strona główna     -     bieżący numer     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Wojciech Świdziniewski
strona 20

Kłopoty w Hamdirholm (3)

 

 

- Na kamieniu? - zdziwiła się Sygrun i wybuchnęła śmiechem - Na kamieniu! Niepodobne!

Elfica chciała przykryć się skórami, ale Sygrun powstrzymała ją:

- Mogę dotknąć?

- Proszę bardzo - zezwoliła Arien. Sygrun przesunęła szorstką dłonią po jej udzie. Aksamitna skóra delikatnie poddała się naciskowi ręki.

- Przyjemne... - mruknęła cicho.

- Mnie też miło... - Elfica mrugnęła do niej okiem. Sygrun szybko zabrała dłoń.

- Bezeceństwa prawisz! - zbeształa ją i szybko wyszła z komnaty, ścigana przez wesoły chichot elficy.

Na następną wizytę u chorej matka Baugiego przyszła w towarzystwie dwóch zaciekawionych elficą kobiet z klanu Hamdira. Arien chętnie zaspokajała ich ciekawość i skwapliwie odpowiadając na pytania, długo prawiła o balsamach ujędrniających skórę, przeróżnych sposobach upiększania ciała i przyjemnych dla węchu pachnidłach. Nawet dała im popróbować co poniektórych specyfików.

 

***

 

Pewnego dnia Kufnir wracał zmęczony z nocnej szychty w kopalniach Hamdirholmu. Wszedł do swojej komnaty i ryknął:

- Jeść!

- Wszystko masz na zapiecku! - odpowiedziała mu z sypialni żona Gumni. Krasnolud zjadł przygotowany posiłek, beknął przeciągle i zadowolony, przymykając oczy, rozparł się w fotelu, zastanawiając się, czy już teraz uciąć sobie drzemkę, czy jeszcze uraczyć się pucharkiem piwa. Z błogości wyrwał go głęboki głos:

- Kochanie...

Kufnir otworzył oczy i w świetle płonącej lampy zobaczył niską postać opierającą się o wejście do sypialni. Stwór miał zakrwawione wargi, zaczerwienione policzki, głęboko osadzone, niemalże niewidoczne przy grubych, smoliście czarnych krechach brwi, a paskudną twarz otaczał kołtun sterczących dziko włosów.

- Troll! - wrzasnął krasnolud, porwał swój nieodłączny młot i rzucił się na potwora. Troll, pisnął głosem niesłychanie podobnym do głosu żony Kufnira, Gumni i skrył się w pogrążonej w mroku sypialni. Krasnolud wpadł tam za nim. Po chwili dało się stamtąd słyszeć złorzeczenia, odgłos wywracanych sprzętów, piski, a w końcu dźwięk rozbijanego glinianego dzbana i łomot padającego ciała. Zapadła cisza.

Z sypialni wyszedł rzekomy troll, trzymając w jednym ręku ucho od dzbana, a drugą poprawiający natapirowane włosy.

- Dureń! - mruknęła Gumni - Dobrze, że nażarty był, to i wolniejszy. Jednak działają te barwniki... Co prawda, nie tak jak mówiła Arien, ale działają!

 

***

 

Zdrowo podchmielony Gripir wracał ze swego dyżuru w Przedsionku, gdzie wartował przy Bramie. Z reguły było to odpowiedzialne zadanie, ale nie zimą, kiedy to do kopalni nie przybywali żadni kupcy ani inni podróżnych, więc strażnicy zwykle uprzyjemniali sobie nudną służbę grzanym piwem i grą w kości.

Krasnolud wszedł cichutko do swojej komnaty. Odstawił na stojak topór. Słaniając się i postękując, ściągnął przez głowę kolczugę. Kiepsko mu szło do chwili, gdy przypomniał sobie, że nie zdjął hełmu, wtedy to gładko udało mu się pozbyć tego całego żelastwa, które nosił na sobie.

- To ty? - odezwała się z łoża jego żona.

- No - mruknął i pomagając sobie różnymi sprzętami domowymi, ściągał buty i spodnie. Dodał głośniej - I zaraz ci pokażę, jak się fedruje na przodku...

Stanął w nogach łoża i wsunął rękę pod skóry, którymi była przykryta jego połowica, Alfhild. Wymacał coś obłego, gładkiego i miękkiego. Coś, co w dotyku było dokładnie jak wężowa skóra...

"Żmija skalna!" - przemknęło mu przez głowę i wcale się nie zdziwił, że gad jest grubości męskiej kostki. Albo damskiej. Niewiele myśląc, zacisnął dłoń i szarpnął mocno, chcąc wyciągnąć gadzinę z kryjówki wśród skór. Alfhild wrzasnęła i usiadła na łóżku. "Ugryzła ją!" Na jad żmii skalnej nie było odtrutki, a ukąszony, w wielkich bólach, niemal natychmiast żegnał się z życiem. Widząc, że nie ma już ratunku dla żony, puścił gada, wskoczył na łóżko i zaczął wściekle deptać miejsce, w którym spodziewał się żmii. Pod stopami czuł miotające się cielsko. Żona nie przestawała krzyczeć z bólu i tłuc go rękoma. W końcu zepchnęła go z łóżka. Gripir chwycił to, co miał pod ręką, czyli stołek i przymierzył się do ciosu. W ostatniej chwili powstrzymał go krzyk Alfhild:

- Zwariowałeś?!

- Moja koziczko, ukąsiła cię skalna żmija... - bąknął.

- Jaka żmija?! Won, pijaku, spać do przedsionka! Omal żeś mi nóg nie połamał!

- Nic ci nie jest?

- Won!

Kompletnie skołowany Gripir posłusznie odstawił stołek i podreptał do przedsionka. Alfhild zapaliła łojową świeczkę i zaczęła oglądać swoje świeżo ogolone nogi.

- Jak nic będą siniaki - mruknęła i sięgnęła po małą szkatułkę. - Może ta maść ujędrniająca od Arien pomoże... A jak nie pomoże, to na pewno nie zaszkodzi... Wariat! Jutro z nim się policzę... Pijaczyna!

 

***

 

- Co tam dzisiaj mamy? - spytał Pradziadek, szykując się do cotygodniowego rozpatrzenia problemów nurtujących kopalnię.

- Trzy sprawy - zaczął Skekkel. - Pierwszy jest Gripir.

Z tłumu krasnoludów zebranych w Przedsionku wyszedł wezwany.

- Moja żona ogoliła nogi... - Ledwo zaczął, a już sala gruchnęła śmiechem.

- Cisza! - krzyknął Skekkel. - Mów!

- Wszystko przez żonę Baugiego, która, jak to elfica, nie ma owłosionych nóg. Moja żona również zapragnęła pójść w jej ślady i pozbawiła się włosów na swoich nogach. Teraz wygląda, jakby chodziła na ogonach szczurnic...

- To moje nogi i mogę z nimi robić, co mi się żywnie podoba! - skrzekliwym głosem krzyknęła Alfhild, żona Gripira.

- Widzisz, Dolgthrasirze? - prawie płaczliwym głosem powiedział Gripir. - I to jest jedyna odpowiedź, gdy próbuję jej wytłumaczyć, że tak nie uchodzi, że tradycja... i w ogóle. Bardziej mi się podobała z kępkami włosów na udach!

- Ale ja się źle czuję - znowu krzyknęła Alfhild - jak mi pchły po tych kępkach biegają!

- Gripirze - odezwał się Pradziadek. - Czy brak owłosienia jest czymś hańbiącym? Moja prababcia, Bleik z klanu Sorli, miała owłosione tylko łydki. Czy przez to była kimś gorszym?

- No nie - mruknął Gripir. - Tylko, że moja żona ogoliła się jeszcze pod pachami...

- Jej wola. - Dolgthrasir bezradnie rozłożył ręce. - Alfhild jest wolną kobietą, a nie twoją niewolnicą. Pod względem tego, jak się nosi, nie możesz jej nic nakazać, ani zabronić. Nic na to nie poradzę. Mam tylko nadzieję, że jakoś się dogadacie.

Gripir wrócił do tłumu, skąd przez chwilę słychać było skrzeczenie Alfhild.

- Następny jest Agnar - zapowiedział Skekkel.

- Właściwie to już osądziłeś moją sprawę przy okazji żony Gripira - zaczął Agnar i na chwilę umilkł. - Otóż moja żona, Angeyja, zaczyna nosić obcisłe stroje i zdaje mi się, że robi to pod wpływem Arien. Teraz wszyscy mężczyźni mogą spoglądać na jej ponętne beczułkowate kształty... Nie mówiąc już, jak to wpływa na młodzież...

- To nic! - krzyknął ktoś z tłumu. - Moja zaczęła się odchudzać!

- A moja zaczęła twarz pokrywać barwnikami!

- Chcą nosić ozdoby na co dzień, tak jak Arien!

Dolgthrasir uniósł dłoń i krasnoludy ucichły.

- Nic na to nie poradzę! Są to sprawy rodzinne, które sami musicie rozwiązać.

- Może byś porozmawiał z Arien? - nieśmiało zaproponował Agnar.

- To mogę zrobić. Baugi, przyprowadź żonę.

Po chwili do Przedsionka weszła wysoka i smukła elfica w obcisłym stroju i piękną spinką, upinającą jej długie włosy. Kilku krasnoludów wzdrygnęło się, widząc jej lekko szpiczaste uszy. Alfhild szturchnęła Gripira i powiedziała, że chce podobną spinkę.

- Arien, dziecko moje - zaczął Dolgthrasir. - Czemu namawiasz nasze kobiety, by porzuciły tradycje i stroje przodków?

Arien opuściła głowę.

- Do niczego nie nakłaniałam krasnoludzkich kobiet. Opowiedziałam tylko, jak noszą się elfy.

- To chyba rozwiązuje nasz problem. Od czasu, jak Baugi przyprowadził cię do naszej kopalni, jesteś nieustannie w centrum zainteresowania. Proszę cię, żebyś więcej nie opowiadała o elfach, nabrała trochę ciała i nosiła się przyzwoicie. Dobrze?

- Może nie będzie potrzeby, by Arien zmieniała swój sposób bycia - odezwał się Lofar. - Czas już na pojedynek.

- To jest trzecia sprawa - wtrącił Skekkel.

Arien odwróciła się do wyzywającego ją krasnoluda.

- Kiedy tylko zechcesz. Jutro? Dzisiaj? Zaraz? - powiedziała chłodno i bez entuzjazmu.

Lofar uśmiechnął się:

- Dzisiaj.

Do Przedsionka wbiegł zdyszany krasnolud i wysapał:

- Klan Sorlich nadciąga wschodnimi korytarzami!

W jednej chwili Przedsionek zawrzał i krasnoludy rzuciły się do swych komnat po broń.

- Po bitwie, Arien - rzucił Lofar.

- Po bitwie - odparła elfica i pobiegła po swoją włócznię.

 

***

 

- Sporo ich - ucieszył się Agnar, spoglądając na wchodzące do Zachodniej Sali zastępy klanu Sorli. - Ho, ho! Jest nawet sam Tyrfing! Będą jatki!

- Arien, naprawdę musisz walczyć? - Baugi z niepokojem spytał swą żonę.

Elfica uśmiechnęła się i pocałowała męża w czoło.

- Żeby potem w całej kopalni huczało, żem tchórz i nie jestem godna przystąpić do Synów Hamdira? Nic mi nie będzie.

- Martwię się, kochanie. To, że mnie pokonałaś w pojedynku złodziei, nie znaczy wcale, że dasz sobie radę w bitwie - mruknął Baugi, gładząc ją po twarzy.

- Niepotrzebnie, mój obrońco. - Arien namiętnie pocałowała Baugiego. Wśród zebranych Synów Hamdira rozległy się gwizdy i okrzyki zachwytu.

- Krwi! - wrzasnął Baugi, próbując zamaskować swoje zakłopotanie. Publiczne okazywanie uczuć nie leżało bowiem w naturze krasnoludów.

- Krwi! - podjął cały klan.

Dolgthrasir podniósł dłoń i uciszył swych ludzi.

- Wystąp, Tyrfingu, ty koźli pomiocie! - zakrzyknął.

Z szeregu Sorlich wystąpił krasnolud z czarną jak smoła brodą.

- Czego wrzeszczysz, szczurnicy łajno!

- Co cię sprowadza do naszej kopalni?

- To, co zawsze! Zima! A zima to czas wojen pod górami!

- To sprawmy się szybko, bo mam jeszcze dużo roboty - ziewnął Dolgthrasir. - Naprzód! - wydał rozkaz swoim.

Oba klany z wrzaskiem ruszyły na siebie i starły się, wzniecając tumany prastarego kurzu. Śmigały młoty i topory, błyskały zęby i wściekłe oczy. Przez zgiełk bitwy przebił się dźwięk rogu. To Tyrfing nawoływał do odwrotu.

- Już? - mruknął zawiedziony Angrim, którego siłą trzeba było odciągać od przeciwnika.

- Stać! Przerwa! - zakomenderował Tyrfing. - Dolgthrasir, pozwól na słówko!

Pradziadek wyszedł przed szereg i w połowie drogi spotkał się z wodzem wrogiego klanu. Tyrfing był wyraźnie wzburzony.

- Dolgthrasir, co tu się dzieje?! Znamy się tyle lat, a ty mi tu takie cuda wyprawiasz!

- O co ci chodzi? - spytał prawdziwie zdziwiony Pradziadek.

- No popatrz na pole bitwy. Większość rannych i zabitych to moi ludzie, a zawsze było po równo! To najbardziej krwawa bitwa od czasów, gdy Hamdir podstawił Sorliemu nogę...

- ...Hola, hola! To Sorli najpierw oblał Hamdira zupą...

- Nieważne. - Machnął ręką Tyrfing. - Co tu się dzieje? Wyjaśnij mi, bo ta bitwa przestaje się kalkulować.

Dolgthrasir pogłaskał swoją brodę i uśmiech zrozumienia wypłynął mu na twarz:

- Już wiem! To wszystko przez Arien!

- Arien? - zmarszczył krzaczaste brwi Tyrfing. - To elfie imię...

- Tak, bo to elfica. Żona Baugiego...

Tyrfing odskoczył od Dolgthrasira i krzywiąc się wyszeptał z wyrzutem.

- Zadajecie się z elfami?

Pradziadek rozłożył ręce.

- Nic na to nie poradzę. Należy już do naszego klanu.

- Myślisz, że to przez nią?

Pradziadek przytaknął i wywołał elficę.

- Arien, córko, ile krasnoludów zatłukłaś?

- Pięciu, sześciu - popłynął słodki głos z mroków Zachodniej Sali. - Nie mogłam więcej, bo przeciwnik unikał potem mojej włóczni.

Synowie Hamdira ryknęli śmiechem i obrzucili klan Sorli stekiem wyzwisk. Ci nie pozostali im dłużni.

- Musisz zabronić jej walczyć - zdecydowanie powiedział Tyrfing, gdy wrzawa ucichła.

- Nie mogę - konfidencjonalnie szepnął Dolgthrasir. - Jest wolną kobietą i jest traktowana jakby urodziła się w klanie. Pozostała jej tylko formalność, pojedynek z Lofarem...

- Lofar! Ten pieniacz chce z nią walczyć? - po raz kolejny zdziwił się wódz Sorlich. - Przecież ten kozi bobek nie wie nawet, że młot bojowy trzyma się na końcu styliska, a nie przy samym obuchu!

Obaj wodzowie parsknęli śmiechem, ale zaraz poważne miny powróciły na ich twarze.

- Słuchaj, Dolgthrasirze - ponownie zaczął Tyrfing. - Musimy zatem ogłosić zawieszenie broni, dopóki nie będziemy mieli swojego elfa, albo dwóch!

- No, no, no! Ręczę ci, że jeden wystarczy. Dobra, jak będziecie gotowi, to dajcie znak.

Tyrfing przez chwilę drapał się w głowę i sapał. W końcu powiedział:

- Wiesz, nie chciałbym, żeby to wyglądało na tchórzostwo. Po prostu nam się to nie kalkuluje.

Pradziadek przyjacielsko poklepał go po ramieniu.

- Rozumiem. Wszystko rozumiem. Też jestem krasnoludem. Wyjaśnię całą sprawę swoim ludziom.

Obaj wodzowie odwrócili się do swoich ludzi i oznajmili:

- Rozejm!

 

***

 

- Wznoszę toast za zwycięstwo! - krzyknął Angrim. - Szkoda, że bitwa nie trwała dłużej, ale co tam! Zdrowie!

- Zdrowie! - ryknął Przedsionek wypełniony krasnoludami. Chwilę było słychać gulgotanie, potem wielkie sapnięcie i trzask tłuczonych szklanic. Krasnoludy z krzykiem rzuciły się sobie w ramiona.

Arien wywinęła się z objęcia Baugiego i spoważniała.

- Czas na mnie.

- Co to znaczy, kochanie?!

- Zapomniałeś, głuptasie? - Arien uśmiechnęła się. - Mam zaległy pojedynek.

- Lofar - sapnął z wściekłością Baugi.

- Lofarze! - krzyknęła Arien w tłum. - Już czas!

Wywołany krasnolud zaczął przepychać się w stronę elficy. Zatrzymał się przed nią i wręczył puchar z winem.

- Arien, zapomnij o pojedynku. W bitwie udowodniłaś, że jesteś żoną godną jednego z nas! Zapomnijmy o tym!

Arien zaczęła się zastanawiać:

- No nie wiem, czy to mi się kalkuluje... Obraziłeś moją rodzinę, przez ciebie zebrałam paskudne cięgi...

W miarę jak mówiła, Lofarowi znikał uśmiech

- Weź ten puchar. - Wcisnął w ręce elficy pięknie zdobione złote naczynie.

Arien uśmiechnęła się i pocałowała Lofara w brodaty policzek. Lofar uśmiechnął się z przymusem, wycierając miejsce po pocałunku elficy.

- Zdrowie! - krzyknął Dolgthrasir. Fridleif, ojciec Baugiego, uśmiechnął się do siebie. Nie jest źle, jeśli Arien wydobyła od tego skąpiradła złoto, to może jeszcze coś będzie z tej elficy.

- Cisza! - zagrzmiał Pradziadek. - Mój najmłodszy prawnuk chciałby coś ogłosić. Cisza!

Na stół wskoczył Nid i z uśmiechem oznajmił:

- Wychodzę za mąż.

- Chyba żenisz się - krzyknął do brata Baugi. Przedsionek huknął śmiechem.

- Nie. Wychodzę za mąż.

Fridleif, przeczuwając najgorsze, nalał sobie pełną szklankę spirytusu.

- Poznajcie mojego wybrańca, którego kocham prawie tak samo jak złoto! - tu Nid wskazał na niepozornego krasnoluda z króciutką brodą. - Oto Sprakki!

Krasnoludom, włącznie z Arien, opadły szczęki. Nawet Pradziadek zmarszczył brwi.

Fridleif opróżnił szklanicę jednym haustem i jęknął:

- To już koniec...

 

 

 

Gaworzyce - Białystok sierpień - grudzień 2002

 



Koniec




Spis treści
451 Fahrenheita
Zakużona Planeta I
Zakużona Planeta II
Bookiet
Recenzje
Stopka
Paweł Laudański
W. Świdziniewski
Adam Cebula
Adam Cebula
A.Mason
Tomasz Pacyński
A.Cebula, R.Krauze
Adam Cebula
W. Świdziniewski
Eugeniusz Dębski
Jerzy Rzymowski
Kot
J. Kaliszewski
KRÓTKIE PORTKI
S.Chosiński
Irina Jurjewa
James Barclay
 

Poprzednia 20 Następna