strona główna     -     bieżący numer     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Jerzy Rzymowski
strona 23

Konflikt pokoleń

 

 

- Do widzenia, pani Majewska!

- Do jutra, słodziutka! - tęga kobieta w brązowym palcie wyszła ze spożywczego. Zatrzymała się, postawiła siatki z zakupami pod ścianą sklepu, po czym starannie poprawiła szalik i dopięła palto. Z wyrzutem spojrzała na szare, zachmurzone niebo, z cichym stęknięciem sięgnęła po torby i ruszyła dalej.

O AUTORZE
Jerzy Rzymowski (JeRzy) - Rocznik 1975 r. Z różnym powodzeniem studiował bibliotekoznawstwo, dziennikarstwo i reklamę. W 1996 r. współtworzył dla TVP1 cykl programów dla dzieci "Łowcy przygód" - pierwszy polski "reality show". W 1997 r. redagował czasopismo "Kruk". W latach 1998-2001 był redaktorem "Magii i Miecza", gdzie prowadził działy łączności i "Dzikich Pól", stworzył też m.in. dział "Fantastyczna Muzyka" i cykl felietonów "Post Scriptum". Do sierpnia 2002 r., współprowadził z Marcinem Baryłką audycję "Dzikie Pola" na antenie Radiostacji. Współpracuje m.in. z "Fantomem" i serwisem internetowym Valkiria. Członek Klubu Tfurców. Maniak muzyki filmowej.

Zacinał drobny deszczyk, jeden z tych, które są w stanie przemoczyć na wylot dosłownie wszystko. Pani Majewska pracowicie omijała kałuże. Niektóre płyty chodnikowe, popękane i podmyte, ustępowały z mlaśnięciem pod naciskiem stopy, plując ze szczelin wąskimi strużkami błotnistej wody na jej nowe rajstopy. To sprawiało tylko, że kobieta fukała z irytacją i przyspieszała na chwilę, dopóki zdradziecki chodnik nie zmusił jej do ponownego zwolnienia kroku. Tak klucząc, dotarła do kiosku, gdzie zaopatrzyła się w najnowszy "Super Express".

- Patrz pan, co to się porobiło. - Pokazała kioskarzowi pierwszą stronę gazety, z której olbrzymie czarne litery krzyczały "KOLEJNE TAJEMNICZE ZNIKNIĘCIE". - Pewnikiem znowu jakiś łomiarz, czy inny gumiś.

- To na pewno nieletni - oznajmił tonem znawcy sprzedawca, starszy pan w drucianych okularach. - Dzisiejsza młodzież naogląda się telewizji, nikt ich nie pilnuje i wyrastają na zbrodniarzy.

Stojący za Majewską chudy młodzian chrząknął dyskretnie, zwracając uwagę na tworzącą się kolejkę. Kobieta spojrzała na niego z niezadowoleniem, wsadziła gazetę do siatki i poprawiła z godnością włóczkowy, zielony beret.

- To ja jutro zajrzę. Będzie już "Życie na gorąco"?

- Powinno być. A pan co chciał?

Młody człowiek rozejrzał się nerwowo, wyciągnął odliczoną sumę i dramatycznym szeptem poprosił o prezerwatywy. Odchodząca pani Majewska odwróciła się w stronę kiosku i spiorunowała go wzrokiem. Tymczasem kioskarz złośliwie zaczął się dopytywać wystraszonego chłopaka, które mają być, bo są różne i rozmaicie kosztują.

- To go nauczy - mruknęła z zadowoleniem, patrząc na wijącego się z zażenowania młodzieńca i podjęła wędrówkę.

Sąsiednia ulica była już mniej uczęszczana, więc Majewska nie musiała lawirować między przechodniami. Zwolniła kroku i staranniej omijała mokre zasadzki, nie przyjmując najwyraźniej do wiadomości, że i tak ma już mokre pantofle. Pogrążona w myślach, obojętnie przechodziła obok znajomych, odrapanych budynków, gdy nagle z mijanej uliczki dobiegł do niej cichy, nieśmiały głosik.

- Proszę pani! Proszę pani!

Pani Majewska zatrzymała się zdziwiona, a gdy głosik powtórzył wezwanie, odwróciła się powoli w stronę, z której dobiegał. Z zaskoczeniem spostrzegła małą, może dziesięcioletnią dziewczynkę, w jasnej, letniej sukience, zupełnie nie przystającej do panującej pogody.

- Czy może mi pani pomóc? - Dziewczynka przestąpiła z nogi na nogę i z zakłopotaniem pociągnęła noskiem.

- Zgubiłaś się? - zapytała pani Majewska.

Dziewczynka przecząco pokręciła głową. Przy energicznym ruchu, jeden z kucyków, w które miała związane włosy, pacnął ją w nos. - Szukasz czegoś?

- Czy może mi pani pomóc? - dziewczynka ponowiła nieco śmielej pytanie.

- Ale jak mam ci pomóc, skoro nie wiem, o co chodzi?

- Pani pójdzie za mną, to ja pokażę - zaproponowała mała i spojrzała z wyczekiwaniem na reakcję kobiety. Majewska zastanawiała się przez chwilę, po czym skinęła przyzwalająco. Dziewczynka uśmiechnęła się lekko, podeszła i pociągnęła ją za rękaw palta.

- Jak masz na imię? - zapytała kobieta, gdy dziecko prowadziło ją bocznymi uliczkami.

- Małgosia.

- Nie powinnaś wychodzić tak lekko ubrana na taki deszcz - w głos pani Majewskiej wkradł się nauczycielski ton. - Możesz się przeziębić, albo złapać zapalenie płuc.

Dziewczynka nie odzywała się. Majewska chrząknęła - Czy słyszysz, co do ciebie mówię?

- Tak, proszę pani. Ale ja się nie przeziębiam.

Pani Majewska już chciała coś dodać, ale dziewczynka poprowadziła ją za zakręt, na sporych rozmiarów podwórko i zatrzymała się.

- To tu.

Majewska rozejrzała się niepewnie po otoczeniu. Nie przypominała sobie, żeby podobne podwórko znajdowało się w sąsiedztwie, a przecież szły zaledwie parę minut. Później jej wzrok powędrował niżej.

Jedna z siatek wysunęła się z jej dłoni i przewróciła się na ziemię. Znajdująca się w środku torebka z mlekiem plasnęła głośno i po chwili obok stóp pani Majewskiej utworzyła się niewielka, biała kałuża.

- O mój Boże - jęknęła tęga kobieta i zrobiła niepewnie krok do tyłu.

Pół podwórka zajmowały niskie, równomiernie rozłożone kopczyki, o wymiarach mniej więcej metr na dwa. Część z nich wyglądała na starsze - zarosły trawą i wtopiły się nieco w otoczenie. Inne były całkiem świeże. Obok jednego z kopców leżał ubłocony człowiek w długim, podartym płaszczu, przez który wyzierały strzępy koszuli i kawałki ciała. Z tyłu głowy miał pokaźnych rozmiarów wgniecenie, a na całym ciele widać było dziesiątki ran. Rdzawo-brunatne plamy przemieszanej z błotem zakrzepłej krwi, pokrywały go od stóp do głów.

Małgosia spojrzała prosto w oczy pani Majewskiej i wymownie wskazała na oparty o ścianę pobliskiego budynku szpadel.

- Czy może mi pani pomóc zakopać tego pana? - zapytała. Jej głos był niewinny i obojętny.

Kobieta zatoczyła się i zakryła ręką usta.

- Nie! Matko Święta! Nie! - odwróciła się przerażona i rzuciła do ucieczki.

Małgosia wzruszyła ramionami.

- Nie to nie.

Pani Majewska nie zdążyła zrobić nawet kroku. Nie zauważyła, kiedy obok niej pojawił się jasnowłosy chłopiec w ogrodniczkach. Mściwa satysfakcja w jego oczach kontrastowała z niewinną twarzyczką, gdy wbijał ogromny kuchenny nóż prosto w brzuch tęgiej kobiety. I jeszcze raz, i kolejny, i znowu. Pani Majewska ze zduszonym jękiem osunęła się na kolana. Małgosia podeszła ze szpadlem i z rozmachem uderzyła ją w głowę. Kobieta upadła na twarz. Z wypuszczonej bezwładnie drugiej siatki wypadły owoce i potoczyły się po ziemi.

Parę chwil później było po wszystkim.

- Nieużyta suka - mruknęła zirytowana Małgosia i kopnęła zwłoki w palcie. - A mówią, że to wszystko wina młodzieży.

- I jak my to teraz zakopiemy? - odezwał się z wątpliwością w głosie chłopiec.

- Nie przejmuj się, Jasiu. Coś wymyślimy...

 

***

 

Pan Mościcki powoli przechadzał się szarymi ulicami miasta. Nie zwracając uwagi na mżawkę, używał swojego parasola jako laski. Miarowe stukanie szpicu parasola o chodnik przydawało mu klasy - nawet niektóre całkiem młode dziewczęta oglądały się z uznaniem za dystyngowanym, starszym panem. On uchylał kulturalnie kapelusza i wymieniał z nimi drobne uprzejmości, doskonale wiedząc, jakie wrażenie potrafi wywołać jego przyjemny, ciepły baryton. Wszystko to wprawiało go w doskonały nastrój i nawet monotonia sąsiedztwa stawała się mniej uciążliwa.

Pan Mościcki minął spożywczy i parę innych sklepów. Wstąpił do muzycznego dowiedzieć się o zamówione nagrania. Później skierował się do kiosku, gdzie zaopatrzył się w najnowszą "Rzeczpospolitą".

- Czytałeś pan o tych zniknięciach? - zagaił kioskarz. - To na pewno sprawka młodocianych, bo to hołota teraz i w biały dzień człowieka potrafią napaść.

- Każde pokolenie twierdzi, że następne są gorsze - stwierdził pan Mościcki i wsunął gazetę do kieszeni płaszcza. - Nie ma co narzekać na młodzież. Od kogoś przecież musieli się nauczyć takich manier.

Kioskarz obruszył się i ostentacyjnie zabrał się za rozwiązywanie krzyżówki. Pan Mościcki uśmiechnął się lekko i ruszył dalej. Zdążył minąć parę przecznic, gdy zatrzymał go nieśmiały, dziecięcy głosik.

- Proszę pana! Proszę pana!

- O co chodzi, drogie dziecko? - zainteresował się.

- Czy może mi pan pomóc? - mała dziewczynka, w letniej, nieco ubłoconej sukience, patrzyła na niego z wyczekiwaniem.

- Oczywiście. A w czym, jeśli można wiedzieć?

- Pan pójdzie ze mną, to ja pokażę.

Poprowadziła go wąskimi uliczkami. Nie pozostawał w tyle, a po chwili nawet nieco ją wyprzedził.

- Ja mam na imię Jan, a ty? - spróbował podjąć rozmowę.

- Małgosia.

- Moja siostra ma na imię Małgorzata - zauważył, po czym dodał, wskazując na parasol - Może cię osłonić przed deszczem?

- Ja się nie przeziębiam.

- Też taki byłem w twoim wieku - pokiwał głową ze zrozumieniem.

Wreszcie dotarli na podwórko z kopczykami. Między nimi, na ziemi spoczywały zwłoki mężczyzny w płaszczu i kobiety w grubym, brązowym palcie. Małgosia pokazała palcem oparty o ścianę budynku szpadel, na którym widać było zaschniętą krew.

- Czy może mi pan pomóc zakopać tych państwa? - zapytała, patrząc mu prosto w oczy.

Wzrok Mościckiego powędrował ku starym, porośniętym trawą kopcom. Starszy pan Jan uśmiechnął się z sentymentem do własnych wspomnień. Wbił parasol w ziemię, zdjął płaszcz i podał go dziewczynce.

- Z przyjemnością, drogie dziecko. Z przyjemnością.

Sięgnął po szpadel i sprawnie zabrał się za kopanie nowego grobu...



Koniec




Spis treści
451 Fahrenheita
Zakużona Planeta I
Zakużona Planeta II
Bookiet
Recenzje
Stopka
Paweł Laudański
W. Świdziniewski
Adam Cebula
Adam Cebula
A.Mason
Tomasz Pacyński
A.Cebula, R.Krauze
Adam Cebula
W. Świdziniewski
Eugeniusz Dębski
Jerzy Rzymowski
Kot
J. Kaliszewski
KRÓTKIE PORTKI
S.Chosiński
Irina Jurjewa
James Barclay
 

Poprzednia 23 Następna