strona główna     -     bieżący numer     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Konrad Bańkowski
strona 25

Bajka o murarzu, co sobie rąk nie brudził


Gdyby mieć skrzydła, jak ptak powiedzmy, albo motyl jaki, czy inna latająca zwierzyna, to można by wzlecieć w górę ponad lasek, do nieba prawie. Po co? A ot tak... zobaczyć co za laskiem. A co za tym laskiem? Tak w szczególności to niewiele, pola, rzeczka i mieścinka taka jakby.
O AUTORZE
Konrad Bańkowski - urodzony w otchłani czasu. Jest niewątpliwie autorem, choć zazwyczaj wykręca się od sprecyzowania, czego. Śni o wielkości literackiej, choć na razie realizuje ją jedynie na odcinku przyzwoitego wzrostu. Jest również przekonany, że kobiety za nim szaleją. Niestety, nie potrafi wskazać, które. Na ogół, uwielbiany przez wszystkich.
Zaraz między laskiem a rzeczką, Zawistna się nazywa. Nie za wielka, nie za mała, znają się tam wszyscy, jedni drugich lubią, trzeci czwartych nie bardzo, a piąci szóstych w ogóle w nosie mają. Czyli jak wszędzie, jak i w innych mieścinkach, po ludzku i po bożemu. I trwała tak sobie ta Zawistna, z roku na rok taka sama niby, aż razu pewnego wydarzyło się w niej coś dziwnego i niecodziennego.

A co się w niej wydarzyło - opowiem.

Otóż żył sobie w Zawistnej jeden murarz, co się Michał Kwas nazywał. Zacny był to człowiek, porządny, innym ludziom życzliwy, nie wadził nikomu i nie pił dużo, i robotny był, i od ludzi nie uciekał. Można powiedzieć: dobry człowiek, po prostu. Poczciwina taki. A co więcej, murarzem był tak znakomitym, że drugiego próżno po świecie szukać. Już kiedy młody był, kiedy się ledwie do zawodu przyuczał, cegły nosząc, albo zaprawę rozrabiając, wiedzieli ludzie, że to nie byle kto. On w pracy jakby cuda czynił. Te cegły, których choćby ręką dotknął, nigdy się nie kruszyły, niechby i z piętra o kamień cisnął, ale murarskim młotkiem puknięte, pękały równo, niczym nożem krojone. A zaprawa, którą Michał Kwas rozrobił? Przebóg! Toż to nie zaprawa była, lecz masło, śmietana, nieledwie! Przed położeniem nigdy nie tężała, choćbyś ją w taczce na dwa dni zostawił, ale na cegłę położona w kilka godzin chwytała i gotowa była trzymać tak i trzysta pięćdziesiąt lat, a pewnie i jeszcze dłużej... Taki był oto Michał Kwas za młodu. A później, gdy sam został majstrem i domy począł stawiać? Ach, toż ci dopiero była robota! Że go ludzie chwalili to mało powiedzieć. Ci, co go znali, dumni byli, że to właśnie w ich miasteczku taki mistrz się narodził, a ci, co go nie znali, przynajmniej dawali tym pierwszym wiarę. Byli ponoć i tacy, co w sąsiednich gminach o Michale Kwasie słyszeli, ale ci już czasem kręcili z niedowierzaniem głowami. Bo trzeba wiedzieć, że chodziły o nim słuchy różne. Takie, co źródła miały w zdarzeniach prawdziwych, ale i trochę takich, co zwykłym ludzkim bajdurzeniem były. Jak to zwykle bywa, gdy ludzkie słowo nie jest w stanie wyrazić tego, co oczy widziały. Jednak co prawda to prawda i tego nikt nie zmieni, choćby mu było trudno uwierzyć. A faktem jest, że Michał Kwas stawiał tak proste ściany, że i od linii prościej by się nie narysowało. A równe takie były, że jak kto taką ścianę tynkował, to aż oczy ze zdumienia przecierał, bo zdawało mu się jakoby stół tynkował. I nie dość tego, bo mury ręką Michała Kwasa stawiane takie były, że w zimie ciepło przyjemne trzymały, a w lecie chłód nie mniej przyjemny. I nigdy, ale to nigdy, powiadam, żadna paskudna wilgoć nie miała prawa się wdać, ani żaden grzyb się zagnieździć. A żeby rysa się miała pojawić? Nie do pomyślenia!

Ale była też jeszcze jedna rzecz, która Michałowi Kwasowi przydawała legendy dalece chyba większej, niż jego murarka, i sprawiała, że Michał Kwas stawał się postacią tym bardziej niesamowitą. Bo przedstawcie sobie, że Michał Kwas, mistrz murarski przy robocie nigdy sobie rąk nie brudził! Inni, choćby ze skóry wyłazili, choćby się wili jak węgorze, zawsze łapy mieli powalane aż po łokcie. Zresztą czemu się dziwić, rzetelna robota nie od tego jest, żeby była czysta. Każdy przecież wie, jak to jest na budowie. Woda, wapno, piach, cegły... Jeśli się chce pracować, a nie tylko z założonymi rękoma stać i się obijać, trzeba się ubrudzić, nie ma na to rady.

A Michał Kwas - nie, on ręce zawsze miał czyste i po skończonej robocie zawsze mógł śmiało każdemu rękę podać, a choćby i samemu wójtowi. Kto wie, czy go ludzie za to nawet bardziej nie uważali, niż za samą robotę. Bo choć nikt nigdy nie widział, żeby kto inny mógł wymurować taką ścianę jak Michał Kwas, to przecież robota to robota i tyle. Natomiast, żeby przy murarce rąk sobie nie powalać, to już musiały być dziwy. Toteż ludzie dziwili się, jak to ludzie zwykle mają w zwyczaju. A kiedy ludzie czemuś się dziwią, to lubią też o tym i pogadać. I o Michale Kwasie zaczęli ludzie gadać. Początkowo mówili z takim zadziwieniem, jakby się uśmiechali nad tym, jaki to ten Michał zdolny. Potem mówili z szacunkiem i z dumą, że to taki zdolny i na dodatek nasz, zawistniański. A na koniec przyszło i do tego, że mówili trwożnie i niechętnie o tym, co to się, drogi kumie, wyrabia na tym świecie i kto to w ogóle słyszał! Bo od niezrozumienia do złości i zawiści w ludzkich sercach droga krótka jak życie motyla.

Aż wreszcie pewnego ranka, w jakiś wtorek wczesną jesienią, na samym środeczku zawistniańskiego rynku dwie kumy o te dziwaczne ręce Michała Kwasa się pokłóciły i wodzić poczęły za łby. Niewinnie się zaczęło, jak to zwykle się zaczyna w takich razach. Stryjence szwagra Teofilii od Marcina z kuźni Michał Kwas taką chałupę wystawił, że i samemu cesarzowi nikt nigdy piękniejszej murarki nie zrobił. To się i zachwycała babina, Cud! Cud! Kochanieńka - krzyczała, strasząc gołębie na rynku. Nic innego, dar od Boga taki! Katarzyna od Macieja ze młyna, ta sama, co dwa roki temu nazad grosza pożałowała i do postawienia chlewika wzięła jakieś dwie lebiegi, co za butelkę bimbru zgodziły się pracować i teraz w każdą słotę woda się strugami lała na biedną gadzinę, widać Toefilii równych ścian za nic wybaczyć nie mogła... To i beczała jak zarzynane jagnię, że głupiaście kumo, bo to diabelskie sztuczki są takie, że to musi sam Lucyper mu pomagać, bo kto to słyszał, żeby na bożym świecie takie rzeczy się wyczyniały i bodajby go piekło pochłonęło, a wszyscy byśmy na tym lepiej wyszli. Zanim je policmajster Henryk siłą uspokoić kazał i zanim z plotkarskich łbów zacietrzewienie wywietrzało, zbiegowisko się na rynku zrobiło, a każdy jednej lub drugiej począł wiarę dawać. I tak, od zwykłej sprzeczki dwóch durnych bab, w kilka dni cała Zawistna się skłóciła. Jedni, oczy do nieba wznosząc, krzyczeli, że cud, drudzy, przez ramię spluwając, że diabelskie sztuczki. Doszło i do tego, że w niektórych domach brat z bratem, mąż z żoną rozmawiać nie chciał, tak się ludzie w złości na siebie powściekali. A widać było, że są przeciw sobie głównie ci, którym Michał Kwas coś ładnie wystawił (no bo jakżeby i mogło być inaczej!) z tymi, którzy murarskim łachudrom zaufali i teraz cierpieli od wilgoci, grzyba i tynku lecącego do polewki. Niedobrze poczęło się dziać w Zawistnej, gdy ci, co się czuli przez los pokrzywdzeni na tych, którzy mieli lepiej, zaczęli brać odwet za swe krzywdy. A to Kuźma stary i zgrzybiały rodzonej synowej do studni nocą zaśmiardłą rybę wrzucił, a to Horacy, człek wykształcony i obyty, niczym huncwot najzwyklejszy bratu swemu okno wybił. I to gruszką z bratowego drzewa! Makary, ze składu kolonialnego ludziom towarów nie chciał sprzedawać, wagi ujmował, za drzwi wyrzucał. Golarz Hieronim, tych, co się z nim kłócić chcieli, boleśnie ciął za uszami, pod nosem i na polikach, mało tego! Obficie potem wodą kolońską twarz zlewał, przez co klienci od barbera z wrzaskiem wybiegali. A wszystko, przez te Michała Kwasa ręce nieszczęsne i tę jego robotę solidną.

A kiedy ludzie tak zażarcie się kłócą, to słychać ich krzyki daleko, tak daleko, że sami by nie przypuszczali, że tak strasznie hałasują. Również i te zawistniańskie krzyki rozniosły się daleko i wkrótce dotarły tak do Nieba, jak i do Piekła. Posłuchał Pan Bóg, posłuchał Lucyper, aż im obu uszy zwiędły i postanowili coś z tym zrobić. Pan Bóg, bo widział, że tam na dole, w Zawistnej, ludzie nieżyczliwi stali się dla siebie, a Lucyper... cóż, nawet i on bywa czasem sprawiedliwy i nie lubi, jak mu się cudze zasługi przypisuje. Wysłał więc Pan Bóg anioła, a Lucyper czarta, aby do pojedynku murarskiego z Michałem Kwasem stanęli i aby ludzie mogli się w ten sposób przekonać, czy ktoś rzeczywiście murarzowi w pracy dopomaga, czy też nie.

Dziwaczny i niecodzienny był to widok, kiedy do roboty przystąpili. Z jednej strony anioł świetlisty ze skrzydłami do nieba, cały w bieli i złocie, z drugiej zaś diabeł czarny, ze ślepiami ogniem piekielnym płonącymi, siarką na sto kroków zionący i z ogonem wściekle, niczym żmija, na boki bijącym. A pomiędzy nimi, między tymi odwiecznymi potęgami, na Ziemię tak nieoczekiwanie zstąpiłymi, Michał Kwas. Mały, w waciaku łatanym, gumofilcach zgrzebnych, niedogolony, jak to człowiek pracy, ze zgasłym petem między żółtymi zębami.

Dano sygnał, zgrzytnęły kielnie, stuknęły pierwsze cegły, zaprawa aż się gotowała... Warstwa za warstwą, warstwa za warstwą... A ludzie tylko stali i napatrzeć się nie mogli, bo jak świat światem nie widziało jeszcze oko ludzkie takiej murarki i takiego pojedynku. Trzy ściany rosły obok siebie: anielska, diabelska, a między nimi ludzka. Wreszcie skończyły się cegły, praca ustała, przyszedł czas na ocenę.

Cóż to dopiero były za dziwy! Oto anielska ściana stała gładka jak tafla jeziora w lipcową noc, równa, ale pochylona. Diabelska, tej samej wysokości stała prosto, niczym najprostsza sosna, ale szorstka była i kostropata jak dębowa kora. A ściana Michała Kwasa? No, to dopiero była ściana! Równa jak anielska, prosta jak diabelska, ale wyższa i grubsza niż tamte. Słowem - mur nad mury! Do tego anioł całe skrzydła powalane miał zaprawą i szatę anielską w ceglanym pyle całą, a i diabeł bez szwanku nie wyszedł, bo grudy wapna za szponami mu zostały, futro diabelskie na nogach pozlepiało się, a ogon, nieopatrznie w zaprawie umoczony, zesztywnieć już zdążył cały. A Michał Kwas? Co tu opowiadać, sami wiecie... Ręce czyściuteńkie, nie pochlapane, nie zakurzone, no po prostu, jakby się w ogóle do pracy nie brał. Zawstydził się anioł i rozzłościł diabeł, bo obaj pewni byli, że taki prosty pojedynek z nadprzyrodzoną łatwością wygrają. Ale Michał Kwas od nich obu okazał się lepszy i jeszcze skromnie stał, bez słowa, oczy spuściwszy w matkę ziemię, peta speszony w zębach mełł.

Tego już ludziom w Zawistnej było jednak za wiele. Nie takiego rozwiązania sporu oczekiwali. Od wielu dni podzieleni na dwa wrogie obozy, żądni byli zwycięstwa jednej ze stron, jasnego potwierdzenia swych zarzutów i przekonań. Tymczasem pojedynek murarski całą głupotę sporu ich obnażył, a za nią i głupotę samych ludzi, bo kto dziury w całym szuka, póty drążyć będzie, aż sam ją wreszcie wywierci. A że źródeł upokorzenia swego nijak w sobie samych odnaleźć nie próbowali, przeto winę całą na zwycięskiego murarza zrzucili, odwrócili się od niego bez słowa, zapomnieli, znienawidzili.

Nie miał więcej Michał Kwas roboty w Zawistnej. Odejść chciał - gdzie pójdzie? Zostać, by został - żyć za co? Nie pomógł mu anioł, nie pomógł i diabeł, gdy pijany zawisł pod dachem własnej chałupy.

Zawistna go pochowała za murem cmentarza, gdzie nie ochrzczone dzieci i samobójcy tylko leżą. Legł Michał Kwas w mogile ponurej bez krzyża, bez pomnika. Zawistniańscy kamieniarze orzekli, że nie ma wśród nich takiego, który podjąłby się wystawić pomnik takiemu mistrzowi, który od świetlistego anioła i czarnego diabła lepszy być chciał. Ale czy można im wierzyć? W ogóle tu, w Zawistnej, ludzie nie są już tacy jak kiedyś. Mają teraz nowych murarzy, którzy piją jak szewcy, lenią się i klną na czym świat stoi, a do tego ściany stawiają kruche, krzywe i zawilgłe, ale ludzie i tak mówią, że tak jest lepiej.



Koniec




Spis treści
Wstępniak
Celem wyjaśnienia
Wywiad numeru
Bookiet
Recenzje
Zakużona Planeta
Galeria
Stopka
Tomasz Pacyński
A.Mason
Adam Cebula (1)
Adam Cebula (2)
Anna Brzezińska
Tomasz Pacyński
Tomasz Duszyński
Piotr Lenczowski
Konrad Bańkowski
Grzegorz Żak
KRÓTKIE PORTKI
Elizabeth Moon
H.P.Lovecraft
 

Poprzednia 25 Następna