Copyright © by D. U. Pajasio, A. D. 1248 Siołowy rozparł się wygodnie na zydlu, potem szybko podniósł z podłogi, resztki zydla kopniaczkami przegonił pod ścianę i usiadł na mniej wygodnej, ale pewnej ławie. - Czego ona tak? - skinął głową w kierunki Titi, siąpającą nosem pod ścianą. - K!.. - wyrzucił z siebie Czarpar. Siołowy zrobił mądrą minę - wyjął palec z nosa i zatrzasnął papę. Nawet chciał przeczesać włosy, ale machnął ręką ( w duchu ) - w końcu nie byli na święcie Księstwa. - Co? - zapytał krótko. - Kr...wawi... - wycharczał Czarpar. - No, ma już lata. - Siołowy zerknął na dziewczę. Poruszył brwią widząc kępki włosów pod pachami, gdy piąstkami ocierała oczy. - Najwyższy czas... Jest kobitą, będzie mogła... - No?! - krzyknął poeta-Dżasper.- Nie tak krwawi, panie siołowy! Krwawi, bo się spieprzyła z belki, na której przyjaciel mój kazał jej ćwiczyć! - Po co tak katujecie to dziecko, panie Czarpar? - powiedział siołowy, by coś powiedzieć, jego nozdrza wachlowały szybko naganiając do pęcherzyków smakowych zapachy, selekcjonując je i relatywizując, a wszystko to w jednym jedynym celu - wykazania kierunku, w którym znajdował się gąsior z kwasem. - Może oddajcie ją do mnie. Będzie jej dobrze: wykąpiemy ją, uczeszemy, nakarmimy... - w miarę, gdy mówił i sam się podpalał, wycie dziewczynki przybierało na sile. Gdy powiedział "ubierzemy" już niemal nie było go słychać z powodu jej wrzasku. - Możemy ją też... - zaczął wrzeszczeć siołowy. - A paluszkiem to co? - odwrzasnął Dżasper. - Wy będziecie ją kompali czy kto inny, hę? Kto później poród odbierze? - Jak to kto? - zdziwił się siołowy. - Babka Kociołak, kto jesz... Zara! Jaki poród? Kto by ją... - Właśnie - pokiwał głową poeta. Czarpar usiłował obserwować druha, skutkiem czego jego głowa też wpadła w trzęsawkę. Huknął łokciem w stół, na łokciu oparł brodę, zęby szczęknęły kilka razy i wszystko ucichło. Cisza nastała taka, że słychać było walące w ogór pioruny (nie w "ogór" tylko: w "ogród"! Boże, z kim ja muszę pracować?! A właśnie: Boże... z kim ja muszę pracować? Bo może nie muszę, tylko mi się wydaje...). Siołowy pogmerał elegancko zapuszczonym na małym palcu paznokciem w trzonowcu, wyjął pół sznycla i strzelił nim w kąt izby. Dżasper odprowadził wzrokiem mięso, ale nie podniósł, a nawet powstrzymał ruch języka, który wyraźnie zamierzał przelecieć się po wargach. - To co - bedziem tak siedzieli? - No... - po chwili odpowiedzieli chórem Dżasper i Czarpar. - Do kiedy? - zaniepokoił się siołowy. - DO następnego odcinka... - wychraczał Czarpar. Dziewczynka rozbuczała się na całego. Piorun dał sobie spokój i poleciał walić w inny ogór... (Ogród, kurde! Ogród!!!)
|