Film

" Z archiwum X"

Cała Redakcja miała pójść do kina. Tak kazał Naczelny. Nawet poszli. Mieli napisać wypracowania. Kto napisał? Tylko ja. Dlatego Naczelny obiecał mi rubrykę. Inni niech kopią rowy.
A zatem...
Średnizna, niestety.
Wiadomo było z grubsza, czego się można spodziewać po filmowym rozwinięciu (?) serialu. Mniej więcej tak samo, jak wiadomo co się może dziać w kolejnym "Obcym": Obcy contra ludzie. W Archiwum musi byś Moulder contra Enigma.
I tak się stało. Na dodatek, żeby nic nie wyjaśnić i nie odciąć siebie od żyły serialu i kolejnych ekranizacji, twórcy zrobili tak: tajemnice, mrok, szybkie migawkowe zdjęcia, przez co na ekranie nic nie widać, a tylko dużo słychać w głośnikach.
Biedy Fox chwilami głupieje nie wiedząc czy gra w "Szklanej pułapce", w "Alienie" czy "Dniu Niepodległości", brakuje mu tylko "Facetów w czerni".
Mizerny jest scenariusz.
Niezłe efekty, ale za dużo mroku, żeby do końca docenić efekty efekciarzy.
Gra aktorów - ujdzie, to zawodowcy, którzy i na drągu w przeciągu w pociągu nie schodzą poniżej pewnego przyzwoitego minimum.
No i - niestety - wahałem się czy Wam to powiedzieć, ale dobro stada (patrz "Wstępniak") wymaga solidarności. Spełniły się moje najgorsze przeczucia - Gillian Anderson... Nie, może jednak nie wyemituję tego z siebie...
Nie, właśnie że powiem! Tak. Nie bójmy się prawdy. Prawda nas... co tam? Uwolni?
Prawda zatem jest taka:
Gillian Anderson ma zbyt masywne łydki! I chyba nawet za krótkie!
Widać to znakomicie - a podejrzewałem już wcześniej, cholera! - w scenie, kiedy Fox zostaje usunięty z klasy za spóźnienie, czeka na korytarzu podczas zeznań Scully, a potem ona wychodzi do niego. Chciałbym, żeby to był kiks speca od kostiumów albo niechlujna robota kamerzysty, ale - mimo że życzę sobie i Gillian jak najlepiej - nie daję temu wariantowi wielu szans.
I to były tyle smutnego z archiwnego.

R. O'Bol


GODZILLA

Dziwię się recenzentom, którzy krytykując "Godzillę" i wychwalając jej poprzednie wersje zapominają, że przez ostatnie kilkanaście lat zmienił się nie tylko potwór. Myślę, że gdybym miał lat piętnaście wyszedłbym z kina zachwycony, ale i tak, mimo że jestem nieco starszy, nie byłem zawiedziony. Przedstawiona historia jest raczej spójna, ilość niedorzeczności nie przekracza hollywoodzkiej normy, a Godzilla wygląda jak żywa. Uzyskano to niestety kosztem zmodyfikowania postaci, ale autorzy konsekwentnie zmienili także jej charakter. Tym razem nie jest już dobra, ale właściwie nie jest również zła, jest po prostu głodna. Człowiek staje na jej drodze przypadkiem, a sposób w jaki się z nią rozprawia wywołuje nie tyle uczucie tryumfu, co raczej melancholii. Znów okazaliśmy się lepsi w wyścigu o przetrwanie.

Marcin Matusiak