strona główna     -     bieżący numer     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Fahrenheit Crew
strona 07

Recenzje (2)



Tkacz Iluzji kontratakuje

 

Pierwsza wydana przez Runę książka to powieść Ewy Białołęckiej "Kamień na szczycie", drugi tom "Kronik Drugiego Kręgu", czyli sagi zrodzonej na kanwie nagrodzonego Zajdlem opowiadania "Tkacz Iluzji", której pierwszy tom, wydany jeszcze przez SuperNOWĄ, nosił taki właśnie tytuł.

Książka opowiada o dalszych perypetiach Kamyka i jego przyjaciół, którzy po ucieczce przed magami zamieszkali na Jaszczurze, jednej z wysp Smoczego Archipelagu. Wszystko zdaje się przebiegać doskonale, ale bezczynność źle wpływa na młodych, pełnych życia chłopców. Pewnego dnia okazuje się, że błękitni magowie odkryli ich kryjówkę. Za radą Wiatru Na Szczycie postanawiają uciec w jego rodzinne strony - Góry Zwierciadlane - a ten tom cyklu opowiada o przygodach, jakie im się podczas tej podróży przytrafiły.

Swoją lekturę "Tkacza Iluzji" w wersji powieściowej wspominam bardzo miło. Napisane to było świetnie, bohaterowie byli niesztampowi, świat ciekawy - a zakończenie doskonale pointowało całą opowieść. W tym miejscu historia mogłaby się z powodzeniem zakończyć, ale Białołęcka postanowiła napisać ciąg dalszy, na który trzeba było w dodatku czekać ładnych kilka lat. Moje uczucia po lekturze tej powieści są... mieszane. Ale może po kolei.

"Kamień na szczycie" napisany i skonstruowany jest świetnie, czyta się go z zapartym tchem i z przyjemnością, tym bardziej, że powieść okraszona jest lekkim i nienatrętnym humorem. Bohaterowie nadal są barwni, młodzieńczy i  pełni życia, mimo wiszącej nad nimi groźby, świat nadal jest barwny, a smoki - dalej kudłate i bojące się wody.

Największą, w moim odczuciu, wadą tej książki jest jej największa zaleta. Powróciliśmy do Lengorchii, wspaniale, ale co teraz, skoro bohaterowie nie mają zamiaru walczyć z błękitnymi magami, a tylko przed nimi uciekają? Autorka stosuje wyjątkowo mi niemiły chwyt - deus ex machina (dosłownie) - i oto nagle mamy boską interwencję, cud, a także niejasny rozkaz udania się na północ w bliżej nieokreślonym celu... A za to prosto w następny tom opowieści. I choć nie mogę się doczekać, co będzie dalej, to czuję się zniesmaczony tym rozwiązaniem fabularnym. I o ile tom drugi jest napisany zdecydowanie lepiej, niż pierwszy, to fabułą zdecydowanie mu ustępuje.

Książka wydana jest przyzwoicie - lakierowana okładka, śliczna ilustracja, dobry papier - ale okraszona błędami korekty. Kilkakrotnie trafiłem na literówki, braki spacji między wyrazami, czy opuszczone znaki interpunkcyjne, w tym kropki.

Powieść warto przeczytać, choć - paradoksalnie - miłośnicy talentu Białołęckiej mogą poczuć się trochę oszukani - niby dostarczono im produkt najwyższej jakości, ale z drugiej strony - przynajmniej w moim odczuciu - napisany cokolwiek na siłę.

 

Piotr "Flint" Schmidtke

 

 

Ewa Białołęcka

Kamień na szczycie

Runa 2002





Straszliwe mole książkowe...?

 

"Nagły podmuch wiatru zdusił żar w dogasającym ognisku. Zrobiło się przeraźliwie ciemno. Tom i Vain zerwali się, stając plecami do siebie, nerwowo lustrując ciemność. Zewsząd zaczęły dochodzić dziwne pomrukiwania. Co jakiś czas mogli zobaczyć czerwone ślepia, które po chwili znikały za konarami drzew. Stali tak przerażeni i cali mokrzy od potu, trzymając przed sobą lekko pochylone miecze. Od zachodniej strony polany dochodziło lekkie dudnienie. Duumm-buumm, które po chwili stało się regularne i głośne. Duumm-buumm. W tym miejscu zaroiło się także od czerwonych ślepi, które stawały się bardziej wyraźne. Powoli zaczęły wysuwać się z lasu, szare cienie. Cienie wysokich, barczystych postaci, które z daleka przypominały przerośniętych ludzi. Duumm-buumm".

Na szczęście, a może, dla niektórych na nieszczęście, książka "Lemingrad" Andrew Harmana, jest zdecydowanym odbiciem od mrocznego klimatu grozy i krwi, w którym dzisiejsza, trudna młodzież zaczytuje się z takim zapałem. Jeśli, drogi czytelniku, podobał ci się powyższy wstęp, bez dłuższego zastanowienia możesz zaprzestać dalszego czytania tej recenzji.

Książki z gatunku fun fantasy mają pewną specyficzną cechę - nie wytrzymują porównania z klasyką gatunku - Terrym Pratchettem czy Craig Show Gardnerem. Z przykrością stwierdziłem wyraźną przewagę "Świata Dysku" nad "Lemingradem", i nie chodzi mi w tym przypadku o samą zawartość, lecz o formę. Andrew Harman zawarł w swojej książce kilka pomysłów i scen, do których chce się wracać i które zapadają w pamięć, natomiast, jeśli chodzi o sam język... porównanie tych dwóch pisarzy zwyczajnie mija się z celem. Nie zmienia to jednak faktu, że mamy tu do czynienia ze swoistą oryginalnością języka sprawiającą mimo wszystko, że książka jest lepsza niż wszystkie znaki na niebie i ziemi mogłyby na to wskazywać.

Czy wampir Vlad prowadzący bar szybkiej obsługi w chatce z piernika nie jest miłą odmianą od bestii czyhającej na pachnące i delikatne szyje niczego nie spodziewających się niewiast? Czy nie jest miłą odmianą to, że straszliwie przerażający i do tego nieopisanie głodny potwór, czający się w konarach drzew, obserwujący ze śliną na pysku swoją niewinną ofiarę, w rezultacie okazuje się... a tego nie powiem, nie chcę psuć zabawy. Fabuła książki nie jest niczym niesamowitym, natomiast całego sensu i uroku nadają utworowi poszczególne sytuacje i w niektórych przypadkach przezabawne dialogi, które zgrabnie układają się historię chłopca Firkina. Jest on wybitnym przedstawicielem klas niższych (czytaj chłopstwa), reprezentuje kategorię ludzi postępujących zgodnie z umieszczoną na okładce maksymą: "Najpierw działaj, myśl potem!". Wyrusza na wyprawę mającą na celu uwolnienia królestwa Rhyngill od miłościwie panującego króla, chce też to osiągnąć poprzez wynajęcie zamachowca. Taki oto plan ułożył się w głowie dzieciaka chcącego wyzwolić królestwo od tyrana, który narzucił wysokie podatki na swoich poddanych. To właśnie przez ZUS - Zarobić Uiścić Spożywać, na tych ziemiach panuje wszechobecny głód i bieda. Podsumowując postępki Firkina, przytoczę fragment tekstu zamieszczonego z tyłu okładki: Nie wie on jednak, że prawdziwym łotrem jest ktoś zupełnie inny - i że u źródeł kłopotów jego przyjaciół odnaleźć można ciężki sprzęt geodezyjny, gołębie i prawdziwy grad lemingów. Zachęcające? Dla mnie tak.

Byłoby grzechem nie wspomnieć o jeszcze jednym...o tłumaczach. Nie ma w tekście mowy o sytuacjach i wyrazach nieprzetłumaczalnych na nasz rodzimy język, nie ma też miejsc, w których widać, że jakiś dowcip słowny nie dał się przetłumaczyć na język polski. Jest to jeden z nielicznych utworów mogący pochwalić się takim dobrym przekładem.

"Lemingrad" jest książką "lekką, łatwą i przyjemną", czyta się ją szybko i wbrew nieprzychylnym opiniom krytyków, muszę powiedzieć, że z zapartym tchem. Zdecydowanie idealna lektura na poprawę złego humoru, czy też na krótkie, zimowe dni.

 

Jarosław "Slade" Banaszek

 

Andrew Harman

"Lemingrad" ("The Sorcerer's Appendix")

tłum. Agnieszka Fulińska, Jakub Janicki

Wydawnictwo Prószyński i S-ka 2001

240 stron, cena 29 zł







Spis treści
Wstępniak
Celem wyjaśnienia
Wywiad numeru
Bookiet
Recenzje
Zakużona Planeta
Galeria
Stopka
Tomasz Pacyński
A.Mason
Adam Cebula (1)
Adam Cebula (2)
Anna Brzezińska
Tomasz Pacyński
Tomasz Duszyński
Piotr Lenczowski
Konrad Bańkowski
Grzegorz Żak
KRÓTKIE PORTKI
Elizabeth Moon
H.P.Lovecraft
 

Poprzednia 07 Następna