strona główna     -     bieżący numer     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Tomasz Pacyński
strona 13

SF, czyli Science Fantasy


Wpadł mi ostatnio w ręce podręcznik do jakiejś gry RPG, chyba D&D. Piszę "wpadł", bo za cholerę się na tym nie znam, choć czasem żałuję, widząc na konwentach ludzi pochylonych nad stolikami lub zgoła pochowanych w ciemnych kątach, odprawiających tajemnicze rytuały. Tym niemniej rzecz działa się w pociągu, przy braku jakiejkolwiek innej lektury zacząłem ów podręcznik kartkować, zrazu ze zniecierpliwieniem, potem z coraz większą ciekawością.

Tasiemcowe opisy cech, broni,
O AUTORZE
Tomasz Pacyński - Urodzony w 1958 roku. Zodiakalny Wodnik. Przez prawie całe życie informatyk, poza kilkuletnim epizodem w latach 80, kiedy z ogólnie znanych powodów musiał zająć się uczciwą pracą spawacza. Pisarz i publicysta. W 2000 roku wydał powieść "Sherwood", a w listopadzie 2002 ukazała się jego kolejna powieść - "Wrzesień".
czarów, punktów wszelakich istotnie mnie znudziły. Skupiłem się na ilustracjach, jako że mój ciasny, niewyrobiony erpegowo umysł jakoś je percepował. Obrazki broni, wszelkich mieczy na ludzi i potwory, maczug, morgensternów, sztyletów istotnie były interesujące. Ale kilka innych ilustracji naprawdę przykuło moją uwagę.

Rasy. Rozrysowane w osobnych seriach wizerunki osobników męskich i żeńskich, detale anatomiczne (bez świństw, czaszka krasnoluda na przykład). Tak sobie siedziałem w pustym przedziale i zastanawiałem się, gdzie już mogłem coś takiego widzieć. Nie świadczy to zbytnio o mojej błyskotliwości, bowiem odpowiedź brzmi - wszędzie.

Gdyby samice i samców (kobiety i mężczyzn?) fantastycznych ras rozebrać z kolczug, brygantyn i futrzanych biustonoszy, to te ilustracje mogłyby znaleźć się w dowolnej książce traktującej o ewolucji hominidów. No, może za wyjątkiem elfów, takich cudaków ze spiczastymi uszami dotąd nie widziałem. Półork - nie wiem dlaczego pół, dla mnie wyglądał jak cały - to żywy człowiek jawajski, z wydatnymi łukami nadoczodołowymi, z masywną budową ciała, charakterystycznie pochyloną postacią. Krasnolud - to neandertalczyk, grubokościsty, krępy, nawet czaszka (bo narysowana była w porównaniu z czaszką ludzką), kwadratowa z przodu, bez podbródka, wyglądała jak ilustracja żywcem wyjęta z książki Shreeve'a.

Niewątpliwie cała nowoczesna fantasy, ta literacka i ta erpegowa, czerpie pełnymi garściami z antropologicznej ikonografii. Dziś elf nie jest malutkim, bardzo malutkim człowieczkiem z owadzimi skrzydełkami, zwiewnym duszkiem, który mógł siąść na wyciągniętym paluszku małej dziewczynki, i którego można bez trudu ubić packą na muchy. Dziś elf według kanonicznego wizerunku, to duży, przystojny facet, co to i mieczem potrafi chlasnąć. A elfki kopią wiedźminów w jaja, ale nie trafiają.

Takoż krasnolud. To już nie jest bliski krewny skrzata, w idiotycznej czerwonej czapeczce, najwyżej szczający do mleka. To umięśniony jegomość o fatalnych manierach i plugawym języku. Nieco tylko niższy od człowieka, za to równej wagi z racji potężnej budowy ciała.

Dzisiejsze fantasy, starsze ludy, to wspomnienie dawnych mitów przefiltrowane przez całkiem współczesne wyobrażenia o humanoidach. Z dawnych podań zostały nazwy i opisy w bajkach Andersena i braci Grimm, w klechdach babuni i dobranockach ze Smerfami. Wprawdzie jeszcze dalej poszli twórcy filmu, którego tytułu nie wypada wymieniać w towarzystwie - tam elfa poznaje się jedynie po ponurym wyrazie twarzy, jak mu tandetne lateksowe uszy odpadną. A krasnoluda identyfikujemy po wyjątkowo debilnym wejrzeniu.

Wyobrażenia ewoluują. Stają się coraz bliższe rzeczywistości, jak byśmy tej rzeczywistości nie określili. Czy to jako wpisanie nieludzi w nasz własny krąg, uczynienie z nich własnych, nieco wykrzywionych odbić, czy też jako wpisanie legend w całkiem realną ewolucję.

Ludy zamieszkujące światy fantasy są dziś odbiciem poglądów na naszą własną ewolucję. Naszą, w sensie ewolucji hominidów, nie homo sapiens sapiens jako takiego.

Okazało się bowiem, że nie jesteśmy ukoronowaniem linearnego rozwoju, od małpy do człowieka rozumnego. Jesteśmy potomkami jednej z linii, tej, która miała szczęście. Odniosła sukces ewolucyjny.

Nie jesteśmy nawet jedynym homo sapiens, jaki istniał na naszej planecie. Oprócz nas, homo sapiens sapiens - "człowieka podwójnie rozumnego", jak sami nieskromnie się nazwaliśmy - istniał jeszcze homo sapiens neanderthalensis. Na podobnym poziomie rozwoju, z mózgiem nawet większym od naszego. Istniał razem z nami, przez tysiące lat współżyliśmy w Europie i Azji, dwie różne istoty rozumne, zamieszkujące te same ziemie.

W dziejach neandertalczyków dawne mity i legendy uzyskały niespodziewane potwierdzenie. Coś, co wydawało się kiedyś nieprawdopodobne, nieważne z punktu widzenia nauki czy wiary w kreację, okazało się prawdziwe. Nie jesteśmy i nie byliśmy jedyną logiczną konsekwencją ewolucji, równie dobrze mogliby to być inni. Zamiast nas, albo obok nas.

Hipoteza single species, linearnego rozwoju, w którym stadia rozwojowe następują po sobie, wiodąc prosto do nas, upadła. Wiemy dziś, że w danym okresie czasu mogło występować kilka rodzajów hominidów, znakomicie widać to na przykładzie australopiteków.

Fantasy czerpie pełnymi garściami z antropologii. Zestawienie krasnolud-niziołek jako żywo przypomina systematykę australopiteków, formy gracylne, o lekkiej budowie istniejące jednocześnie z masywnymi. Ork, czy też półork, przypomina azjatyckie formy przedludzkie, zarówno wzrostem jak i budową ciała. Wśród innych magicznych ras widać różnice mniejsze, bardziej zbliżone do różnic adaptacyjnych. Ostatecznie współczesny elf, w sensie współczesnej ikonografii, nie bardziej różni się od człowieka, niż człowiek typu kaukaskiego od człowieka typu semickiego, o aborygenach czy Inuitach nie wspominając. Jeśli bowiem za kryterium "nieludzkości" przyjmiemy spiczaste uszy i smagłą karnację, to bardzo przepraszam, typowy Japończyk jest dla mnie jeszcze bardziej egzotyczny - jak powszechnie wiadomo jest żółty, ma odstające uszy, skośne oczy i małego ptaszka.

Tak to wygląda przy podejściu do sprawy od jednej strony. Stwarzamy wyobrażenia takie, na jakie w danej chwili nas stać, na ile pozwala poziom zbiorowej wiedzy. Legendy uzyskały niespodziewane wsparcie. Wręcz naukowe, przecież nasza obecna wiedza pozwala przyznać, iż możliwe jest istnienie wielu rozumnych ras, a nawet gatunków - bo neandertalczycy byli odrębnym gatunkiem, genetycznie bliżej nam do szympansa, niż do nich. Nie pochodzimy od nich, stanowią rezultat równoległej linii rozwojowej.

Baśnie i legendy tworzymy takie, na jakie pozwala istniejący stan wiedzy. Czyżby więc "młot na fantasy"? Fantasy zdegradowana do kolejnego urban myth, na równi ze spiskami kosmitów - również czerpiących ze współczesnej nauki.

Coś w tym jest. Światy fantasy są nieciągłe. Były całe wieki bajeczek dla dzieci, wspomnianych krasnoludków i sierotki, krasnoludków z jakimi skutecznie rozprawił się niedawno Huberath, wykazując niemożność ich istnienia przy wykorzystaniu narzędzi jak najbardziej naukowych, bo fizycznych. Zacierały się powoli w pamięci pokoleń antyczne mity, celtyckie, greckie i wszelakie inne, w których inni, obce rozumne rasy współistniejące z człowiekiem odgrywały ogromną rolę. Wielką rolę odegrał tu chrystianizm, jak walec przetoczył się po Europie, stosując swoistą "urawniłowkę" klasyfikując to, co nieludzkie po stronie jednoznacznie złej. Pozostały żałosne krasnoludki i mikre, owadopodobne elfy.

Potem pojawił się Tolkien. To on tak naprawdę przywrócił starsze ludy szerszej świadomości. Dokonał tego w jeden sposób - uczłowieczając je. Potem już poszło, dziś możemy narzekać na schematyczność świata Tolkiena, na ledwie zarysowane charaktery, na uproszczenia. Ale dokonał jednej rzeczy - zerwał z krasnoludkiem w czerwonej czapeczce, dał mu miejsce już nie tylko w bajeczkach na dobranoc. Potem poszło dalej.

Tolkien nie mógł już pisać inaczej. Czerpiąc z celtyckich mitów dał im nowoczesną oprawę. Nie sądzę, by zapoczątkowana przez niego systematyka ras, która dziś jest odbiciem ewolucji naczelnych była aż tak zamierzona. Ale dopasowała się znakomicie.

I tu warto się zastanowić nad jednym. Czy tylko prostym przypadkiem jest, iż mitologia, ta rzeczywiście antyczna, nie przefiltrowana przez europejskie średniowiecze, tak dziwnie pasuje do wspomnianych na początku rycin?

Na początek fakty, które są zaskakująco ubogie. Otóż cała nasza dzisiejsza wiedza to puzzle poskładane z drobnych ułamków, układanka zawierająca wciąż więcej miejsc pustych, niż wypełnionych. Co więcej, trafiają się kawałki, które nie pasują do niczego.

Nauka daje dziś potężne narzędzia. Z ułamka kości, jeśli nie uległa całkowitej fosylizacji daje się wyekstrahować DNA. To pozwoliło przeciąć trwający lata całe spór - czy neandertalczycy wyginęli bezpotomnie, czy może wtopili się w nas poprzez krzyżowanie, czy jesteśmy w pewnym sensie ich kontynuacją. Wiemy już na pewno, że nie jesteśmy.

Mamy coraz doskonalsze metody datowania, poza od dawna znaną i zawodną metodą węgla radioaktywnego. Mamy radary geologiczne i komputery.

Jednego tylko mamy wciąż mało - materiału do badań. Całe "gatunku opisanie", wszystkie wnioski i teorie dotyczące neandertalczyków opierają się na żałośnie małej liczbie znalezisk.

Więc równie ważne jak to, co mamy, może okazać się to, czego nie znaleźliśmy.

Przyjrzyjmy się zatem temu, co było na początku. Nie w osiemnasto-, i dziewiętnastowiecznych bajkach o zabawnych krasnoludkach, nie w średniowiecznych bestiariuszach. Raczej u źródeł, kiedy jeszcze inne rasy funkcjonowały jako coś zwyczajnego.

Bo początki zawsze są zwyczajne. Bożek Pan był po prostu owłosionym stworzeniem, mieszkającym w leśnych ostępach i pogwizdującym od czasu do czasu. Nic mniej, nic więcej. To dopiero artyści dorobili mu kozie raciczki, dali fletnię. Stworzyli wizerunek satyra, przydając mu rozmaite cechy fizyczne, a co gorsza i osobowościowe. Owszem, ryzykowne jest wysnuwanie od razu wniosków, iż był to hominid, rozumna czy półrozumna rasa współistniejąca w czasie z antycznymi Grekami. Sporo jest bowiem stworzeń, które mieszkają w lesie, są kudłate i pogwizdują, tak pobieżny opis może pasować choćby i do gajowego.

Podejrzewam, że tak było w większości mitologii. Zwyczajne zjawiska, zapis doświadczeń zbiorowości. Obrastający stopniowo w ozdobniki, zwłaszcza gdy dotyczył czegoś, co zanika, z czym nie można spotkać się już na co dzień - bo inaczej nie byłby mitem, tylko historią.

Tutaj znakomicie pasuje neandertalczyk (krasnolud?). Według dzisiejszej wiedzy dzieli nas od niego zaledwie trzydzieści tysięcy lat. To bardzo mało w skali ewolucyjnej, w gruncie rzeczy zupełnie nic. To raczej można już oceniać w skali historycznej. Bowiem ludzie, którzy neandertalczyków spotykali, byli takimi samymi ludźmi jak my. Nic się nie zmieniliśmy od tamtych czasów.

Skąd te magiczne trzydzieści tysięcy? Ano, z naszej obecnej wiedzy. Po prostu nie znamy młodszych znalezisk. O czym to świadczy? O niczym, poza stanem owej wiedzy na dziś. Sto lat temu w ogóle nic nie wiedzieliśmy o neandertalczykach, pierwszy znaleziony szkielet tak nie pasował do ówczesnych wyobrażeń, że określono go jako "mongolskiego Kozaka cierpiącego na artretyzm".

Trochę przypomina to stary dowcip - kto wynalazł telegraf bez drutu? Oczywiście Rosjanie, bo mimo starannych poszukiwań archeologicznych w byłym ZSRR nigdy drutu nie znaleziono.

Może więc nie trzydzieści tysięcy, a dwadzieścia dziewięć? Dwadzieścia pięć?

Może gdzieś czekają następne szkielety, osady, artefakty? Takie, które przesuną tę datę bliżej naszych czasów?

Czy starsze ludy wspominane w mitologiach, tym praźródle zarówno bajek jak i współczesnej fantasy mogą być wynikiem przechowania w pamięci pokoleń realnych zdarzeń?

Zapewne tak. Było to wyobrażenie ewoluujące i zmienne jak sam nasz gatunek, obrosłe w niezliczone naleciałości, ale wciąż widać żywe. Może pamięć genetyczna, jeśli takowa istnieje. Nie to jest jednak istotne.

Byłby to wielki obrót koła historii, powrót do źródeł. Paradoksalnie zbliżenie współczesnej fantasy, posiłkującej się ilustracjami z podręczników antropologii do najdawniejszych mitów.

Paradoksalnie, bo tło i dekoracje fantasy nie są już żywe, jak żywe bywały mitologie. To raczej intelektualna gra konwencją, korzystająca ze świata jak najbardziej współczesnego w równej mierze, co z tego mitycznego. Ale niespodziewanie i niezamierzenie zbliżająca się do praźródeł.

Biologiczna ewolucja na Ziemi dobiegła końca. Jako gatunek zajęliśmy wszystkie miejsca, wszelkie nisze. Nie tylko sami przestaliśmy ewoluować, ale zatrzymaliśmy ewolucję innych gatunków. Goryl, choćby nie wiem jak się starał, nie pocznie zmieniać się w człowieka, nie zejdzie z drzew na sawannę, bo prędzej wpadnie tam pod samochód, niż zacznie się prostować i używać narzędzi. Jeśli nie nastąpi kataklizm redukujący naszą populację, wszystko zostanie tak jak dziś.

Już nie mamy żadnych szans na spotkanie starszych ludów, nie tylko tych opisywanych, ale nawet najbardziej realnych - tych, którzy zasiedlali Europę i Azję przed nami i razem z nami, stworzyli kulturę nie gorszą od naszej w owych czasach. Nie spotkamy neandertalczyków, bo to oni przegrali, a my wygraliśmy. Nie wiemy, czy oni byli jedyni. Możemy liczyć tylko na poszerzanie własnej wiedzy, może na odkrycia, które pozwolą nam dopasować odpowiedniego hominida do niziołka na przykład. Kto wie? Wtedy rysunki w podręczniku do D&D uzyskają nową jakość.

Nie mamy już mitologii, opartej na pamięci pokoleń. Zmieniła się przez wieki, spowszedniała, obrosła przeinaczeniami. Nie mamy też bajek, ostatni cios skrzatom (poza Huberathem i jego fizyką) zadał przemysł opakowań, nie mogą już sikać do mleka w kartonie, od czego mleko nie chce kwaśnieć. Nową mitologią są raczej spiski rządów z kosmitami, w krajach mniej rozwiniętych z Międzynarodowym Funduszem Walutowym i masonami. Została fantasy, coraz bardziej science niż fiction.

Ostatnie bastiony irracjonalizmu pozostają jedynie w Nowej Fantastyce, zwalczającej ewolucję wszystkimi siłami. To optymistyczne, wszak istnieje i Towarzystwo Płaskiej Ziemi, ku niewątpliwej uciesze Terry'ego Pratchetta.



Koniec




Spis treści
Wstępniak
Celem wyjaśnienia
Wywiad numeru
Bookiet
Recenzje
Zakużona Planeta
Galeria
Stopka
Tomasz Pacyński
A.Mason
Adam Cebula (1)
Adam Cebula (2)
Anna Brzezińska
Tomasz Pacyński
Tomasz Duszyński
Piotr Lenczowski
Konrad Bańkowski
Grzegorz Żak
KRÓTKIE PORTKI
Elizabeth Moon
H.P.Lovecraft
 

Poprzednia 13 Następna