strona główna     -     bieżący numer     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Irina Jurjewa
strona 30

Koniec Zwierzojaszczura

(opowieść)

 

 

Powróciwszy do Longroft ze swej posiadłości, Berold nie spieszył na Dwór. Wiedział, że nie zastanie tam prawie nikogo. Władca razem z dworzanami wyjechał za miasto, aby się nieco rozerwać, i Wysoko Urodzeni popędzili za nim w nadziei, że przyciągną jego uwagę. W pałacu ostali się ci jedynie, których obowiązkiem było pilnowanie porządku, lub których nie stać było na komplet nowych szat, stosownych dla ceremonii na łonie natury.

Jednak miłośnicy towarzystwa niedługo nudzili się w samotności. Wuj panującego, stary Kornat, uważał za swój obowiązek podtrzymywać w takich okresach pozory światowego, wytwornego życia i gromadził w swym pałacu wszystkich chętnych. Nie było zbyt wielu tych, którzy go odwiedzali. Dworzanie wiedzieli, że sprytny staruch dopycha sobie kabzę dukatami naiwnych amatorów "wielkoświatowych rautów", którzy płacili szalone pieniądze za marmurową kuleczkę, służącą jako jednorazowa przepustka do małego pałacu. Właściciele wielkich majątków, pozbawieni dostępu do wyższych sfer, byli przekonani, że bale Kornata otwierają przed nimi możliwość wejścia w wąski krąg zaufanych dworzan Władcy.

Berold zawsze miał w pogardzie te pstre zbiegowiska. W młodości odwiedzał starca, wybierając swe ofiary spośród różnobarwnego tłumu, potem przestał. Jednak Kornat do tej pory przysyłał zaproszenia-kuleczki. Nie liczył na to, że Zwierzojaszczur Władcy znów zniży się do wizyty, jednak możliwość jego pojawienia się w małym pałacu dodawała balom u Kornata szczególnego posmaku. Możliwość zetknięcia się z bestią z Longroft (jedno z przezwisk Berolda) nęciła i przerażała.

Choć Zwierzojaszczur już przed siedemnastu laty, po spotkaniu z Orbekką i jej bezsensownej śmierci w rozpadlinie Skał, zapomniał o swoich wcześniejszych "zabawach", Kornat wciąż podkreślał: właśnie w małym pałacu Jaszczur szuka nieszczęsnych dziewic.

- Najpierw wybiera jedną i prosi do tańca... I już nie ma dla biedaczki ratunku! Zwierzojaszczur porwie ją i zawlecze do siebie... Jeśli dziewczyna przeżyje te jego zabawy, szczodrze ją obdarzy... Ale w zamian zabierze jej duszę, a potem i życie!

- No i jeszcze je zjadam, - oznajmił Berold, gdy po raz pierwszy usłyszał o swoich "wyczynach" w małym pałacu. - Na śniadanie, obiad i na kolację. Na surowo.

Rozumiesz, Kornat? To nie zapomnij przekazać dalej.

Tego dnia, zauważywszy na stoliku marmurową kulkę, Berold nagle pomyślał że trzeba by wpaść do starego. Wiedział, że lady Avilor nie wstydziła się tam bywać. Staruszka zniknęła z Longroft bez wyjaśnienia, nie zostawiając najbliższym nawet paru słów, i wątpił, aby pozostało to niezauważone. Berold na razie nie chciał rozgłaszać, że porwał sympatyczną babcię, i że Władca zaaprobował szalony wybryk Jaszczura.

Berold miał nadzieję że Avilor, zgodziwszy się w końcu pomóc jego córce Mircie, nie zacznie słać listów do Longroft, ale chciał wiedzieć, jak ludzie przyjęli dziwne zniknięcie "gwiazdy dawnych lat".

Pora byłaby też nieco przykrócić język Kornatowi. Jeśli za pięć, sześć lat Mirta stanie się taka jak inne, i będzie mogła przyjechać do stolicy, po co ma wszędzie wysłuchiwać tego, co teraz o mnie mówią, - uśmiechnął się Berold, wdziewając odświętną kamizelę.

 

***

 

Sala była pełna. Trzy stoliki w najbliższym kącie, przy których grano w "krople", lśniące guzki-sztony ze srebra zdobione złotem, nie były w stanie pomieścić poszukiwaczy łatwej wygranej. Orkiestra coś grała zbyt rozwlekle. Kilka par najgorliwszych miłośników tańca już kręciło się po sali, ale większość z zebranych wolała dostojnie biesiadować za stołem zastawionym winami i różnobarwnymi owocami.

Berold na razie nie afiszował się ze swoim przybyciem, ale rozumiał, że niedługo uda mu się pozostać w cieniu. Któryś z dworzan zauważył go i poznał. Berold wiedział, co będzie dalej: wieść szybką falą rozejdzie się po sali i ludzie zaczną się uciszać, a potem ostrożnie, po kryjomu, przyglądać się strasznemu gościowi, dziwiąc się, że Jaszczur nie ma ani szponów, ani ogona, ani lśniących, ostrych kłów. Że jest dokładnie taki, jak inni, chociaż... Następnie każdy puści wodze fantazji, by znaleźć w jego wyglądzie znak wskazujący, że przed nimi stoi bestia, a nie zwykły człowiek o nadzwyczaj szerokich kościach policzkowych, wąskich ustach i obojętnie pogardliwym spojrzeniu okrągłych, wypukłych oczu.

Mimo takiego oblicza, Berold nie raz słyszał, że nie jest uważany za szkaradę. Strach budził nie jego wygląd, lecz coś, co było skryte przed ludzkim wzrokiem, ale wyraźnie odczuwalne. On, Zwierzojaszczur z gokstadzkich Skał, bardzo długo uważał, że przyczyna ich strachu tkwi w magicznej Sile, którą był obdarzony od urodzenia. Jednak Zgromadzenie Kapłanów, do którego udał się z własnej woli z nadzieją że stanie się tam człowiekiem, pozbawiło go Mocy, a groza, którą wzbudzał, przetrwała.

Rozejrzawszy się dość pobieżnie po zebranych, Berold poczuł nudę. Jakiś dziesiątek znajomych twarzy, tych, którzy dawno porzucili Dwór, i odwieczna świta próżniaków. Stwarzając pozory, że dopuszczono ich do sekretów Władcy, te matoły zdolne są rozdąć byle bzdurę w potężną plotkę, którą nieźle już wykorzystają ci, którzy mają odrobinę rozumu.

- Po to ich też trzymają! - szyderczo pomyślał Berold.

Co do pozostałych, którzy wystarali się o kulki, aby znaleźć się w "wielkim świecie", po prostu nie zwracał na nich uwagi.

Kornat, ledwie ujrzał Berolda, zmieszał się. Przywitawszy wuja Władcy lekkim skinieniem głowy i ceremonialnym ukłonem Berold przestrzegał etykiety, chociaż "zuchwalstwo bestii" stało się jedną z legend Longroftu. Jaszczur przedostał się ku niemu przez tłum.

Rozmowa była krótka. Czy Kornat wiedział od Władcy, że z lady Avilor wszystko w porządku, czy też zrozumiał, że Berold w jakiś sposób jest związany z nagłym zniknięciem staruszki - rzekł od razu:

- Lady Avilor opuściła nas, aby odwiedzić przyjaciół w ich posiadłości za miastem. Nie wiemy, jak prędko znów ją ujrzymy. Mam nadzieję, że do nas napisze.

- Możliwe - odparł Berold, postanawiając od razu, że powie staruszce o prośbie jej przyjaciela, ale będzie sam sprawdzał wszystkie jej listy. Spokój Mirty - przede wszystkim, gadanie mu niepotrzebne!

Stwierdziwszy, że obeszło się bez zbędnego rozgłosu, Berold zamierzał odejść, ale Kornat nie chciał wypuścić niezwykłego gościa. Widząc że starzec nie da za wygraną, Berold, uprzedziwszy że za godzinę musi być w innym miejscu, podszedł do stołów, przy których grano w "krople".

- Lepiej zająć się grą, niż sterczeć tu bez sensu dla rozrywki tłumu - stwierdził. - Dwie-trzy partie - i będzie można odejść, nie ryzykując uchybienia etykiecie, przez lata życia w stolicy Berold przyswoił sobie jedną zasadę: możesz poniżać kogo chcesz, z wyjątkiem tych, którzy należą do rodu Władcy. Tej niezręczności ci nie wybaczą.

Obojętnie rozgarniając tłum, Berold podszedł do stołów.

- Złoto - rzekł cicho, ledwie gracze, skończywszy rozdawanie, zrzucili sztony - ale wszyscy go usłyszeli.

Ciche, stłumione westchnienie przebiegło po ciżbie: "Zwierzojaszczur gra!" Berold opadł na krzesło, nie zauważywszy, któż to właściwie tak śpiesznie się poderwał, żeby mu zrobić miejsce. Wziął garść złotych sztonów, niespiesznie rozłożył je na wąskich, lazurowych owalach, a następnie przeniósł wzrok na purpurowe pole partnera. Było puste, nikt nie ważył się zająć miejsca obok Berolda. Dworzanie wiedzieli, że Jaszczur gra ostro. Strach było z nim przegrać, ale jeszcze bardziej - wygrać. Kto wie, jak na to zareaguje? A co do zwykłych gości, to ci drżeli na samą myśl o tym, że przyszłoby im zasiąść obok bestii z Longroft.

- Kto? - tak samo cicho spytał Berold.

- Ja. Ja chcę zagrać.

Głos należał do kobiety.

Berold ze zdziwieniem spojrzał na sąsiadkę, która zajęła miejsce przy stoliku. Zainteresowała go nie tyle stanowczość kobiety, co jej śpiewny akcent, charakterystyczny dla Gokstad. Smagła skóra, przenikliwe, trochę niespokojne spojrzenie piwnych oczu, krucza czerń lśniących włosów nieznajomej potwierdziły, że się nie omylił. Berold sądził, że zapomniał już o miejscach gdzie się urodził i rósł, zapomniał o Czarnych Skałach, zapomniał o jadowitej, słodkiej goryczy, której dwukrotnie dane mu było doznać w krainie Gokstad.

- Co ona tu robi? - pomyślał z rozdrażnieniem, czując jak wewnątrz, tam gdzie niegdyś było centrum magicznej siły, rodzi się chłód.

Berold dobrze wiedział, co znaczy podobne uczucie. Minęły już czasy, gdy gniew Zwierzojaszczura mógł roznieść wszystko wokół, ale zimna wściekłość, którą czasem odczuwał, wzbudzała nie mniejszy strach, niż napad szału. Ledwie spojrzawszy, poczuł, że nie zniesie tej kobiety obok siebie. Coś w niej nagle przypomniało mu Aldis, matkę Mirty, której... Nienawidził? Kochał ją? Berold nie wiedział tego do tej pory.

Wiek kobiety nie pozwalał zaliczyć jej do młodych dziewcząt, które ściągały do stolicy w nadziei, że z pomocą dalszych krewnych znajdą możnego męża. Z wyglądu dałby jej dwadzieścia osiem lat, a może i trzydzieści. Wdowa? Tak, już prędzej. Czarno-szara suknia mogłaby potwierdzać to przypuszczenie, gdyby nie jej obcisła góra i dekolt. Wytworne onyksy okrągłych klipsów, jak i brosza na ramieniu, nie podważały przypuszczenia o żałobie. Onyks - to jedyny kamień dozwolony wdowom. A szara, jedwabna szarfa wokół talii mogła wzbudzić bardzo nawet frywolne myśli.

- Pojawić się na balu w takim stroju! - pomyślał Berold. - Albo to jakaś skończona wydra, której nie robi różnicy co o niej myślą, albo prowincjonalna gęś... No i "pięknisia"!

Sarkazm, który Berold starał się włożyć w ten ostatni epitet, wydawał się być uzasadniony. Wygląd sąsiadki, wedle miary Longroft, był bardzo przeciętny. Rysy grube, rumieńce zbyt żywe, kształty zbyt krągłe. Berold, jak wszyscy pozostali, był zdania że piękną mógłby ją nazwać tylko ślepiec... Ale Orbekka i Aldis, matka Mirty, dwie najważniejsze kobiety w życiu Berolda, były bardzo podobne do tej partnerki w grze w "krople"! Ten typ zawsze go pociągał.

Tak w ogóle Berold uważał, że nie podobają mu się kobiety z jego stron. Nie ma gorszego widoku niż to "dziecię dalekich krain" w stroju elegantki z Longroft. Usiłując sumiennie naśladować mieszkanki stolicy, zapominają o umiarze i o własnym smaku. Jednak sąsiadka zupełnie nie wydawała się śmieszna. W tym dziwnym stroju było jej bardzo do twarzy. Przyciągał uwagę, budził ciekawość, drażnił nieuchwytną zagadką. Do tego istotnie umiała grać. Nieznajoma nie zastanawiała się, z kim siedzi przy stoliku, zajmował ją jego blat.

- Skervit... Fliss... Arbitles...

Przeciągała słowa, z przydechem na "r", i zmieniając "s" tak, że stawało się podobne do "c". Berold sądził, że już nie pamięta tej gokstadzkiej wymowy, a teraz nagle poczuł przypływ dziwnej tęsknoty. Zanim się spostrzegł, głęboka wibracja głosu i przeciągły zaśpiew wskrzesiły obraz, którego nie lubił wspominać.

 

Sklepienie dalekiej pieczary, ukrytej we wnętrzu Skał... Płonąca pochodnia, wetknięta w dziurę w ścianie... I nieproszony gość, kobieta, która wierzy, że dokonała sprytnego posunięcia, aby osiągnąć swój cel, zdobyć wolność. Odkryte ramię i kaskada długich, czarnych włosów... i śmieszne próby, by wydać mu się kobietą bogatą w doświadczenie, świadomą siły swej urody... Motylek, unoszony w płomień przez nieoczekiwany podmuch wiatru i przez swoją własną głupotę... Orbi, piętnastoletnia dziewczynka, która z woli Berolda trafiła do Czarnych Skał... Wtedy, siedząc obok niego, dokładnie tak samo przeciągała słowa...

 

Dlaczego Berold przypomniał sobie o niej? Nie o Aldis, która wyzbyła się strachu przed nim, Zwierzojaszczurem ze Skał, lecz o dziewczynie, której odwaga płynęła z nieświadomości prawdy? Berold sam nie wiedział. Może zaczyna się starzeć? Myśl ta wydała mu się dość dziwaczna, jednak realna. Życie ludzkie trwa o wiele krócej, niż życie Naznaczonych. Długość życia herpisów-jaszczurów - to tajemnica dla wszystkich, także dla niego samego. Gdyby liczyć tradycyjnym sposobem, ma pięćdziesiąt lat. Może pięćdziesiąt pięć... Przecież Ramman nie odnotował dokładnej daty stworzenia jaszczura, Naznaczeni mają swój własny stosunek do czasu. Według miar ludzkich Berold, rzeczywiście jest stary, chociaż wygląda gdzieś tak na czterdzieści lat. Wiek, który sam sobie wybrał. Dla maga, czarownika, jaszczur jest jeszcze młody, dopiero co zaczął swe życie... Ale Zgromadzenie Kapłanów, pozbawiwszy go zupełnie Siły, mogło też skrócić czas, który był mu dany. Kiedyś tam dokonał wyboru, decydując, że stanie się taki, jak wszyscy. Być może nadeszła pora zapłaty?

- Fitnar!

Westchnienie przeleciało po tłumie, obserwującym grę. Berold drgnął i spojrzał na swoje "krople". Przegrał z nieznajomą. Ona podniosła się i, dobywszy sakiewki , ukrytej w fałdach szarfy, wrzuciła do niej monety. Patrząc jej prosto w twarz, Berold bardzo chciał zgadnąć, co czuje, jednak nie zdołał niczego wyczytać. W czasie gry jej twarz była ruchoma. Wyrażała jej zainteresowanie, napięcie, tajone podniecenie, a teraz nagle stała się maską, całkowicie skrywającą uczucia właścicielki.

Podniósłszy się, podeszła do stołu z owocami i wzięła kiść winogron, jakby nie zauważając, że wszyscy na nią patrzą.

- Suczka! - głośno powiedział ktoś tuż nad uchem Berolda. - Takie ścierwo zawsze wyrośnie, gdzie go nie posieją!

Co sprowokowało tak "pochlebną opinię" o kobiecie? Wygrana w "krople", która, zdaniem wielu dworzan, powinna była przypaść jemu? Czy też obojętność, z jaką jadła okrągłe jagody, nie zwracając uwagi na zainteresowanie otoczenia, które wzbudziła? A może jej dziwny strój, niezwykły wygląd i prowincjonalny akcent, który wielu drażnił? Berold zamierzał wprost o to spytać, ale autor wypowiedzi już rozpłynął się w tłumie, w obawie przed ściągnięciem na siebie zbyt żywej uwagi Zwierzojaszczura.

- Głupota bywa bezczelna - półgłosem zauważył Kornat .

Jego zdanie mogło się odnosić zarówno do kobiety, jak i do tego, kto pośpiesznie starał się zniknąć wśród gości.

- Fakt - odparł Berold, okazując chęć kontynuacji rozmowy. - Ciekawe, jak tu doleciała ta czarna ptaszyna z Gokstad...

- Dla głupców nie istnieją przeszkody - niedbale zauważył Kornat, skinąwszy w stronę kobiety, aby nikt nie śmiał mieć wątpliwości, kogo ma na myśli. - Ubzdurała sobie, że tu na nią czekają i pojawiła się w stolicy, w nadziei że przyjmie ją Władca.

Przebiegłe, szydercze spojrzenie starca zdradziło: Kornat uważa, że udał mu się dowcip.

- A po co jej Władca?

- Z petycją!

Berold musiał przyznać, że oczekiwał zupełnie innej odpowiedzi. Motywy kobiety były skrajnie banalne. Petentów, przyjeżdżających do Longroft z dalekich prowincji w nadziei na sprawiedliwość, nie brakowało.

- Spadek? - zapytał Kornata, czując, jak gaśnie jego zainteresowanie nieznajomą, która mimo woli obudziła w nim wspomnienia.

- Tak, jeśli można to tak nazwać. Twierdzi że jest wdową po pewnym oficerze, który służył w armii Władcy. Teraz stara się, żeby potwierdzili to jego krewni, a oni jej oświadczyli, że nie zamierzają przyjmować w swoim domu każdej dziewki, z którą tamten się szlajał.

- Czyli, kochanka chce zostać żoną? Głupia jest, jeśli sądzi, że po tej wizycie u ciebie ktoś jeszcze uwierzy w jej żałobę, - zauważył Berold.

- Rozumie się, wpadła w pułapkę - znowu uśmiechnął się Kornat. - Powinna była wynająć skromny domek, przywdziać pełną żałobę i trzy razy na dzień chodzić do kościoła, póki nie wróci Władca, a ona z radością przyjęła kulkę, którą ktoś jej przysłał i przybiegła tutaj!

- Kto mógł jej posłać kulkę?

- Nie wiem. Pewnie ktoś z dalszej rodziny. Myślała, że ja, czy ktoś inny, weźmie jej petycję i złoży prosto na ręce Władcy! Kiedy zrozumiała, że przyszła nie tam gdzie trzeba, już było za późno. A to ci kawał, co?

Jeśli Kornat sądził, że Berold się uśmiechnie, to się przeliczył. Dwadzieścia lat temu Zwierzojaszczur byłby docenił sprytne posunięcie, pozwalające za jednym zamachem przekreślić wszystkie usiłowania nieproszonego gościa, by wyjednać sobie wielce wątpliwe prawa, ale teraz poczuł wstręt.







Spis treści
451 Fahrenheita
Zakużona Planeta I
Zakużona Planeta II
Bookiet
Recenzje
Stopka
Paweł Laudański
W. Świdziniewski
Adam Cebula
Adam Cebula
A.Mason
Tomasz Pacyński
A.Cebula, R.Krauze
Adam Cebula
W. Świdziniewski
Eugeniusz Dębski
Jerzy Rzymowski
Kot
J. Kaliszewski
KRÓTKIE PORTKI
S.Chosiński
Irina Jurjewa
James Barclay
 

Poprzednia 30 Następna