Dżinn z Tonikiem
Zamieściłem w "Fahrenheicie" apel, kto chciał - znalazł, ustosunkował się. Kto nie chciał - może teraz zajrzeć i zdystansować się albo przyłączyć. Nie bardzo wierzyłem w jakikolwiek odzew, myślałem sobie: "Co ty, cwaniutku!? Wydaje ci się, że inni nie pomyślą, że chcesz tanim kosztem przenieść książki na dysk? Hę?". Co z tego, że nie to było iskrą, od której rozgorzał płomień.
Nie czekałem długo - dobę. Hurr-rra! Jest przynajmniej jeden! To już sprawa dla socjologa, to już coś! A na dodatek człowiek pisze: "Mogę ci przepisać tych kilka stron. Przyślij je... i poniżej berliński adres.
Po pierwsze - jakiż mamy wspaniały zasięg!
Po drugie...
No właśnie, po drugie: nie tak dawno równolegle z takim listem, może nieco go wyprzedzając albo w ogóle - zamiast tego listu, zastukałoby do moich drzwi dwóch smętnych i poprosili o pilną wizytę na "komendzie". I zapytaliby:
- A/ Jak to się stało, towarzyszu, że w waszej powieści naigrywacie się z tow. Stalina?
- B/ Dlaczego ta powieść została - na razie we "fragmencie" - przesłana na Zachód? Nie macie gdzie publikować? Nie macie? No to pomyślcie, dlaczego nie chcą was publikować, co? Trochę pokory, kurwa mać, Dębski!!!
- C/ Skąd wzieliśta, ksero? Macie w piwnicy powielareczkie może, co? No bo normalni ludzie nie mają dojść do tak zwanych kserografów, chyba że jakaś pieprzona plebania znajoma ma czy coś takiego innego?
- D/ Skąd dostał wasz adres Niemiec... Ach, przy okazji - dlaczego to nie jest uczciwy Niemiec, tylko na poły Niemiec, na poły Polak, czyli zwyczajny emigrant? Utrzymujecie, Dębski, kontakty z agenturą? Z Uciekinierami? Zdrajcamy? CO?!?! (dłonią w blat stołu - dup!)
- E/ Wróćmy do temata - skąd Niemiec ma wasz adres? Skąd wie, że chcecie cóś przepisywać siłamy fandoma?
- F/ Zastanówmy się też, czy ten fandom... fandą? Czy ma to coś wspólnego z burżuazyjnym przestępcą Fądomasem, czy nie? I dlaczego zwalacie winę czy też zasługi na rzeczownik taki ogólny, nie na konkretną osobę, co ma adres i naźwisko?
Łosz kurna, Dębski, macie przesrane, wy i pchły wasze.
Nie dostaniecie talonu na malucha.
Więcej - znajdziemy ten sklep, gdzie macie numer 8554 i stoicie od dwóch lat po oponę na swojego 126. Niech się wam nie wydaje, że jeszcze tylko dziewięć lat i oponka wam spadnie z dostawy - jeb! I kupicie?! O nie! Po naszym trupie.
I - chyba - słowo ciałem się stało.
Ktoś z Berlina pomaga w przepisywaniu, chwilę po tym jak przepisze - dostanę to. Świat skarlał i znormalniał. Ale - pamiętajcie o tym wcześniejszym. Zapytajcie kiedyś ojca z babcią. Zaręczam, że przez kilka wieczorów nie trzeba będzie wychodzić do Internetu.
A potem - oczywiście - do nowego "Fahrenheita