Literatura

Zaczęli się wakacje. Część redakcji pojechała sobie, ja zostałem sam, więc...
daję tekst jak jest.
Sam całości nie poprawię - wakacyjne "ogórki" zamieniają się
na wakacyjne niedoróbki. Trudno. Nie dam rady przeformatować
wszystkich przeniesień na poprawny HTML :-( Tekst w takiej
formie jak widzicie dostałem na dwa dni przed "uonlajnowieniem" Fahrenheita...

[Opowiadane było drukowane w Playboyu]

Copyright ©  by Jacek Inglot

Jacek Inglot
"Planeta syren" 

    Odeusowi jak zwykle śniły się kobiety. A dokładniej rozległa 
połać  piachu, pełna krągłych, opalonych, zroszonych potem ciał, 
leżcych obok siebie i przewracających się leniwie jak polegujące 
na plaży foki. Piersi, pośladki i uda falowały w tysięczym, har-
minijnym  rytmie  -  Odeusowi wydawało się, że stoi nad brzegiem 
morza  wypełnionionego pieniącą się, erotyczną cielesnością. Pod 
stopami  czuł  wibrującą trampolinę, wystarczyło tylko odbić się 
sprężyście  i  runąć głową w dół, wprost ku kłębiącym się w dole 
ciałom  i  szybować  ku spełnieniu, słysząc jedynie przenikliwy, 
rozdzierają uszy gwizd... 
    Kapitan Odeus zerwał się gwałtownie, wybity nieznośnym hała-
sem z jednego z najprzyjemniejszych snów. Przenikliwy gwizd oka-
zał się buczkiem pokładowego interkomu, sygnalizującym alarm III 
stopnia. Natychmiast połączył się ze sterownią. 
    - Zgłasza się porucznik Kunert... 
    - Co się dzieje, poruczniku? 
    -  Przed chwilą wyszliśmy z podprzestrzeni. Nawalił grawimet-
ryczny stabilizator, komputer wykrył awarię z dużym opóźnieniem, 
dlatego statek dość znacznie zboczył z kursu. Nie wiadomo, gdzie 
jesteśmy. 
    Widoczna  na  ekranie  twarzyczka Kunerta sprawiała wrażenie 
rzeczywiście  zatroskanej.  Odeus wetchnął ciężko i spuścił nogi 
na podłogę. 
    - Zaraz przychodzę. 
    Na  miejscu zastał już Nesthoora. Stary nawigator kłócił się 
z  komputerem o aktualne współrzędne - wyraźnie im nie szło. Ku-
nert oglądał na głównym ekranie ciemną stronę jakiejś planety. 
    -  Tu jest życie - stwierdził, wskazując na grupę rozproszo-
nych świateł. - Wygląda to na niezbyt liczną kolonię. 
    - Bzdury - wtrącił się Nesthoor, który wreszcie pogodził się 
z  komputerem.  - Tutaj nic nie ma, jesteśmy w gromadzie Perseu-
sza,  będą  zasiedlać  ten rejon za jakieś dwieście lat. No, Ku-
nert, możecie być z siebie dumni: to na pewno ONI! 
    Porucznik  spojrzał na nawigatora obojętnie, niezdarnie uda-
jąc, że nie wie, o co chodzi. 
    - Jacy ONI? 
    -  Ot, bestia, Greka mi tu udaje, no przecież ci twoi Bracia 
w  Rozumie  -  Nesthoor zarechotał pod nosem, ciągle pamiętając, 
jak kiedyś od pijanego w sztok Kunerta wydobył pewną tajemnicę - 
porucznik  wierzył  w  Obcych.  Według  nawigatora, starego kos-
micznego  wyjadacza,  było  to równie naiwne co wiara w świętego 
Mikołaja. 
    -  Raczej  Siostry  - zauważył Odeus, siedzący przy pulpicie 
łączności. - Sami popatrzcie. 
    Ekran  ukazywał wycinek plaży, zatłoczony setkami nagich ko-
biecych  ciał. Leżały jedna obok drugiej, przeciągając się leni-
wie  jak  kotki, blodnynki i brunetki, smukłe i puszyste. Kamera 
wykadrowała  jedną z nich, blondynkę o złocistej skórze, wachlu-
jącą  się  kwiatem o dziwaczyn, storczykopodobnym kształcie. Uś-
miechała się przy tym tak zmysłowo, że oglądającym to mężczyznom 
drgnęło coś głęboko w trzewiach. 
    -  Witamy na Wenus - powiedziała. - Najmodniejszym i najbar-
dziej  ekskluzywnym  kurorcie wszechściata, prawdziwym raju męż-
czyzn.  Spełnimy wszystkie twoje pragnienia, najbardziej wyrafi-
nowane zachcianki... Naprawdę wszystkie. 
    Potem  następował  kilkudziesięcio  sekundowy montaż najdzi-
kszych pornosów, jakie zdarzyło im się widzieć. Rzeczywiście, na 
Wenus spełniano dokładnie  w s z y s t k i e  zachcianki. 
    -  Czekamy  -  dodała zachęcająco blondynka. Przez jej twarz 
przepłynęły dane częstotliwości sygnału naprowadzającego i tran-
smisja się skończyła. 
    Kunert  i  Nesthoor  gapili  się bezmyślnie w pusty monitor. 
Odeus gryzł w zamyśleniu wargę. Pierwszy oprzytomniał nawigator. 
    - Do licha! - wrzasnął. - Toż to musi być Wenus II! 
    Odeus i Kunert popatrzyli na niego zdezorientowani. 
    - Nie ma takiej planety - powiedział kapitan. 
    - I tu się pan myli - Nestthoor rozsiadł się wygodnie, zado-
wolony,  że  będzie  mógł opowiedzieć jedną z tych historyjek, z 
których  słynął  między  Alderaanem  a Syriuszem. - Pamiętam, że 
siedziałem  wtedy w kosmoporcie na Woth, czekając na zakończenie 
załadunku. Nic się specjalnego nie działo, z nudów oglądałem ja-
kąś satelitaną transmisję, kiedy nagle powietrze rozpruł zgrzyt-
liwy  grzmot, bardzo charakterystyczny dla statku lądującego bez 
pomocy  gravipassu. Pognałem wraz ze wszystkimi do ekranów wido-
kowych. Nad płytą lądowiska stał w słupie ognia patrolowiec Flo-
ty, wychylony od pionu tak, że byłby się niechybnie roztrzaskał, 
gdyby nie operator pola bezpieczeństwa, który w ostatniej chwili 
zdołał ustabilizować statek. 
    Gdy  rakieta  na  dobre  wylądowała, z otwartego luku wypadł 
nagi  mężczyzna,  coś  bełkocząc i wymachując rękami. Dopadła go 
Zigi,  diabelnie  łada lekarka, w krórej kochał się cały kosmod-
rom.  Facet na widok dziewczyny wrzasnął jak obdzierany ze skóry 
i  rzucił  się  z powrotem do rakiety. Nie chciał stamtąd wyjść, 
dopóki  nie obezwładnili do pielęgniarze. Statek wewnątrz przed-
stawiał  koszmarny  widok, był kompletnie zdemolowany, pilot tuż 
po  wylądowaniu  zniszczył  główny komputer i wszystkie bazy da-
nych... 
    -  Czekaj  -  przerwał Odeus. - Coś mi się chyba przypomina. 
Czy nie chodzi tu o sprawę komandora Jasona z Patrolu? 
    -  Dokładnie - potwierdził nawigator. - Po dwóch pozostałych 
członkach załogi zaginął wszelki ślad... 
    -  Zaraz,  to właśnie temu facetowi uroiło się, że wylądował 
na planecie Amazonek? 
    -  Daj mi skończyć - Nesthoor zgromił kapitana wzrokiem, bo-
jąc  się, że straci przez niego puentę. - Jason niczego dorzecz-
nego  nie był w stanie powiedzieć, wszystkie klepki miał dokład-
nie  przemieszane.  Cały czas wrzeszczał o obrzydliwych babszty-
lach,  które chciały go na śmierć zamęczyć, na widok kobiet sza-
lał  ze strachu. Wiecie, jak wyglądają chłopcy z Patrolu: zwarte 
bryły  stalowych mięśni, nerwy jak postronki. Komandor Jason był 
niczym  więcej jak kupą roztrzęsionej galarety. Wreszcie jeden z 
psychologów  wpadł  na  pomysł, aby wprowadzić go wstan hipnozy. 
Komandor  opowiedział  wtedy  ciekawą  historię: w trakcie skoku 
nadprzestrzennego  nawalił  stablizator  i  patrolowiec wypadł w 
normalną przestrzeń gdzieś na obrzeżu gromady Perseusza... 
    - O, to zupełnie jak my - zauważył Kunert. 
    -  Patrzcie, jaki spostrzegawczy - zakpił nawigator. - Potem 
złapali emisję wideo... 
    -  Przestawiającą  stado  laleczek chętnych do wszystkiego - 
uzupełnił Odeus. 
    -  Mniej więcej. Oczywiście natychmiat ustalili źródło nada-
wania  i  wylądowali  na  planecie...  Jej mieszkanki nazywał ją 
"Wenus II". Chłopakom wydawało się początkowo, że trafili do ra-
ju.  Okolica piękna, panienki chętne i bez przesądów... Widzę po 
waszych  rozmarzonych  minach,  że  też chcielibyście spróbować. 
Serdecznie odradzam. 
    -  Pies ogrodnika - mruknął pod nosem Odeus. - Sam nie chce, 
innemu nie da. 
    Nesthoor  nie  dał  po sobie poznać, że cokolwiek usłyszał i 
spokojnie perorował dalej. 
    -  Po  paru  godzinach, kiedy chłopaki opadli trochę z sił i 
nieco  stracili zainteresowanie dla uroczych gospodyń, te zarea-
gowały  na  to  żądaniem dalszych, jakby to powiedzieć, "usług". 
Jason  z kolegami odmówili, no bo przecież, panowie, ileż można. 
Kobiety  początkowo  udawały,  że  się  z tym pogodziły, a potem 
znienacka  ich obezwładniły, skrępowały i napompowawszy afrodyz-
jakami  kontuowały  zabawę.  Panowie, nie przeczę, że przyjemnie 
jest  mieć  jedną kobietę, trzy, pięć nawet, ale co powiedzieć o 
trzydziestu, czterdziestu i więcej? Przyjemność stosowana w nad-
miarze bywa wyrafinowaną torturą. Chłopcy zostali zredukowani do 
roli  worków  mięśniowych  tryskających  w regularnych odstępach 
czasu spermą. Jak się łatwo domyślić, panienkom nie chodziło by-
najmniej o mężczyzn, a raczej o  d a w c ó w... 
    Dwaj towarzysze Jasona wytrzymali trzy dni, on sam żył jesz-
cze, ale wiedział, że zostało mu tylko kilka godzin. Wykorzystał 
chwilę  nieuwagi  strażniczek  w  czasie  jednej  z  nielicznych 
przerw,  zwiał  i  jakimś cudem przebił się do statku. Ostatkiem 
przytomności  zdołał wystartować i wejść w podprzestrzeń. Resztę 
znacie. 
    Milczeli, trawiąc powoli opowieść nawigatora. 
    -  Ale  skąd kobiety na Wenus II? I dlaczego takie groźne? - 
zapytał w końcu Kunert. 
    -  Tego się Jason nie dowiedział. Sprawa jest niejasna, sami 
wiecie,  ile  w  początkowym okresie kolonizacji ginęło statków, 
prawdopodobnie  któryś, z ładunkiem kobiet, przypętał się aż tu-
taj.  Swego  czasu były głośne ruchy femistek-tygrysek, szukają-
cych jakiegoś gwiezdnego bezmęskiego Edenu... 
    Dwa  dni  później nawigator zastał w sterówce porucznika Ku-
nerta hipnotycznie wpatrzonego w ekran. Chwilę oglądali razem. 
    - Długo one już tak? - zapytał Nesthoor. 
    Kunert nieprzytonie spojrzał na zegar. 
    - Dwie godziny. 
    -  No cóż, poruczniku... miłość lesbijska to naprawdę piękna 
sprawa. 
    - Ehem, doprawdy... - Kunert zdawał się przebywać z zupełnie 
innej rzeczywistości. Nawigator pokiwał ze zrozumieniem głową. 
    - Czy wiesz, poruczniku, dlaczego w kosmos nie latają kobie-
ty? 
    - Nie wiem..., to znaczy wiem, chodzi o słabszą odporność ma 
stresy długiej podróży. 
    - Bynajmniej, to czynnik drugorzędny, naszym szefom chodziło 
o coś innego? 
    -  O co? - spojrzenie Kunerta było czyste i niewinne, niczym 
zarażonego  entuzjazmem  pionierów eksploracji kadeta pierwszego 
roku. 
    - Właśnie o to - Nesthoor wskazał na ekran. - Zamiast myśleć 
o  interesach  firmy  jedna część załog kombinowałaby, jak tu by 
się przespać z drugą. A za to nasi szefowie nie chcą płacić. 
    Do  sterówki  wpadł  jak  bomba Odeus - nie wyglądał dobrze, 
spocony jak mysz, o rozbieganych oczach. 
    -  Pieprzyć  kobietony! - ryknął. - Bardziej durnym zajęciem 
od seksu z komputerem jest lizanie lodów przez opakowanie. Precz 
z  machanomasturbacją,  chcę kobietyyyy... - zawył przeciągle. - 
Prawdziwej, a nie wirtualnej! 
    Po czym, trochę uspokojony, dodał: 
    - Trzeba wylądować i dać babom do wiwatu. 
    -  Raczej to one nam - mruknął nawigator i dodał głośniej. - 
Chyba upadłeś na głowę! Już nie pamiętasz, co zrobiły z Jasonem? 
    Odeus uśmiechnął się chytrze. 
    -  A  jakże,  pamiętam. Gdzie są zdjęcia strefy umiarkowanej 
półkuli południowej? 
    Z podanego pliku wyciągnął jedno i pokazał Nesthoorowi. 
    -  Popatrz, te trzy światełka tutaj. To musi być mała osada, 
parę  domków,  ale sądzę, że można już tam znaleźć coś odpowied-
niego.  Wyląduję  w  nocy,  potraktuję wszystko co się rusza pa-
ralizatorem,  w  ciągu dwóch, trzech godzin załatwię co trzeba i 
wrócę. 
    -  Złapią  cię - obwieścił ponuro Nesthoor. - Zrobią to samo 
co z Jasonem. 
    -  Pomyślałem o dodatkowym zabezpieczeniu - zachichotał dia-
belsko  kapitan.  -  Coś,  co uniemożliwi przekształceniu mnie w 
zmechanizowanego  dawcę. Wydaje mi się, że można tak przeprogra-
mować mikroiniektor automedu, aby w momencie, gdy poziom testos-
teronu  będzie zbyt wysoki, wtrzyknął mi do krwi enzym blokujący 
wydzielanie hormonu. Wszyjecie mi to pod skórę. To taka impoten-
cja na życzenie, zapobiegająca przegrzaniu instalacji. 
    -  Rzeczywiście sprytne - nawigator pokręcił z uznaniem gło-
wą. - Z tym, że panienki mogą się wówczas nieco zdenerwować i na 
przykład  poobcinać  panu  to i owo, zwłaszcza jeśli wyda im się 
bezużeczne. 
    Odeus wzruszył ramionali. 
    -  Do diabła, kto nie ryzykuje, ten nie posuwa, jak powiadał 
Casanova. Gdybym się nie zjawił w ciągu doby, odlecicie stąd sa-
mi. 
    Kapitan  Odeus wrócił znacznie wcześniej niż oczekiwano. Wy-
siadając z lądownika nie miał miny pogromcy Amazonek. Natarczywe 
pytania  Kunerta  zbywał  półgębkiem, zaś na Nesthoora patrzył z 
nieukrywanym obrzydzeniem. Tuż przez odlotem zabrał się do kaso-
wania  wszystkich śladów pobytu na Wenus II, łamiąc przy tym po-
łowę punktów świętego i nietykalnego Regulaminu Służby. 
    - Rozumiesz coś z tego? - zapytał Kunert nawigatora. 
    -  Taak  - westchnął smutno Nesthoor. - Czy słyszałeś kiedyś 
opowieść o Odyseuszu i syrenach? Był to, jak głoszą mity, jedyny 
żeglarz,  który  słyszał  ich  cudowny, wabiący śpiew i pozostał 
przy życiu. Wiesz, jak mu się to udało? 
    -  Odyseusz  zalepił  załodze  uszy  woskiem, a siebie kazał 
przywiązać do słupa. 
    - Doskonale! Istnieje jednak jeszcze jedna, bardzo mało zna-
na wersja tej historii. Podobno, kiedy zbliżali się do wyspy sy-
ren,  jeden z majtków podszedł do uwiązanego już Odyseusza i ta-
kże  zalepił mu uszy woskiem. Tłumaczył się później, że źle zro-
zumiał  rozkazy.  Na  próżno  Odyseusz ryczał jak opętany i rwał 
więzy  -  załoga, pamiętając o wydanych przez niego poleceniach, 
ani  drgnęła.  Wyspa  oddalała się z każdą chwilą i żaden dźwięk 
cudownego  syreniego śpiewu nie dotarł do uszu najsprytniejszego 
ze śmiertelnych... 
    -  Nie rozumiem, co ta historia ma wspólnego z Odeusem, poza 
przypadkową zbieżnością nazwisk. 
    -  Naprawdę nie wiesz? - zdziwił się nawigator. - To proste. 
Wyskalowanie  mikroiniektora Odeus zlecił mnie i muszę przyznać, 
że  chyba  się  nie  spisałem.  Urządzenie mogło zadziałać już w 
przypadku bardzo małego stężenia testosteronu. Wystarczyłoby zu-
pełnie niewielkie podniecienie, przypuszczam, że jeśli na przyk-
ład  Odeus  jeszcze w lądowniku pojechał dla rozgrzewki na ręcz-
 nym, to... 
    Kunert  patrzył  na nawigatora w niemym zadziwieniu, a potem 
zarżał  dzikim, nieopanowanym śmiechem, od którego cały zsiniał. 
Nesthoor klepnął porucznika w plecy, aby go odetkać. 
    -  Zresztą, sam wiesz, że byłem raczej sceptyczny jeśli cho-
dzi o tę wyprawę. 
    -  Niezłe  z  ciebie bydlę - wykrztusił Kunert. - Coś mi się 
zdaje, że na Wenus II jesteśmy spaleni. 
    - Osobiście uważam, że nie ma czego żałować - dodał Nesthoor 
i  z  upodobaniem popatrzył na kształtne pośladki porucznika Ku-
nerta.