strona główna     -     bieżący numer     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Wojciech Świdziniewski
strona 19

Kłopoty w Hamdirholm (2)

 

 

Dolgthrasir, z twarzą i brodą pochlapaną woskiem kapiącym ze świecy, mamrotał do siebie:

- Wiem, że tam jesteś... Czekasz na mnie... Uwięziony w skale od tysięcy lat... Ja cię uwolnię... Okiełznam cię wiertłem, dłutkiem i pilnikiem... Nadam ci kształt, byś lśnił i budził podziw... Byś był piękny...

Stary krasnolud przestał mówić, odłożył narzędzia i włożył rękę do niezbyt głębokiej wnęki.

- Czuję cię... - zaczął znowu. - Dotykam... Czuję jak bije twoje dzikie serce, ale ja cię okiełznam... - Wyciągnął dłoń z mrocznej czeluści i zawyrokował:

- Jest tutaj. Bardzo duży diament. Ostrożnie poszerzcie otwór i wydobądźcie go. Ja muszę przywitać się z prawnukiem.

Dolgthrasir uściskał Baugiego, obejrzał go od stóp do głów i zaczął wypytywać o zdrowie, przygody i podróże. Potem opowiedział o sytuacji w kopalni i ostatnim starciu z klanem Sorli.

- Pradziadku - zaczął w końcu Baugi poważnym tonem. - Jest ktoś, kogo przyprowadziłem ze sobą. Jest to dla mnie bardzo ważna osoba...

- Dolgthrasir! Dolgthrasir! - ktoś nawoływał w korytarzach.

- Tutaj!

Do korytarza wpadł zdyszany krasnolud i wyrzucił z siebie jednym tchem:

- W hali przy Bramie schwytaliśmy elficę! To Baugi ją do nas wprowadził!

Baugi jęknął, a Dolgthrasir uważnie spojrzał na prawnuka:

- Mam nadzieję, że wszystko mi wyjaśnisz.

 

***

 

Związana Arien leżała przy jednym z palenisk. Otaczało ją kilkanaście krasnoludów, które radziły co z nią zrobić. O dziwo, najwięcej do powiedzenia miał człowiek, Bregor.

- U nas, na Równinach - mówił z nienawiścią w głosie. - Takie dziwolągi jak ona skazujemy na śmierć głodową. O ile ktoś wcześniej nie zatłucze elfa kijem.

- Elfy to bitna rasa - zauważył jeden z krasnoludów. - Wątpię, by dały się bezkarnie zatłuc zwykłym kijem...

- Dlatego związujemy je i dajemy do zabawy dzieciom. My, ludzie, nie mamy czasu zajmować się zwyrodnialcami. A jak wy załatwiacie takie sprawy?

- Zrzucamy w przepaść pod Bramą. Teraz wystarczy wyrzucić ją w szalejącą zamieć.

- To na co czekamy? - Bregor wyszczerzył zęby w złowróżbnym uśmiechu. - Za Bramę ją!

- Za Bramę! - podchwyciły krasnoludy. Kilku podeszło do elficy, lecz ta, usłyszawszy jakie mają wobec niej plany, zaczęła wierzgać i przeraźliwie wzywać Baugiego.

- Stójcie! - odezwał się jeden ze starszych krasnoludów, Skekkel. - Według słów Baugiego to poseł. Poczekajmy lepiej na Dolgthrasira, niech on zadecyduje, co z nią zrobimy.

Część krasnoludów przyznała mu rację.

- To elf! - wrzasnął Bregor z szaleństwem w oczach i zaczął okładać Arien drzewcem jej własnej włóczni. Krasnoludy nie pozostały bezczynne i przyłączyły się do kupca. Elfica kuliła się pod ciosami, które zdawały się padać zewsząd.

- Baugi... - szeptała opuchniętymi i pokrwawionymi wargami. - Baugi!

Nagle uderzenia ustały, a Arien usłyszała głos Baugiego:

- Co robicie?! Przecież to poseł!

- To elf! - wrzasnął Bregor. Krasnoludy podchwyciły:

- To elf! Zabić!

Gorące łzy pociekły po jej posiniaczonym policzku.

- Najpierw musicie zabić mnie! - krzyknął Baugi, mocniej ściskając stylisko młota. Gwar ucichł. - Odpowiadam za nią honorem! A gdzie wasz honor, ziomkowie! Przyprowadzam posła, a wy chcecie zatłuc go kijami, jak zwykłą szczurnicę!?

- To nie poseł - powiedział spokojnie Dolgthrasir.

- Właśnie! - podchwycił Bregor. - To elf! Usiec zwyrodnialca!

Dolgthrasir powoli podszedł do kupca. Zachlapana woskiem twarz i broda krasnoluda wyglądała niczym maska demona.

- Milcz, człecze! - parsknął stary krasnolud, opluwając strzępkami śliny twarz Bregora. Kupiec, chociaż wyższy od Dolgthrasira cofnął się nieznacznie. - Czy pochodzisz z rodu Hamdira, że rządzisz jego klanem? Ba, czy jesteś krasnoludem, że śmiesz decydować o przyszłości tego gościa w naszej kopalni? Jak śmiesz porywać się na kogoś z naszego klanu?

- Nie mam nic przeciwko Baugiemu... - tłumaczył się Bregor.

- Nie o Baugiego tu chodzi. Podniosłeś rękę na jego żonę, a więc i na nas!

- Przecież to elfica... - cicho powiedział zbity z tropu Bregor.

- Ta elfica to żona Baugiego! - wykrzyczał mu w twarz Dolgthrasir. Krasnoludy spojrzały na siebie i zaraz podniósł się gwar zdziwionych głosów.

- Zmilczcie, bracia! - Dolgthrasir odwrócił się do swoich ziomków. - Przyjdzie czas na wyjaśnienia! Powiedzcie mi tylko, czemu posłuchaliście człowieka, a nie Skekkela, krasnoluda o najdłuższej brodzie i mądrości dorównującej mojej? Zaślepiła was nienawiść?

- Prawo ustanowione przez Hamdira mówi, że żaden elf nie ma prawa przekroczyć progu kopalni - hardo odezwał się Lofar, który zawsze starał się podkopać pozycję Dolgthrasira, marząc o przywództwie nad klanem.

Dolgthrasir podszedł do Lofara.

- Nie do końca, Lofarze, nie do końca. Prawo mówi, że nikt, ni człowiek, ni elf, ni krasnolud z innego klanu, nie ma prawa przestąpić progu Przedsionka. Elfica zaś posłusznie czekała tutaj, w miejscu przeznaczonym dla obcych przybywających do naszej kopalni. Jeśli powołując się na prawo chcesz ją stracić, to trzeba byłoby wytracić wszystkich ludzi i obce krasnoludy, które odwiedziły naszą kopalnię. Czy to się nam opłaca? Pomyślcie, ile by było z tym roboty! Warto?

Zebrane przy Bramie krasnoludy zaczęły się zastanawiać nad ostatnim pytaniem Dolgthrasira. Wymordowanie wszystkich ludzi, głównie kupców, którzy odwiedzili kopalnię, sprawiłoby, że nikt nie pojawiłby się po towar. Trzeba byłoby sprowadzać towar na dół, na Równiny, co, po dodaniu kosztów transportu i robocizny, znacznie podniosłoby ceny krasnoludzkich wyrobów. To z kolei zmniejszyłoby popyt na wytwory kopalni. Poza tym dochodzi jeszcze głowizna za zamordowanych kupców. W złocie. Zanim jednak przyszłoby do płacenia grzywny, trzeba by tych wszystkich ludzi znaleźć. Niewielu z nich przebywało wokół krasnoludzkiego domiszcza.

Krasnoludy zaczęły parskać i kręcić głowami.

- Czyli sprawę elficy mamy za sobą, tak?

Brodate twarze gorliwie przytaknęły.

Dolgthrasir wrócił spojrzeniem do Bregora.

- Zostaje nam jeszcze próba zabicia żony mojego wnuka. - Stary krasnolud uważnie patrzył na kupca. Człowiek ciężko przełknął ślinę. - Jaka jest za to kara?

- Śmierć - powiedział cicho Skekkel.

- Śmierć - powtórzył, cedząc przez zęby, Baugi i utulił pobitą Arien.

- Śmierć! Śmierć! - zaczął skandować tłum. Bregor począł się wycofywać.

- Zaraz, zaraz! - Wyskoczył przed człowieka Lofar. - Pamiętajcie, że będziemy musieli zapłacić za jego głowę! Czy to się kalkuluje?

Klan Hamdira znowu zaczął myśleć. Sto piętnaście sztuk złota podzielić na...

- Ja zapłacę - szybko powiedział Dolgthrasir. - Mój prawnuk i jego żona są tyle warci.

- Śmierć! - zawył klan. Tłum porwał wierzgającego Bregora. Ktoś otworzył furtę, przez którą wpadł do hali tuman śniegu. Po chwili w przeciwną stronę poleciał Bregor. Zatrzaśnięto drzwi.

 

***

 

 

- Baugi! Gdzie twoja żona?! - zawył Lofar, wznosząc do góry bogato zdobiony srebrem róg z piwem. Przedsionek wypełniony był bawiącymi się krasnoludami. Byli tu wszyscy oprócz tych, którzy pełnili straż przy Bramie. Naczelne miejsce zajmował Dolgthrasir i jego małżonka Yrsa. Po jego prawej stronie zasiadł Baugi, przy którym stał pusty fotel przeznaczony dla jego żony. Arien spała w jednej z komnat Pradziadka, wcześniej troskliwie opatrzona przez matkę Baugiego. Po lewej stronie Pradziadków siedział dziadek Arngrim wraz z babcią Hwedną. Naprzeciwko Dolgthrasira miejsce zajmował zasępiony Fridleif, jego małżonka, a matka Baugiego, Sygrun oraz stryj Agnar. Kolejne miejsca, na prawo i lewo od bezpośrednich potomków Hadrima zajęła dalsza rodzina, a za nią szacowniejsi przedstawiciele pozostałych rodów, między innymi Lofar i Skekkel.

Ojciec Baugiego zazgrzytał zębami i wychylił jednym haustem szklanicę spirytusu. Co za wstyd! Baugi, bezpośredni potomek Hamdira ma za żonę elficę! Hańba! A Pradziadek nic z tego sobie nie robi. Ba! Zdaje się nawet cieszyć! Hańba i wstyd!

- No! Gdzie jest elfica?! - ponaglał Lofar. Dziadek Baugiego, Arngrim, skrzywił się zniesmaczony. Kto by pomyślał? Mój wnuk ma żonę elficę. Elficę! No cóż. Młodzi często popełniają błędy. Baugi za jakiś czas zrozumie, że elf to nie partia dla krasnoluda. Taaak. Młodzi potrzebują dużo czasu, by pojąć, że świat jest ułożony tak, a nie inaczej.

- Baugi! Chcemy zobaczyć twoją żonę! - nie poddawał się Lofar. Dolgthrasir uśmiechnął się do samego siebie. Jego prawnuk przyprowadził żonę! I co z tego, że jest elfem. Przecież prapradziadek Dolgthrasira, Gotthorm, poślubił Bleik ze znienawidzonego klanu Sorli. Było na początku trochę psioczenia i naigrywania się, ale w końcu wszystko się ułożyło. Pradziadek uśmiechnął się szerzej. Gdyby tak jeszcze udało się nawiązać kontakty handlowe z elfami? To byłoby coś! Nawet gdyby reszta klanów sprzymierzyła się przeciwko Synom Hamdira, to i tak nie daliby rady elfom z Równin. Nie ma nic złego w tym, że jego prawnuk ma za żonę elficę. Ba! Kto wie, czy nie wyniknie z tego coś dobrego. Z drugiej strony to całkiem nietypowa historia, ten mariaż między Baugim i Arien, o którym już zaczynały krążyć legendy. Niektórzy twierdzili, że to wszystko wina elfiego maga, jako że krasnoludy spośród elfów najbardziej nienawidziły magów za ich niehonorową walkę - bez oręża w dłoni, a jedynie za pomocą czarów. Ów mag miał podobnież skazać Arien na związek z krasnoludem, co miało być karą za jej rozwiązłe życie. Pech chciał, że trafiło na Baugiego. Inni mówili, że Baugi zwariował i porwał elficę. Jeszcze inni z kolei utrzymywali, że to Arien zauroczyła krasnoluda i przy pomocy elfiej magii skradła mu serce. Dolgthrasir wiedział jednak, że to wszystko bzdury. Arien zmieniła pogardę, z jaką Baugi zwyczajem wszystkich krasnodludów darzył elfy, wpierw w niechętne uznanie, a później w gorące uczucie, zacząwszy od tego, że dorównała mu w piciu. Ba! Omal nie przepiła! A żaden krasnolud nie zlekceważy kogoś o tak mocnej głowie do trunków. Nawet jeśli będzie to elf. Początkowo krasnolud wpadł z tego powodu w gniew i w pijackim szale wyzwał Arien na pojedynek złodziei, który polegał na tym, że w ciągu jednego dnia i jednej nocy należało skraść jak najwięcej kosztowności. Baugi znowu przegrał, a o ich zakładzie głośno było na całych Równinach. Ciężko było się przyznać Baugiemu przed samym sobą do tego, że szanował i podziwiał tę elficę, wszem przecież wiadomo, że podziw i szacunek to szorstcy kuzyni miłości. Oboje cieszyli się już zasłużoną sławą niezrównanych złodziei, postanowili więc zawiązać bandycką spółkę, przekonani, że razem dokonają wielkich czynów i zdobędą niezmierzone bogactwa, a i na wieki zapiszą się w pamięci potomnych. Słuchając opowieści Baugiego, Dolgthrasir przypomniał sobie, że słyszał od kupców, o tej dziwnej parze nieuchwytnych rzezimieszków, ale nie domyślał się, że chodzi tu, między innymi, o jego wnuka! Wiodąc tak niebezpieczne życie, zmuszeni nieustannie na sobie polegać, Arien i Baugi stawali się sobie coraz bliżsi. Nie minęło wiele czasu, a połączyła ich przyjaźń. A gdy elfica odkryła, że krasnolud pod maską grubiańskości i barbarzyństwa, kryje wrażliwą i piękną duszę, narodziło się między nimi głębsze i silniejsze uczucie. Po jakimś czasie zaczęło im się robić ciasno na Równinach, w każdym niemal mieście wisiały listy gończe z ich podobiznami, a tam, gdzie nie wisiały i tak docierały głośne echa wyczynów tej niezwykłej pary. Trzeba było znaleźć jakąś kryjówkę i odpocząć. Elfy nie chciały ich widzieć u siebie, więc Baugi użył podstępu, żeby przemycić Arien do Hamdirholmu. Poślubiwszy ją, chciał ogłosić swoje małżeństwo na wielkim wiecu Synów Hamdira, uprzedzając wcześniej jedynie Dolgthrasira. Nie ma nic ważniejszego dla krasnoluda jak tradycja. A wedle tradycji, żona krasnoluda to świętość i nietykalny skarb i na tym Baugi postanowił się oprzeć, żeby zapewnić swej ukochanej bezpieczeństwo. Jednak wydarzenia potoczyły się inaczej.

Baugi ponuro spoglądał na zasępionego ojca, siedzącego po przeciwnej stronie stołu. Słyszał żądania Lofara i wiedział, że główny konkurent Pradziadka do przewodzenia klanowi Hamdira naigrywa się z niego.

- Wiesz dobrze, Lofarze - odezwał się w końcu - że moja żona została pobita między innymi przez krasnoludy z twojego rodu i nie może uczestniczyć w uczcie.

- No tak! - zaśmiał się gromko Lofar. - Zapomniałem, że elfy nie wytrzymują przyjacielskich poszturchiwań rodziny!

Lofar i jego partia gruchnęli śmiechem.

- Dość! - grzmotnął pucharem w stół stryj Agnar. - Nie będziesz naigrywał się z mojej rodziny, szczurnicojebco!

Lofar przez chwilę zastanawiał się, czy wyzwać go na pojedynek. Jednak Agnar był największym wojownikiem i jednym z większych bogaczy Hamdirholmu. Lofar nie czuł się na siłach sprostać stryjowi Baugiego w otwartej walce. Znalazł inny sposób, by dokuczyć rodzinie Dolgthrasira.

- Stary zwyczaj mówi, że ten, kto przystępuje do Synów Hamdira, musi dowieść w walce, że jest godzien być jednym z nas. W przypadku kobiety robi to za nią jej rodzina.

- Arien ma rodzinę daleko na południu - odezwał się Baugi.

- Niech więc sama się broni. - Lofar wyszczerzył zęby w złośliwym uśmiechu.

- Cóż za odwaga, Lofarze. -Wzburzony Dolgthrasir podniósł się. - Wyzywasz do pojedynku kobietę.

Lofar rozłożył ręce:

- Taki jest zwyczaj.

- Nie zga... - zaczął Dolgthrasir.

- Arien będzie walczyć - przerwał mu Baugi. - Jak tylko wyliże się z ran, udowodni, że jest godna przynależeć do Synów Hamdira.

W głosie syna Fridleifa było tyle pewności, że przez chwilę Lofar zastanawiał się, czy dobrze postąpił i chciał się wycofać. Wszyscy biesiadnicy z uwagą przysłuchiwali się słownej potyczce i teraz ich oczy wyczekująco wpatrywały się w Lofara. Gdyby się wycofał, obwołano by go tchórzem i straciłby poważanie. Poza tym powołał się na stary zwyczaj, a z tradycją nie było żartów.

- Służę uprzejmie. - Uśmiechnął się i ukłonił.

Gwar rozmów znów rozbrzmiał w Przedsionku. Krasnoludy żywo rozmawiały o zapowiedzianym pojedynku. Baugiemu odeszła ochota do ucztowania. Wstał i chciał opuścić Przedsionek, jednak zatrzymał go Dolgthrasir, również wstając i szepcząc mu do ucha:

- Nie możesz odejść od stołu. Nie teraz, gdy Lofar tryumfuje. Chyba nie chcesz dać mu poznać, że zepsuł tobie ucztę - a głośno wzniósł toast:

- Za Baugiego i jego żonę!

- Zdrowie! - zagrzmiał Przedsionek. Tylko Lofar zażartował w swoim gronie i jego poplecznicy gromko zaśmiali się.

Baugi kolejny raz zgrzytnął zębami, ale bez zmrużenia oka wychylił toast. Pradziadek usiadł, otarł brodę z resztek piwnej piany i zagadnął wnuka:

- Powiedz mi, co ty widzisz w tej elficy? Przecież nie ma nawet owłosionych nóg!

Baugi uśmiechnął się.

- Ma za to rozkoszny meszek pod nosem.

Dolgthrasir parsknął śmiechem i zaczął walić pięścią w stół z uciechy:

- Meszek, powiadasz

 

***

 

Pod czujnym i troskliwym okiem Matek Arien szybko wracała do zdrowia. Co prawda sińce i opuchlizna już dawno zeszły, to jednak elfica nadal leżała w łożu, lecząc połamane i obtłuczone żebra.

- Kochanie, jesteś strasznie wychudzona - zatroskała się pewnego dnia Sygrun, zmieniając jej okłady. Początkowo Matki traktowały Arien jak dziwoląga; z rezerwą, ukrywanym obrzydzeniem i niechęcią. Jednak kiedy odkryły, że elfica tak jak i one krwawi, gdy przyjdzie jej czas i tak samo cierpi z tej przyczyny, ich stosunki znacznie się polepszyły. Co prawda minęło jeszcze sporo czasu, zanim w pełni ją zaakceptowały, ale już nie przychodziły do chorej z obowiązku, a z czystej sympatii i troski.

- Ja? Wychudzona? - roześmiała się Arien. Chwyciła dwoma palcami skórę na brzuchu, pokazując, jak grubą ma warstwę tłuszczu. - Raczej powiem, że przytyłam na waszym wikcie, drogie Matki.

- Eee, tam! - oponowała Sygrun. Faktycznie, przy baryłkowatych sylwetkach krasnoludzkich kobiet wyglądała na chudą szkapę. - "Przytyłam na waszym wikcie"! Bajanie! Nie wiem, co mój syn w tobie widzi. Nasi mężczyźni lubią, jak jest kobietę za co złapać, i z przodu i z tyłu, a ty wyglądasz jak stojak na kolczugę.

Arien głośno się zaśmiała, ale zaraz skrzywiła się . Niezrośnięte żebra dały o sobie znać szpilą bólu.

- Wśród elfów ceni się smukłość sylwetki. Nasi mężczyźni pragną kobiet subtelnych i kruchych kształtem, a zarazem dorównujących im zręcznością i gibkością. A jeśli już do obłapiania przyjdzie, to nie w tym rzecz, żeby było za co złapać, Matko, ale by skóra była tak delikatna i gładka, żeby nie można już było obłapiania przestać... Dlatego usuwamy wszelkie owłosienie z ciała.

- Wszelkie? - Sygrun przestała na chwilę zakładać nowy opatrunek.

- No, nie wszystkie. Włosy na głowie zostawiamy. - Arien dotknęła swojego warkocza, jakby chciała upewnić zaskoczoną Sygrun, że nie chodzi tu o wąsy czy brodę. - Im dłuższe i bardziej zadbane, tym większy podziw u nich wzbudzają.

- A z... no, wiesz...Stamtąd też?

- Zwłaszcza stamtąd - dobitnie oświadczyła Arien.

Sygrun skończyła ją opatrywać i wytrzeszczyła oczy:

- I jak to tak...Ani jednego włosa...?

- Ani jednego. Ani na nogach, ani pod pachami, ani na...tam. Zresztą, sama zobacz - elfica z pewnym wysiłkiem odrzuciła okrywające ją skóry, odsłaniając długie, gładko ogolone nogi i łono. Elfy słynęły ze swej frywolności i nie były nadmiernie wstydliwe, więc Arien nie widziała nic zdrożnego w takim obnażaniu się.

Krasnoludzka kobieta z przerażeniem patrzyła na nagie, bezwłose ciało.

- Golicie się... - wydukała. - Nawet tam... - wzdrygnęła się i fuknęła:

- Eee, tam! Elfie bajanie! Wszyscy jesteście od urodzenia bezwłosi!

- Pewnie - rzuciła Arien. - A krasnoludy rodzą się na kamieniu.







Spis treści
451 Fahrenheita
Zakużona Planeta I
Zakużona Planeta II
Bookiet
Recenzje
Stopka
Paweł Laudański
W. Świdziniewski
Adam Cebula
Adam Cebula
A.Mason
Tomasz Pacyński
A.Cebula, R.Krauze
Adam Cebula
W. Świdziniewski
Eugeniusz Dębski
Jerzy Rzymowski
Kot
J. Kaliszewski
KRÓTKIE PORTKI
S.Chosiński
Irina Jurjewa
James Barclay
 

Poprzednia 19 Następna