© copyright by Tomasz Piotr Rybicki

e: t.rybicki@elka.pw.edu.pl

Przygody tajnego agenta 000, czyli...

...jak czerwony kapturek pokonał złego agenta WILK'a

Tajny agent 000 przedzierał się przez busz. Różnorakie liany tudzież kępy traw zagradzały mu drogę. Przejście torował sobie swoim supertajnym rambonożem wyprodukowanym w tajnych laboratoriach wywiadu. W końcu wyszedł na światło dzienne, a w zasadzie nocne jako że akcja przebiegała w nocy.
     Był asem wywiadu. Mistrzem maskowania i kamuflażu. Kiedyś tak zakamuflował pilota od telewizora, że przez miesiąc przełączał programy ręcznie. Opanował perfekcyjnie sztuki walki, łącznie z tymi nieznanymi - jak na przykład walkę z rozwścieczoną, szarżującą teściową. Potrafił obsługiwać każdą Bronię oraz programować magnetowid. Potrafił jeść pałeczkami, a także nożem i widelcem. Koledzy nazywali go kaptur, jako że zawsze ukrywał swą twarz w cieniu kapelusza tudzież kaptura - w ten sposób stwarzał wrażenie bardziej tajemniczego niż był w rzeczywistości. Miał kryptonim "czerwony" , bo przeważnie działał w krajach komunistycznych.
     To było zadanie specjalne. Dostarczyć supertajny ładunek do rosyjskiego ruchu oporu. Jako miejsce randez-vous wyznaczono opuszczoną chatę w środku puszczy. Przesyłkę miał odebrać agent o kryptonimie "Babcia". Hasło: "Jakie masz wielkie oczy babciu". Odzew: "To żeby cię lepiej widzieć". Miał zostać zrzucony na pola. W rowie miał czekać rower, którym miał dostać się w pobliże lasu. Dalej pójdzie piechotą.
     Akcja już od początku przebiegała niepomyślnie. Pilot dał znak. - Trzeba skakać - pomyślał. Otworzył luk i spojrzał w wirującą ciemność. W mig stracił ochotę na skok w tę otchłań. Stał tak w otwartym włazie, kiedy nagle spadał. To pilot, używszy odpowiedniego argumentu (kopa) pomógł mu w podjęciu decyzji. Pociągnął za linkę spadochronu. Nic. Pociągnął mocniej. Szarpnął. Została mu w dłoni. -Nic to, mam jeszcze zapasowy - pomyślał. Uruchomił drugą linkę. W dalszym ciągu nic. Szarpnął. -Otworzył się! . Z otwartego plecaka wypadała bielizna i wirując na wietrze zostawała w tyle. -Jak jeszcze roweru nie będzie........- pomyślał w zdenerwowaniu. Jął nerwowo przeszukiwać Podręczny Ekwipunek Tajnego Agenta (PETA). Tak, tratwa, rambonóż, igła, nici, składany tandem, roczne wydanie Playboy'a, smoking wyjściowy, materac, całkiem nowe lakierki,.....jest! Spadochron. Szybko nałożył go na grzbiet, pociągnął za sprzączkę... i w tym momencie doświadczył wstrząsającego i dogłębnego (tak gdzieś na 1,2m) spotkania z Matką Ziemią.
     Wstał i otrzepał się energicznie. Rozejrzał się czujnie dookoła. Otaczało go puste pole. Płaskie ja okiem sięgnąć. Rowu jak na lekarstwo, roweru tym bardziej. Zakląwszy szpetnie i cokolwiek niecenzuralnie zaczął przeglądać PETA w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego do podróży. Niestety miał tylko tandem. Zakląwszy po raz wtóry powędrował w kierunku widocznego w oddali lasu.
     Podszedłszy bliżej zidentyfikował rosnący las jako Busz Standardowy Latyno-Amerykański. Busz takowy charakteryzują liany, tudzież inne badziewie zwisające z drzew i utrudniające marsz. Wyjął przeto rambonóż i jął się przedzierać. Przedarłszy się wyszedł na polanę.
     Wtem usłyszał tupot. W mgnieniu oka przypadł do ziemi, by po chwili odprężyć się. To tylko droga biegła do lasu. W oddali majaczyła chatka. Punkt spotkania. Zachowując ostrożność podczołgał się bliżej.
     Chatka opierała się na jednej kurzej stopie. Była zaniedbana. Strzecha przerzedzona, ściany odrapane i pomazane spray'ami, szyby w oknach potłuczone. Pazury kurzej stopy, nie obcinane od lat wbijały się w glebę.
     Ostrożnie wspiął się po drabince do środka.
- Stój! Ktoś ty?
- Czerwony!
- Komunista?
- Nie, kapturek. Czerwony Kapturek! Babcia?
- Może babcia, może i nie. Hasło?
- Babciu, jakie ty masz wielkie oczy!
- Skąd wiesz, stoję w cieniu?
     Błyskawicznie rzucił się w kąt, jednocześnie wrzuciwszy do izby granat gazowy.
     Godzinę później gaz się rozwiał na tyle, aby mógł wejść do środka. W kącie izby, w cieniu leżało ciało, sztuk jeden. Dokonał skaningu Podręcznym Lokalizatorem Agentów Sojuszniczych Komandosów (PLASK). Tak jak przypuszczał. Babcia był w brzuchu wroga. Pogrzebał chwile w PETA. Wyjął zestaw "Mały Chirurg".
     24 godziny później Babcia był uratowany, wróg związany, zakneblowany, powieszony u sufitu i świecąc oczami (że tak łatwo się dał załatwić) robił za lampion - w pokoju ciemno było, elektryczności niet, bo zrobili prowizorkę.
- Jego kryptonim to "Wilk". Tylko tyle się dowiedziałem - rzekł Babcia.
- W porządku, nie interesuje mnie to. Babciu, dlaczego masz takie wielkie oczy?
- Zaraz poluźnię warkoczyk....
     Jeden strzał z jego ulubionego Walthera PPK odrzucił Babcię pod ścianę, tworząc na niej malowniczy rozmaz z ludzkiego ośrodka myślowego zlokalizowanego w czaszce (albo w spodniach - w zależności od osobnika). Wilk się porzygał. To nie był Babcia. Nie znał hasła. Chwila, zatem PLASK....Szybko wyrzucił urządzenie przez okno. Opadło na ziemię z głośnym wybuchem. Zdrada! - pomyślał.
     Nagle w oknach pojawiły się kraty. Chatka podskoczyła i opadła, znowu podskoczyła i znowu uderzyła o ziemię, przemieszczając się o kilka metrów. Podskakując w ten sposób oddaliła się w nieznanym kierunku, unosząc Czerwonego Kapturka w Siną Dal.

Koniec Części Pierwszej.

Chatka wciąż podskakiwała. W górę, w dół. W górę - gwałtowne spotkanie z podłogą, w dół - z bliska oglądał sufit (2cm). "Jeszcze trochę a będę poobijany jak renkloda w dżemie. Sprawdźmy PETA.....frak, lakierki, zestaw stereo, mini wyrzutnia rakiet ziemia - ziemia, sztuczne wymioty....., detonator pocisków nuklearnych....króliczek maskotka, dmuchana, pneumatyczna tratwa... to może się przydać. Napompuję tratwę, która zajmie całą dostępną przestrzeń i zamortyzuje ruchy chatki..." Jak pomyślał, tak zrobił. Energicznym ruchem wyjął pakunek, zdecydowanym ruchem zerwał opakowanie ochronne, szybko przeczytał instrukcję obsługi, po czym.....CO? "...używać w warunkach domowych, przy zgaszonym świetle i zasłoniętych zasłonach.... Model elastyczny, replika z dokładnością do 1cm..." Dziwna ta tratwa... pomyślał, po czym pociągnął za linkę odbezpieczającą. Z głośnym sykiem pękło opakowanie, balon rósł szybko. "Co on taki mały?" W końcu przestał. 000 zdębiał. Na podłodze, u jego stóp leżała pełnowymiarowa, naturalnej wielkości dmuchana, gumowa kobieta. Kolor jego twarzy przez chwilę odpowiadał jego ksywce. Ale i tak nikt nic nie widział, bo kaptur zasłaniał. Czym prędzej, co nie było proste w warunkach ruchu niejednostajnie przyśpieszonego w kierunku na przemian zgodnym i przeciwnym do kierunku siły grawitacji pozbył się kompromitującego obiektu.
     Nagle chatka zatrzymała się. Z wewnątrz widoczne to było faktem nieobijania sobie ośrodków myślenia przez 000 (jeden w głowie, drugi w spodniach). Kraty w oknach zniknęły, drzwi się otworzyły.
     Próbowaliście kiedyś jedną ręką pocierać głowę, a drugą jednocześnie brzuch? W przeciwnych kierunkach? A głowę i pierś (piersi)? A głowę i ...miejsce, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę? Więc to właśnie robił Czerwony Kapturek. Mało tego, on jeszcze wychodził (czytaj wytaczał) się z chatki.
- A.... kogo ja widzę. Agent 000? - Ostatnie słowo było wypowiedziane z taką nienawiścią, że aż było ją czuć, skąpującą na ziemię i wypalającą wszystko dookoła. - Witam w Sinej Dali, Czerwony Kapturku!. A teraz oddaj koszyczek!
- Nie ma mowy , WILK'u. Nie zdobędziesz go, nawet torturami!
- Jeszcze zobaczymy. Do sali tortur!
     Mimo iż WILK próbował wszystkiego, najstraszliwszych tortur, najokrutniejszych mąk, nic nie zdołało złamać kapturka. Do czasu.
- A teraz coś specjalnie dla Ciebie, Kapturku. Maraton filmów o Lassie.
- Nie, błagam, tylko nie Lassie! - błagał Kapturek. - Powiem wszystko, nazwiska, adresy, skrzynki kontaktowe, tylko nie Lassie, proszę! - prosił kapturek
- Następna dobę spędzisz w towarzystwie owczarka szkockiego. To będzie moja zemsta. A koszyczek i tak odzyskam. Jutro! - rzucił WILK i odszedł zamykając za sobą drzwi.
     Kapturek wisiał na ścianie. Został przywiązany za ręce i nogi. W przeciwległą ścianę wmontowano 37'5 calowy telewizor marki Panasonix, Maraton rozpoczął się. Wnet na ekranie pojawiła się czołówka.
     Agent był szkolony na okoliczność wykorzystania podzielności uwagi, tudzież multitaskingu. Trenował prawie codziennie, sumiennie uczęszczając do wychodka z gazetą pod pachą, toteż mógł swobodnie rozmyślać nad swoją sytuacją, jednocześnie (niestety!) podziwiając wyczyny psa. Wtem wpadł na doskonały pomysł. Spojrzał nienawistnie na łańcuch utrzymujący lewą rękę i spopielił go jednym spojrzeniem. Następnie usiłował spopielić drugi, przytrzymujący druga rękę, ale nie wcelował, spopielając wyłącznik światła. Instalacja zawrzała, zagotowała się i spopieliła. Jako że instalacja elektryczna w komnacie powiązana była z instalacją w zamku całym, całą elektrykę szlag trafił. Telewizor był na baterie. " Hau-hau" rzekł Lassie z ekranu. Wnet zapaliło się oświetlenie awaryjne, kapiąc wszędzie woskiem. 000 wytężył wzrok i spopielił drugi łańcuch. W tym momencie spotkał się z twardym przyjęciem podłogi, gdyż o ile ręce uwolnił, nogi pozostały skrępowane, około metra nad poziomem głowy agenta w obecnej sytuacji. Zakląwszy szpetnie i cokolwiek bełkotliwie wskutek upadku, uwolnił nogi. Wstał i chwiejnym krokiem skierował się do drzwi.
     Za trzecim razem udało mu się wcelować w otwór drzwiowy. Na odchodnym usiłował spopielić telewizor. Spalił tort służący do topienia torturowanego w ściekającej na jego widok ślince, dwa kandelabry i swoje buty, gdy spojrzał na nie kiedy przebiegła po nich mysz, zanim podskakując na oparzonych nogach trafił w telewizor. Zmieniwszy buty udał się na poszukiwania Złego Agenta WILK'a.
     Był w Sinej Dali. Poznał to po kolorze ścian i sufitu. "Bueeee - nienawidzę fioletowego" - pomyślał i raźno pomaszerował w głąb korytarza. Wtem nadepnął na coś miękkiego i śliskiego. Prawa noga wyjechała spod niego, natomiast lewa pozostała w miejscu. Co nie przeszkadzało naszemu bohaterowi stracić równowagi i z głośnym łomotem uderzyć sempiterium o ziemię. Coś miękkiego poleciało do przodu i rozmazało się na przeciwległej ścianie, malowniczo w niej ściekając. Zakląwszy głośno i niecenzuralnie na temat płciowy 000 zaczął szukać równowagi. Leżała w pobliskim koszu obok pewności siebie, przykryta wisielczym humorem. Podniósł ją, oczyścił z brudu i pomaszerował raźno dalej.
     Chciał znaleźć WILK'a i podyskutować z nim na różne tematy. Miał już przygotowany argument. Kij do (na) palanta dzierżył w dłoni. Wkrótce jednak zmienił zamiary.
     Korytarz doprowadził go do Tajnego Garażu Pojazdów Naziemnych. Wnet wybrał sobie pojazd, odpowiedni do swego temperamentu. Czerwone ferrari stało zaparkowane obok dystrybutora bezołowiowej. Wprawnym okiem ocenił je jako model 18273 B z telefonem komórkowym, przenośnym laserem, popielniczką , wyrzutnią broni biologicznej składowanej w ołowianym pojemniku pod siedzeniem kierowcy (skarpetki) i platynową blondynką na wyposażeniu. Niestety, model 18273 B nie posiadał radia. Spojrzał na drzwi wyjazdowe z garażu. Spojrzał na ferrari. Spojrzał na stalowe, wzmocnione żelbetonem drzwi do garażu. Spojrzał na ferrari. Spojrzał na zbrojone, stalowe, wzmocnione żelbetonem, ważące kilka ton, z wyłącznikiem radiowym, znajdującym się w sterówce pilnowanej przez kilkunastu uzbrojonych strażników drzwi. Spojrzał na stojące nieopodal filigranowe autko marki Mack. Miało radio. No i wraz z przyczepą, ciągnik siodłowy Mack miał kilkanaście ton przewagi masowej nad drzwiami. Pieszczotliwie nazywany przez swoich kierowców Rozgniataczem stanowił postrach autostrad.
     Już po chwili agent 000 mknął przez drogi i pola, a każdą minutą oddalając się od Sinej Dali. Radio grało jakiś wesoły mjuzik, kierowcy małych autek osobowych z panicznym strachem uciekali sprzed maski Mack'a, o właśnie jeden nie zdążył....Dwanaście kilometrów dalej 000 zatrzymał swój pojazd. Pogrzebał w Podręcznym Ekwipunku Tajnego Agenta (PETA). Dmuchana .....tratwa, pilot od telewizora, podręcznik fizyki molekularnej, sznurowadła świecące w nocy, dwa jajeczka częściowo nieświeże, instrukcja obsługi reaktora atomowego, podanie o pierwszą randkę... jest! Zdalny Detonator Konstrukcji Wzniesionych Przez Wrogów Ojczyzny. Zaprogramował na Siną Dal i nacisnął Mały Czerwony Guzik. Głośne BUM targnęło powietrzem. Wzruszony otarł łezkę rozrzewnienia i z piskiem dwunastu kół ruszył w trasę. Żegnały go wdzięczne (za kolejne uratowanie świata zapewne) spojrzenia kierowców sprasowanych samochodów.
     Ciężarówka wesoło mknęła autostradą. Agent słuchał swojego ulubionego programu To I Owo, Czyli Co Tajny Agent Wiedzieć Powinien. Właśnie omawiano rozbrajanie sexbomby, kiedy audycję przerwały wiadomości z ostatniej chwili:
- Uwaga, uwaga, podajemy wiadomości z ostatniej chwili. Autostradą E7 mknie pod prąd szalony kierowca....
     "A bo to jeden?? Wszyscy!" - zauważył agent i skupił się na unikaniu zderzeń z większymi ciężarówkami.
     Zbliżała się noc. Agent podróżował już od wielu godzin. Autostrada była już pusta. Mimo olbrzymiej mocy silnika, ciężarówka zaczęła stopniowo zwalniać. -"Co do k*****" - wyraził swe zdziwienie Czerwony Kapturek. W końcu ciężarówka stanęła. Mimo usilnych prób silnik nie startował. Wtem agent zobaczył okrągły obiekt opuszczający się na ziemie z gwiazd. Po chwili UFO wylądowało. Od samochodu dzieliło je tylko kilka metrów. Powoli otworzył się właz i jasne światło zalało asfalt. W świetle zamajaczyła sylwetka...

Koniec Części Drugiej

Tajny Agent stał osłupiały. Nigdy wcześniej nie widział Obcych. Co najwyżej w televizji, w swoim ulubionym serialu, "Z teczki tajnego agenta". Wyższy kosmita podszedł bliżej. Stanął przed 000 i  zaczął go taksować wzrokiem. Po chwili dołączył do niego drugi.
- Co sądzisz WrzPlik?
- Nie wiem QRzPlik - odpowiedział drugi. - Wydaje się być prostą białkową formą życia. Taką jak wszystkie, jakie spotkaliśmy do tej pory na tej planecie.
- Białkową? To dlaczego stoi jak słup soli? Skamieniał? Dlaczego nie ucieka?
- Może pierwszy raz widzi przedstawicieli obcej cywilizacji?
- WRzPLIK, głupio się czuję. Tak jakby nas taksował wzrokiem. NO I CO SIĘ GAPISZ! NIGDY OBCEGO NIE WIDZIAŁEŚ??? - to pytanie było skierowane do 000.
- Nie widziałem.
- Aha.
Zapanowało pełne konsternacji milczenie.
- Wiesz co, QRzPLIK, bierzemy go ze sobą.
     Ta oferta została przyjęta żywiołową reakcją Agenta. Mianowicie rzucił się do ucieczki. Zdążył odbiec zaledwie kilka kroków, kiedy obcy zmroził go wzrokiem.
- No, nareszcie jakaś normalna reakcja. Tylko po cholerę go zamroziłeś? Łazienka jest już pełna! Od kiedy wsadziłeś do wanny tę agentkę FBI nie można się ruszyć! Nawet nie ma się gdzie wykąpać.
- Dobra, dobra WRzPLIK, bierzemy go. Ja za nogi, ty łap głowę. Agentkę wsadzi się do mikrofali i rozmrozi. Będzie w sam raz. Potem mikroprocesorek i wypuszczamy.
- Aha. W porządku. A on? Ma stać w łazience?
- Gdzie tam! Też do mikrofali, rozmrozić...
- Rozumiem, experymentujemy, badamy, wycinamy, wszczepiamy i wypuszczamy?
- Nie idioto, procesorek i wypuszczamy. Naoglądałeś się głupich filmów...
     Obcy poczłapali w kierunku włazu, szurając płetwami po asfalcie, niosąc Agenta pod pachą.
ŁUBUDU!
- QRzPLIK!
- Przepraszam, wyślizgnął mi się...
     Agent ocknął się w ciężarówce. Włączył radio. - ... statni, szósty sygnał oznacza godzinę szóstą. PIP.PIP.PIP.PIP.PIP.PIIIIIIIIIP. Wybiła godzina szósta. Ostatni, szósty sygnał oznaczał godzinę szóstą... - wyłączył radio. Co się z nim działo przez kilka ostatnich godzin? Pamiętał tylko, że ciężarówka się zatrzymała.
- Musiałem przysnąć, i ostatnim odruchem wcisnąłem hamulec. Tak, z pewnością przysnąłem.
     Pociągnął linkę rozrusznika. Została mu w ręku. Spojrzał na nią zdumiony - znowu k**** zawleczka! Ostrożnie przytwierdził ją z powrotem i tym razem pociągnął właściwą linkę. Silnik zamruczał wesoło. Delikatnie dodał gazu i z piskiem dwunastu kół ruszył w drogę powrotną do Tajnej Bazy Zjednoczonych Sił Alianckich (czyli tych dobrych).
     Dzień budził się do życia. Oślizgłe, włochate stworzenia nocy powoli wpełzały do swych dziennych kryjówek uciekając przed palącymi promieniami słonecznymi. O, właśnie jeden nie zdążył. Rozmazana, parująca breja zastygająca na asfalcie drogi została rozbryzgnięta pod kołami pędzącej ciężarówki.
     Już był na terenie bazy, już mijał tajną, zamaskowaną bramę, gdy wspomniał, że nie wypełnił zadania. Miał dostarczyć supertajne plany do rosyjskiego ruchu oporu.
- Nic to, poradzą sobie bez planów - pomyślał - w końcu tetrisa to oni wymyślili... I nucąc wesołą piosenkę mknął dalej przez kolejne zakamarki bazy, aż do centrum.
     - Spieprzyłeś. Znowu zawaliłeś. Nadajesz się najwyżej do noszenia koszyczka! - tymi ciepłymi słowami przywitał naszego bohatera jego szef. - Zniszczyłeś Siną Dal, ale WILK uciekł!
- To niemożliwe - wymamrotał Kapturek.
- Ten komunikat podała przed godziną agencja TASS : - ...Komunikat z ostatniej chwili - jak podaje Ministerstwo Spraw Zagranicznych Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich - dzisiaj w godzinach porannych, w obszarze przygranicznym, spokojnie orzący pole ciągnik został zaatakowany przez przeważające siły Chińskiej Republiki Ludowej. Ciągnik odpowiedział zmasowanym ogniem rakietowym i odleciał w kierunku Moskwy... - Szef wyłączył magnetowid. - Sądzimy, że za tym wszystkim stoi WILK.
- Sądzicie?!!
- Umyj, się, przebierz, twój samolot odlatuje za godzinę. Zrzucimy cię na spadochronie, w rowie będzie czekać rower, którym...
- To ja pojadę pociągiem...

Koniec Części Trzeciej. Ostatniej. Chociaż....kto wie?

Tomasz Piotr Rybicki