menu      strona główna      kontakt z redakcją



Copyright © by Michał Studniarek, 1999


Michał Studniarek

Miss Wykidajło I Ja


    Żwir alejki chrzęścił pod nogami, jakby to nie były kamienie, lecz pokruszone kości tych, którzy tu spoczywali. Po drodze nie spotkałem wielu ludzi; lato jest porą wyjazdów, a nie wycieczek na cmentarze. w torbie brzęczały znicze przeznaczone dla szanownych przodków.
    Przechodząc koło kościoła stanąłem jak wryty. Niedaleko wejścia do świątyni, pod starym klonem siedziała opatulona w czerń postać, z wyciągniętą przed siebie kościstą ręką. Dla przechodzących alejkami ludzi była tylko kolejną z wszechobecnych Cyganek-żebraczek. Ale mnie nie oszuka. Czasem spotykałem ją na ulicy, ale jakoś nigdy nie zdarzyło mi się z nią porozmawiać.
    - Dzień dobry - powiedziałem, schylając się nad postacią.
    - Dla kogo dobry, dla tego dobry - odburknęła, kopiąc stare pudełko po butach. - Trzecią godzinę tu siedzę i zobacz, jaki rezultat.
    - Może spróbuj przed bramą, co? Żebracy zwykle przesiadują tam, bo więcej ludzi. Ale, ale, gdzie twoje... narzędzie pracy?
    - Złamało się na pewnym twardogłowym komuniście. - odpowiedziała niechętnie. - Właśnie dlatego tu jestem. Nie mogę kontynuować pracy, a dopóki nie skończę listy, nie mam po co wracać. Poza tym, czy nie sądzisz, że ktoś taki jak JA powinien siedzieć właśnie tutaj?
    - Rzeczywiście, masz rację. Wybacz, muszę już lecieć.
    - Leć, leć... ach, ci ludzie, wszędzie się spieszą... Ale przede mną i tak nie uciekną, niech tylko stąd wyjdę... - Żebraczce wrócił paskudny nastrój.
    Kiedy stałem nad mogiłą przodków dotarło do mnie, co usłyszałem. Oto osiągnęliśmy to, o czym od dawna wszyscy marzyli. Pięć miliardów ludzi stało się praktycznie nieśmiertelne! Fenomenalnie! Niechaj więc starucha dalej żebrze pod kościołem!
    W drodze do domu natknąłem się na pięć wypadków drogowych, z których wszyscy wyszli bez szwanku. Zobaczyłem, jak policjanci łapią płatnego zabójcę, którego goniła zastrzelona przed chwilą ofiara. Świat stał się piękny.
    Wieczorem obejrzałem dziennik i wszystko gwałtownie mi zbrzydło. Następnego dnia raz po raz spotykałem na ulicy swoich wrogów i słoneczny dzień zamienił się w koszmar.
    Po południu stanowczym krokiem pomaszerowałem na cmentarz. Żebraczka siedziała dalej na tym samym miejscu.
    - Ile zebrałaś? - zapytałem bez wstępów.
    - Niewiele - Westchnęła ciężko.
    - Mam dla ciebie prezent. - Wyjąłem spod pachy podłużne zawiniątko. Na jego widok ukryte pod chustką oczy rozbłysły radośnie. - Gwoździe i młotek do mocowania styliska znajdziesz pewnie u grabarzy.
    - Dziękuję. - Kobieta w czerni była naprawdę wzruszona. - Jak ci się odwdzięczę? Na pewno nie chcesz, byśmy się jeszcze spotkali...
    - Czy mogłabyś poszukać tych ludzi? - Podetknąłem jej kartkę z nazwiskami. Przeczytała ją, pomrukując od czasu do czasu i porównując ze swoją listą.
    - Większość z nich tutaj nie figuruje - powiedziała. - Ale za to, co dla mnie zrobiłeś... myślę, że da się załatwić.
    Pożegnaliśmy się uprzejmie i każde poszło do swojej pracy. Świat co prawda wrócił na dawne tory, ale dla mnie stał się piękniejszy. Nie było już na nim kilku obrzydliwych kreatur, których nazwiska wypisałem na kartce.

Copyright © Michał Studniarek


menu      strona główna      kontakt z redakcją