first sf, f & horror  polish  web  zine         numer 18        lipiec - sierpień 00


menu

wstępniak
kontakt
komunikat
galeria
literatura
interaktywna powieść
antykwariat / ogłoszenia
linki
erotyka
nagroda elektrybałta

dudek
dudek (2)
dydo
gierasimiuk
mason
rybicki
wróbel
zieliński

cebula
sędziak
ragnarok
blugenwitz


  A.Mason
  Ludzie bez zmartwień






copyright © A.Mason

e-mail: mason14@klienci.pkobp.pl



(Fragmenty z samego życia wzięte)

ROZDZIAŁ 1 - OSTATNI.

"Cicer cum caule"

Rzecz się dzieje w bardzo, bardzo dalekiej przyszłości. Ludzie nie mają zbyt wielu zmartwień, znaleziono lekarstwa na wszystkie choroby, zasiedlono cały Układ Słoneczny, poprawiła się sytuacja ekologiczna Ziemi. W końcu nawiązano kontakt z innymi cywilizacjami.
     Ziemia, Zjednoczone Emiraty Europejskie, Warszawa, ul. Św. Wałęsy, główny budynek OCZ (Organizacja Cywilizacji Zjednoczonych), gabinet konferencyjny:
      - Nie rozumiem jak Ziemianie mogli dopuścić do takich zakłóceń w przekazie informacji z Ziemi do Aldebarana! - krzyczał ambasador Aldebarana na Ziemi.
      - Czy Aldebarańczycy nie mogą się nauczyć, że skoro oni są głusi, to wcale nie oznacza, że i Ziemianie są niedosłyszący. - mruknął pod nosem ambasador Adam Madam dyrektor generalny OCZ.
      - To, że jesteśmy głusi, nie oznacza wcale, że jesteśmy ślepi panie ambasadorze. Nasz naród potrafi bardzo dobrze czytać z ust i zrozumiałem, co pan powiedział. Wracając do sedna sprawy, jak macie zamiar wyjaśnić te zakłucenia?
      - Mówi się "zakłócenia". - poprawił dyr. Madam.
      - Przepraszam, mam jeszcze małe problemy z waszym językiem. Jak wyjaśnicie te z a k ł ó c e n i a?
      - Ostatnio pomiędzy naszymi układami przelatywał rój meteorytów, gdzieś tam w kosmosie został zerwany drut tele-wideofoniczny. Nasi technicy natychmiast się tym zajęli.
      - Tak, ale mój naród nie mógł oglądnąć do końca wyborów Miss Międzygalaktyki.
      - Chyba rozumiecie, że sprawdzenie takiej ilości drutu, musi zająć trochę czasu.
      - Rozumiemy, ale żądamy, aby się to więcej nie powtórzyło.
      - I nie powtórzy. Już o to zadbaliśmy. Może po kieliszku na zgodę?
      - Wasza czysta jest bez konkurencji. Oczywiście, że się napiję. - uśmiechnął się Aldebarańczyk.
      Dyr. Adam Madam odwrócił się plecami do gościa i zaczął rozlewać do kieliszków. Nie odwracając się zapytał:
      - Z lodem?
      - Tak, dwie kostki - odpowiedział czytając z ust ambasador Aldebarana: Ałma Ataj.
      Po paru głębszych, nastroje obu panów znacznie się poprawiły.
      - Ałma, może wybierzemy się na małą przejażdżkę? - zaproponował Ziemianin.
      - Możemy, mam jeszcze trochę wolnego czasu. Dokąd pojedziemy?
      - Do "Baru u Farmazona", tutaj opróżniliśmy już wszystkie butelki.
      Przed budynkiem czekał na nich służbowy pojazd. Srebrna karoseria połyskiwała w słońcu. Złote klamki przy drzwiach sprawiały, że pojazd wyglądał komfortowo. Niestety, już w pięć minut po wyruszeniu w kierunku baru odległego o około 10 kilometrów silnik atomowy odmówił posłuszeństwa.
      - No i co teraz zrobimy? - zapytał Ałma.
      - Wygląda na to, że trzeba będzie go kawałek popchnąć.
      - Kto miałby to zrobić? Przecież ja jako rodowity Aldebarańczyk nie posiadam żadnych odnóży.
      - Ja będę popychał, a ty kieruj.
      - No dobrze - powiedział Aldebarańczyk otwierając drzwiczki pojazdu - Aha, jeszcze kluczyki!
      - Łap! - krzyknął spokojnym głosem Ziemianin, po czym rzucił kluczyki w kierunku Ałmy Ataja. Ten złapał je, i schował do kieszeni spodni.
      Po dotarciu pod bar obaj przedstawiciele planet byli już nieco wyczerpani. Do pojazdu podszedł robot parkingowy:
      - Czy życzą sobie panowie, abym zaparkował ich pojazd? - spytał przymilnym głosem.
      - Tak, oto kluczyki.
      Kiedy Adam i Ałma wchodzili do baru, robot właśnie kończył podpychanie pojazdu na wyznaczone miejsce parkingowe.
      W barze było tylko parę osób. Właściwie zawsze przebywała tu tylko śmietanka towarzyska. W sali obecni byli biznesmeni, finansowi potentaci, maklerzy giełdowi, prezydenci, ministrowie, wiceministrowie, wicewiceministrowie, wicewicewiceministrowie, zastępcy wicewicewiceministrów, burmistrzowie, sołtysi, bacowie, redaktorzy "elitarnych pism", redaktorzy brukowców, szefowie mafii, płatni i bezpłatni zabójcy, ochroniarze, bezrobotni, narkomani, prostytutki, alfonsowie, itp. itd.
      Nasza dwójka usiadła sobie przy stoliku w rogu pomieszczenia.
      - Panowie sobie życzą? - zapytał robot-kelner o wyglądzie Królika Bugsa.
      - A co macie? - nieposkromiona ciekawość Aldebarańczyka wzięła górę nad rozsądkiem.
      - Wszystko, co można znaleźć w naszym układzie. - odpowiedział robot.
      - W takim razie poproszę dwa steki cielęce i frytki. Co dla ciebie Adam?
      - Niestety cielęciny właśnie zabrakło. - wtrącił się robot.
      - W takim razie, dwie porcje frytek i dwadzieścia kolejek czystej. - odpowiedział dyr. Adam Madam.
      - Aha! I marchewka dla ciebie. - dodał Ałma.
      Odchodząc od stolika robot mówił do siebie:
      - Pieprzeni Żywi! Ha, ha, ha! Te ich poczucie humoru... Marchewka... Ha, ha! Ale śmieszne.
      Mniej więcej po siedemset dwudziestej kolejce:
      - Heep!... Na mnie już pora. Heep!... Myślę, że powinniśmy wracać. Urzędy na nas czekają. - ocknął się Ziemianin.
      - Hik! OK. Kelner! Rachunek...
      Byli już w połowie drogi, gdy nagle oślepiło ich bardzo jasne światło.
      - Ałma! Zgaś peta, razisz mnie po oczach! - krzyknął Adam i zahamował, tj. przestał popychać pojazd.
      - Ja? Ja przecież nie palę. Myślałem, że to ty.
      - To... co to za światłość?
      - Nie wiem, kosmici, obcy, UFO, Oni?
      - No coś ty! Już dawno temu udowodniono, że kosmici nie istnieją. Może to latarnia morska, wskazuje marynarzom drogę do domu?
      - Taaa, latarnia morska w centrum Europy...
      Nagle, gdzieś z jasności odezwał się głos:
      - Policja Obywatelska! Dokumenty proszę: prawo jazdy, kartę wozu, OCe, ACe, eNWu, CeV, dwa zdjęcia i PIT.
      - PIT? - zdziwił się dyr. Adam Madam.
      - Tak, PIT 35. Sprawdzimy przy okazji, czy wszystko w porządku z podatkami. Proszę wysiąść z wozu.
      - Przecież jestem na zewnątrz.
      - To proszę wsiąść i wysiąść, tak mam w regulaminie:
      "Jeżeli zaistnieje podejrzenie, że kierowca znajduje się pod wpływem napojów wyskokowych należy poprosić go o wyjście z pojazdu..."
      - Ja nie jestem pijany! Wypiłem tylko dwa piwa... bezalkoholowe. Poza tym, dlaczego pan mnie zatrzymał? Czy jechałem za szybko?
      - Nie, leciał pan za nisko... Zatrzymałem pana, bo... tak mi się chciało.
      - W takim razie, ja sobie jadę dalej, bo tak mi się chce.
      - Aaaa, to jedź pan w cholerę!
      - Aa, to jadę. Cześć!
      Kiedy dojechali na miejsce Adamowi wpadł do głowy pewien pomysł:
      - Może byśmy tak wzięli urlopy i pograli trochę?
      - Właściwie, to czemu nie.
      - OK. Spotkamy się jutro o szóstej.
      Nazajutrz po załatwieniu formalności w swoich biurach (zajęło to trochę czasu, gdyż musieli wypełnić kilkadziesiąt formularzy z prośbą o udzielenie urlopu, a każdy musieli dostarczyć osobiście do odpowiedniego "pokoju") nasi bohaterowie udali się do specjalnych kabin, które tworzą wirtualny świat dla swoich użytkowników. Adam Madam i Ałma Ataj usiedli w wygodnych fotelach, a na ich głowy automatycznie umieszczone zostały specjalne hełmy mające spotęgować wrażenie rzeczywistości wirtualnego świata. Niestety zamiast krajobrazu z gry nasi bohaterowie ujrzeli tylko komunikat:
      "Program wykonał nieprawidłową operację, nastąpi jego zamknięcie!"
      - Co to ma znaczyć!? Co to jest!? - krzyczał Aldebarańczyk.
      - To się zdarza. System się zawiesił. Trzeba go na chwilę wyłączyć, a potem włączyć. Powinno być w porządku. William Gatys obiecał, że następna wersja pozbawiona będzie już błędów.
      - Czy to jest bezpieczne? W końcu, co by nie mówić, jest to jednak w jakiś sposób połączone z naszymi umysłami.
      - Najzupełniej bezpieczne. To jest najlepszy system, jaki dotąd powstał.  Jest bezkonkurencyjny. No! Gramy...
      Niestety, okazało się, że nie był to system całkowicie bezpieczny. Tkwił w nim bowiem jeden mały (niezbyt istotny dla większości użytkowników) błąd. Komputer uznał, że restart stanowi naruszenie jego integralności i usunął wszystkie dane ze swojej pamięci. Było to zabezpieczenie przed udostępnieniem ważnych informacji wagi państwowej osobom niepowołanym. Niestety, ponieważ umysły naszych bohaterów połączone były z systemem, zmazaniu uległa także ich pamięć.
      William Gatys wypuścił już na rynek poprawkę usuwającą ten błąd. Na ostateczną, pozbawioną błędów wersję jego systemu będziemy musieli jeszcze trochę poczekać, gdyż jej premiera została nieco przesunięta.
      Taki był koniec dwójki ludzi bez zmartwień.


ROZDZIAŁ 2 - EPILOG

"Est modus in rebus"

Rzecz się dzieje w bardzo, bardzo dalekiej przyszłości. Ludzie nie mają wcale zmartwień, znaleziono lekarstwa na wszystkie choroby, zasiedlono cały Układ Słoneczny i jego okolice, poprawiła się sytuacja ekologiczna i ekonomiczna Ziemi. Nawiązano kontakt z kolejnymi cywilizacjami...
I taki był koniec ludzi bez zmartwień.

styczeń 2000


do góry
menu