first sf, f & horror  polish  web  zine         numer 18        lipiec - sierpień 00


menu

wstępniak
kontakt
komunikat
galeria
literatura
interaktywna powieść
antykwariat / ogłoszenia
linki
erotyka
nagroda elektrybałta

dudek
dudek (2)
dydo
gierasimiuk
mason
rybicki
wróbel
zieliński

cebula
sędziak
ragnarok
blugenwitz


  Wojciech Gierasimiuk
  Najboleśniejszy kolor






copyright © Wojciech Gierasimiuk

e-mail: wojciech@juni.com.pl



Zmęczony wrak człowieka, wijący się na podłodze, wyciągał dłoń ku górze w błagalnym geście. Poobijane i krwawiące dłonie znaczyły swą drogę po białej uprzednio, teraz poznaczonej szkarłatnymi śladami ścianie. Ziemista cera, tłuste, splątane włosy, pełne cierpienia oczy, w niczym nie przypominał człowieka, którym był kiedyś.
     Kiedyś... Przecież to zaledwie dwa tygodnie temu. Wtedy się to zaczęło.
     Pojawiła się nocą, w widmowej poświacie, przeszywając go spojrzeniem płonących oczu. Widział poruszające się usta i dłoń wskazującą w jego stronę, lecz nie słyszał żadnego dźwięku. Wpatrywał się w jej twarz. Bezskutecznie. Cały czas pozostawała w cieniu głębokiego kaptura w katowskim kolorze - "fuglin". Nie wiedział czemu, lecz złowróżbny kolor wywoływał w jego umyśle nazwę czegoś, czego nie pamiętał... "Terminus Est".
     Po kilku dniach nauczył się ją słyszeć. Także w dzień. Jednak światło dnia nie pozwalało dostrzec jej sylwetki.
     Nie powiedziała mu kim jest, mimo, iż o to błagał. Mówiła o tęsknocie, o pragnieniu, rezygnacji i o bólu jaki pozostawia strata. Strata czegoś najważniejszego, bezcennego.
     Z każdym dniem coraz bardziej ulegał niemej sugestii. Powoli ogarniała go apatia przeradzając się w coraz większą rezygnację i tęsknotę, potęgowaną spojrzeniem płomiennych oczu. Oczu, które gasły. Po płomieniu pozostawał tylko żal i  niesamowite cierpienie człowieka, który wie, że krzywdzi niewinność.
     W końcu zaczął ją prosić, błagać, by go zabrała. Wiedział też, że sam musi za nią pójść. Ona może go tylko namawiać. Czas stracił sens, nie miało znaczenia czy mijały godziny, lata, czy eony. Płomienne oczy gasły, a on nie potrafił tego zrobić. Nie miał dość sił, coś go powstrzymywało. Powinien o tym pamiętać, lecz umysł odmawiał posłuszeństwa. Jednak to coś w nim tkwiło.

     Powiedz jak długo to jeszcze potrwa!
     ...
     Tak, wiem. Tylko co dalej ?!
     ...
     Dłużej nie wytrzymam!
     ...
     Ja... nie... nic nie mogę zrobić...
     Czternastego dnia podjął decyzję. Po raz ostatni nasypał okruchów ciasta w maszynę do pisania. Więcej niż zazwyczaj i tym razem zostawił torebkę z okruchami na biurku. Wstał, prostując zgarbione plecy i wziął prysznic. Z niecodzienną starannością rozczesał długie, rdzawo rude włosy. Ubrał się w najlepszy garnitur, zaciągając mocno krawat pod szyją i był gotów. Z niecierpliwością oczekiwał podróży.
     Jednak ciszę przerwał przeraźliwy sygnał telefonu, którego zapomniał odłączyć. A może nie zapomniał?
     Podniósł słuchawkę.
     Tak?
     Już jadę, zaraz będę. - usłyszał cichy, łagodny głos.
     Znał ten głos! Znał to ciepło i czułość przebijające z każdego słowa! Pamiętał radość
     i uczucie z nimi związane. Pamiętał! I tylko to było teraz ważne. Cała reszta w przerażeniu odpłynęła w nicość.
     Słyszał już kroki pod drzwiami. Delikatne pukanie. Otworzył. Stała przed nim
     z opromienioną twarzą, na której gościł uśmiech. I te oczy! Przepełnione blaskiem
     i ciepłem, przypomniały mu o chwilach pełnych czułości i uniesień. Zarzuciła mu ręce na szyję i wyszeptała:
     Nareszcie jesteś. Już nigdy cię nie opuszczę.
     Rozpierającego szczęścia nie był w stanie zakłócić niknący w oddali krzyk.
     Nieeeeeeeeeeeeeee...!
     Tylko on go słyszał, lecz nie miało to już żadnego znaczenia.


Lipiec 1999


do góry
menu