Science fiction, fantasy & horror - a first polish sf&f web periodic







Gin z Tonikiem

copyright © Tonik, 1999

    Właśnie stałem się posiadaczem od dawna poszukiwanej książki. Wydaje się to dziwne w dzisiejszych czasach - szuka się tylko ukradzionych z Jagiellonki! Czasem do swojej biblioteki tych brakujących białych kruków, o ile ktoś lubi mieć jakieś pełne wydania, albo woli pierwsze wydania od kolejnych, nawet estetyczniejszych, poprawionych i pełniejszych.
     Nie, szukałem drugiej księgi, "Światów Strugackich 2", czyli zbioru i wyboru kolejnych kontynuacji powieści braci. Pierwszy, przypomnę, lada dzień może być wydany przez Rebis, niech tylko rosyjski agent i pomysłodawca zmobilizuje się i dokończy formalności. Szukałem książki, bo ciekaw jestem jak potoczą się losy ciekawego pomysłu, udanie zrealizowanego w pierwszej księdze. Tym bardziej, że podobno montowany jest trzeci tom.
     No więc, szukam tej publikacji, szukam znajomych, którzy jadą do Rosji i mają kilka bezpiecznych chwil na zakupy. Nie ma. Jak na złość ludziska wybierają się do Berlina, do Pragi, ktoś na jakąś wyspę, gdzie brakuje słów na określenia takich anomalii pogodowych jak mżawka, deszcz, ulewa, temperaturaponiżejdwudziestusześciu. Upierdliwie gnębię znajomych Rosjan, a ci też nie wybierają się do nas, dowiaduję się natomiast, że istnieje coś jak internetowa księgarnia. Ha, myślę. Nie dość, że zapłacę TPSA kilkadziesiąt impulsów, to jeszcze kilkadziesiąt dolarów...
     O nie!
     Ale nie dało się inaczej. W końcu upokorzony i podłamany wszedłem o szóstej rano do Sieci. Jedenaście minut później wyszedłem. Dobry wynik, zważywszy, że musiałem spowodować, żeby kody się pogodziły ze sobą, żeby Windows i ??????? się dogadały, przy tym były to moje pierwsze w życiu internetowe zakupy, i tak dalej...
     Książka, uwaga, kosztuje nieco ponad 50.000 rubli, przesyłka do Polski 48.000 rubli. Trudno. Biorę. System powiadamia mnie, że książka waży 470 gramów, a opłata pocztowa opiewa na 1000 gramów. "Możesz więc - informuje usłużna "programma" - dokupić 530 gramów książek, bo za to nie zapłacisz poczcie. Czy uruchomić wyszukiwanie książek o wadze 530 gramów i poniżej?". Zaskoczyli mnie, nie chciałem. Do dziś żałuję. Ale do rzeczy - same liczby rachunku szokujące, ale rubel stoi marnie. Za dolara dostaje się 25.000 owych rubli. Znakiem tego zapłaciłem za książkę i przesyłkę jej troszkę ponad sto tysięcy rubli, czyli - UWAGA!!!!!: cztery dolary!
     CZTERY DOLARY!
     Szesnaście z groszami PLN.
     Gdybym zgodził się poszukać na półkach książek o wadze 530 - miałbym dwie, za sześć dolarów. Matko, łzy mi ciekną i zalewają klawiaturę.
     Kto im pozwolił? Co na to bogowie? To nam powinni sprzyjać, a nie znowu Rosjanom!
     Potem ochłonąłem. No tak - internetowy sklep, nie zajmuje drogiej powierzchni w centrum stolicy, nie musi mieć ekspensywnych mebli, regałów, długonogich ekspedientek wyposażonych w kolorowiaste szpony, nie ma kradzieży książek. A co ma - sztywniaka na łączu z telekomunikacją, kilka komputrów i wsio. Na dobrą sprawę nie powinien nawet mieć magazynu, tylko otrzymując zamówienie forwardować je do wydawcy i hurtownika, którzy, z kolei, powinni się cieszyć, że ktoś ich towar bierze - bez transportu, pakowania książek, wypełniania faktur przewozowych i całego tego okrutnego papierniczenia. Pewnie nie odkrywam nic nowego, ktoś mi powie, że i u nas już istnieją sklepy, księgarnie... A tak, byłem, dziękuję. Żadnej różnicy w cenie, do tego moje impulsy, do tego opłata pocztowa. Co jest, do licha! Wszak nie porównuję naszego kraju do mitycznego świata, w którym wszystko się udaje i wszystko jest tańsze i lepsze. Porównuję z krajem, który nie tylko nie urwał się jeszcze ze socsznura i w każdej dziedzinie jest do tyłu w stosunku do nas, pawia Europy!
     No to dlaczego?..
     A, nie chce mi się już pisać.
     Idę czytać.
    

na górę