Pole Miki

Od Redakcji:

Zwrócono nam uwagę, że poniższy tekst nie jest podpisany. Istotnie to nasza wina: Autor, Tomasz Skotnicki, jest studentem piątego roku polonistyki, prezentowana recenzja to pierwszy jego tekst w Fahrenheit'cie. Autora i Czytelników przepraszamy za anonim, który chcieliśmy Wam wcisnąć. Nie będziemy wpierać, że to wina jakiegoś chochlika, ani wirusa w komputerze - TO WYŁĄCZNA WINA BURDELU JAKI MAMY W REDAKCJI! SORRY!

Copyright © by Tomasz Skotnicki, 1999

"Gwiazdo światów", czy Imię Ważne Jego - Bełkot"

Marek S. Hubberath wydawał mi się zawsze pieszczochem losu - publikuje nie za wiele, ponuro, niezrozumiale i napuszenie - a zdobywa Zajdle i inne polskie nagrody. Owszem, Sapkowskiego Andrzeja nie przeskoczy, ale ten jest na specjalnym traktowaniu publisi i wiele jeszcze razy musiałby powiedzieć jej, gdzie ją ma i dlaczego, by - w końcu - kilka osób przestało do kupować. Zresztą - sądząc po równi pochyłej Sapkowskiego, która to równia nie ulega wątpliwości, począwszy od pierwszej jego powieści, ów Sapkowski niedługo się zdziwi, widząc swoje książki zalegające półki, ale nie to jest przedmiotem niniejszych rozważań.

MSH zawsze korzystał z pewnego prawa krytyki i czytelnictwa polskiego - im bardziej niezrozumiale tym lepiej, tym bliżej Głównego Nurtu, Mainstreamu, nagrody Nobla... Pewnie, zdarza się, że zamiary biorą w łeb - dowodem jest nikła (serdecznie się do autora odnosząc) popularność takich utworów jak "Arsenał" czy "Dzień drogi do Meorii" M. Oramusa. No, ale ten przesadził okrutnie - nie wiadomo o co chodzi, dlaczego zostało napisane, komu przeznaczone i jaki idiota to wydał. MSH więc, pisał o stanach wielkich i wymagających rozwikłań systemowych, pisał obrazami, których prócz niego nikt nie widział, ale prawo poezji współczesnej zadziałało - nie rozumiesz o co chodzi autorowi wersu " sine dźwięki posyłały synapsy snów do asfaltowej biblioteki" - znaczy żeś głąb, a autor tych słów Wielkim jest. Dlatego większość poetów powinna być wysłana do szkół podstawowych, a MSH... zobaczymy...

W każdym razie jest tak. MSH bierze temat mocny i ważki - czy nasz świat istnieje w nas czy obok i to niezależnie, czy jest jedyny czy jeden z wielu i kto tym wszystkim rządzi. Przyczepić się nie da - egzystencjalizm zawsze ciskał publicznością o ziem. Tak więc - temat mocny, do tego zamieszanie w narracji - póki Autor chce Czytelnik może się skitrać, a nic nie zrozumie. Jakieś miasto, jakieś zamieszanie czasowe, jakaś miłość, jakieś miasto znowu, samolot i zgony... Do tego każdy ma Imię Ważne, co to nic nikomu, z czytających, nie mówi. W sumie - totalna demolka umysłowa, czytelnik może co najwyżej kornie objąć Autora pod kolana i prosić Go, by mu coś cisnął. No i tak sobie się ścigamy przez 180 stron, chwalić Pana, że MSH, przy całym swym zadęciu ma wrodzony talent do pisania i nawet to mętne pisze tak, że warto się pomęczyć, mając nadzieję na lepsze. Po 180 stronie okazuje się, że to, do czego już przywykliśmy i co jakoś dawało się oczyma zmłócić - gównem jest. Autor proponuje nam inną powieść, wziętą od środka i przerwaną po czterech stronach, potem propozycja obejmuje jeszcze inną powieść, co się rwie po jednej stronie. I tak dalej. Do tego jedna z postaci dostaje p...ca i pisze coś takiego (zauważcie jakie fajne, jakie lekkie i jakie relaksujące, a używam tych słów z całą premedytacją, choć wiem, że obrońcy MSH zaraz podniosą zgiełk: A kto mówił, że ma być relaksujące?!! Czy SF ma być tylko zbiorem strzelanek?!?!): "Próbowałem zestawić czasy przebywania w kolejno zagnieżdżonych światach. Będzie to: 15 i 5/) roku, 8 i 3 roku, i 5 i 6/10 roku dla światów numer 1,2,i 3. Dalej to 5677, 3194,i 204 dni. Co z tego? nie widzę zależności. Tylko na razie!"

Ja nie zobaczyłem do końca.

Zauważyłem pewne rozterki Dicka czy Snerga-Wiśniewskiego, mogę pojąć, że Autor nie ma ochoty na klasyczną rozrywkową SF, ale czy czytelnik musi być kolejny raz maltretowany przez nadętą, glutowatą i bezsensowną pisaninę? Czy to kara ma spotkać każdego, kto odważy się wydać 20 złotych? To po to Autorzy piszą - żeby skatować Czytelnika? I to jeszcze tak mętnie i bełkotliwie?! Wszak to, co było do powiedzenia o człowieku i jego grzechach i zaletach powiedziano już wcześniej. Dostojewski, Kafka, Freud, Proust... Dick, Bradbury, Lem... MSH, mimo wszystko, nie mieści się w tym ciągu!..

Panie MSH, niech Pan nie ulega pochlebstwom Marka Oramusa. To, że pisze on: "powieść, zaczynającą się dość niewinnie i niepozornie, lecz proponująca czytelnikowi grę, po której bez mała odmieni się jego spojrzenie na świat", nie znaczy, że to prawda, tylko, że Pan utrafił mniej więcej w mętne zainteresowania MO. Pisze Pan dla Niego, czy dla mnie? To ja płacę za książkę, i chcę nie męczyć się czytając, nie mordować.

Tak, czekam na riposty: "Autor tak zwanej recenzji... Głąb, prostak i tuman, preferujący łatwą rozrywkę... Może. Ale to ja robię Wam kasę, nie wolno Wam mnie lekceważyć. A Pan, Panie, MASH, niech się zdecyduje - dla kogo Pan pisze.

Ja już Pana książki nie kupię.

Jak będę chciał się ponurzać w czymś naprawdę odkrywczym to wezmę Klasyka, a jak będę chciał chwilą się podelektować rozrywką, to też nie Pana. Dal mnie usiłuje Pan stać okrakiem na barykadzie, a to grozi albo rozdarciem kroku, albo upadkiem na niewłaściwą stronę.