WSTĘPNIAK

No dobra, dobra, nie musicie mi przypominać. Wiem, że są wakacje. Byłem nawet na wakacjach, przez jeden dzień i jedną noc. Ale o tym później.

Właściwie, rzecz, którą chcę poruszyć powinienem umieścić w dziale Pole Miki. Ale bez przesady. Nikt w redakcji nie ma już ochoty wracać do ("legendarnej", "kultowej", "obciachowej", "beznadziejnej" - sądząc po listach, które na ten temat wciąż nadchodzą) dyskusji pomiędzy panami Bugowskim i Szyjewskim na temat prozy (m.in.) Andrzeja Sapkowskiego. "Nie chcem, ale muszem" - jak mówił nasz Pan Prezydent poprzedniej kadencji.

Pan Dominik Jankowski z Gdańska (no proszę, nie dość że z Gdańska jak Pan Prezydent to jeszcze "Jankowski"... - uuuuuch, to nie kpina, broń Boże, jeno zaduma nad zakrętami historii) dorzucił kamyczek do mozaiki tworzącej słynną "Sapkowski Zone".

Otóż strona ta chełpiąca się, że zamieszcza WSZYSTKIE teksty dotyczące Sapkowskiego zamieściła, (dodajmy: zgodnie z dobrym obyczajem, tj. powołując się na źródło) tekst dyskusji, pomiędzy wspomnianymi już panami Bugowskim i Szyjewskim, zamieszczonej w Fahrenheitcie. Problem w tym, że z dyskusji znalazły się tam wyłącznie teksty broniące Sapkowskiego, to jest teksty pana Szyjewskiego... Wyszło jakoś tak, że dyskusja była trochę jednostronna, monolog raczej, a nie dwugłos, ale nie czepiajmy się szczegółów. Każdy może na swojej stronie zamieścić co mu się tylko podoba.

Niemniej: jeśli mają być teksty WSZYSTKIE to gdzie Bugowski? (nie wspomnę już o błędzie w nazwisku - ale to drobiazg). Jeśli ktoś zamieszcza odpowiedź na zarzuty, to gdzie są same zarzuty? Oczywiście, to nie nasza sprawa. My też możemy powiedzieć: "Udowadniamy panu Kowalskiemu, że, ponad wszelką wątpliwość, dwa plus dwa równa się cztery!". Cóż, przy okazji, może nas obchodzić, że pan Kowalski w ogóle matematyką w swoich wywodach się nie parał, a jedynie twierdził, że słoń ma długi nos zwany, dla niepoznaki, trąbą? My, udowodniliśmy mu, że 2+2=4! Trąba nie wchodzi w zakres naszych zainteresowań, choć w nagłówku Fahrenheita twierdzimy, że zamieszczamy wszystko co dotyczy słoni... Jak mówią Rosjanie: "Bywa i tak..."

Przy okazji: pan Einstein nie ma racji ponieważ rak nie jest żyrafą! Pani Skłodowska jest w błędzie ponieważ landrynki, jak sama nazwa mówi, służą do landrynienia, pan Kopernik to bęcwał ponieważ spółka z o.o. nie ma nic wspólnego ze spółkowaniem. Pan Daimler to idiota ponieważ Cinquecento jest szybsze od Fiata 126p. Racji Einsteina, Skłodowskiej, Kopernika i Daimlera nie przedstawimy, bo co nas to obchodzi! Udzieliliśmy jedynie słusznych odpowiedzi i to w zupełności wystarczy! Z komunistycznym pozdrowieniem Feliks Dzierżyński aka W.I. Lenin...

Życzymy dalszego, owocnego rozwoju stronie zawierającej absolutnie wszystkie, jedynie słuszne, pożądane przez LUD treści. Bez "opium dla mas", chłopaki, ale... kiedyś już coś takiego przeżyliśmy. Nazywało się to bodaj... cholera, pamięć zawodzi... cenzura? Czy jakoś tak. Pozdrowienia serdeczne, w każdym razie.

A tak już zupełnie nawiasem mówiąc, twórcy strony "S.Z." kompletnie nie mają racji ponieważ Francuzów nazywamy żabojadami tylko dlatego, że oni jedzą żaby...

Mniejsza z tym. Miałem pisać o wakacjach. Oooo... Byłem, byłem. Jeden dzień i jedną noc. Pojechałem odwiedzić kolegę, który wczasował w Silnej Nowej (to gdzieś w poznańskich lasach nad jeziorem). Było strasznie - a to z powodu zdecydowanego braku sklepów nocnych, istnienia tylko trzech stacji radiowych, które były słyszalne (z tego jedna trzeszczała i nie było to bynajmniej Radio Maryja), braku łączności, braku Internetu. Jestem istotą industrialną. Kiedy wracałem następnego dnia do Wrocławia cywilizacja roztoczyła nade mną swe opiekuńcze ramiona w momencie jak zbliżyłem się do Poznania. Z trzech stacji radiowych zrobiło się nagle trzydzieści trzy... Mój telefon nagle zaczął znowu działać. Radio CB natychmiast ostrzegło gdzie czyhają zaczajone na mnie patrole policji drogowej i zaleciło stosowne objazdy. Provider przez SMSy dał mi natychmiast znać, że czeka na mnie fura zaległej poczty elektronicznej do obrobienia. Wirtualny fax dał znać przez biper, że czeka na mnie masa ważnych dokumentów do ściągnięcia i przeczytania. Słowem cywilizacja zajęła się mną, zadbała i poduszkami drogę usłała. Doszło do tego, że kiedy za Rawiczem zatrzymałem się by zjeść trochę kiełbasy z grilla (zwanej "ołowianką" od wyziewów z rur wydechowych pojazdów przejeżdżających obok) to zapłaciłem nie 11,50 jak w lesie ale jedynie 5 złotych (z bułką i kawą), a w dodatku mogłem sobie sam (własnymi palcami) kiełbasę wybrać... Policjant, który mnie przypadkiem zatrzymał nie opieprzył tylko drogę na mapie pokazał (kiedy zagubiłem się na objazdach). Jacyś Poznaniacy na przydrożnym parkingu nie obrabowali mnie ale poratowali papierosami, których mi zabrakło. Jakiś Rawiczanin wyprzedził mnie na pełnym gazie, zatrzymał i ostrzegł, że mam mało powietrza w tylnim kole, które przebiłem w lesie (pożyczył nawet własną pompkę). Discjockey ze stacji radiowej z Kościana pożegnał mnie czule kiedy automat zmieniał częstotliwości w moim radiu jak wjeżdżałem w zasięg wrocławskich stacji...

Nie wiem jak to powiedzieć. Na łonie natury było wspaniale. Taka piękna zieleń i woda i... no nie wiem co jeszcze. Jednak dopiero wkraczając w strefę Poznania poczułem się znowu członkiem własnego plemienia. Istotą industrialną znowu zaakceptowaną przez swoich współbraci i technicznych współwyznawców. Kimś o kogo dbają tysiące ludzi. Kimś ważnym, swoim, bratem, kolegą... Kimś o kogo trzeba zadbać i kogo można poprosić o pomoc. W lesie, "w dziczy", to mi działał tylko samochód i zapalniczka... Na trasie Poznań-Wrocław działały wszystkie urządzenia, które zabrałem ze sobą. Ludzie patrzyli na mnie jakoś inaczej... Przecież to nie jest daleko, a jednak zdołałem zawrzeć kilka znajomości, wymieniłem się dwoma wizytówkami, pewnie w ślad za tym pójdzie parę e-maili. W ośrodku wypoczynkowym, przez czas kilkakrotnie dłuższy nie poznałem nikogo. Z nikim nie zdołałem się porozumieć.

Mam dziwne wrażenie, że mimo deklarowanej miłości do natury nie jesteśmy już w stanie tak do końca jej zaakceptować. Pewnie, że ładna. Pewnie, że daje wytchnienie. Jakby tylko jeszcze telefon działał poprawnie i żeby provider mógł przesłać... Szkoda. Już, niestety nie jestem "dziki" (w tym pięknym znaczeniu słowa "dziki"). Jestem industrialnym szczurem, który kocha inne zaganiane szczury. Po prostu potrafimy się zwąchać. Potrafimy się zaakceptować.

Tak, że nie martw się, jeśli nie stać Cię na wakacje, albo nie masz czasu wyjechać. Jesteś z nami, Stary! Jesteś w pełni zaakceptowany, Bracie!

Gin