Literatura

Link do:"Komentarz Czytelnika"

Zanim napiszę co mamy w maju (i czerwcu) do zaproponowania, chciałbym zająć się inną sprwą. Przyszedł do nas bardzo ciekawy list Marcina Kurowskiego, dotyczący literatury w Internecie, którego fragment pozwalam sobie zacytować poniżej:

(cyt.) "Odnoszę wrażenie, że wszyscy internetowi literaci (przynajmniej większość) traktują swoje medium jako rodzaj zabawki. Wbrew wygłaszanym przez nich opiniom, sieć to rodzaj onanizmu - niby przyjemne, ale przede wszystkim wstydliwe. Można się pobawić ale lepiej nie traktować tego poważnie.

Wniosek drugi: zdaje się, że nikt (lub mało kto) pisze dlatego bo odczuwa potrzebę pisania, bo chciałby przekazać czytelnikom coś własnego, czy wreszcie dla przyjemności. Otóż nie. Myślę, że internetowcy piszą bo WIELKIMI PISARZAMI CHCĄ BYĆ. A do tego papier jest nieodzowny. Jak inaczej udowodnić mamusi, koledze ze szkoły czy pani od biologii, że obcują z GENIUSZEM? Trzeba wszak walnąć o stół gęsto zadrukowanymi kartkami i powiedzieć głośno: "LITERATEM WIELKIM JEZDEM. O!" A tu jeszcze na dodatek moja legitymacja ze Związku Wielkich Pisarzy! (wiadomo przecież, że bez legitymacji z pieczątką Pisarz jest Pisarzem Nieważnym - wszyscy zdają sobie z tego sprawę). No tak... a do Związku Literatów Niezmiernie Wspaniałych nie przyjmą bez papierowych dowodów Geniuszu - ot i przyczyna.

Wszystko co przelewają internetowcy "na papier" (wybaczcie niewłaściwy w tym kontekście zwrot) czynione jest więc dla SŁAWY! (i chwały). Stąd wniosek, że pisanie to tylko sposób na wywołanie zazdrości otoczenia, bycia "wyższym" niż inni, wyróżnionym w tłumie. Wiadomo, w Internecie każdy może ogłosić swą twórczość - na papierze tylko elita. I tu mamy sedno sprawy. Nie jest ważna żadna tam twórczość. Ważna jest przynależność do elity. "JEZDEM LITERATEM WIELKIM I ELYTARNYM, GŁUPIE CIECIE!" - można rzec przeszedłszy chrzest papierowy". (koniec cyt.)

Początkowo trochę mnie to oszołomiło. A co z Fahrenheitem, Framzetą, The Valetz Magazine (Miesięcznika nie liczę bo on ma wersję papierową)? Hm... Może rzeczywiście trochę w tym racji. Co jakiś czas pisze do nas ten czy inny twórca twierdząc, że miałby jedno opowiadanie do F. ale najpierw pośle do Fantastyki, a jak tam odrzucą to dostaniemy my. Rozwiązanie, notabene, takie sobie. Mamy na tyle zaufanie do Maćka Parowskiego, że jeśli on odrzuci tekst to rzecz naprawdę nie nadaje się do publikacji.

Ale wracając do meritum. Spytałem Gina, co on o tym sądzi. Najpierw się śmiał, a potem przedstawił parę argumentów na obronę autorów przedkładających papier.

1. W sieci może publikować sobie każdy, na papierze już nie... (to żaden argument - odparłem - po pierwsze na papierze obecnie też każdy może wydać co chce własnym sumptem. A jeśli mu chodzi o klasyczne wydawnictwa, do których naprawdę trudno się dostać, to jest to właśnie poparcie tezy Kurowskiego. Publikacja w dużym wydawnictwie to właśnie wejście do "elyty", nie jest ważne by tekst ktoś czytał, ważne by mieć w ręku namacalny dowód własnego "Twórectwa")

2. Dostęp do komputerów podłączonych do sieci ciągle mają nieliczni, stąd papier to dotarcie do większej liczby czytelników (to również żaden argument. Sądząc po nakładach i ilości sprzedawanych książek z polskimi autorami, to właśnie papier sprawia, że Twórca czytany jest przez znikomą liczbę ludzi. Oczywiście można zostać Sapkowskim, ale... póki co on jest jeden, a polska kultura literacka ginie powoli).

3. Papier jest bardziej trwały (też nie prawda. Tani papier kwasowy, na którym prawie wszystko się dzisiaj drukuje nie przetrwa nawet setnej części okresu trwania laserowego dysku).

Gin wpienił się nagle i powiedział, że jeśli jeszcze raz mu odszczeknę to przejdzie na argumenty siłowe. Na co odparłem, że go nie rozumiem, że przecież to on i Tonik mają kupę książek wydanych na papierze, a ja jestem jedyny z redakcji Fahrenheita, który publikuje wyłącznie w Internecie. Trafiłem na jego ulubione podwórko. Na dźwięk słowa "Tonik" oczy zabłysły mu złowrogo. Ty wiesz, że właściwie masz rację - błyskawicznie zmienił front. Otóż był świadkiem jak Tonik mówił coś koledze o publikacji najnowszego opowiadania. Kolega spytał czy chodzi o jakieś wydawnictwo elektroniczne. Na co Tonik zawył: "Nieeee! PRAWDZIWE!" :-))))))

Pogodzeni nagle z Ginem poszliśmy do knajpy (on na piwo ja na wino). Po drodze napatoczył się Naczelny i zdziwiony nieprawdopodobnym faktem, ze Gin od dłuższego czasu na nikogo nie warczy i nikogo nie obsobacza przyłączył się do nas. Już w pubie, kiedy Gin z oniemiałym nagłą odmianą swojego pracownika Naczelnym raczyli się wódką (a miało być tylko piwo...) spytałem tego ostatniego co sądzi o cytowanym liście. Bardzo Ważny Pan Redaktor wydął wargi i zastanawiał się długo. Po chwili spytał: "Młody", a podoba ci się to co robisz?" "Podoba się" - odrzekłem. "No to o co ci więcej chodzi?".

Też prawda.


A wracając do podstawowej zawartości tej rubryki... Grozi nam chyba, że powoli staniemy się dwumiesięcznikiem publikującym powieści w odcinkach. Propozycji przychodzi coraz więcej. W tym numerze zakończenie Bułyczowa, druga część Brykalskiego. W zapowiedziach Shoughnessy. A ostatnio dostaliśmy powieść z gatunku horror. Publikowaliśmy w Fahrenheit'cie kilka krótkich tekstów z tego gatunku (np. świetne opowiadanie "Pióro") Ale... W ogóle w Polsce horror nie cieszy się wielką popularnością (poza klasyką w stylu Grabińskiego), nie ma u nas odpowiednika Kingów czy choćby Mastertonów. Dlatego też zabraliśmy się za lekturę z wielkim zainteresowaniem.

Co do opowiadań. Mamy kilka szortów (Rybicki, Studniarek) i parę dłuższych rzeczy (Adamowicz, Donica, Gołąbowski). Wyprztykaliśmy nasze szuflady bo badania dowodzą, że wkraczamy w okres największego "czytelnictwa". Istniejemy na rynku już dwa lata więc zebraliśmy doświadczenia. Są dwa okresy, w których ilość ładowań naszych stron bije wszelkie rekordy: to właśnie maj, czerwiec, a potem wrzesień, październik, listopad. Nie bardzo wiemy od czego to zależy. Domyślamy się że w lipcu i sierpniu "czytelnictwo" spada z powodu wakacji, kiedy większość surferów surfuje na deskach, a nie w sieci bawiąc na terenach bezkomputerowych. W grudniu, wiadomo, święta, zabawy itp. Ale styczeń, luty, marzec?... Czyżby noworoczny spleen? We wrześniu też jasne, po wakacjach wygłodniali internauci sprawiają, że mamy do 56000 hitów (wynik: wrzesień 1998 - dotyczy całego site'u łącznie z Projektem R. i Exploratorem). No ale skąd taka popularność w maju? Wydawałoby się, że wiosna sprawia, że wszyscy odrywają się od komputerów... A tu nie! Może dlatego, ze noce dłuższe, ludzie siedzą dłuzej przed ekranami, a w nocy, wiadomo, zawsze łatwiej się połączyć? Nie wiem.

W każdym razie z powodu wyczyszczenia szuflad (właściwie drive'ów) grozi nam, że numer wakacyjny będzie pustawy. Przysyłajcie więc teksty! Co prawda następny numer (jak dowodzą badania) będzie się cieszył mniejszą popularnością niż przeciętna ale... ruszyły właśnie dwie nagrody w sieci. Warto się załapać na którąkolwiek z nich. A bez publikacji swoich utworów w sieci to nie możliwe.

Wasz Literaturoznawca.



Komentarz Czytelnika:

"Ot taki sobie komentarz w odpowiedzi na fragmenty listu Marcina Kurowskiego.

Przede wszystkim Internet = wolność. Nieomal absolutna. Na szczęście nie pozbawiona możliwości wyboru. Cóż z tego ze WIELCY mali AUTORZY chcą publikować cokolwiek ze swojej grafomanii w sieci. To ich sprawa i ich problem (z ego?) Jeśli robią to dla sławy to źle trafili, gdyż absolutnie nikt nie zmusza internautów do odwiedzania konkretnych stron. A wiec niech tony elektronicznych śmieci dalej walają się po sieci. who cares? Jeśli chcesz pisać.. dla bycia PISARZEM... to nigdy nim nie zostaniesz.

SLAWA? bzdura. Obserwuje Internet od kilku ładnych lat (z punktu widzenia dziennikarz wykorzystującego swoja wiedze o sieci w celach iście zarobkowych). Ten ogrom informacji oszałamia, zmusza do traktowania owych autorskich publikacji jako punkty (bez masy, wagi, wymiarów i cech fizycznych) zawieszone w przestrzeni. Nieliczne, nieistotne. Nie przeznaczone dla nikogo.

Przyznam, że cieszy mnie to, iż Fahrenheit przeprowadza selekcje, odcedza teksty. Sam kiedyś przez takie sito nie przeszedłem - widać brak mi owej werwy i polotu pisarza. Nic to. Pozostawię gdzieś ów punkt w przestrzeni, i absolutnie nie mam zamiaru go reklamować. Niech sobie leży na stercie zapomnianych i nieużywanych zwałów informacji.

Pozdrawiam całą redakcję i życzę jak największej liczby genialnych autorów."

Bartek "V0yager" Dramczyk