strona główna     -     bieżący numer     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
A.Mason
strona 14

Okiem wiecznego malkontenta

Pochwała krytykanctwa


O AUTORZE
A.Mason - Urodził się, wychował i mieszka w Nysie (aż dziw, że tak piękne miasto mogło wydać na świat takiego gbura). W "Pięknej Studni" znalazł kiedyś źródło trzygroszówek, od tego czasu wtrąca je gdzie się tylko da i nie da. Aż dziw bierze, że jak dotąd zebrał po nosie tylko kilka razy (zapewne dlatego, że okularników się nie bije).

Co jakiś czas spotykam się z różnymi poglądami: że pisarz nie powinien zajmować się krytyką; że pisarz nie powinien zajmować się redakcją tekstu; że fabuła książki, czy opowiadania jest sprawą li tylko jej autora; i że jak ktoś się na czymś nie zna, nie powinien się na dany temat odzywać. Spotykam się z takimi poglądami i zastanawiam się "dlaczego?".

 

 

1. Jak pisarz, to nie krytyk

 

Andrzej Ziemiański napisał kiedyś, że "nie ma większego świństwa niż autor wypowiadający się o innym autorze". Oczywiście napisał to w żartobliwym tonie, ale ten pogląd jednak pokutuje wśród ludzi. Wydaje się to dziwne, ale głównym i właściwie jedynym tego uzasadnieniem jest zazdrość. Tak! Zwykła ludzka zazdrość. Bo uważa się, że jeżeli ktoś sam pisze, to drugi autor jest dla niego konkurentem. Ciekawe, że nigdy nie pada stwierdzenie: konkurentem do czego? Do sławy, pieniędzy, miejsca na liście najbardziej poczytnych? Wygląda na to, że tak, bo przecież krytycy i recenzenci kreują gusta czytelnicze. Jeśli taki napisze, że książka "jest do bani", to niewielka jest szansa na to, że czytelnik recenzji taką książkę kupi. Krytyka jest bardzo niebezpiecznym narzędziem, z tym się chyba zgadzamy wszyscy. Jak więc można pozwolić na dostanie się tegoż narzędzia w ręce zazdrosnego pisarza? Pytanie jest retoryczne, ale ja postaram się na nie odpowiedzieć. A jak można przekazać to narzędzie komukolwiek innemu? Jest takie powiedzenie "okazja czyni...". Jeśli przyjmujemy, że krytykiem będzie pisarz, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że skorzysta z okazji dokopania koledze po fachu? Tyle się przecież słyszy o różnych kłótniach i antypatiach pomiędzy autorami. Tak, jest to z pewnością prawda, ale pragnę zwrócić uwagę, że pisarz jest osobą publiczną, jego poczynania są obserwowane ze znacznie większą uwagą niż poczynania przeciętnego Kowalskiego. Przeciętnemu Kowalskiemu wolno nie lubić kogoś, ale przeciętnemu pisarzowi już nie? Zapytam, kto prędzej posunie się, choćby nieświadomie, do niesłusznego dokopania autorowi jakiejś książki? Krytyk-pisarz, czy raczej niedoszły sfrustrowany pisarz, który z braku sukcesów w literaturze zaczął parać się krytyką? Ludzie! Zastanówcie się! Na pisarza-krytyka czyhają takie same pułapki, jak na każdego innego krytyka. Czy krytyka jest dobra, sprawiedliwa, czy zła, nieuczciwa, bardzo łatwo zweryfikować. Oczywiście nie zawsze można to zrobić natychmiast, ale wystarczy kilka niesprawiedliwych sądów, a krytyk "idzie do piachu". Dajmy szansę krytykom-pisarzom, a łatwo ocenimy, czy zrobiliśmy dobrze, czy źle.

 

 

2. Pisarze, wara wam od redagowania cudzych tekstów!

 

Na ile redaktor może ingerować w tekst? Nie ma chyba odpowiedzi na to pytanie. W takim razie, po co jest redaktor? Po to, aby czytelnik dostał jak najlepszy, jak najbardziej poprawny, i najciekawszy tekst. Czy może zdarzyć się tak, że pisarz-redaktor popełni zbyt daleko idącą ingerencję w tekst, która spowoduje, że ten nie będzie miał już tylko jednego, a dwójkę twórców: autora i redaktora? Z pewnością tak, a pisarz-redaktor najbardziej narażony jest na pokusę "modyfikacji" tekstu podług siebie i swoich pomysłów. Jednak to zagrożenie czyha na każdego redaktora. W jaki sposób wyznaczyć granicę, której przekroczyć nie można? Myślę, że mogą to zrobić tylko autor wespół z redaktorem, ale leżeć powinno to tylko w gestii sumień ich obojga. Dla mnie ideałem redaktora jest osoba, która wskaże mi błędy, poprawi te oczywiste i skonsultuje te mniej oczywiste. Ale ważne jest też, by oprócz błędów i nielogiczności, redaktor wskazał także niedociągnięcia fabularne, a także podsunął pomysły na rozwinięcie, wzbogacenie akcji. Redaktor powinien mieć w sobie także coś z pisarza, dlaczegóżby w takim razie nie pozwolić pisarzom na zajmowanie się redagowaniem tekstów? Szczególnie, że adepci sztuki pisarskiej często sami chcą, aby ich teksty były oceniane przez mistrzów-pisarzy (vide teksty wysyłane do Stanisława Lema). Bo redakcja tekstu to nie jest poprawianie przecinków, stylistyki i gramatyki. Często jest to niemal "prowadzenie" tekstu, uczestnictwo w jego powstaniu. I czy jest coś w tym złego? Moim zdaniem nie, pod warunkiem, że zgadza się i chce tego także autor. Wieki temu młodzi malarze nabierali wprawy, podpatrując styl swego mistrza. I wcale nie przeszkadzało to w ich rozwoju. Najlepsi, geniusze, łatwo wyswobadzali się spod "opieki" mistrzów. O pozostałych mówi się do dziś "szkoła tego to a tego mistrza". Ja nie mam nic przeciwko temu, a nawet więcej - pochwalam wszelkie szkółki i warsztaty prowadzone przez uznanych pisarzy, oby ich było jak najwięcej. Bo nawet jeśli dany pisarz ma charakter popychający go do zbyt dużej ingerencji w cudzy tekst, to dobry adept tylko na tym zyska i po pewnym czasie łatwo się wyswobodzi. Tak właśnie chciałbym móc traktować redaktorów i pisarzy-redaktorów, jak mistrzów przekazujących wiedzę swoim uczniom, pomagających i dbających o ich rozwój. Tego chciałbym życzyć sobie i wszystkim autorom.

 

 

3. Jestem autorem, książka jest moja!

 

Czy ktokolwiek ma prawo ingerować w fabułę i pomysły autora? Czy po wydaniu książki czytelnik ma prawo powiedzieć "to można było zrobić lepiej; dlaczego akurat autor napisał tak, skoro lepiej byłoby inaczej"? Czy czytelnik-krytykant, aby udowodnić, że można było lepiej, musi sam napisać książkę? Do kogo "należy" treść książki? Przecież autor pisze najlepiej jak potrafi, tak jak w danym momencie uważa, że powinno być. Książka jednak zostaje sprzedana. I przeczytana. Czytelnik korzysta z wyobraźni, przenosi się w świat książki, i nagle przez jakiś drobiazg z tej książki "wyskakuje". Coś nie gra, coś mogłoby być zrobione lepiej, pozwoliłoby na lepsze wczucie się w fabułę. Czy czytelnik ma prawo krzyknąć wtedy "Dupa zimna! Dlaczego tak, a nie inaczej!?". Ma. Oczywiście, że ma. I wzajemnie, autor ma prawo powiedzieć "Mnie się tak bardziej podobało i dobrze, że tak zostało". Bo książki raz wyprodukowanej nie da rady zmienić (no, chyba że w drugim wydaniu). Ale pisarz ma prawo poznać poglądy czytelników, nawet jeśli ci zbyt daleko ingerują w zamierzenia autorskie. Bo lyteraci są yntelygentnym plemieniem (mam taką nadzieję). Nawet jeśli taki nie posłucha, co mu chcą powiedzieć czytelnicy, to może wyciągnie jakieś korzystne wnioski. W końcu pisać można dla samego siebie, ale publikuje się albo dla czytelnika, albo dla kasy (albo dla obu). Jeśli książka zostaje sprzedana, to staje się własnością tego, kto ją kupi. Łącznie z fabułą. Nie, bynajmniej, nie odbieram autorom prawa do ich pomysłów, ale chciałbym, aby i czytelnicy mieli prawo do krytyki fabuły. I to nie tylko poprzez kupienie, albo nie kupienie kolejnej książki. Jeżeli autorowi nie podoba się krytyka, albo uważa, że ingerencja byłaby zbyt duża, że książka straciłaby swój styl, proszę bardzo, może krytykę ignorować albo z nią polemizować. Ale zamknąć gęby nie może nikomu, bo książkę sprzedał.

 

 

4. Nie znasz się, więc siedź cicho!

 

A to jest chyba najbardziej popularny sposób uciszania krytykantów. Jeżeli ktoś napisze książkę, to ktoś inny, kto nawet pióra nie potrafi "trzymać w ręce" nie powinien w ogóle zajmować się krytykowaniem. Dotyczy to nie tylko książek, ale także wbijania gwoździ, gotowania, prania, biznesu i innych temu podobnych machlojek. Oczywiście, o ile w przypadku wbijania gwoździ, mogę zgodzić się na to, że się nie znam, o tyle w przypadku literatury człowiek chyba dobrze wie, co mu się podoba, a co nie. Ba! Znam ludzi, którzy tylko z powodu nie znania się, nie potrafią powiedzieć, czy coś im się podoba, czy nie. Jakoś nigdy nie mogłem i nie mogę tego zrozumieć. Przecież tutaj chodzi o subiektywne, podkreślam, subiektywne odczucia. Znajomość lub nieznajomość tematu nie ma z tym nic wspólnego. Można nie wiedzieć nic o gotowaniu, ale wiedzieć, że dana potrawa jest niesmaczna. I podobnie książki. A przecież te pisane są dla czytelników i nie należy o tym zapominać.

Och, jak często zdarza się człowiekowi "oberwać" od autora, jeśli się skrytykuje jego książkę. W najlepszym przypadku jest się kwitowanym stwierdzeniem "to książka skierowana do innego targetu". Bardzo popularne ostatnio stwierdzenie. A cóż to takiego ten target? I dlaczego robi ostatnio tak wielką furorę? Bo stanowi bardzo dobry unik. Jak czytelnikowi nie odpowiada książka, albo czasopismo (częściej o targecie mówi się w tym drugim przypadku), to pierwszym stwierdzeniem jakie pada jest, że skierowana była do innego odbiorcy, innego targetu. Bardzo wygodne, nieprawdaż? Kto nie z nami, ten nie jest naszym targetem. I nic dziwnego, że słowo to nabiera coraz bardziej negatywnego wydźwięku. A co, jeśli książka stoi na wyższym poziomie, niż zdolny jest odebrać czytelnik? Wtedy często pada bardzo ładne stwierdzenie "Książka przeznaczona jest dla wyrobionego czytelnika". Jak inaczej to brzmi, jeśli czytelnik nie zrozumiał przesłania książki, to się nie ma co martwić. Jeśli zrozumiał, to należy do "elity kulturalnej". Zupełnie inny wydźwięk, a ile przyjemności dla czytelnika. Jeden nie czuje się pokrzywdzony, drugi czuje się doceniony. Tacy "wyrobieni" stanowią jednak bardzo niewielki odsetek czytelników. Co mają w takim razie zrobić ci pozostali? Czy jeśli ktoś nie odbierze całości przesłania, jakie chce przekazać autor, czy to czyni go gorszym? Oczywiście, że... tak. Taki człowiek staje się wtedy celem, czyli wspomnianym "targetem", ja nazywam go ofiarą literatury niższej klasy. Nie dzieje się nic złego, jeśli przytrafi się to człowiekowi dorosłemu, temu niewiele w stanie jest zaszkodzić. Ale najgorsze z tego wszystkiego jest to, że targetem zwykle bywają dzieci i nastoletnia młodzież. To oni, zrażeni do "literatury wysokich lotów"... Tak! Nie bójmy się tego słowa! LITERATURY WYSOKICH LOTÓW. To oni sięgają po kolorową, niczego nie przekazującą papkę, to oni zasiadają przed telewizorami oglądając Buffy, Mortal Combaty, czy jakieś inne kosmiczne dzieci, które w każdym odcinku ratują świat. I dziwić się potem, że taki młody czytelnik po prostu się nie zna? Jak się ma poznać, skoro nie będzie miał okazji? Skoro normą stają się Harry Marry (wchodzące już do szkół jako lektury) i inne Pokemony? A wydawcy zamiast wychowywać sobie czytelników, równają do poziomu czternastolatków. Równają i zapominają o pozostałych "kategoriach" wiekowych. Bo liczy się przecież tylko sprzedaż, pieniądz, a nie czytelnik. Jaka czeka nas przyszłość? Nie odpowiem, nie jestem wróżką. Ale obym był, obyśmy byli fałszywymi prorokami.

Wracając do krytykanctwa, ludzie są różni: mądrzy i głupi, ale skoro już krytykują, to powinien to być jakiś sygnał. I co z tego, że nie zawsze posiadają "odpowiednią" wiedzę. Nie muszą. Inteligentny człowiek wcale nie musi znać się na "wszystkim", skoro jednak coś krytykuje, warto się zastanowić dlaczego? Pragnąłbym tylko przypomnieć, w jaki sposób zostało wynalezione koło od wozu. Otóż kiedyś, kiedyś człowiek wymyślił koło... kanciaste! Oczywiście, można było czekać na rozwój fizyki i matematyki, aby dojść naukowym sposobem, do "okrągłego koła". Jednak dziś mamy możliwość cieszenia się kołem nie dzięki naukowcowi, a dzięki obolałej części ciała pewnego krytykanta, który przejechał się takim wozem z kanciastymi kołami. Gdyby krytykant siedział cicho, trzeba byłoby jeszcze długo czekać, nim jakiś naukowiec  p r z y p a d k i e m  odkryłby koło takim, jakim znamy je dziś. Dziękujmy Bogu, że stworzył krytykantów... i upierdliwców... i malkontentów... i w ogóle.





Koniec




Spis treści
451 Fahrenheita
Zakużona Planeta I
Zakużona Planeta II
Bookiet
Recenzje
Stopka
Paweł Laudański
W. Świdziniewski
Adam Cebula
Adam Cebula
A.Mason
Tomasz Pacyński
A.Cebula, R.Krauze
Adam Cebula
W. Świdziniewski
Eugeniusz Dębski
Jerzy Rzymowski
Kot
J. Kaliszewski
KRÓTKIE PORTKI
S.Chosiński
Irina Jurjewa
James Barclay
 

Poprzednia 14 Następna