WSTĘPNIAK

Kilka - może nawet już kilkadziesiąt - razy pytano mnie, w domu i poza nim, po diabła jeżdżę na wszelkiego rodzaju ...cony. Zazwyczaj udzielałem mniej więcej tej samej odpowiedzi, co i po co wymyślać inną, skoro jedna wystarczy. Ostatnio, w Białymstoku, zapytał mnie o to samo Jacek Inglot, nie dlatego że sam nie wie, po co go nosi po Polsce, ale na zlecenie jakiegoś medium pytał. Odpowiedziałem, że jeżdżę, bo dobrze czuję się w swoim stadzie. Jak i inni, chyba. Bo inaczej po co?
Identycznie musi wyglądać sprawa z hodowcami kanarków, róż, złotych i srebrnych rybek, kaktusów i ORMO. Po prostu - idziesz korytarzem, spotykasz widzianego po raz pierwszy w życiu Faceta i zagajasz:
- Moim zdaniem, ekranizacja "Kawalerii kosmosu" jest do dupy.
A on na to:
- Tak
lub:
- Nie
ale nigdy:
- A o co ci chodzi? Co to jest - ta durna kawaleria kosmosu?
Nie, moje stado rozrywa się tak jak ja. Ja - tak jak stado. Człowiek, istota z natury stadna (patrzcie na osiedla-sypialnie, kto inny by je wymyślił!), lubi mieć dokoła siebie wyznawców tego samego bożka. Czerpie z tego siłę, ale i daje coś.
Jak pamiętacie, dwa miesiące temu zaproponowałem swojemu stadu (kogo razi niech czyta - ferajnie, grupie, towarzystwu), żeby mi pomogło przepisać zakiszoną w kurzu powieść. Zamieściłem odezwę, a potem zrozumiałem, że postąpiłem głupio. Po pierwsze, ludzie pomyślą sobie: A to prymitywnie cwany ten Dębski! Chce sobie zaoszczędzić na maszynistce! Po drugie, jeśli nikt się nie odezwie - będzie mi strasznie głupio, bo odczuję w ten sposób brak sympatii środowiska, a nawet pewne rozczarowanie co do owego stada, o którym tyle wyżej.
Okazało się, że:
- po pierwsze, następnego chyba dnia przekonałem się o kurczliwości planety, ponieważ pierwsze zgłoszenie przyszło z Berlina (Tomku J. -pozdrawiam!).
- po drugie, zaraz potem zgłosiło się tylu chętnych, że ledwo nadążałem z segregowaniem xerokopii do wysłania,
- po trzecie, kilka osób napisało coś jak; "Co się będziemy szczypali z tymi pięcioma kartkami - dawaj całość!), a to już przeszło nawet moje oczekiwania!
W sumie - nie dość, że przepisali, już niemal wszystko do mnie doszło, nie dość, że popoprawiali co się dało (owszem, niektórzy, Pumo, nie szczędzili sobie przy tym i używali, ale ich prawo. Poza tym nie takie komentarze redaktorów się przeżyło) to jeszcze deklarowali się na przyszłość.
Zaczynam żałować, że wcześniej nie wpadłem na taki fajny pomysł - rozsyłam niewyraźny konspekt i zbieram wyraźne rozwinięcia. Ale! - kto ma ochotę na taką robotę - zapraszamy do powieści multimedialnej. Poza tym - zdałem sobie sprawę - pomysł nie jest zbytnio świeży, bo tak chyba pracuje King, sądząc po kilku dokonaniach. Ino wybiera sobie co słabsze sztuki ze stada.
Mnie się udało - wielkie dzięki wszystkim. I zgodnie z obietnicą - gdy skompletuję i zredaguję - rozsyłam. Przy okazji, coś się może wykluwa z wydaniem całości OY, przy okazji może dojść do 7-go tomu, i tak dalej. Co wy na to?
Reasumując, coś takiego jak fandom istnieje, coś takiego jak chęć współpracy w nim - również. Trzeba by tylko (tylko!?) skierować ową chęć działania w odpowiednie nurty, a świat będzie nasz.

Tonik