Gin i Tonik


    Kochani, tylko dlatego żyjecie, że jestem leniwy.
    Pół wieku temu, plus minus dwadzieścia, otrzymałem pierwszy list o treści: "Nie wyrzucaj tego listu nie spełniwszy zawartych w nim warunków. Przepisz ten list dwanaście razy, a wtedy szczęście niechybnie uderzy czołem o drzwi Twego domu..." I tak dalej.
    Nie odpowiedziałem. Przerwałem ten łańcuszek i tylko dlatego poczta jeszcze dycha i my. Bo - gdybym nie podjął tej męskiej decyzji - cała ludzkość zostałaby wplątana w nieustający wir listów, za którymi walił fart. Drzwiami i oknami.
    Potem jeszcze kilka ryz ucinałem takie tasiemce. Nawet internetowe.
    Teraz, kiedy codziennie poświęcam godzinę już na korespondencję, nachodzi mnie myśl, czy aby nie dałem się wplątać w zamaskowany łańcuch obowiązku, którego zerwać nie mam odwagi.
    Rachunki przeskoczyły już 200 PLN, czasu coraz mniej, a ja czytam i piszę.
    Owszem, musiałbym chodzić na pocztę. Owszem, płaciłbym za znaczki-koperty-papier. Owszem - wiele spraw załatwiałbym przaśnie, siermiężnie, prostacko, niemodnie... Miałbym krąg znajomych mniejszy...
Ale - miałbym więcej czasu!
    Czy z tego można wybrnąć? Tak, ale potrzebne są radykalne ruchy. Muszę mieć, szybko i tanio, takie oto: mikrofonik, słuchaweczki i takie cóś, żebym mógł wyjść z psem na spacer i w czasie, kiedy Kiper obwąchuje krzaczki i słupki, dyktuję: "List do: -Andrzej Ziemiański-. Treść: -Widziałeś już te puszki piwa z szeroką dziurką? Sprawdź czy to dobry pomysł, mnie to nie leży - przedtem zalewałem sobie brodę, teraz wlewa mi się do uszu-. Koniec treści. Załącznik: forward z obrazkiem do Galerii. Koniec listu". W tym czasie Kiper zdąży pogonić francuskiego szpica z bramy obok i zdemolować dwa krzewy. Ogólna radość i świadomość spełnienia dwóch obowiązków.
    To samo - jadę na majówkę, idę na zakupy, zbieram porzeczki...
    Wtedy zacznę ciągnąć "Łańcuszki Świętego Interneta". Wcześniej - nie.
    Czy ktoś ma coś takiego używanego?