Gin i Tonik

Przyznam się do czegoś wstydliwego. Nie, nie... nie gwałciłem dziewczyn w parku. To coś jest jeszcze bardziej wstydliwego. Jako współtwórca sieciowego periodyku, jaim jest Fahrenheit, praktycznie... Nie przeglądam zasobów sieci. Nie mam na to czasu. Niewiele jest rzeczy, które mogą mnie tam, tak naprawdę zainteresować. Uch, trochę IRC, trochę surfowania w paru interesujących mnie miejscach (literatura - kiepsko, sieci neuronowe - kiepsko, gołe panienki - średnio, ciekawostki - fatalnie), kupę e-maili (to rzeczywiście Mount Everest). I... to wszystko. Właściwie Internet to dla mnie e-maile. Poznałem taką kupę ludzi na całym świecie, że nie nadążam z korespondencją.

Tak jakbym w całej reszcie nie mógł znaleźć niczego interesującego. Jak pisze nasz ulubiony grafik, Adam Nakonieczny, większość stron WWW w Polsce to coś w tym stylu: "Czesc, jezdem Juzio, grzesio, lubiem muzyke i dziefczyny bo studiujem na AWKERT. Ale nie znam zadnych dziefczyn i nie słóham mózyki bo jezdem głóhy!" Ale... Jest pewien wyjątek. Trafiłem ostatnio na stronę klubu DAKAR http://friko7.onet.pl/wr/dr_ozd/dakar/index.html. Pozwoliłem sobie ściągnąć pewien fragment tekstu:

Dakar jest sieciowym klubem science fiction i fantasy. Ale nie tylko. To powód, "przykrywka", żeby porozmawiać o literaturze jako takiej, o nieziemskich pomysłach - miejsce spotkań tych wszystkich, którzy myślą trochę inaczej. Niekoniecznie konwencjonalnie...

Ludzie, którzy należą do klubu nigdy się nie widzieli. Naszą domeną jest sieć. Spotykamy się na sesjach IRC, wysyłamy e-maile, tworzymy strony WWW można nas spotkać na paru listach dyskusyjnych.

Chyba wszyscy kochamy technologię. Jesteśmy dziećmi chipów, światłowodów, i skomplikowanego software'u. Jesteśmy pokoleniem krzemu. W pewnym sensie zatoczyliśmy więc cywilizacyjne koło i wracamy do epoki kamienia (może już nie łupanego, nie krzemienia, ale krzemu). Tylko... trochę już jesteśmy inni. Nowa epoka kamienna to my: uzbrojone w komputery, telefony komórkowe, skanery, faksy i kserografy dzikie istoty walczące o przeżycie w elektrycznej dżungli. Kiedy wydajemy nieartykułowany okrzyk zwycięstwa, karty dźwiękowe najnowszej generacji sprzęgają się i rozwalając routery przenikają całą pajęczą sieć, niosąc nasze wycie, nasze ponure przesłanie dookoła całego globu.

Od dzikusów z poprzedniej epoki kamienia, którzy atakowali uzbrojeni w prymitywne pięściaki różni nas tylko jedno: nasze potępieńcze wycie słychać wszędzie! Tak jak oni jesteśmy straceńcami. W odróżnieniu od nich jednak, my jesteśmy dzikusami totalnymi!

Yeeeeeeaaaaaaaaaaaaa!!!

O taaaaaak! To właśnie czuję. To, według mnie także, jest istotą Internetu. To jest coś co kontaktuje nas z taką ilością ludzi rozsianych po całym świecie, że nie można już "pozostać człowiekiem kultularnym" w tym dawnym tego słowa znaczeniu. Zbyt wiele poglądów. Zbyt wiele zdań. Zbyt wiele spojrzeń na tą samą sprawę z różnych punktów widzenia... Tak, jestem dziki. Jestem nowoczesnym dzikusem z elektronową włócznią w ręku, gotowym do zadania ciosu każdemu kto stanie na mojej drodze. Czyż można to ująć lepiej niż DAKAR?

Na razie nie pozostawiłem po sobie zbyt wielu ofiar śmiertelnych. Ale ścieram się z coraz większą ilością wojowników.




Nie byłbym sobą, czyli GINem (ale bez toniku - nie lubię rozcieńczać) gdybym nie przytoczył jakiejś anegdoty.

Tworzy się w sieci własnie nagroda on-line. Napisaliśmy razem z Arturem Długoszem (z konkurencji: The Valetz Magazine) regulamin, ruszamy powoli.
Spotykam sie z pewnym członkiem naszej redakcji, opisuję sprawę, on się uśmiecha i nagle... mówi:
- Ty, słuchaj! Skoro do kapituły nagrody może wejść każdy klub, który ma własne strony WWW to możemy stworzyć dziesiątki takich stron!
Ja: - No... Możemy... Ale po co?
On: - Nooooo... Będziemy mieli większość w każdym głosowaniu!
Ja: - No! Ale po co?
On: - No jak to??? Nagrodę dostanie ten utwór co będziemy chcieli!!!
Ja: - No! Każdy! Ale... po co?
On: - No [...] mać! Jak zechcemy, żeby Iksiński dostał, to Iksiński dostanie!
Ja: - No! Ale... zwisa mi czy Iksiński dotanie nagrodę. Wolałbym dać komuś kto zasługuje.
On: - No co ty?...
Ja: - No... Łapówki chcesz brać, czy co? Własnej twórczości i tak nie możemy promować, więc... tylko jakby jakaś ładna
dupa pisała to można wtedy... [cenzura]
On: [...] mać, ty [...] ...dolony! Władza! Ty [...] twoja mać w [...] ...bana, [...], [...], [...]!!!
Ja: - Zwariowałeś?
On: - [...] [...] [...] i jeszcze [...]!
Ja: - Co cię tak podnieca?
On: - [...], [...], [...] [...]!!! I [...], ty [...], bo [...] [...] i [...] razem z tym [...] i [...], a potem [...]!
Ja: - [...]
On: - [...]
Ja: - [...] [...] ty [...]
On: - [...] bo [...] i [...]
Ja: - Wiesz co? Ja ci ufunduję nagrodę imienia Dzierżyńskiego!
On: - Nie rozumiesz polityki.
Ja: - Rozumiem. Ta cała [...] razem z [...] i [...] to [...] jedna wielka [...] i jeszcze [...]. Nie wiesz, że [...]
bo [...] [...] i [...] a także [...] jak [...] na wygwizdowie z [...] przez [...] latała!


Cóż. Przeczytałem powyższą anegdotę (już po zabiegach autocenzorskich i widzę, że może być mało zrozumiała. Tak to jest... Język mówiony ciągle ma przewagę nad tekstem pisanym...