© copyright by Wojciech Świdziniewski

Ostatnia łza Boga

- Synu, Belial wrócił - Bóg zwrócił się do stojącego za jego plecami Uriela. Biała szata Archanioła zapłonęła ognistą czerwienią.
- Gdzie on... - z trudem opanował swój gniew.
- Wszędzie i nigdzie. Budził się od jakiegoś czasu, stawał się coraz silniejszy. Na początku myślałem, że to nowa akcja Piekła. Jednak nie. Czułem jednocześnie coś znajomego i coś nowego. On wrócił - Bóg ze smutkiem opuścił głowę, jakby powrót zbuntowanego anioła sprawił, że wszystko straciło sens. -  Myślałem, że wtedy, tysiące lat temu wszystko się skończyło, a jego obietnica, że wróci, to czcze przechwałki upadłego ducha... Jednak nie...
- Ojcze, jesteśmy gotowi na jego spotkanie, Trzeci Krąg od czasów Schizmy przygotowuje się do walki z Belialem. Jest tylko jeden problem...
- Wiem jaki. Czuję to w was, moje dzieci, od setek lat. Chcecie zaostrzyć nasze metody, upodobnić je do tych stosowanych przez Upadłe Anioły. Nie pozwolę na to.
- Ojcze, musimy to zmienić, zwłaszcza teraz, gdy Belial powrócił...
- Nie! Jestem ostoją dobroci i miłości. Żaden z was nie będzie stosował przemocy, ani tych piekielnych metod!
- Ojcze, nalegam...
- Urielu, Oku Boga, czy chcesz wszcząć nową Wielką Wojnę i rozpocząć nową Schizmę?
     Anioł pokornie spuścił głowę.
- Nie chcę, Panie, ale...
- Dość! Znam twoje myśli. Czujesz upokorzenie, gdy Upadłe Anioły naigrywają się z naszej niemocy. Więc dobrze, daję tobie wolną rękę. Znajdź Beliala!
Uriel skłonił się i odszedł.
Bóg zatopił się we wspomnieniach.

* * *
"Zebrały się wszystkie duchy przed obliczem Najwyższego, a był pośród nich i Gabriel, Ognisty Miecz Boga, i Belial, najbardziej Mu oddany, i Lucyfer, niosący przed Nim światło, i Rafael, najbardziej sprawiedliwy pośród nich, i Azazel, krnąbrny duch, i Uriel, Oko Boga, i Mephisto, mistrz oszustwa, i Belzebub, najsilniejszy spośród obecnych, i Michał, generał Niebieskich Armii, a także wielu innych, których imiona ciężko spamiętać.
     I Bóg powołał przed swoje oblicze Beliala i Azazela, a przy Jego boku stanęli Rafael i Gabriel, który ongiś, na polecenie Najwyższego, wypędził ludzi z raju.
     Bóg przemówił do Beliala:
- Czemuś, synu mój, zszedł między ludzi i obwołał siebie bogiem, i od tej pory czczą ciebie jako Baala? Czyż nie ja jestem Jedynym, który czczony ma być przez rodzaj ludzki, jako, że przeze mnie stworzony został?
     Na co zmieszany Belial odparł:
- Boże, wiem, że przed Tobą nie ukryje się żadna myśl. Powiem więc prawdę. Służyłem tobie przez eony niczym najwierniejszy sługa, wykonywałem zadania, których żaden z tu obecnych duchów nie godził się wykonać. Poznałem ludzi, ich miłość i uwielbienie dla Ciebie i pozazdrościłem tobie, o Jahwe. Chciałem być również czczony jako i Ty. Wiem, że grzech to wielki wobec Ciebie, ale uważam, że zasłużyłem sobie na tę odrobinę miłości ludzi.
     Bóg spoglądał na ducha, a Jego myśli przeszywały go na wskroś. Poznał więc, że prawdę mówił Belial. Z wyrozumiałością skinął głową i powiedział:
- Pycha przez ciebie przemawia, ale prawdę rzekłeś i żałujesz tego co zrobiłeś. To dobrze. Jednak kara cię nie minie.
     Wielki tumult powstał wśród duchów, które popierały Beliala. Bóg uciszył je podniesieniem dłoni i swoje Oko skierował na Azazela.
- Duchu, czemuś zszedł między synów Adama i nauczał ich rzeczy, których jeszcze nie dane im było pojąć? Czemu rozpowiadałeś im o tym co tu, w Niebie dzieje się?
     Na to sprytny i krnąbrny Azazel odparł:
- Jahwe, uważam, że wiedza ta bardzo przydatna im była, a opowieści moje zbliżyć nas, duchy niebieskie ku rodzajowi ludzkiemu miały, abyśmy jedną wielką rodziną stali się.
- Czy po to również brałeś ludzkie kobiety do łoża swego i płodziłeś olbrzymy?
     Złością i wstydem zapłonął Azazel i już ruszyć miał ku Bogu, lecz pochwycił go Rafael i skrępował, a Bóg przemówił doń z gniewem, gdyż pierwszy raz zdarzyło się by któryś z duchów aż tak nieposłusznym się okazał.
- Za karę rzucony zostaniesz w otchłań niebytu, gdzie istnieć przestaniesz!
     Znowu wielki tumult wśród duchów powstał i znowu Bóg uciszył je dłonią i całym orszakiem ruszyli ku otchłani niebytu.
     Na początku szedł Lucyfer, niosąc światło Boga, później Gabriel z mieczem ognistym, następnie Bóg z posmutniałą twarzą. Przy boku Jego, jak zawsze milczący Michael, za nim Azazel skuty łańcuchami i pilnowany przez Rafaela.
     Jedynie na uboczu trzymała się grupka duchów z Belialem na czele, a byli pośród nich i ci, którzy z Azazelem na ziemię zstąpili, a więc: Tamiel, Akibeel, który nauczył ludzi rozróżniać gwiazdozbiory, Ramuel, Danel, Azkal, Barkajal, Azaradel i sam Samiaza Samaelem później nazwany. Był też Azrael, Mephisto, Belfegor, Adramelek, Belzebub, i Reshew, duch niosący dżumę i wiele innych pośledniejszych duchów jak Urakabaramel i Memet. I zaplanowali oni bunt przeciw rządom Boga.
     I gdy stanęli nad otchłanią niebytu, Bóg spytał Azazela, czy ukorzy się przed obliczem Pana Najwyższego, lecz ten wyrywając się i wierzgając próbował opluć Boga.
     Najwyższy znowu zawrzał gniewem, a Rafael pchnął Azazela nad krawędź otchłani.
     Wówczas to rzuciły się złe duchy na orszak boski i rozgorzała walka na niebiosach..."

* * *
Meph, zadowolony, z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, siedział w jednej z białostockich kafejek na świeżym powietrzu. Przed sobą, na stoliku miał kawę i kontrakt jaki właśnie podpisał z szefem miejscowej spółki komputerowej. Diabeł musiał przyznać, że pomysł Luc’a na przejmowanie dusz całymi spółkami okazał się nad wyraz skuteczny. Przedsiębiorcy, w pogoni za sukcesem rynkowym swojej firmy, gotowi byli oddać nie tylko swoje dusze, ale i dusze swoich pracowników. Takie prowincjonalne miasta jak Białystok pełne były śmiertelników gotowych za wszelką cenę odnieść sukces na jakimkolwiek polu.
     Meph uśmiechem odpowiedział na mrugnięcie ziemskiej samicy siedzącej o kilka stolików dalej i pociągnął mocnej, czarnej jak smoła kawy. Zamarł w połowie łyka. Do jego stolika zbliżał się jeden z Archaniołów, Uriel. Diabeł nerwowo rozejrzał się po zebranych w knajpce. Każdy z nich mógł być pomniejszym aniołem, jakimi otaczały się Archanioły, lecz Meph, bez ukazania swojego prawdziwego, diabelskiego oblicza, nie był w stanie rozpoznać który z gości jest faktycznie człowiekiem, a który Wysłannikiem Niebios.
     Uriel usiadł naprzeciwko niego i uśmiechnął się tryumfująco:
- Stary Mephisto, czyż to nie przypadek, że ciebie tutaj spotykam?
     Meph naciągnął ciemne okulary na oczy, co mu pozwoliło bez wiedzy swego rozmówcy rzucać ukradkowe spojrzenia na boki.
- Ani przypadek, ani ślepy traf nie rządzą krokami aniołów i diabłów - powiedział siląc się na spokój.
     Dziwne wrażenie mogli sprawiać obaj rozmówcy na potencjalnym obserwatorze. Uriel ubrany w kowbojki, dżinsy i biały t-shirt, ze swoją atletyczną budową i Meph przybrany w czarny jednorzędowy garnitur, czerwoną koszulę i krawat w płomienne wzory. Obaj zachowywali się jak dwóch znajomych, którzy spotykając się po latach próbują odświeżyć starą przyjaźń.
- Meph, zdejmij okulary - z niemałym naciskiem powiedział Uriel, - Chcę popatrzeć w oczy mordercy Ariela. Nie spoglądaliśmy sobie w twarz od kilkunastu tysięcy lat...

* * *
"Azazel, wijąc się i krzycząc, runął w otchłań. Nad nim, na krawędzi toczył się bój wszechczasów. Duchy, jak Mephisto uzbrojone w moc i inne, jak Gabriel, w miecze starły się ze sobą i potężny huk rozniósł się po niebiosach. Belial, najpotężniejszy z nieczystych, śląc na boki błyskawice skierował się ku Bogu. Najwyższy zaś uniósł się w powietrze i próbował odebrać wszelką moc swym dzieciom. Bezskutecznie. Zaaferowany ratowaniem swego Niebieskiego Królestwa nie zauważył jak Belial jednym skokiem wybił się w powietrze i ze ścinającym krew w żyłach okrzykiem pędził ku Niemu. Zaskoczony Bóg zwarł się ze złym duchem, przeciwstawiając mu swą dobroć i miłość. Siła jaką wyzwolili pchnęła ich wysoko w Przestworza oddalając od pola niebiańskiej bitwy.
     Na dole zaś Mephisto, Samael i Azrael próbowali przedostać się ku otchłani by uratować Azazela. Azrael łkając i miotając choroby powoli przebijał się ku krawędzi, by rzucić się w ślad za swoim bratem. Nagle pośród tego zgiełku i szamotaniny na chwilę rozbłysło silne białe światło, które skierowało się ku otchłani. To Lucipher opowiedział się po stronie zbuntowanych i skoczył za Azazelem rozwijając swe potężne skrzydła, chcąc pochwycić skazanego.
     Udało mu się i ciężko bijąc skrzydłami wznosił się ku górze, lecz tu czekali na niego jedynie wrogowie, a byli to Ismael, Ariel i Gedeon, których przysłał tutaj Michael, by nikogo żywego nie wypuścili z otchłani.
     Lucipher krążył niedaleko krawędzi otchłani unikając ognistych pocisków Aniołów, lecz gdy jego siły zaczęły słabnąć wzniósł się wyżej i gromkim głosem oznajmił:
- Mam Azazela!
     Wszystkie złe duchy rzuciły się mu na pomoc.
     Pierwszy do krawędzi dotarł najsilniejszy, Belfegor i wybił się w powietrze by pomóc Lucipherowi. Lecz tuż za nim pędził Gabriel, który potężnym cięciem swego płomienistego miecza odciął mu skrzydła. Belfegor z krzykiem odwrócił się w locie i schwyciwszy swego pogromcę za poły szaty pociągnął za sobą w otchłań. Złe duchy jęknęły i wzmogły swe wysiłki w dotarciu ku szybującym Azazelowi i Lucipherowi.
     Następnym, który dotarł do krawędzi był Meph, lecz jemu drogę zastąpił Ariel. Meph słynący ze swej silnej pięści ogłuszył go i rzucił w otchłań..."

* * *
- Nie tylko ja zabijałem w czasie Wielkiej Wojny. Twój brat Gabriel zabił Belfegora - odparł Meph składając okulary i bawiąc się nimi na stole. Coraz mniej podobała mu się ta sytuacja. Rozważał już plany ucieczki, czekał tylko na pierwszy ruch przeciwnika.
- Zostawmy czasy początków Schizmy. Zajmijmy się "tutaj" i "teraz". Mów co wiesz o powrocie Beliala.
     Mepha zaskoczyło pytanie Uriela. Nie wiedział co powiedzieć. Pierwszy raz o tym słyszał.
- Belial? Wrócił?
     Uriel pochylił się nad stołem:
- Nie udawaj idioty.
- Mówię prawdę. Pierwsze słyszę, by Belial wrócił...
- Meph i prawda... Nie rozśmieszaj mnie. Zdaje mi się, że inaczej będziemy musieli pogadać...
     Bawiący się okularami Meph zauważył w ich szkłach, że ktoś zachodził go od tyłu.
     Błyskawicznie rzucił się na bok wywracając stół na Uriela. Poczuł piekący ból w ramieniu, lecz nie miał czasu sprawdzić co się stało. Nie wstając posłał kopniakiem drugiego przeciwnika w ślad za stołem. Zerwał się i zostawiając za sobą kłębowisko ciał, drewna i szkła rzucił się do ucieczki.

* * *
- Wejdź Meph - Luc skinął dłonią. - Co ci się stało w rękę?
- Pewnie nie uwierzysz, ale zranił mnie anioł - beztrosko, z uśmiechem na ustach, odparł Meph.
     Luc przyjrzał mu się uważnie i powiedział tylko:
- A więc już do tego doszło.
- Nie wydajesz się zbytnio zaskoczony tym co powiedziałem.
- Powiem krótko - westchnął Luc wygodniej sadowiąc się w fotelu. - Ktoś nam bruździ i to dosyć konkretnie. Wyobrażasz sobie, że ktoś dał ludziom namiary na piekło i jedna ze spółek górniczych próbuje się do nas dokopać, żeby wydobywać siarkę?
     Meph tylko uśmiechnął się:
- Chyba wiem kto.
- Ooo?! To coś nowego.
- Spotkałem Uriela, bardzo wzburzonego Uriela. Za wszelką cenę chciał wyciągnąć ode mnie co wiem o powrocie Beliala.
- Belial? Wrócił? Czemu z nami się nie skontaktował? - już drugi raz zdziwił się Lucipher.
- Jestem tak samo zaskoczony jak ty, a w dodatku nie wydaje mi się, żeby to była z ich strony jakaś podpucha. Oko Boga był na tyle zdeterminowany, że chciał mnie nawet porwać żeby wyciągnąć ze mnie jakiekolwiek informacje. Zdaje mi się, że zależy mu też na czasie.
- Temu ostatniemu akurat się nie dziwię. Zastanawia mnie tylko czemu Belial z nami się nie skontaktował. Ta sprawa wymaga głębszego rozpatrzenia. Dam ci paru Arcydemonów, na razie tylko Samaela i Azazela. Macie zdobyć jak najwięcej informacji o tym co tu się dzieje. Zabierajcie się do roboty.
     Samael ucieszył się gdy Meph powiedział mu o nowej misji. Właściwie to nie misja go ucieszyła, ale sam fakt zstąpienia na Ziemię. Nie był tam od czasów Wielkiej Wojny i Schizmy. Natomiast Azazela nigdzie nie mogli znaleźć. Dopiero jeden z demonów powiedział im, że Az jest w terenie, a dokładnie to w Białymstoku na koncercie jakiegoś zespołu metalowego Via Mistica. Azazel, z polecenia Luciphera, zajmował się kapelami i wytwórniami rozpowszechniającymi ten rodzaj muzyki. Meph z niechęcią wracał do tego miasta, obawiając się ponownego spotkania z Urielem.

* * *
Po skończonym koncercie Meph, Sam i Az opuścili "Famę", jeden z białostockich klubów młodzieżowych. Azazel cały czas podśpiewywał przypominając sobie teksty Via Mistica. Meph i Samael podkpiwali z niego, lecz on nie zwracał na nich uwagi W końcu Meph spytał go:
- Skoro ta kapela jest tak dobra to czemu jeszcze nie podpisałeś z nimi kontraktu?
     Azazel przestał ryczeć i trochę posmutniał:
- No właśnie. Nie zgodzili się na żadną propozycję spośród naszych wytwórni, a szkoda. Zrobiłbym z nich prawdziwą gwiazdę.
     Meph pokiwał głową.
- Bóg nie popiera takiej muzyki, a bez nas nie mają żadnych szans...
     Weszli między bloki. Zza rogu jednego z budynków, tuż przed nimi, wyszedł Uriel, a za nim Ismael. Obie grupy zatrzymały się. Archanioły uśmiechały się niepokojąco. Azazel przybrał swe prawdziwe oblicze, obejrzał grupkę Archaniołów i podenerwowany oświadczył Mephowi:
- Są z nimi Anioły Trzeciego Kręgu, te co mają zniszczyć Beliala, jak tylko wróci. Jest jeszcze ktoś. Ktoś bardzo potężny...
     Azazel nie dokończył, gdyż między dwoma Archaniołami pojawiła się trzecia najwyższa spośród nich postać. Gabriel, Miecz Boga.
     Diabły mimowolnie cofnęły się.
- Cudowne spotkanie - zaczął Uriel podchodząc bliżej. - Waszą dwójkę znam - skinął na Mepha i Azazela - ale trzeciego nie mam przyjemności rozpoznać.
     Samael pokazał swoje prawdziwe oblicze. Uriel nie krył zdziwienia, a i pozostałe dwa Archanioły poruszyły się zaskoczone.
- Samiaza zwany Samaelem - westchnął Uriel. - Cóż ciebie przygnało na ten padół łez?
- Chęć skopanie twojego pięknego ryja. - Uriel roześmiał się, ale zaczął niespokojnie przechadzać się wszerz chodnika.
- Sam, uspokój się - powiedział Meph, wciąż jeszcze będący pod ludzką postacią.
- Czego od nas chcesz? -  spokojnie spytał Uriela.
- Nie od was, od ciebie. Udasz się z nami w celu udzielenia niezbędnych informacji jakich potrzebuje Wszechmogący...
- Wszechmogący? - parsknął Azazel. - Cóż to za tytuł? Wszechmogący...Błazenada. On wcale nie jest taki wszechmogący skoro nie potrafił zapobiec naszemu podziałowi...
- Zamknij się - mruknął Gabriel. Azazel zjeżył się, a z jego demonicznego pyska pociekła lawa, roztapiając mokry asfalt i spowijając go delikatnym obłokiem pary.
- Spokojnie panowie - powiedział Uriel unosząc obie dłonie do góry w geście pojednania. - Jestem pewien, że dojdziemy do porozumienia. Nikt z nas nie chce nowej Wielkiej Wojny. Chcemy tylko Meph’a.
- Nie - powiedzieli równocześnie Samael i Azazel. Powietrze między Aniołami i diabłami zawirowało. Otworzyła się mroczna czeluść, a na ziemię wysypały się sługi Sama i Aza. Z wizgiem i charkotem, demoniczna masa ruszyła na trzech Archaniołów.
     Samael odwrócił się do Meph’a i ze złowróżbnym uśmiechem powiedział:
- Spieprzaj Meph, my się nimi zajmiemy- gdy kończył te słowa Azazel już zbierał swe moce by wesprzeć swą mroczną armię ścierającą się z, na razie, osamotnionym Urielem. Gabriel uniósł miecz, który zapłonął jasnym ogniem i szeregi demonów odstąpiły od Uriela, lecz Samael wyszeptał parę słów i blask miecza przygasł. Wykorzystał to Azazel i rzucił się na Gabriela. Samael, jeden z potężniejszych nieczystych duchów Piekła, w pojedynkę zmierzył się z Urielem i Ismaelem, śmiejąc się i śląc strugi piekielnego ognia na pomniejsze anioły. Miecz Gabriela gdzieś znikł, a on sam rzucił się do walki wręcz. On i Azazel wyglądali jak Dawid i Goliat. Archanioł o nieskazitelnej urodzie i doskakujący go Arcydemon o wyglądzie pokurcza.
     Meph zdecydował się skorzystać z rady Sama, zwłaszcza, że demony wezwane na pomoc z Piekła zdawały się cofać pod naporem Aniołów Trzeciego Kręgu, Azazel poruszał się coraz wolniej, a Sam zaczął dyszeć, gdy Uriel i Ismael wzmogli swe wysiłki.
     Meph odwrócił się i pomknął ciemnymi uliczkami między blokami. Nagle z jednej z bram wysunął się jakiś cień i potężny cios powalił go na ziemię.
- Michael...- szepnął Mephisto i stracił przytomność.

* * *
Meph powoli odzyskiwał świadomść. Gdy wyostrzyły mu się zmysły. Zauważył siedzącego na parapecie rozbitego okna Uriela. Za aniołem strugi wody spływały z okapu. Meph z przyjemnością zauważył, że Ziemię wciąż jeszcze spowija mrok. Uriel spostrzegł jego przebudzenie i zeskoczył z okna. Podszedł do Mepha.
- Widzisz Meph? Dopięliśmy swego, a wy ponieśliście srogą nauczkę. Azazel jest ciężko ranny, a Samiaza umknął gdzie pieprz rośnie. No, ale to nieistotne. Teraz sobie pogadamy. Gdzie jest Belial?
     Meph przełknął ślinę.
- Skąd wiecie, że Belial wrócił?
- Bóg go wyczuł.
- Nie wiem gdzie jest Belial, jeszcze się z nami nie skontaktował.
- Kłamiesz! Był waszym przywódcą, więc to co pierwsze uczyni to przejmie nad Piekłem władzę, dopiero potem zajmie się nami.
- Boisz się - tryumfująco powiedział Mephisto. Uriel uderzył go.
- Boisz się jak diabli - powiedział diabeł ciężko dysząc i siadając na krześle z którego spadł. - To miłe czuć w aniele strach.
     Uriel odwrócił się do okna.
- Nie odwracaj się do mnie plecami - wysyczał diabeł. - Zastępy Niebios również mogą ponieść nauczkę.
     Uriel zaśmiał się, a Meph na ramieniu poczuł palącą dłoń.
- Uspokój się - powiedział stojący za nim Gabriel.
     Uriel postawił krzesło przed Mephem, usiadł, założył nogę na nogę i westchnął:
- Kiedyś byliśmy przyjaciółmi...
- Teraz już nie jesteśmy- ostro przerwał mu diabeł. - I nie będziemy nimi dopóki nie dacie nam większej swobody.
- Na to nie licz. Bóg, jako Doskonałość, nie lubi konkurencji.
- Bóg nie jest doskonały, jest zazdrosny. Okłamał ludzi, przedstawiając nas jako demony, potwory, stwory ciemności. Nie pozwolił ludziom poznać prawdy. My przecież też chcemy pomagać śmiertelnikom, lecz wasza kłamliwa propaganda sprawiła, że praktycznie jesteśmy bezsilni. Ludzie, jako źródło wszelkiego zła podają nas, a to nieprawda. Śmiertelnicy sami w sobie są źli i ze stulecia na stulecie coraz gorsi. Niech Bóg objawi prawdę, by ludzie mogli dokonać wyboru: my czy On.
- Skończyłeś? - powiedział anioł przez zaciśnięte zęby. - Teraz ja coś tobie powiem. Śmiertelnicy nigdy nie dowiedzą się o was prawdy. To, jak nazywasz, "kłamstwo" Boga jest elementem kary jaką musicie ponieść za swój bunt. Musisz zrozumieć, to jest Jego świat i on tu sprawuje władzę. Żadne upadłe anioły nie będą Mu dyktować co ma robić. Gdzie jest Belial?!
- Nie wiem!
     Uriel wygodniej rozsiadł się na krześle.
- To będzie długa rozmowa, ale mamy przecież wieczność przed sobą...
     Trzask drewna. Brzęk rozbijanej szyby. Na parapecie przez chwilę stała ciemna postać o gorejących oczach. Potem śmignęła nad głowami siedzących. Samael zwarł się ze stojącym za Mephisto Gabrielem. Meph, z kolei, rzucił się na właśnie wstającego z krzesła Uriela. Diabeł uderzył anioła pięścią. Słynny cios Mepha powalił Uriela na podłogę. Odwrócił się by pomóc Samaelowi. Przyskoczył do niego i w porę wytrącił mu nóż, którym Sam chciał dźgnąć nieprzytomnego Gabriela.
- Nie zabijaj - Meph podniósł Samaela ciągnąc go za poły płaszcza. Spojrzał Arcydemonowi w oczy. Ujrzał w nich tylko szaleństwo i chęć mordu.
- Zabił Azazela, zabił Azazela - bełkotał Samael.
- Wracamy do Piekła - po krótkim zastanowieniu zadecydował Meph.
- Azazel nie żyje, Azazel nie żyje... - wciąż bełkotał Samael.

* * *
W Piekle panowały minorowe nastroje. Od czasów Schizmy nie zginął żaden demon. Unicestwienie Azazela pokazało, że Niebo nie żartuje i jest zdeterminowane w walce z Belialem, a pośrednio z Piekłem. W związku z tym Lucipher odwołał wszystkie akcje i zwołał naradę. Ustalono jako priorytetową sprawę odnalezienie Beliala, a przy okazji zwalczanie Uriela. Obowiązki po zabitym Azazelu przejął jego brat Azrael, Pan Chorób i Pleśni.
     Mephisto na kilka dni został w Piekle. Samael zszedł na Ziemię, żeby mieć na oku Uriela.
     Wrócił po jakimś czasie rzucając na stół przed Mephem płytę kompaktową. Meph przeczytał nazwę zespołu. Via Mistica.
- To co się nie udało Azazelowi, zrobił Azrael.
- Azrael nie mieszał w tym swoich zaropiałych paluchów. Przeczytaj nazwę wytwórni.
- Mastema Records? Mastema to jedno z imion Beliala, ale to jeszcze o niczym nie świadczy...
- Świadczy, świadczy. Właśnie sprawdzamy powiązania tej wytwórni, i już teraz wiemy, że za tym stoi ktoś potężny.
- Belial.

* * *
- Więc mówicie, że znaleźliście Beliala? - Lucipher rozparł się wygodnie na fotelu z cygarem w zębach.
- Tak - odparli równocześnie Meph i Sam.
- Gdzie?
     Oba diabły spojrzały po sobie zdeprymowane.
- Wszędzie i nigdzie.
     Lucipher zaciągnął się cygarem:
- Co to znaczy?
- Jest prawdopodobnie w każdym człowieku...
- Tak? Czemu więc nie mogliśmy go wyczuć.?
- W każdym ze śmiertelników jest jego tylko minimalna ilość.
- Więc nie jest groźny?
- Jest. I to bardzo.
     Luc zgasił dopiero co zapalone cygaro.
- Nic z tego nie rozumiem. Skoro od tylu tysięcy lat siedzi w człowieku i do tej pory był niegroźny, to co sprawiło że teraz zarówno Piekło i Niebo obawiają się go jak święconej wody?
- Internet - odpowiedział Meph.
- Co?
- Internet, jako obecnie największy sposób komunikowania się, pozwala by setki milionów śmiertelników w jednym czasie mogło ze sobą się połączyć. Wtedy to budzi się Belial i dokonuje przeróżnych operacji zarówno na polu ekonomicznym, jak i politycznym, kulturalnym, społecznym, w ogóle wszędzie. Jednym słowem rozpierdala wszystko to co Piekło i Niebo do tej pory zdziałało na Ziemi.
- Chcesz powiedzieć, że czekał tysiące lat uśpiony w duszach śmiertelników, by teraz poprzez internet dokonać zemsty na Bogu?
     Sam kiwnął głową dodając:
- I na nas.
     Luc jeszcze bardziej rozwalił się na swoim fotelu i intensywnie myślał. W końcu rzucił pytanie:
- Czy Niebo wie o tym?
- Chyba nie.
- Trzeba ich powiadomić.
- Po co? - wtrącił się Samael. - Mamy teraz nad nimi przewagę...
- Sami nie damy rady pokonać Beliala. Nigdy na tę okoliczność się nie szykowaliśmy, a Niebo ma Michała ze swoimi Zastępami, ma również Trzeci Krąg. Trzeba ich powiadomić.
- Rozmawiać z Niebem o rozejmie? - jęknął Samael. - I tak po śmierci Azazela morale strasznie się u nas obniżyło.
     Lucipher uśmiechnął się przebiegle.
- Załatwimy to inaczej.

* * *
Pięć postaci stało w ciemną noc przed zniszczonym budynkiem, z którego niedawno uciekł Meph. Samael nie mógł się nadziwić lekkomyślności aniołów, którzy do tej pory nie zmienili swej kryjówki, dlategoteż przez kilka dni prowadzono wzmożoną obserwację domu i jego otoczenia. Nic niepokojącego nie wykryto.
     Przystąpiono do realizacji planu. Jedna spośród postaci odłączyła się. Baphomet miał za zadanie zajść dom od tyłu. Następny demon zdjął płaszcz i rozwinął błoniaste skrzydła. Abigail niemalże bezszelestnie wzbił się na dach.
- Czas i na nas- powiedział spokojnie Meph do Samaela i Azraela.
     Podeszli do frontowych drzwi. Azrael zaczął coś szeptać i jęczeć. Drzwi pokryły się żółto-kremową masą korników. Po chwili zostały z nich metalowe zawiasy, które nagle uwolnione od swojego ciężaru cichutko zaskrzypiały. Diabły weszły do domostwa depcząc robactwo. Azrael zaczął szlochać i łkać, a ściany korytarza przez który szli pokrywały się pleśnią, by po chwili cicho zamienić się w kopczyki trocinopodobnej masy. Diabły ruszyły ku schodom prowadzącym na następną kondygnację.
     Gdzieś na wyższym piętrze rozległ się brzęk rozwijanych łańcuchów i coś łomotnęło o podłogę. To Baphomet szykował się do walki wyciągając swój rozżarzony do białości łańcuch.
     Cisza przerywana trzeszczeniem starych desek i brzękiem baphometowego łańcucha nie trwała zbyt długo.
- Gabriel! Gabriel! - rozległ się nietoperzy pisk Abigaila.
- Azrael! Strych! - syknął Meph.
     Diabeł ze skowytem rzucił się na schody. Gdy tylko wychynął na pierwsze piętro potężny cios rzucił go na ścianę.
     Azrael syknął i splunął lawą. Sucha podłoga zaczęła się tlić.
     Przed nim stał Uriel w pełnej okazałości, z rozwiniętymi białymi skrzydłami. Bił od niego boski blask.
     Meph i Sam zauważyli poświatę dochodzącą z góry.
     Bez namysłu rzucili się na schody.
     Zatrzymali się, tak jak Azrael, sparaliżowani boską mocą.
     Archanioł i trzy Arcydemony mierzyły się wzrokiem.
     Na korytarzu za Urielem na moment pokazała się demoniczna twarz Baphometa.
     Chwilę później biały łańcuch, paląc pióra anielskich skrzydeł, oplótł Uriela. Ten jęknął, a jego blask przygasł. Meph trzasnął anioła w twarz.
- Drugi raz cię ogłuszam. Trzeciego razu nie będzie - powiedział schylając się nad Archaniołem. Odwrócił się do Baphometa i Azraela:
- Na górę! Dorwijcie Gabriela za nim nam udusi Abigaila! - Demony pomknęły schodami na strych.
     Sam i Meph przez chwilę stali nad Urielem.
- Myślisz o tym samym co ja? - spytał Samael.
- Tak, ale nie wolno nam tego zrobić. Nie możemy stosować tych samych metod co oni.
     Samael parsknął śmiechem.
- Czego rżysz?
     Samael wzruszył ramionami i pokręcił głową:
- Arcydemon Arcydemonowi zabrania zabić anioła mówiąc by nie stosował ich metod, a przecież to są nasze metody. Wymiękamy, co?
- Nie. Po prostu nie stajemy się takimi jak nas opisuje Wszechmogący. Jesteśmy tak jak Uriel czy Gabriel duchami więc nie powinniśmy nawzajem się zabijać. I Bóg, i my, chcemy być czczeni, lecz on nam na to nie pozwala, rozsiewając o nas kłamstwa i sprawiając, że jesteśmy tym czym jesteśmy, więc tocząc z nim walkę powinniśmy unikać metod przepisanych dla nas przez Wszechmogącego. Poza tym nie zapominaj o celu naszej misji. Uriel ma być żywy, by dostarczyć wiadomość o Belialu Wszechmogącemu, a akcja ta miała tylko na celu podniesienie morale w Piekle.
     Samael skrzywił się i machnął ręką:
- Przestań mnie oświecać. Zostaw to dla maluczkich. Zabiorę naszego aniołka do Piekła, a ty brykaj na górę powstrzymać Azraela.
     Rzeczywiście na strychu zrobiło się niepokojąco cicho.
     Meph najpierw usłyszał złorzeczenia Azraela. Dzięki nim zlokalizował pomieszczenie w którym znajdowały się demony i anioł.
     Na brudnej podłodze leżał Gabriel. Jego niegdyś biała szata była zabrudzona kurzem, krwią i czymś czego Meph nie potrafił określić, prawdopodobnie pleśnią. Obok niego leżał, opleciony żarzącym się łańcuchem Baphometa, miecz. Sam Baphomet rozparł się wygodnie w pobliskim, rozpadającym się fotelu i cicho chichotał.
     Dookoła anioła tańczył podskakując Azrael, co chwila zsyłając na niego choroby. Czasami spluwał lawą na twarz Gabriela. Anioł pojękiwał cicho za każdym razem, gdy magma wypalała mu skórę na twarzy.
     Gabriel złapał Azraela za rękę i powiedział:
- Dość! Nasyciłeś się już zemstą!
     Azrael wyrwał mu się i charcząc wychrypiał:
- Dość?! Dość?! Ten duszek zabił Belfegora i Azazela, brata mego! Rozumiesz! Ja i Az zrodzeni byliśmy z jednej myśli, kapujesz!? Zabiję tego skurwiela tu i teraz!
- Uspokój się! - krzyknął Meph podchodząc do niego.
- Nie! - wrzasnął Azrael i splunął na anioła. Ten jęknął.
     Meph przyłożył mu pięścią. Demon grzmotnął o przeciwległą ścianę i stracił przytomność.
     Mephisto pochylił się nad Gabrielem i powiedział:
- Przekaż Wszechmogącemu, że Uriel wróci z wiadomościami o Belialu.
     Następnie przybrał swoją prawdziwą postać, wziął Azraela na ręce i bijąc skrzydłami wyleciał przez dziurę w dachu. To samo uczynił Baphomet. W powietrzu dołączył do nich Abigail. Zanim odlecieli ujrzeli na północy Michała wraz z jego Zastępami. Archanioł przybywał za późno.
     Mephisto zaskrzeczał radośnie i cała trójka poszybowała w ciemność.

* * *
- Urielu, skąd ta pewność, że Belial jest w każdym człowieku? - spytał Archanioła mocno stroskany Bóg.
- Rozmawiałem z nim przez Internet. Im więcej śmiertelników podłączało się, tym jego umysł stawał się coraz bardziej bystry... Panie! Musimy go zniszczyć! On jest potężny! To niszczyciel! Zamierza unicestwić Ziemię, Piekło, Niebo, Wszechświat, wszystko! Cały czas mówił tylko o zemście! To jedyna sprawa, dzięki której przetrwał eony...
- Uspokój się moje dziecko - dobrotliwie powiedział Bóg i skierował swe Oko na Archanioła. Po chwili westchnął i zmęczonym głosem powiedział:
- Wszystko co powiedziałeś jest prawdą. Niech Trzeci Krąg zajmie się sprawą Beliala. Stale informuj mnie o postępach. Możesz odejść.
     Uriel odwrócił się i zaczął powoli znikać.
- Urielu?
     Archanioł powrócił:
- Tak, Panie?
- Przygotowujcie się powoli do Zmartwychwstania.
     Uriel patrzył na Boga. Wiele teraz by dał, aby mieć teraz moc Wszechmogącego zaglądania w dusze innych.
- Jest aż tak źle? - powiedział tylko cicho.
     Bóg smutno pokiwał głową i odwrócił się. Archanioł ze łzami na policzkach rozpłynął się w powietrzu.
     Bóg stał przez chwilę rozmyślając. Westchnął ciężko jak ktoś pogodzony z losem. Kochał ten Wszechświat, Ludzi, Anioły. Kochał nawet na swój sposób Diabły. I Beliala. Właśnie Belial sprawił, że cały misterny plan Stworzenia sypał się w gruzy. To Belial zatruł dusze Duchów, tak że walczyły między sobą i spaczył serca śmiertelników sprawiając, że coraz bardziej nienawidzili siebie, Wszechświata i Boga. Dla nikogo z jego dzieci nie było już ratunku. Zbyt długo jad Beliala sączył się w duszach Ludzi i Duchów. W obecnej sytuacji mógł zrobić tylko jedno. Zacząć wszystko od początku.
     Po twarzy Boga spłynęła jedna, napęczniała tysiącami lat troski i miłości, łza.
Ostatnia łza Boga.
Wojciech Świdziniewski
Białystok, 16 styczeń 2000