetka... patrzy mu w oczy i jest jak hipnotyczna fala z zapachem tymianku i verbeny - ...ja wiem, panie Pallmer, jak pomóc. Lecz... coś za coś. Jak tutaj mówią - Biznes!
- Oooo... - Peter oddycha głęboko i ma zawrót głowy oraz erekcję - ...czy my się znamy? Nie pamiętam by byliśmy sobie przedstawieni - zapach rośnie jak penis.
- Tak i nie. Virtual Reality. VR na co dzień - blondynka zda się być morfem przeskakującym z klatki do klatki filmowego slajdu. Raz jest naga, raz ubrana w iskrzącą mgłę lub stalowe blachy robota. Raz nawet staje się czymś co Peter woli nie precyzować...
- Relaks. To są tylko reminiscencje pańskiej pamięci będącej pod miotłą szczotek zdrowego rozsądku - kobieta wyciąga z torby książkę i kładzie na ladzie - pan nienawidzi gier lecz, zarazem, jest pan beznadziejnym przypadkiem addictionado per se. Elekronarkoman. Tak?
A biedna Bessy nawet nie podejrzewa, że ten sklep jest jedynie usprawiedliwieniem by móc cały dzień siedzieć z głową w monitorze, tak?
I grać, grać, grać. Multi media moja miłość!
- Proszę wyjść! Proszę natychmiast wyjść!
Aaaa....!!! - Peter cofa się przed koszmarem ze znanego mu bardzo dobrze VR dysku.
Uritsukidoji, Legend of Overfiend - japoński koktajl animowanego seksu, krwi i terroru. Zwłaszcza seksu.
- Do not fuck with me, Pallmer!! - warkot cerbera z paszczą kosmicznego lwa.
Peter nawet nie próbuje krzyczeć. To było do przewidzenia. VR może zjebać ci mózg lepiej niż crack czy LSD. I to permanentnie.
- Co powie Bessy?
- Nic! Ona nie musi wiedzieć. Aktualnie, nikt nie powinien... - blondynka zapala Dunhilla i kładzie czerwone pudełko ze złotymi literami na czarnej płycie lady, tuż obok książki zrobionej z gwiazd i nocy.
- To zacznijmy od początku.
Czy wierzy pan w UFO?
Peter patrzy na pudełko. Dotyka. To jest zupełnie realna paczka papierosów. Ale leżąca obok książka nie jest.
To znaczy, jest i nie jest.
Jest, lecz, jak by jej nie było.
Tak jak by jej obraz był tylko VR bez maskowania. Zarys, głębia, grafika kartek i okładki. Biała strona...
- Nie! Nie wierzę! A powinienem?
Ty...? UFO?
- Bardzo dobrze - brunetka jest blondynką. Pół na pół. I jej skóra też.
- Wolisz mnie jako, południowca, czy typ skandynawski?
Wolisz mnie zgwałcić w śniegu?
- To drugie - Peter ma w spodniach drążek do szczotki - Ty jesteś bardzo seksy.
- Jestem... tylko dlatego, że ty, jesteś pro kobiecy. Nie widzisz mnie jako Alien sex, co w moim wymiarze stało się regułą.
Miło jest spotkać prawdziwego mężczyznę.
Złota epoka miłości. Czy wierzysz w podróże w czasoprzestrzeni?
- Nie! Nie wierzę. - książka na kontuarze ma zarys liter i obraz. Za mgłą, która wolno się rozprasza. Bardzo wolno. Myst.
Ta cholerna książka jest jak foliał z gry Myst. Tajemnica w tajemnicy. Peter dwa razy był w grze, śpiąc. Był w Grze!
- Wspaniale! - blondynka jest naga i ma białe, wręcz srebrne włosy w kroku. Jej trójkąt ma siłę magnesu. Peter zaczyna dyszeć jak przy stosunku a ona szepcze mu do ucha - Mogę być twoim Neurodancer... chcesz? - i zaczyna kołysać się do taktu muzyki kosmicznych sfer a każdy jej ruch jest jak kopulacja...
- Holly Molly, co my tutaj mamy?! - do sklepu wchodzi Dawson, gruby i jowialny sprzedawca z K-martu. Okazyjny klient i raczej browser. Peter? Kto to jest?!
- Reklama - mówi blondynka, ubrana w złotą folię i tak dziwnie skrojoną, że jest bardziej rozebrana niż gdyby była naga.
- Promocja książki VR. Nowe gry...
- Czy kobiety powinny służyć w wojsku? - Dawson bez problemu czyta tytuł i nawet wertuje kartki - Hej! Kto by nas bronił. Oczywiście, że tak. Kupuję!
- Dziesięć dolarów - blondynka wyjmuje drugą książkę i podaje grubasowi, który stoi tak jakoś bokiem i ma na czole perły potu - Życzę miłego dnia - biała smukła dłoń dotyka ramienia mężczyzny i Peter przysiągłby, że tamten zlewa się w spodnie.
I trwa to minutę. Biała dłoń na grubym dygoczącym bicepsie. Input.
- Uff! - Dawson patrzy okrągłymi oczami na kobietę - To jest najlepsza gra jaką miałem. Realne VR. Dzięki. Stokrotne dzięki.
Muszę zadzwonić do Marcie. Ona będzie kochać tą grę... - Dawson zostawia banknot i wybiega ze sklepu. Peter widzi, że spodnie grubas są suche, więc musiało to być tylko złudzenie.
- Nie! Nie było. On właśnie zrobił to z własną żoną.
Na plaży Costa Brava w Hiszpanii. Zawsze marzył by zobaczyć dekadencką i zepsutą Europę. I zobaczył ... z własną żoną, wierny taki - kobieta robi oko do Petera - ... potęga złudy VR.
- Jak to się dzieje, że ty czytasz moje myśli? - Peter patrzy na banknot. Maca banknot. Wreszcie chowa do kasy na dobry początek.
- Czy średniowieczny kupiec chciałby wiedzieć jak się robi aspirynę? - blondynka przekrzywia głowę i zagląda mu w oczy. Z uśmiechem przebaczenia.
- Okay - Peter nagle jest na luzie i ze zwisem. Co za ulga.
- Okay. Chwytam. Tajemnica produkcji. Kupuję.... Jaki procent? Jakie warunki? Ile? Kiedy?
- Pół na pół. Dycha od sztuki. Dam ci tysiąc. Pomogę reklamować. Gra?
- Jak w banku - Peter podaje jej rękę i jest wynagrodzony solidnym uściskiem, prawie męskim, bardzo biznesowym - będę potrzebował faktur bo zamówienie idzie do komputera. Kogo pani reprezentuje? Producenta czy dystrybutora?
- Digital Tracing Systems. Kanata. Ontario. - kobieta kładzie na ladzie wizytówkę.
- Kanuck - Peter nabiera szacunku - Wy tam na północy zaczynacie dominować w grach i software. Dzięki za zaufanie. Ja was zrobię tutaj drugim Corel Draw w CD VR grach. Mam koneksje i dojścia do każdego...
- Ależ my jesteśmy... - blondynka marszczy brwi, kręci głową, uśmiecha się przepraszająco - ...to znaczy, mam na myśli...będziemy. Tak, będziemy. Ach! Przejdźmy do biznesu. Tu są książki - otwierając swoją torbę zaczyna wysypywać na podłogę nieskończony szereg tomów. Jak kostki domina. Po dziesięć w rzędzie a obok następna kupka i następna i następna. Peter pociąga nosem i nic nie mówi.
VR to VR. Tyle, że ostatnio VR i życie zaczęły się odrobinę zacierać na brzegach. Nic poważnego. Można przywyknąć.
Tak jak do snów.
- Peter! Draniu! Nic nie mówiłeś? Gdyby nie Dawson... Holly Macrel! Ale dupa!
Harry Drucker jest głównym dyrektorem Searsa i bardzo dobrym klientem. Peter zwykle skubie go na wyższy procent i marżę. W sumie Sears też zdziera skórę.
- Gdzieś ty dopadł ten towar? - Harry pieści w dłoniach obwolutę książki tak jak by to były kobiece biodra - Fantastyczne!
- Z Kanady - Peter widzi, że Harry jakoś nie zauważa pracującej blondynki i coś mu mówi, że tak jest lepiej - ... to jest bardzo ekskluzywny i wyszukany typ gry dla koneserów.
Nie tani, więc tylko dla swoich.
Rozumiesz. Zaufanych...
- Jasne... - Harry ma krople potu na górnej wardze i zamglony wzrok - ...biorę.
- Dwieście - Peter widzi jak blondynka zastyga i patrzy na niego zaszokowana.
- Proszę... - Harry wyjmuje portfel i podaje Visa card - ...Holly smoke. Oni robią takie cuda, że... my żyjemy w bardzo ciekawych czasach... Oh! God!
- Ty jesteś, okay?
Peter kasuje kartę w czytniku komputera i zerka na klienta mającego napad łagodnej epilepsji lub suchego orgazmu.
- Jaaa... jestem szczęśliwy - Harry szczerzy się i wzdycha przez chwilę - O boy! Dawson nie kłamał i nie przesadzał. To jest to! Muszę zadzwonić do Cheryl.
Nie, do Moniki.
Nie. Do obu.
A co. Czas ustalić z kim sypiam.
Cholera. Czemu nie z dwoma?
Ja je kocham obie. Odkrycie.
- Jesteś rozwiedziony, Harry - Peter marszczy brwi - twoja była...
- To był błąd. To był mój błąd. Cheryl miała rację. Ja byłem idiota, aa... jestem!
Dyrektor Searsa wychodzi tuląc do piersi książkę i Peter jest gotów przysiąc, że na okładce pisze - Wieczni Kochankowie czyli Kryzys w Małżeństwie.
- On ma dobre serce, ale brak etyki... - blondynka pokazuje palcem na komputer i ma pytające oczy - ty też, Pallmer.
To jest złodziejstwo. Dwieście dolarów?!
- Masz rację. On mnie okradł. Powinienem był zażądać trzysta...
- Nie! Nie! Nie wolno! - blondynka zaciska pięści i zaczyna przypominać jaszczura, gigantyczną Iguanę wspinającą się na jego pierś by żywcem wyssać mu oczy z czaszki.
- Ty nie będziesz odstraszał mi ludzi!! To się musi rozejść!
- A ty nie będziesz mi mówić jak prowadzić biznes - Peter strzela otwartą dłonią w mroczny pysk i jego ręka napotyka jedynie powietrze - to jest mój sklep, okay?
- Dlaczego się upierasz? - blondynka nagle w kusym ubranku żywcem zdartym ze Space Sirens poprawia sobie stanik - Pieniądze są tutaj bez znaczenia.
- Może dla ciebie, ale nie dla mnie - Peter obchodzi dookoła ladę i stając przed kobietą łapie ją pełną dłonią za wydatny krok.
- Można wiedzieć co robisz? To nie jest normalne zachowanie w waszych czasach, tak? - blondynka patrzy mu w oczy i biernie pozwala sobie odchylić elastyczne spodenki z czarnej pseudo skóry. Pod spodem ma białe, wręcz srebrne, długie jedwabiste włosy kryjące zupełnie ludzką i bardzo kobiecą muszlę łona.
- Przepraszam - Peter cofa rękę jak oparzony - to nie jest VR. Czy ja śnię?
- Nie bardziej niż ja - kobieta dotyka jego głowy i zamyka na sekundę oczy. Kiedy otwiera, podnosi wysoko brwi. - To ciekawe. Ja straciłam twój sygnał. Ja nie mogę czytać cię na odległość.
To wszystko dlatego, że Bess... i ty. Miłość?!
- Daj spokój - Peter odwraca się i widzi szczeniaka, zaledwie w granicach legalnego wieku by móc kupować Adult CD's.
- Tak? Czym mogę służyć?
- Szukam Virtual Vixens oraz Vampire's Kiss - szczeniak ma okularki jak szkła teleskopu i potyka się o własne niedbale zawiązane Nike Galaxy w kolorze neon green. Ale wyraźnie wie czego chce.
- Wampirzyca wyssie ci krew - żartuje Peter.
- Miejmy nadzieję, że i coś więcej - okularnik oblizuje wargi i patrzy na potężny stos książek zajmujący środek sklepu - pan handluje encyklopedią?
- Skąd. To kolega złożył na chwilę. Zaraz zabiorą...
- Nie. To nie jest głupie - szczeniak bierze jedną książkę - ile?
- Dziesięć - odzywa się blondynka i okularnik ma napad Steamy Windows.
- Chchchęęętttniee wwweeezmęęę.
- Powinieneś, Andy. Powinieneś! - blondynka dotyka chłopaka i ma oczy jak latarnie a jej ciało jest mgłą i milionem gwiazd na tle czarnego aksamitu.
- Ty jesteś Teri Weigel! - odkrywa dygoczący chłopak - Ja cię widziałem w Wicked. Nawet mam CD. Ty jesteś fantastyczna! Mogę dostać twój autograf?
- Natychmiast Andy! - kobieta wyglądająca jak sławna Playboy Playmate pisze coś w książce zatytułowanej Encyklopedia Miłości - to dla ciebie. I zaproś kolegów. Ja będę czekać...
- Coooool... - chłopak płaci i znika, cały czerwony i szczęśliwy.
- Peter! Mam go! - kobieta wpija oczy w plecy szczeniaka - Jesteśmy na tropie. Wiesz kto to był? Andy Atkins.
Szkolny kolega Jasona Prunelle.
- Aha. I co?
- Jaktocotyidioto? - słowa są zlane w jeden ciąg i mają zupełnie zwariowany akcent. Nic z L.A. czy Frisco. - Onjesatśróbkąwkolehistori o przepraszam...
- Zrozumiałem. Ty jesteś UFO. Okay. Ja jestem Aladyn. Co dalej?
- Ty mi pomożesz, ja pomogę tobie, - eteryczna albinoska w oparze scyntylacyjnej gazy podpływa do mężczyzny - Bessy będzie tutaj za kilka minut. Powiesz jej, że przyjąłeś mnie do promowania tych książek. Ale nie powiesz jej prawdy...
- Która jest? - Peter obejmuje kobietę i zamyka oczy. W jego dłoniach ona jest tylko jak wiatr i pachnąca pustka nagrzanego słońcem wrzosowiska. Złuda...
- Patrz na mnie - szept wręcz błagalny - twoje oczy są moją bramą tutaj...
- Kiedy ja nie patrzę, ty nie istniejesz - Peter potwierdza to co podświadomie wiedział wcześniej. Pozostaje znaleźć jeszcze odpowiedź na najważniejsze pytanie.
- I to jest rzeczywistość z innego... wymiaru? Wirtualna transmisja masy?
- Czasu, panie Pallmer. Czasu! My nie umiemy zmieniać wymiarów. Fizyczne wartości są stałe. Prawa są stałe. Ale czyż gra na CD nie jest powielaniem czasu over and over?
Loop. Tak. To jest transmisja sygnału interaktywnego VR.
- Pętla czasu - otwarte oczy kłamią obrazem anielicy tańczącej na główce od szpilki - absurd! Czysta fantazja. Zaprzeczenie praw ziemskich i boskich...
- Bóg nie gra w kości. On gra VR... - kobieta w kostiumie z Nightwatch II ma bardzo smutne oczy - ...i my musimy to zmienić. Technika i etyka nigdy nie idą w parze. Pamiętasz Nagasaki? Powiedz sam. Chciałbyś żyć w świecie gdzie bogowie mieszkają w orbitalnych barakach i jedzą sojową papkę ze smoczka w ścianie? Gdzie automaty rządzą, bo nikt nie jest w stanie ich zastąpić? Gdzie ciała są jedynie balastem, a szczęście nazywa się Kryształ? Taka ogromna planeta cała będąca jednym bankiem pamięci gdzie każdy atom to galaktyka.
A każda galaktyka jest domem dla milionów istot dawno bez ciał i dawno bez potrzeby powrotu do poziomu zwierzaka... ja mogę się przejęzyczyć. Pewne stany świadomości i bytowania nie mają opisu i odpowiednika w twoim świecie...
- Rozumiem - Peter kiwa głową - więc ty chcesz odwrócić historię, usuwając, zmieniając, fastrygując nowy wzór na siatce prawdopodobieństwa? Czy ten, Jason Ktoś tam, będzie zabity? Wykasowany? Eradykowany z naszej czasoprzestrzeni? Czy ja będę instrumentem? Lunatyk morderca, tak?
- Jak prymitywne! - kobieta uśmiecha się wesoło i poprawia pas z bronią - Skąd! Znasz pojęcie aktywnej indoktrynacji? U was nazywa się to Praniem Mózgu, u nas Nauką. Nie ważne. On tylko będzie zmieniony. Z twoją pomocą.
Śpiochu...
- To znaczy? - Peter widzi że dziewczyna w kusej parodii munduru otwiera szeroko drzwi - Odpowiedz mi! Przecież ja mam prawo wiedzieć.
- Zobaczysz sam - pani strażniczka, wypinając piersi i wymachując gumową pałką zaczyna zapraszać przechodzących pasażem ludzi - Atrakcja! Reakcja! Super nowoczesna gra dwudziestego piątego wieku, już dzisiaj na sprzedaż! Czy chcesz zostać Bogiem? Czy chcesz poznać mężczyznę swoich marzeń? Czy chcesz odwiedzić Hawaje za jedne dziesięć dolarów? Atrakcja! Reakcja! Super...
Jej akt jest i nie jest aktem. Jak opiłki do magnesu, ludzie zbiegają się tłumem i Peter znienacka nie nadąża pakować książki i dyski i nawet zakurzone i zleżałe remanenty zabytkowych Kodak Picture CD's idą jak woda.
- Kochanie? Gdzie są torby? - Bess jakimś cudownym zrządzeniem losu pojawia się z odsieczą.
- Chyba w tym pudle po odkurzaczu w magazynie. Jak to się stało, że wróciłaś tak wcześnie? King zachorował?
- Nie. Zrezygnował. Znalazł sobie jakąś białą lalę z miodową figą. Smakuje mu bardziej niż moja murzyńska papaja. Stówa co tydzień do tyłu nie dając przodu.
- Shit. To wulgarne.
- Prostytucja zawsze - Bessy znika i wraca przebrana w sklepowy kitel, dźwigając naręcze reklamowych torebek - Gdzieś ty dopadł tą modelkę? Genialny pomysł!
- Nigdzie. Dostałem razem z przesyłką. Kanadole uczą nas jak się robi biznes...
- Niech im zima lekką będzie. Ruch jak na targu. Wiesz gdzie jest Catwoman?
- Jak nie ma na półce, to nie ma...
- Shit... sir! Sir! Zabrakło, lecz mogę polecić Mindshadows. Ich czterech i ona jedna. Dam panu dyskonto i rain cheque. Okay?... Okay. Peter zapakuj.
O czwartej trzydzieści, blondynka porzuciła drzwi i schowała się na zapleczu. Jej zniknięcie wysuszyło rzekę kupujących równie nagle jak stalowa śluza zamykająca kanał.
- Oooo... - Bessy zwaliła się na krzesełko za ladą i zaczęła wachlować połami rozpiętego kitla - ...mieć taki magiel na co dzień to..
- Bylibyśmy milionerami - Peter patrzył na czystą podłogę i wymiecione półki.
- Chyba sprzedaliśmy roczny obrót w jeden dzień - mulatka pokazała na ostatni egzemplarz książki, czytając - Joy of Sex... co za głupi tytuł. Każdy to używa. Też mi gra. Orka jak mnie spytasz. No... nie zawsze. Nie z tobą.
- Dzięki - Peter oparty o blat zobaczył w drzwiach szczupłego chłopaka z koszulką o fantazyjnym napisie I love Milk.
Znajomego, lecz jak...? - Czym mogę służyć?
- Ja... och... już nie ma?
- Czego nie ma? Tego? - Peter pokazał książkę i tamten wytrzeszczył oczy.
- Czy kobiety powinny służyć w wojsku?
Idąc jak zahipnotyzowany, chłopak wbił się kolanami w obudowę kontuaru, wręcz wyrywając z ręki Petera ostatni egzemplarz.
- Sprawdźmy. Zagrajmy. Przekonajmy się...
- Kolega Jason, przypuszczam? Ty chcesz być w komputerach, czy w polityce? - Peter strzelił na ślepo, dla samej frajdy mylenia się w założeniach, ale chłopak potaknął.
- Yup! Jason.
Czy to Andy powiedział? To ja. Jason.
Polityka? Nieee...
- Aaa... kobiety?
Peter był ciekaw czemu akurat ten nastolatek a nie jakiś inny jest tak ważny. Książka dotyczyła jakiejś tam wydumanej bzdury, lecz może tylko dla niego a nie tamtego - jak sądzisz? Czy kobiety powinny służyć w wojsku?
- Moja mama była... - chłopak smutnieje, lecz patrzy na książkę i zaraz szeroko uśmiecha się i zaciska jedną dłoń w pięść - ...była jak ze stali. Pilot. Wzięli ją nad Irakiem.
Nie mogła wyskoczyć, to poszła czołowo w baterię Scud - chłopak, znów milknie i smutnieje lecz książka w jego ręku śpiewa jakąś tylko jemu wiadomą melodię i jest to jak kołysanka.
- ...well, tak, sądzę, że każda kobieta ma prawo być i robić to co mężczyzna... - głęboki oddech i wstrząs głową - ...każda.
Nawet matka. Nawet mamusia... - dwie łzy toczą się po skurczonych policzkach.
- Jezus! - Bessy wychodzi z za kontuaru i tuli dzieciaka do swoich piersi - Jezu!
- Przepraszam - chłopak prostuje się i z zażenowaniem unika widoku półnagiej mulatki, ale jego oczy jakoś nie nadążają za ruchem głowy. Bessy ma czym oddychać i to bez silikonu. Jason z trudem odrywa wzrok i lekko chrząka, mówiąc - to ile płacę za tą książkę?
- Nic... nic - Peter uśmiecha się z wyrozumiałością - Weterani nie płacą. Mój ojciec zginął w Wietnamie. I ja znam ból... wiesz.. wpadnij w wolnej chwili. Mam czasami darmowe reklamówki dysków.
Jesteś już na tyle duży, że odrobina seksu nie przewróci ci w głowie... a będziesz miał w co pograć z przyjaciółką. Bo ty masz jakąś, tak?
- Jasne! - chłopak zerka na Bessy i czerwienieje, lecz trzyma fason - Dzięki!
- Znasz go? - mulatka patrzy na wychodzącego Jasona dziwnie wilgotnymi oczami. Taka mieszanina, żalu i współczucia. Pierwszy krok do zdjęcia majtek - Bardzo miły kwak. I czysty. Nie pali. Przesympatyczny...
- Nadzwyczaj - blondynka pojawia się i jest w prostej białej sukience i płaskich sandałkach z żółtej skóry - ten kwak pieścił żal za mamy cycem do roku trzydziestego, kiedy to zdecydował się... zostać politykiem.
I tylko dlatego, że w ten sposób mógł przeforsować prawo odmawiające służby wojskowej kobiecie mającej dziecko, lub mogącej mieć dziecko...
Blondynka ma zimne niebieskie oczy, które łagodnieją gdy zatrzymują się na dekolcie Bess - ...załatwiłaś go dokładnie, dear.
- Ja? - Bessy patrząc pytająco na Petera rusza się z miejsca i naciera na tamtą.
- A ty kto? Grecka Pytia? Wróżka?
- Czy to ważne? - blondynka kładzie bez żenady rękę na piersi mulatki.
- Zapomnij. Tutaj nic nie zaszło - jej drobna dłoń zaczyna pieścić ciemną sutkę.
- Peter?! - Bessy oddycha tak ciężko, że zda się dusić - Peter weź tą lesbiję!
- Okay - Peter łapie blondynkę za ramię i odciąga - lepiej mi powiedz, co dalej...
Co z nami?
Co z Jasonem?
- Z nim? Nie pamiętam.
Prehistoria.
Ale mały kamień porusza lawinę. Sto lat dalej i niżej na socjalnej drabinie niedorozwoju, my kobiety zeszłyśmy do poziomu niewolnic i domowego bydła.
W efekcie mieliśmy wojnę.
Sto milionów samców i samic do piachu.
A dzisiaj mamy dwie rasy zaledwie koegzystujące. Niezbyt miły obrazek z waszego punktu widzenia.
Bo kochać się tak jak wy, to kara śmierci po obu stronach granicy, czytaj, frontu.
Wyobrażacie sobie, co tam się dzieje. Zaawansowane średniowiecze epoki lotów międzygalaktycznych.
Na szczęście, Droga Mleczna należy do kobiet... należała... - blondynka uśmiecha się szeroko - ...z Jasonem pro kobiecym i przeprogramowanym, koniec kłopotów.
Oczywiście, wy będziecie trzymać język za zębami... - głos nagle cichnie i obraz mówiącej zaczyna być jak negatyw lub zepsuty obraz telewizyjny - ...mój czas mija, żegnajcie.
Peter i Bessy zostają w pustym sklepie i jest im zimno.
- Co za fuck? - mulatka ma oczy jak spodki - Jakiś nowe wirtualne gówno?
- Tak - mruczy Peter - czego to ludzie nie robią dla reklamy. Wyjdziesz za mnie?
- Jezu. Wiesz kiedy złamać serce kobiety - Bessy zabiera się za liczenie kasy i robi to dwa razy nie dowierzając własnym oczom.
- Peter? Jesteś geniuszem. Toniemy w forsie.
Nawet nie pytaj. Jasne, że wyjdę.



koniec

* * * * *
____________________________________________

FM Publications Canada - Bookware PC/EP 1.44MB