strona główna     -     bieżący numer     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Fahrenheit Crew
strona 05

Bookiet


Spis treści
Wstępniak
Celem wyjaśnienia
Wywiad numeru
Bookiet
Recenzje
Zakużona Planeta
Galeria
Stopka
Tomasz Pacyński
A.Mason
Adam Cebula (1)
Adam Cebula (2)
Anna Brzezińska
Tomasz Pacyński
Tomasz Duszyński
Piotr Lenczowski
Konrad Bańkowski
Grzegorz Żak
KRÓTKIE PORTKI
Elizabeth Moon
H.P.Lovecraft
Każda postać żyje

Wybitna, wspaniała i wielka saga żyjącego klasyka! Podręcznik dla tych, którzy chcą nauczyć się tworzyć pełnowymiarowe, krwiste, przekonujące postaci. Podręcznik dla tych, którzy chcą nauczyć się prowadzić akcję dłużej niż tylko między słowami: "...iem wstrząsnął wybuch..." i "...ał dozwolony." Niezbędnik dla tych, co chcą zobaczyć jak się maluje słowem, jak się opisuje krainy śnieżne, powodzie, pustynie. Rewelacyjna fabuła, w której postaci ohydne wzbudzają wstręt, niewinne - żałość, z młodymi chce się brykać, a starych słuchać. Nie ma tu mędrców, swoją wielkość uzasadniających tylko słowami, niegodziwców - słowami, zakochanych - słowami... Każda postać żyje, każda uzasadnia swoje istnienie w opisywanym świecie i fabule, każda jest przemyślana i potrzebna, i inna niż wszystkie pozostałe...

Mamy do czynienia z genialną lekturą, przy tym - fenomenalną objętościowo! To jest czytania na niemal całą zimę. Zazdroszczę Wam, którzyście jeszcze do Martina nie sięgnęli...

 

 

Pinga

 

 

G. R. R. Martin

"Nawałnica mieczy: Stal i śnieg"

(A Storm of Swords. Steel and Snow)

"Nawałnica mieczy: Krew i złoto"

(A Storm of Swords: Bloood and Gold)

pierwsze dwa tomy trzeciej pozycji cyklu

"Pieśń Lodu i Ognia"

Zysk i S-ka lipiec 2002




Wydawnictwo grozi kontynuacją

Skąd my to znamy - ryzykowny eksperyment, w wyniku którego bohater przenosi się do świata równoległego? Ano, z dziesiątków książek i opowiadań. Choćby przygody Smoczego Rycerza, który trafia do średniowiecznej Anglii, pełnej magii i intryg, i na dodatek staje się smokiem.

A cóż ma robić bohater, który trafia wprawdzie do równoległego świata, ale ów świat jest schematyczny do bólu, papierowy i po prostu nudny? W którym królują drewniane dialogi i wydumane, lecz nieciekawe sytuacje? Chyba to samo, co opisany na pierwszych stronach demon - obwiesić się co rychlej.

Tym bardziej, że mógłby uświadomić sobie, iż w innych światach równoległych przygody takuteńkiego bohatera w takich samych sytuacjach opisano nieskończenie lepiej. Cóż, świat nie jest sprawiedliwy, alternatywny takoż.

Miał być znaczący debiut, wyszło coś, co w telewizji powinien reklamować przystojny facet w białym fartuchu, jako gwarantowany środek na bezsenność.

Jedynym elementem naprawdę fantastycznym jest notka na okładce, a zwłaszcza sam koniec, wydrukowany kursywą - autorstwa pewnej pani profesor. Prawdziwa, pod warunkiem przeprowadzenia prostej operacji logicznej, zwanej negacją.

Ani oryginalne, ani ciekawe. W dodatku wydawnictwo grozi kontynuacją...

 

 

Yarpen

 

 

Marek Utkin

Technomagia i smoki

Seria: Fantastyka, Czerwiec 2002

Cena detaliczna: 34,90 zł

Liczba stron: 440




Susan nie znosiła literatury

Młody, obdarzony wiedzą i pewną mocą magiczną kochanek wpada w tarapaty, lecz, na szczęście, tak samo mocno jedni pragną jego śmierci, jak inni - by żył...

Szczerze? Postmodernizm wysilony, na siłę znaczy, z buta. Mozolny.

Ogromny wkład pracy, ale wynik - mizerny. Fabuła cienka, postacie, wżdy, papierzane nader i całkiem nieprzekonujące. Popisuje się AS wiedzą historyczną, językową, znajomością literatury i anegdot, chwała mu, ale nie przekonuje, bo sam w przypisach nadmienia, że dość lekko historyę traktuje, tedy nie miało być z założenia "Narrenturm" kompendium wiedzy językowo-historyczno-geograficznej, a ciekawą lekturą. Aliści - jak pisałem wyżej - nie stało się! To, co dało świetne wyniki w cyklu o Geralcie, w świecie od "A" do "Z", do ostatniej kropki Sapkowskim, w świecie, w którym - jak sam autor mówił - heroiny mogą nosić majtki, choć historycznie nie powinny ich jeszcze mieć; tu, w zderzeniu z faktami historycznymi i tymi stylizowanymi na historyczne, brzmi wielce fałszywie i niezręcznie. Jakby za dużo czasu i energii stracił autor na grzebanie się w bibliotecznych zasobach, za mało strawił na wymyśleniu ciekawej fabuły...

Jedna postać mówi: "Jam, pry, zawżdy łacno...", druga, zaraz po niej: "Nowoczesność w domu i zagrodzie", jako żywo - ch-ch-cha-cha-cha! - cytując program telewizyjny z epoki Edwarda Francuskiego, Gierkiem zwanego... To nie jest śmieszne, nie jest lekkie i finezyjne. To nie jest dezynwoltura autorska. To jest kapusta z grochem, potrawa i opowieść jednako ciężkie i tak samo ciężkostrawne, w żołądku zalegające.

Obawiam się jednakże, że nie lza krzyknąć: "Kral je ale holy!", co najwyżej będzie się bąkało: "Warto przeczytać, ale... hm... to nie Wiedźmin..." i domalowywało coś takiego: "-..gruntowne studia... bogate słownictwo... wiedza... wiedza..."

Niektórym tylko dana jest owa odwaga (Niebiosa, miejcie mnie w opiece, zabiją!?), co pozwala krzyknąć: ""Nuddae na puddae et sempiterni navratte ..."

P.S. Mottem, a właściwie Pottem do niniejszego tekściku jest zdanie z jakże innej książki:

"Susan nie znosiła literatury. Wolała poczytać dobrą książkę"

Terry Pratchett "Muzyka dusz"

 

 

I.Emha2o

 

 

Andrzej Sapkowski

Narrenturm

SuperNOVA, Warszawa 2002

Ech, panie Jacku

Jacek Dukaj dusi się w getcie fantastycznym. Nie zabiega o popularność, nie wyczynia tak chętnie stosowanych przez innych pisarzy objazdówek po konwentach, widuje się go na spotkaniach z czytelnikami rzadziej niż każdego innego polskiego autora. Jednocześnie usilnie walczył o wydawanie w tak nobilitującej oficynie jak WL. Czy był to dobry ruch, nie wiem. Czas pokaże. Ja sądzę, że nie - straci pewien procent czytelników, którzy do księgarni wchodząc, zmierzają prosto do półek z fantastyką i stamtąd do kasy i wyjścia. Nie zyska snobów z mainstreamu. Tak sądzę, ale dopuszczam możliwość pomyłki.

Niestety, jak się pisze do WL, to nie wolno pisać dla czytelnika. Nie wiem dla kogo napisał "Extensę" Jacek Dukaj. Autor, który może powalić na kolana jednym utworem, potrafi wprowadzić w frustrację i smutek innym. Dla mnie "Extensa" jest tym drugim, niestety.

Albo był to pomysł na opowiadanie i został koszmarnie rozdęty do formy dłuższej, albo... albo... Aż się boję powiedzieć, ale powiem: nie było pomysłu w ogóle? Zostało więc wypełnienie kart książki czymeś. I zostały wypełnione. To na pewno pan Jacek potrafi. I kilkakrotnie nawet na stronach "Extensy" daje tego dowody. Szkoda, że tak rzadko.

Jeszcze jedna myśl nawiedziła mój skromny umysł: jak ma nieszczęsna SF, popychana, flekowana i sekowana przez nieudacznych fantasymanów bronić się, pozyskiwać nowych czytelników z grona młodzieży, co to tylko o elfach i trollach i wilkach, skoro w serce wbija jej niecny sztylet nie kto inny jak Jacek Dukaj, którego nigdy do grona tych elforobów bym nie przypisał? No, kto ma ochotę i siły czytać dalej, skoro trafia na taki ustęp: "... pary ziaren reprozyjnych połączonych na poziomie kwantowej niepewności pozostają ze sobą w zeroczasowym sprzęgu niezależnie od dzielącej je odległości...". Lub inny: "...Układ nerwowy extensy nadal filtrował i indeksował bodźce reprozyjne, usiłując zachować stały schemat odwzorowania, lecz było to coraz trudniejsze, w miarę jak coraz większa część masy extensy zawierała się w mobilnych, odszczepionych peryferiach i coraz więcej ziaren reprozyjnych wyciekało w nich z pierwotnego Ziarna, już niemal do reszty skonsumowanego przez asymetryczne cielsko pająka próżni, którego z kolei konsumowały Oczy, Uszy rozmaitego przeznaczenia i metabolizmu sondy i transmutatory".

Nie nawołuję do prościuchy, prościzny i prostactwa, ale - na Boga - gdzie klarowność i szlachetna prostota prozy Zelaznego, Clarka, Bradbury'ego, Asimova, Sheckley'a?.. Wolfe'a? Strugackich, Lema...

Ech, panie Jacku, krzywdę Pan umiłowanej mej science fiction wyrządzasz, sam na tym nie zyskując nic... Albo niewiele...

Szkoda, bo kilka rzeczy Pana cisnęło mną o podłogę...

Pozostając w nadziei na innego Dukaja...

 

 

I.Emha2o

 

 

Jacek Dukaj

Extensa

Wydawnictwo Literackie, 2002




Da się to czytać

Złotowłosa Ayla przemierza zlodowaconą Europę niczym Thelma bez Louise. Paleolityczna feministyczna powieść drogi? Pomysłowa Ayla wynajduje rozpalanie ognia za pomocą krzemienia i pirytu, a to tylko jeden z jej wspaniałych pomysłów, którymi tryska niczym McGyver czy wręcz pomysłowy Dobromir. Dzielna Ayla oswaja lwa jaskiniowego, udomawia konie, seryjnie morduje rosomaki, wilki i inną zwierzynę. Z procy trafia dwa podrzucone w górę kamienie, niczym jakaś jaskiniowa Annie Oakley. Kromanioński western?

Nie, nie to jest najistotniejsze. Ayla odkrywa również seks oralny, i to pozwala zakwalifikować książkę, a raczej cały cykl. To po prostu prehistoryczny harlequin.

A tak dobrze się cykl zaczynał. Historia osieroconej dziewczynki, wychowanej przez klan neandertalczyków, toż to, jako pomysł na powieść, istny dynamit. Ale temat najwyraźniej przerósł autorkę, rozmieniła się na drobne, zgubiła myśl przewodnią, i tak powstała długa historia miłostek, nie różniąca się wiele od przygód innych egzotycznych femenistek, przeplatana nadludzkimi wyczynami. Niewiele w tym cyklu oryginalności - choćby ten ogień, w dziesiątkach powieści o tych właśnie czasach, bohater wynajduje rozpalanie ognia za pomocą krzemienia. Wynika z tego, że ci ludzie nic nie robili, tylko stukali kamieniem o kamień. Dobry dowód na niezależność rozwoju cywilizacyjnego, wbrew tezom Thora Heyerdahla.

Jakości powieści nie podnoszą bohaterowie, o charakterach równie skomplikowanych jak tłuk pięściowy.

Ale... Da się to czytać. Jeśli zawiesimy niewiarę na (wytrzymałym) kołku. I nie damy wiary zapewnieniom wydawcy na temat długich i dogłębnych studiów autorki nad epoką.

 

 

Yarpen

 

 

Jean M. Auel

Kamienne sadyby

Przekł. Maciej Szymański

Zysk i S-ka 2002




 

Poprzednia 05 Następna