publicystyka


Copyright © by Adam Cebula, 1999


O mojej panice.

     Mignął mi na wystawie w jakimś bogobojnym czasopiśmie tekst o strasznej przyszłości jaka szykuje się światu za sprawą eksperymentów genetycznych. Zaciekawiony nieco przeczytałem kilka zdań o mutantach i zwierzętach z przeszłości, jakie niebawem zaludnią nasz glob. Tekst nazywa się "poprawiacze świata". Ot jeszcze jedna dziennikarska bzdura.
     Przychodzi mi od razu refleksja na temat mocy kreacyjnej kina. Nikt przecież dinozaurów nie zamierza wskrzeszać. Nikt chyba na świecie nie ma pojęcia, czy istnieje dość materiału genetycznego, nie ma chętnych, by dać na to pieniądze, no a przede wszystkim nie wiadomo, jak takiego dinozaura wyhodować. Owszem, są przesłanki, jak to ewentualnie zrobić, ale przypomina to wiedzę nauczyciela fizyki o tym jak zbudować telewizor. W zasadzie wiadomo, jak on działa, tyle, że nie mamy pojęcia ile zwojów ma liczyć wtórne uzwojenie transformatora wysokiego napięcia, jakim prądem zasilać katodę kineskopu i tak dalej. Dinozaury biegały w filmie Spielberga. Problem w tym, że co bardziej "bogobojni" ludzie mają kłopoty z rozróżnieniem pomiędzy kinem a rzeczywistością.
     Cechą człowieka "religijnego" jest strach. Bywają tacy, którzy wierzą naprawdę. Tacy naprawdę niczego się nie boją. Lecz los ich jest marny. Wykonano eksperyment: do akwarium z rybkami wpuszczono nieco innych rybek, które zjadały pierwsze rybki. Dość szybko okazało się, że rybki zjadane dzielą się na odważniejsze i cwaniaków i tchórzy, którzy kryją się za plecami innych. Populację "wojowników" policzono i zinwentaryzowano. Nie minęło wiele czasu, a wszystkie odważne rybki zostały zjedzone.
     O całej tej sprawie można napisać pewnie bibliotekę. Fakt jest taki: przyroda nie promuje odwagi i odważnych jest niewielu. Wysoce ceniona religijność, zwana prostą jest prawdopodobnie kalką magicznego pojmowania świata: wiąże się z nią bezpośrednio strach. Strach jest podobno zasadniczym motorem poznawania świata. Za strachem idzie działanie. Jakie? Byle przetrwać. A po to Pana Boga trzeba mieć po swojej stronie.
     Znam stare zjawisko nie przepuszczania żywemu przez chłopa. I owszem, nie przepuszcza.
     Jestem ze wsi to miałem okazję się przekonać. Zawsze się zastanawiałem, z czego wynika odruch bezinteresownej pogoni za kulawym szpakiem, celowania traktorem w kaczki i rzucania cegłami w kota sąsiada. O co chodzi? Po ciężkim myśleniu doszedłem do wniosku, że chodzi o usuwanie szumu informacyjnego. Jakie jest znaczenie kulawego szpaka? Nie wiadomo! Jednak strach wymusza konieczność podania szybko rozwiązania. Bo nie wiadomo, czy ptaszysko nie jest znakiem (nośnikiem) złego uroku? Na wszelki wypadek lepiej niepokojący sygnał usunąć z pola obserwacji. Zniknie niezrozumiały sygnał, łatwiej będzie zrozumieć inne. (Bywają typy paskudnie pewne siebie: szpaki opatrują, koty karmią, kaczkom schodzą z drogi.)
     Ale nie nabijajmy się. Od dłuższego czasu ekonomiści biadają nad postępującymi nożycami biedy. Biedniejsi mają co prawda coraz więcej, ale różnica poziomu pomiędzy nimi i najbogatszymi systematycznie rośnie. Rezultat już w 60 latach naszego stulecia był tak dramatyczny, że powstał cały odrębny region ekonomiczny - III świat. Skuteczność tego podziału bez administracyjnych granic jest porażająca. Mam okazję obserwować to na przykładzie naszego świetnie rozwijającego się kraju.
     Ktoś nader optymistycznie doliczył się że z prowincji pochodzi 2% studentów. Prowincja, to wieś. Bardzo optymistycznie: w moich rodzinnych okolicach, gdzie dogorywa zagłębie polskiej elektroniki buraków, pszenicy i przędzalnictwa studiuje nie odsetek ale "odpromilek" ludności. W okolicy, w której wszyscy się znają wystarczy prześledzić losy znajomych, a że kilka tysięcy głów nie zbierze się nawet dziesiątka rodowitych magistrów, to rachunek jest nader prosty. Nawet dziś, gdy wstęp na wiele kierunków jest na podstawie chęci szczerej, dla wsiowych niewielkie są szanse, bo rodzice nie mają pieniędzy na utrzymanie potomka w mieście, a w okolicznych szacownych liceach nie ma np. pana (pani) od fizyki, czy angielskiego, dosyć przykładających się, by po ich naukach delikwent nie wyleciał po pierwszej sesji.
     No i tu dochodzimy do sedna sprawy: nie tyle pieniądze, co fatalny podział wiedzy. Wielki Lem przewidział że człowiek będzie musiał nałożyć ograniczenia na szybkość rozwoju. Absolutna granica, to sytuacja w której delikwent, który położył się spać, rano nie poznaje swego świata. Jednak problemy występują znacznie wcześniej: gdy człowiek za młodu pobierał nauki, a na starość one już mu się nie przydają do niczego. Kiedy człowiek przestaje rozumieć, jak coś funkcjonuje, po co funkcjonuje, wówczas zaczyna działać na zasadzie owego chłopa, co nie przepuszcza żywemu: stara się to czego nie rozumie zniszczyć. Przyznajmy, że z jego punktu widzenia, jest to całkowicie racjonalne działanie. Z punktu widzenia społeczeństwa jest to fatalne. Gdzieś w początkach rewolucji przemysłowej objawiło się niszczeniem maszyn. I był to pewnie najbardziej spektakularny przejaw niezrozumienia. Jednak, przez całe stulecia jest obecna walka z ideami. Jeśli się dobrze przyjrzeć historii, to bez kłopotu znajdziemy przykłady bezinteresownego szkodzenia sobie i innym z ideologicznego powodu. Wojny religijne, jakie przetoczyły się przez Europę, miały marne podstawy w interesach poszczególnych krajów, warstw społecznych, czy np. rodów. Generalnie tracili na nich wszyscy. Wycinano się, rujnowano z powodu strachu jaki budziły idee.
     Wiek XX szczególnie dał się we znaki pod tym względem. Zawaliło się kilka porządków społecznych, kilka powstało, przewróciło się do góry nogami kilka powszechnie uznawanych systemów wartości. No i mieliśmy dwie wojny na skalę niespotykaną w historii.
     Ale nie dość tego: w kręgach tzw. intelektualistów rozpowszechnił się w naszym stuleciu pogląd na temat nieopłacalności wojny. Wielu ludzi do dnia dzisiejszego nie może zrozumieć, że w Europie zabór terytorium może zaborcy dziś dać tylko kłopoty. Niektórym pozostaje się tylko obwiesić, bo jakże wyrazić miłość do ojczyzny, skoro nie pozwalają bić sąsiadów?
     W głowie ludziom nie może się pomieścić, że całe dziedziny gospodarki całkowicie straciły swoje znaczenie. Jak to możliwe, by np. przestało się opłacać kopanie węgla, czy uprawa zboża.
     Upadek ZSRR doprowadził do rzeczy niesłychanej: przestaje się opłacać handel bronią. Całe pokolenia były chowane w przekonaniu że przemysł wojenny jest najbardziej opłacalną dziedziną gospodarki. Tymczasem gdzieś od lat siedemdziesiątych sprawa zaczęła się odwracać. Kolejne porozumienia rozbrojeniowe, rozwój ekonomii jako nauki, w końcu krach komunizmu, no i słowo stało się ciałem: trzeba zamykać zakłady zbrojeniowe. Część ludzi traktuje to jak celową rozbiórkę kraju. Coś przez całe lata było podstawą ich rozumienia świata, no i to coś zniknęło. Efekt? Panika. Zrozumiałe dla mnie są rozróby pod sejmem ludzi pracujących w tych zakładach. Oprócz tego jest panika całkowicie bezinteresowna, bo lamentują ludzie, już na emeryturach, którym raczej w ogóle wszystko jedno. Panikują ludzie młodzi, którym również wszystko jedno, bo siedzą albo w szkołach, albo pracują gdzieś bardzo daleko od zbrojeniówki. Ale nie rozumią. I to wystarcza.
     Panika dotyka ludzi na widok tzw. pornografii. Niedawno przeczytałem w Chip-ie list od jakiegoś towarzystwa ochrony moralności, w którym zarzuca ono redakcji szerzenie zgorszenia itd. Wyobrażam sobie ten zwis szczęk redakcji Chip-a i jego czytelników nad owym listem. Doprawdy, pomysł zarzucenia szerzenia pornografii pismu o mocno specjalistycznym charakterze jest nader oryginalny. Sam bym na to nie wpadł. Domyślam się jednak psychologicznego tła: tak naprawdę, to diabli wiedzą, co znaczy to, co oni piszą. Jednocześnie kręgi "moralno-klerykalne" ostatnio zaczynają coraz wyraźniej wypadać poza margines społecznego życia. Natomiast ludzie zajmujący się informatyką z jakiś niezrozumiałych powodów zyskują na znaczeniu. Coś wielkiego, rusza się, no to przywalić! Może pomoże? Przypomina to wygrażanie widłami chmurom burzowym, ale póki co może konkretnym osobom narobić kłopotu.
     Intelektualista pewnie bardzo marny ze mnie. Jednak coraz częściej zaczynam sobie zdawać sprawę jak wiele dzieli mnie od tzw. popularnych poglądów. Rezultatem uprawiania zawodu, jaki mam, jest posługiwanie się całą furą pojęć, które, pomimo, że odnoszą się do obiektów z abstrakcji, lub laboratorium, to znakomicie ułatwiają zrozumienie świata. Jednym u bodaj najważniejszych, jest eksperyment. Jeśli przeprowadzono doświadczenie, a to coś potwierdziło, lub wykluczyło, to żeby nie wiem jak to się z moimi poglądami kłóciło muszę wynik uznać.
     Po namyśle muszę uznać, że absolwenci kierunków humanistycznych też mają o wiele lepiej, od tych po zawodówkach gdy idzie o poznanie. Wystarczy dobra znajomość historii, by zdać sobie sprawę choćby z tymczasowości naszego systemu wartości, a o układach ekonomicznych to już nie ma nawet co wspominać.
     Intelektualiści raczej rzadko wpadają w panikę, gdy na ich podwórku pojawia się kulawy szpak. Raczej nie boją się Inernetu, komputera, czy balonów. Co do balonów, to słyszałem pogłoski, o kazaniu na temat latania balonem po lotach jakie odbyły się nad Wrocławiem. Oczywiście niemoralne. Powinno się latać samolotem.
     No i czas na jakąś tezę. Rozwierają się przede wszystkim nożyce sprawności w poznawaniu świata przez poszczególne warstwy społeczne(?). Społeczeństwo zaczyna się dzielić nie tyle według poglądów, czy dochodów, ale niestety na tych głupszych i nieco mniej głupich. Podział ten zaczyna kroić partie polityczne, warstwy społeczne, a nawet kościół katolicki. Mój stosunek do Karola Wojtyły można określić jako rezygnację. Tymczasem okazało się, że przychodzi bronić, nam kryptkomunistom antyklerykałom Papieża. Kilka jego pomysłów, jak np. by nie bić innowierców, komunistów nie wieszać na gałęzi, nie zwalać wszystkiego na starszych braci w wierze i w szczególności nie darzyć ich darmową nienawiścią, nie gonić chorych na AIDS, kobiety uznać za ludzi, padło w tym kraju zdecydowanie zbyt wcześnie. Naraz okazało się, że nasz prawie święty jest już bardzo stary, i nie wie co mówi.
     Ten podział nie omija nawet ruchu New Age. Miałem okazję słuchać jak członek pewnej sekty rzucał gromy na sekty. Gdyby jego wypowiedź włożono w usta tzw. prawdziwemu katolikowi, nikt by nie zauważył oszustwa. Po prostu, przy określonym poziomie świadomości "pasują" te same dyżurne tematy, niezależnie od ideologicznej przynależności. Zarówno ci dzwoniący do Rydzyka , jak ci od Ufo równo potrafią lamentować nad upadkiem moralności. Mówią dokładnie to samo, prawie tymi samymi słowami. I tak samo jak w kościele katolickim, tak w New Age jest nieco ludzi rozsądnych.
     Interesujące jest to, w jakich proporcjach. Powiedzmy od razu, że zasady symetrii sugerują, że skład procentowy partii "intelektualistów" i "reszty świata" jest pewnie, w różnych środowiskach podobny.
     Niestety, bezpośrednim rezultatem wiedzy jest zanik paniki. Eksperyment z rybkami określa proporcje pomiędzy tymi co się boją i nie. Człowiek ma wroga naturalnego tylko we własnym gatunku. To wystarcza. Nic, co prawda nie zjada tych odważniejszych, ale jest za to skuteczny inny mechanizm biologiczny: odmieniec. Różnice są już tak poważne, że ci co mniej się boją są traktowani sami coś groźnego i wyzwalają mechanizm pogoni za kulawym szpakiem. Jak na razie widły są rzadko w ruchu. Są lepsze sposoby. Dobry urząd jest w stanie usadzić każdego. Nie chciałbym być zbytnim optymistą, ale oceniłbym, że tych mniej przestraszonych jest jakieś 5 - 10 %. Oczywiście przegrają każde wybory. Jedyną ich bronią jest kantowanie pt. wyborców. Jednak działa to tylko o tyle, że pozwala utrzymać się na czele jakiejś grupy, ale nie by głosić własne poglądy.
     Wniosek: na naszych oczach zaczyna działać zjawisko, które ograniczy skutecznie tempo postępu. Jest to panika. Już teraz udało się uchwalić przepisy dotyczące ograniczeń eksperymentów genetycznych. Sensowność tych ograniczeń jest żadna: postęp technologiczny spowoduje, że za dwa trzy lata człowieka sklonują np. Chińczycy i każą reszcie świata klaskać i większość klaskać będzie. Zapewne człowieka nie należy klonować, zapewne jest to niemoralne. Pytanie, czy o zakresie badań naukowych mogą decydować ludzie, którzy nie mają o nich pojęcia? Zapewne zakaz eksperymentów na człowieku (swoją drogą codziennie eksperymentuje się na ludziach w klinikach) jest szczęśliwym zbiegiem okoliczności. Nasz kraj jest dobrym przykładem, że na szczęście nie ma co liczyć.
     W następnym stuleciu prawdopodobnie problem "wyuczonych inaczej" stanie się chlebem powszednim. Dokładnie, tak jak obecnie problem III świata. Mam niestety swoje lęki, że sprawa okaże się trudniejsza: oni założą własną partię. Przebłyski już mieliśmy. Nawet to się odpowiednio nazywało, tyle, że tak sobie, niby półżartem. Dziś jeszcze, na całe szczęście głupotą nikt się nie chwali. Ale tylko czekać. Interes w założeniu takiego stronnictwa mają całe rzesze. Tacy, co niby mają zawód i musieliby się uczyć od nowa i tacy, którzy muszą łożyć na naukę dzieci. Dzieci na szczęście nie mają praw wyborczych, aż gdzieś do III klasy technikum. Każdy wokół siebie, jak poszuka, to znajdzie, co najmniej kilku kandydatów na posłów takiego stronnictwa "umiarkowanej pochwały rozumu". Jak na razie jeszcze nie ukształtowała się odpowiednia świadomość klasowa, jeszcze udaje się, że chodzi o jakąś moralność, czy prawicę. Ale do czasu.
     Cała nadzieja w tym, że to tylko moja panika.
    
Cebula.