strona główna     -     bieżący numer     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
James Barclay
strona 54

Cień w Południe (16)

 

 

- Na niebiosa, gdybym nie był przekonany, że mówisz prawdę, moje płomienie oddzieliłyby twoje ciało od tych spróchniałych kości. - Ara niemal wypluł te słowa.

- Oto wasza odpowiedź na wszystko, tak? Spalić wroga i liczyć, że dostanie nauczkę? Nic dziwnego, że walczycie z tymi Skar i niszczycie swój kraj.

- To znaczy? - zapytał Dun-Kaan. Język Najstarszego wysunął się z pobladłego z wiekiem pyska i zwilżył powieki.

- A próbowaliście użyć tego? - Septern pokazał na usta. - Wydajecie się być dosyć bystrzy. Czemu nie negocjujecie?

- Ach - westchnął Los-Kaan. - Oto mówi ten, który nie wie nic o naszej historii. Czas na rozmowy już dawno przeminął. Teraz jedynym środkiem zapewnienia pokoju jest podbój.

- Na upadłych bogów, mówisz jak Wesmen - żachnął się Septern.

- Kto? - zapytał Los-Kaan.

Septern pokręcił głową.

- To rasa mieszkańców Balai zagrażająca mnie i moim ludziom. Ale to nieistotne. Czego ode mnie chcecie? - ton głosu Septerna stał się nagle niecierpliwy. - I czemu mówicie tak, jakbyście spotkali już kiedyś ludzi takich jak ja?

- Nie do końca takich jak ty - odezwał się Sha-Kaan. Pozostali pokiwali wielkimi łbami.

- Czemu nie odpowiesz na pytanie człowieka, Sha? - zapytał Dun-Kaan. - To będzie znakomity test dla twej wiedzy.

- Tak, Dun-Kaanie, z przyjemnością. - Sha-Kaan pochylił łeb, prostując szyję, a potem błyskawicznie powrócił do formalnej pozy, w której szyja pozostawała wygięta w "S". Łeb smoka zawisł jakieś trzy metry nad Septernem, wycelowany prosto w maga. - Schlebiamy sobie, iż jesteśmy złożonymi istotami, uwięzionymi w niezgrabnych ciałach, spełniających swą rolę jedynie w locie. Jest wielu pośród nas pragnących poczuć swobodę dłoni zdolnych do rzeźbienia i budowania, takich, które tęsknią za rozmiarami umożliwiającymi podróż w dowolne miejsce - zaczął Sha-Kaan.

- Ale utrata rozmiaru oznacza utratę potęgi - wtrącił Septern.

- I nie bylibyśmy już smokami - zgodził się Sha-Kaan. - Tak więc ta tęsknota ogranicza się do chwil, kiedy obserwujemy Vestari pracujących przy gniazdach, jakie sami pragnęlibyśmy budować.

Ale rozmiary, siła i umiejętność mowy to nie wszystko. Czujemy nacisk wymiarów, potrafimy podróżować przez nie bez użycia magii takiej jak twoja, a ponadto potrzebujemy energii wymiarów, by przetrwać i rozwijać się.

- A więc ja nie jestem wam potrzebny.

- Ależ jesteś. - Sha-Kaan przysunął się bliżej, rozluźnił mięśnie korpusu i pochylił się, zakrywając swym cieniem Septerna. - Ponieważ opuszczenie naszego wymiaru, bez uprzedniego poznania miejsca, gdzie mielibyśmy się znaleźć, to ryzyko, jakie mogliby podjąć jedynie najgłupsi lub najbardziej zrozpaczeni.

- Ale przecież widzieliście innych ludzi - zdziwił się Septern. - Musieliście więc być na Balai.

- Odbieramy wizje. Wszystkie smoki to mają. Widywałem obrazy z niezliczonych wymiarów, także z twojego. Kiedy ustawienie było odpowiednie, przenikały one przez sferę mojej duszy. Jednak mimo tych wizji, nie możemy odwiedzać tych miejsc, by tworzyć z nimi połączenia, chyba że ktoś wskaże nam drogę albo trafimy tam dzięki niezwykłemu szczęściu, po ślepym locie. - Sha-Kaan ułożył się na brzuchu, składając przednie łapy przed sobą. Jego łuska połyskiwała złotem, odbijając blask padający na rzekę. Septern cofnął się nieco, by dać smokowi więcej miejsca. - Chcemy zatem, abyś pokazał nam drogę do swojego wymiaru.

Septern parsknął:

- Pewnie, że tego chcecie, ale jeśli pozwolicie, zrezygnuję z pomocy podobnej do tej, jakiej udzieliliście Ptakom. Lubię swój świat, i przynajmniej niektórych z jego mieszkańców.

- Uparty człowiek - syknął Ara-Kaan.

- Słucham? - odpalił Septern. - Podajcie mi jeden powód, mogący skłonić mnie do zaproszenia was i waszego ognia do mojego wymiaru.

Sha-Kaan zamknął oczy i powoli wciągnął powietrze, zaskoczony, jak długo pozwolono temu człowiekowi zwracać się do Najstarszych z takim brakiem szacunku. Choć ze swej ludzkiej perspektywy mag miał do pewnego stopnia rację.

- Ponieważ inny Miot odnajdzie w końcu drogę do waszego wymiaru, a ich pragnieniem może okazać się nie ochrona, ale zniszczenie was - powiedział spokojnie.

- Dlaczego?

- Bowiem Miot może być spleciony z jednym tylko wymiarem - dodał Dun-Kaan, jakby tłumaczył coś opóźnionemu dziecku. - A więc każdy Miot, który odnajdzie kolejny, niechroniony wymiar, a uwierz mi, że wszyscy szukamy, zniszczy kluczowe wiązania tego świata, po to tylko, by nie wpadł w ręce wroga. Jeżeli spleciemy twój wymiar z Miotem Kaan, czyniąc go Azylem, możemy was chronić, ukrywając wasze położenie przed innymi Miotami.

- I teraz oczekujecie, że uwierzę, że sami dotąd nie macie własnego... a... Azylu? - Septern uniósł brwi.

- Co masz na myśli, człowieku?

- Skąd wiem, że nie czekacie na moją pomoc, aby zniszczyć Balaię?

Smoki nie potrafią się uśmiechać jak ludzie, ale wtedy całą czwórkę wypełniły uczucia, które u człowieka wywołałyby śmiech. Septern, chcąc nie chcąc, znalazł się pod wpływem tych emocji.

- O co chodzi? Co?

- Pozwól, że cię zapewnię, Septernie z Balai - wychrypiał Ara-Kaan - iż gdybyś był mieszkańcem wrogiego Azylu, wiedzielibyśmy, albowiem twój umysł byłby dla nas zamknięty. Co więcej, twoje prochy tańczyłyby na wietrze Keolu, podczas gdy my plądrowalibyśmy twój świat dzięki zbudowanym przez ciebie bramom.

- Rozumiem więc już dlaczego wydało wam się to tak zabawne - odparł Septern z kamienną twarzą. - Dobrze. Załóżmy, że wam uwierzyłem. Jak zamierzacie nas chronić i, co najważniejsze, czego oczekujecie w zamian?

- Inteligentne pytanie i to takie, na które odpowiedź z pewnością zainteresuje badacza teorii wymiarów - wtrącił się Sha-Kaan. - Każdy wymiar, tak jak każda z istot go zamieszkujących, ma coś w rodzaju wyróżniającego ją wzoru. My możemy ten wzór poznać, splatając nasze umysły z wami.

Septern skinął głową, dając Sha-Kaanowi znak, by kontynuował.

- Po tym, jak cały Miot wyuczy się wzorca wymiaru, dusza Kaan będzie w stanie ukryć wasze położenie przed wrogimi Miotami. Wzmocnieni energią płynącą z waszego wymiaru, możemy powstrzymać inne Mioty przed odbieraniem obrazów z Balai.

- Będziecie czerpać energię z mojego wymiaru? - Sha-Kaan zorientował się, że mimo podejrzeń i trudnej sytuacji, udało mu się zainteresować Septerna.

- Tak - odpowiedział młody smok. - Przestrzeń międzywymiarowa to energia, działająca przypadkowo, zawieszona bez celu. My, smoki, wyczuwamy ją, ale taki chaos stanowi jedynie niezbędną pożywkę dla naszych umysłów. Żywy wymiar zaś to spójna forma skupionej energii. Znalezienie wymiaru Azylu to marzenie każdego Miotu, ponieważ splecenie się z nim pozwala na rozwój smoczych umysłów - stajemy się silniejsi, lepiej się rozmnażamy, żyjemy dłużej i jesteśmy liczniejsi.

- Twój wymiar, z jego magią, zrozumieniem nawet podstaw teorii, a nade wszystko z ogromem życiowej energii, byłby dla nas prawdziwym błogosławieństwem.

Septern milczał przez dłuższy czas, zamyślony, ze zmarszczonym czołem, nerwowo splatając i rozplatając dłonie. Sha-Kaan tymczasem był prawdziwie zafascynowany tym widokiem. Vestari, jakkolwiek wartościowi, nie posiadali zdolności umysłowych ludzi. Zaledwie tknąwszy peryferiów aktywnego umysłu maga, smok był pełen podziwu dla zgromadzonej w nim mocy.

Septern podniósł głowę i spojrzał na Sha-Kaana.

- Ten wzorzec... Kiedy go poznacie, splot z Azylem będzie już ukończony?

- To jeden z głównych etapów, ale nie czyni on jeszcze splecenia w pełni funkcjonalnym - odparł Sha-Kaan. - Mówiąc najprościej: wzorzec jest jak światło, które prowadzi nas z, i do, tego wymiaru, zakładając, że ich ustawienie pozostaje niezmienione. Twój wymiar woła również do ciebie, ale twój umysł nie jest w stanie usłyszeć jego pieśni.

Septern pokiwał głową.

- To ma sens - zgodził się. - Tylko że ja znam inne metody poznawania położenia wymiarów, w przeciwnym razie skąd bym się tu wziął...

- Zaiste - Ara-Kaan znów zbliżył swój ogromny łeb do Septerna. - Niezwykle nas ciekawią te twoje metody.

Septern uśmiechnął się.

- Innym razem. Powiedzcie mi jeszcze, jak mogę wam pomóc w utworzeniu splotu?

Sha-Kaan łagodnie wypuścił powietrze przez nozdrza, tak że dwa ciepłe strumienie rozwiały Septernowi włosy.

- Nic prostszego - odparł. - Musisz pozwolić mi wkroczyć do najgłębszych zakamarków swojego umysłu i nie opierać się. Walka oznaczałaby ból, a twój umysł jest zbyt cenny, bym miał go uszkodzić.

- Postaram się - Septern usiadł na otoczonym trawą kamieniu. - Poczekaj chwilę - zamknął oczy. - Teraz mój umysł jest otwarty. Dokładnie tak, jak przed przygotowaniem zaklęcia. Lepiej już być nie może.

- Świetnie. Nie skrzywdzę cię, jeśli nie będziesz się opierał.

- Zaczynaj, kiedy chcesz.

Septern znów poczuł, że myśli smoka przepełnia radość.

- Stało się - zakomunikował Sha-Kaan. - Twój umysł jest niezwykły. Możemy się od siebie bardzo wiele nauczyć.

- I co teraz? - zapytał Septern z wyrazem zwątpienia na twarzy.

- Teraz możemy już podróżować do twojego wymiaru. Teraz możemy też zrobić z tobą, co tylko chcemy - ton głosu Ara-Kaana był tak zimny, że Sha-Kaana poczuł ukłucie lęku, zanim zorientował się, że to szczególny dla Najstarszego sposób żartowania. Septern pobladł gwałtownie i dopiero kolejne słowa Wielkiego Kaana przywróciły kolor jego policzkom.

Szczęśliwie dla ciebie Sha-Kaan mówił prawdę. Będziemy potrzebować więcej ludzi takich jak ty, o otwartych umysłach. Sha-Kaan pokaże ci inną drogę do domu i wytłumaczy, czego dokładnie będziemy potrzebować.

W tym momencie spotkanie dobiegło końca. Najstarsi odlecieli bez słowa, a Sha-Kaan pozostał w towarzystwie Septerna, pierwszego Dragonity Balai.

- Chodź - zaprosił go smok. - Pokażę ci teraz, jak spleciemy ze sobą nasze wymiary.

 

* * *

 

Sługa Sha-Kaana wbiegł pod kopułę Skrzydlatego Dworu, przerywając łańcuch wspomnień.

- Wielki Kaanie, twój uniżony sługa.

Smok uniósł nieco głowę z wilgotnej ziemi. Stojący przed nim Vestar był wysoki jak na swą rasę, mierzył około pięciu balaiańskich stóp i, choć był już w średnim wieku, zachował solidną muskularną sylwetkę właściwą swemu ludowi. Włosy, bladożółtawe, koloru wysuszonej płomiennicy, miał przycięte tuż nad dużymi uszami, zaczynały się ponad brwiami i opadały na kark. Wyróżniające tak jego rasę oczy były duże i okrągłe, koloru głębokiego błękitu. Niewielka ilość światła wewnątrz kopuły ani trochę nie ograniczała jego zdolności widzenia. Zapleciona w warkocz broda, znak jego pozycji jako sługi Wielkiego Kaana, zwisała mu na piersi.

Połączenie umysłów sprawiało, że głos stawał się zbędny.

- Twoje przywołanie wydawało się pilne, Sha-Kaanie.

- Przybędą tu ludzie, Jatho, przez bramę Septerna. Nie wolno nam ich zgubić. Noszą wzorzec naszego Azylu. Potrzebujemy ich pomocy.

Jatha przełknął ślinę. Czoło miał mokre od potu, jednak nie było to tylko wynikiem gorąca panującego w kopule.

- Kiedy przybędą?

- Wkrótce. Bardziej dokładny być nie mogę. Mają niebezpieczną drogę do tamtej strony bramy. Już teraz jednak musisz zorganizować im pomoc ze strony Vestari. Nie możemy ryzykować, że dotrą do bramy, nim będziecie gotowi. Osobiście tam pojedziesz i zabierzesz tylu ludzi, abyście mogli się bronić na ziemi. Miot wam nie pomoże. To zwróciłoby uwagę wrogów. Musisz wyruszyć, kiedy kula wzniesie się na niebo jeszcze trzy razy.

- Jak sobie życzysz, Wielki Kaanie. - Jatha pokornie pochylił głowę. - Czy mogę zapytać, dlaczego przybywają?

- Muszą naprawić szkodę, jaką uczynili naszemu niebu i zlikwidować zagrożenie dla Miotu.

- To trudne zadanie, Wielki Kaanie - powiedział Jatha.

- Tak - odparł Sha-Kaan powoli. - Tak.

- Jesteś strapiony. Czy są w stanie to uczynić?

Sha-Kaan popatrzył na Jathę, mrugając powoli i zwilżając powieki językiem.

- Nie wiem - przyznał. - To ludzie. Są słabi, ale wierzą w swoją siłę. Mają jednak coś wyjątkowego. Są wytrwali. I pomysłowi. Mają też magię, która może nam pomóc. - Sha-Kaan ułożył łeb z powrotem na ziemi, wyciągnął paszczę po porcję płomiennicy. - Muszę odpocząć. Idź i przygotuj się. Zjem, kiedy zapadnie mrok.

Sha-Kaan znów pozwolił swemu umysłowi swobodnie dryfować. Rządy Septerna jako pierwszego Dragonity były krótkie. W tym wielkim człowieku było zawsze coś niekontrolowanego i niebezpiecznego. To dlatego w końcu Kaan nigdy nie poznali jego sekretnych metod odnajdywania innych wymiarów.

 

*

 

Vestari zabrali Septerna do Sali Splotu, gigantycznej podziemnej konstrukcji, jedynie w połowie znajdującej się w wymiarze smoków. Sha-Kaan przeniknął do środka Sali, której drzwi, podobnie jak te w Skrzydlatym Dworze, nie pomieściłyby niczego wielkości smoka.

- Wrota wystarczająco duże, by przeszedł przez nie smok są tak samo niewygodne jak niepotrzebne - Sha-Kaan zwrócił się do zaskoczonego maga. - Chyba nie muszę ci opisywać, ile wysiłku wymagałoby nie tylko ich zbudowanie, ale i operowanie nimi.

Sala Splotu została wybudowana właśnie w nadziei odnalezienia kiedyś odpowiedniego wymiaru Azylu. Na wieść o tym, iż tak się stało, świętowanie przesunięto na później, teraz zaś w Sali roiło się od Vestari, którzy pośród wykrzykiwanych poleceń, przygotowywali ją do ceremonii. Było ich kilkuset, a mimo to gigantyczne pomieszczenie nadal wydawało się prawie puste. Vestari polerowali mozaiki i marmury, odkurzali posągi i wypełniali płomiennicą Salę zdolną bez trudu pomieścić dwie setki smoków.

Sha-Kaan pamiętał, iż wtedy po raz kolejny sięgnął do umysłu Septerna, chcą poznać reakcje maga.

Septern był nadal podejrzliwy mimo przyjaznego traktowania, szczególnie ze strony Sha-Kaana. Arogancją maskował głęboki niepokój, nie do końca zdawał sobie sprawę, co rozpoczął i jaką cenę Balaia będzie musiała zapłacić za jego układ z Miotem Kaan.

Sala Splotu była największą budowlą, jaką kiedykolwiek widział, długą na setki metrów, a jej sklepienie znikało w ciemnościach. Ogień z pochodni na ścianach jedynie potęgował wrażenie niesamowitych rozmiarów. Z trudem dostrzegał łuk położony naprzeciw tego, pod którym stał i dopiero kiedy jego wzrok przyzwyczaił się do mroku i ogromu pomieszczenia, zorientował się, że w Sali znajdowało się w sumie osiemnaście takich łuków, każdy na tyle duży, by zmieścił się w nim smok.

Septern przeszedł kilka kroków, trzymając się brzegu pomieszczenia, przyglądając się olbrzymim statuom smoków i ukazanym w mozaice scenom bitew, które zdobiły każde z kamiennych przejść.

Same łuki były szerokie na jakieś dwanaście metrów i wysokie na około siedem. Wokół nich wyrzeźbiono motywy roślinne, wielkie pnącza, niczym symbole wzrostu i rozwoju, pięły się w górę, by w najwyższym punkcie łuku spleść się i wydać kwiat. Septern podszedł do najbliższego z łuków. Kiedy spojrzał przez niego, poczuł, że jego umysł wypełnia bezkresne, kompletne zapomnienie. Pamiętał to uczucie i to wspomnienie sprawiło, że serce zaczęło mu szybciej bić.

- Jesteś zaintrygowany - zauważył Sha-Kaan.

- Co to za miejsce? - zapytał Septern. - Moc jest tu niemal fizycznie wyczuwalna.

- To nasza wersja twojej bramy. Patrzysz na korytarz splatający. Wybierz któryś i wejdź. Będę tuż za tobą.

- Jeśli to nie ma znaczenia, ty wejdź pierwszy. Możesz to nazwać lękiem przed nieznanym. - Septern uśmiechnął się blado.

- Albo nieufnością wobec Kaan - powiedział smok - ale dobrze.

Sha-Kaan ruszył przez Salę Splotu, dla równowagi rozwijając skrzydła. Jego łapy z każdym stąpnięciem wywoływały wibrację i pozostawiały ślady odciśnięte na miękkim podłożu. Septern poszedł za nim, ale smok, zaskakująco szybko jak na swój niezgrabny chód, zbliżył się do korytarza na lewo od centrum Sali i zniknął w nim, wykrzykując jeszcze do podążającego za nim maga:

- Pospiesz się, człowieku, wkrótce nadejdzie kolejna grupa Kaan.

W prawej części Sali pojawił się smok, płynnie przechodząc z wyprostowanej pozycji do siadu na ziemi. Podmuch przesuniętego powietrza zwrócił uwagę Vestari i część z nich podbiegła, by zadbać o nowo przybyłego. Trzeci smok przesunął się w przestrzeń tuż za Septernem, tak że ruch ten rozwiał płaszcz maga i ten, przepełniony nagle strachem przed zgnieceniem pod ogromnym złotym cielskiem, ruszył pędem za Sha-Kaanem.

Zbliżając się do łuku, w którym zniknął smok, Septern słyszał, jak kolejni Kaan przybywają do Sali, przy wtórze łagodnych okrzyków i pomruków tworzących przedziwną, zwierzęcą jakby muzykę, tak przyjazną, jak i przerażającą. Rzuciwszy ostatnie spojrzenie za siebie, ujrzał Salę Splotu pełną potężnych skrzydeł, błyszczących łusek i łbów przekrzywionych w oczekiwaniu. Smok za smokiem przenikał do Sali, a sama ich obecność zapierała magowi dech w piersiach. Septern niemal wbiegł w korytarz za Sha-Kaanem.

Tak zupełnie niepodobne do jego własnej, kierowanej magią podróży między wymiarami - której towarzyszył ból i gwałtowany ruch naprzód - przejście korytarzem splatającym przypominało spacer w gęstej jak mleko mgle.

Za nim Sala, dobiegające z niej światło i dźwięk zniknęły momentalnie. Wokół siebie czuł tylko nacisk czegoś, co musiało być przestrzenią międzywymiarową. Rozłożył szeroko ręce, ale nie wyczuł niczego. Pod jego stopami w nierealnym świetle falował zarys ścieżki, a przedziwne ciśnienie otaczające jego ciało napierało na piersi i wyciągało powietrze z płuc. Nie czuł jednak żadnego bólu.

I zanim miał czas, by naprawdę zdać sobie sprawę z szybkości, z jaką się poruszał, z następnym krokiem znalazł się w kolejnej, wielkiej, przykrytej kopułą komnacie, tym razem wyposażonej w potężne, drewniane, lecz okute żelazem dwuskrzydłowe drzwi zamontowane w przeciwległej ścianie. Sha-Kaan stał przed nim, zasłaniając cielskiem jeden z wielu przedstawiających krajobrazy gobelinów pokrywających ściany. Światło, pochodzące z pochodni, latarni, zdobionych świeczników i czasz wypełnionych płonącymi węglami, wypełniało salę kłębowiskiem cieni. W kilkunastu miejscach po jednej stronie komnaty znajdowały się paleniska, wysokie płomienie strzelały z nich ku górze, napełniając komnatę duszącym żarem. Zaś zza potężnych drzwi dochodziły maga odgłosy przesuwania i ciągnięcia jakichś ciężarów, a także kroki wielu ludzi.

Umysł Septerna wypełniły uczucia spokoju i radości. Spojrzał w górę na Sha-Kaana.

- Chcesz mi powiedzieć, że to już Balaia, tak? - zapytał.

- Nie - odparł Sha-Kaan. - To tylko konstrukt zawieszony w przestrzeni międzywymiarowej. Któregoś dnia, wytłumaczę ci jak to działa, ale na razie wyobraź sobie, że to jakby pomost wysunięty daleko w morze, ale solidnie przymocowany do stałego lądu.

Septern spojrzał za siebie. Nie pozostał tam żaden ślad znaczący miejsce jego przybycia. Ściana była gładka i jednolita.

- Tamtędy nie uda ci się wrócić - odezwał się Sha-Kaan. - Potrzebujesz wzorca Kaan, by znaleźć się z powrotem w Sali Splotu.

Septern pokiwał głową.

- Rozumiem. I wszystkie te łuki prowadzą do miejsc takich jak to?

- Tak. Osiemnaście połączeń dla Miotu Kaan i Azylu. To maksymalna liczba korytarzy, jaką możemy chronić przed wrogami, kiedy wszystkie zostaną połączone z waszym wymiarem.

- Dobrze - Septern usilnie starał się pojąć w pełni słowa Kaana - a jak daleko jesteśmy od Balai? Jeżeli odległość w ogóle ma jakieś znaczenie w tym miejscu.

- Nie ma, ale to pytanie wyjaśnia mi wiele na temat twego sposobu pojmowania tego wszystkiego. W odpowiedzi powiem ci, iż nie potrzebujemy naprawdę korytarzy podobnych do tych, którym tu wszedłeś. Aby znaleźć się w swej domenie we własnym wymiarze, musisz jedynie określić wybrany punkt wejścia. Używając twego wzorca, ja jestem w stanie sprawić, by tak się stało i za tymi drzwiami naznaczymy ten punkt w zewnętrznych komnatach konstruktu.

- I to wszystko?

- Tak.

Całość wydawała się Septernowi niezwykle przekonywająca i prawdopodobna. Ale jednak gdzieś musiał istnieć jakiś haczyk. Coś, o czym Sha-Kaan wolał nie wspominać. Podobnie jak prawdziwy koszt paktu z wymiarem demonów pozostawał tajemnicą dla magów, którzy go zawierali.

- A więc wtedy macie już wszystko, czego wam trzeba?

- Niestety, nie - zaprzeczył Sha-Kaan. - Ochrona waszego wymiaru ma swą cenę, choć niewielką.

- Niech więc ją usłyszę.

- Od ciebie i innych magów, którzy przystąpią do zakonu Dragonitów, będziemy wymagać, abyście zawsze byli do dyspozycji na nasze wezwanie. Osłabieni i ranni będą chcieli korzystać z tych komnat, by odzyskać siły, lecz korytarz musi być otwarty, co oznacza obecność Dragonity.

- Będę więźniem we własnym domu? - zapytał Septern. - Czekając na wasze wezwanie? To niedopuszczalne. Unieważniam naszą umowę.

Sha-Kaan gwałtownie poderwał głowę.

- Nie zrozumiałeś - powiedział. - Teraz, kiedy mam twój wzorzec, jeśli zgodzisz się być moim Dragonitą, będę mógł dotknąć twojego umysłu gdziekolwiek się znajdziesz i, jeśli będę musiał, otworzyć portal w dowolnym miejscu na Balai. Ty staniesz się kluczem do połączenia, chociaż, faktycznie, najstabilniejszy korytarz będzie zawsze w centrum twej mocy, czyli, jak mniemam, w twym domu.

Septern rozważył słowa Sha-Kaan, zdając sobie sprawę, że nie miał wielkiego wyboru, biorąc pod uwagę, że przekazał Sha-Kaanowi nie tylko wzorzec wymiaru Balai, ale i swój własny.

- Dlaczego pobyt tu przyspieszy wam odzyskiwanie sił? Bo rozumiem, że ma to być lepsze niż odpoczynek w legowiskach.

- Tak - odparł Sha-Kaan. - Opisałbym to w ten sposób. Po każdej stronie tych komnat znajduje się wymiar skupionej energii. Ale w każdym z nich ta energia nadal ukierunkowana jest losowo. Jednak otwarty korytarz powoduje przepływ strumienia tylko w jednym kierunku. Zanurzamy się w tym strumieniu i to przyspiesza nasz proces zdrowienia. Takie korytarze nazywamy Klenami.

Septern wziął głęboki oddech. Smok mówił o kontrolowaniu przepływu energii wymiarów. Była to tak niezwykła technika, że o jej pojęciu mógł dotąd jedynie marzyć. Pozostawała jednak jedna sprawa...

- Ale te strumienie są z pewnością widoczne dla każdego smoka lecącego na ślepo w przestrzeni międzywymiarowej? Inni mogliby więc podążyć za nimi do waszej Sali Splotu albo na Balaię?

- Szansa na coś takiego jest tak mała, że nie potrafiłbym jej obliczyć - odparł Sha-Kaan. - Nie tylko dlatego, że chronimy te korytarze, tak jak i sam wymiar, przed wzrokiem i umysłami wrogów, ale także dlatego, że lot poprzez przestrzeń międzywymiarową jest jak podróż w nieprzeniknionej mgle. Sanktuarium może się znajdować na wyciągnięcie ręki, a i tak je miniesz.

- Chyba, że wpadniesz prosto na nie - Septern podrapał się po głowie. - Rozumiesz, o co mi chodzi?

- Tak. Ale różnica polega na tym, że skutecznie osłonięty wzorzec, z każdego niemal punktu widzenia, w pewnym sensie, przestaje istnieć. Smok nie posiadający tego wzorca przeleciałby dokładnie przez ten punkt w przestrzeni międzywymiarowej, nie dotykając nawet tego, czego szuka. - Sha-Kaan przekrzywił głowę i obniżył ją tak, by znajdować się oko w oko z Septernem. - Teraz więc... Czy zgadzasz się zostać moim Dragonitą?

Septern skinął głową.

- Oczywiście, to prawdziwy zaszczyt. Jeszcze tylko jedno pytanie. Wspomniałeś, że bardzo ważne jest, by chronić wiązania wymiaru Azylu. Co miałeś na myśli?

Zadowolenie Sha-Kaana odmalowało się na twarzy Septerna. Znów wypełniły go uczucia radości i ciepła.

- Mag i Kaan - ramię w ramię - powiedział smok łagodnie. - A wracając do twego pytania, wykorzystam przykład twojego wymiaru, by to wyjaśnić. Balaia jest oczywiście tylko jednym z kontynentów w twoim świecie, ale skupienie magii nadało jej wielkiej wagi w strukturze wymiaru. Nasz splot, oparty na połączeniach z Dragonitami, wybieranymi przez ciebie albo wskazanym nam poprzez mnie, będzie zależny od nietykalności wielu punktów w twoim świecie. Jednym z nich jest jezioro, centrum waszej magii. Kolejne to ośrodki mocy w starożytnych wieżach kolegiów. Skupisko skał i głazów niedaleko waszego największego miasta, łańcuch zwany Taranspike, to jeszcze jeden z nich. Podobnie twój dom stanie się wkrótce takim miejscem. Smoki są w stanie zniszczyć je wszystkie. Musimy zatem je chronić przed nimi, a także przed mocami pochodzącymi z waszego świata, a będącymi w stanie zwalić wam góry na głowy. - Sha-Kaan przekrzywił głowę pytająco, niczym pies. Septern prawie roześmiał się z absurdalności podobnego porównania. - Jest w tobie obawa - zauważył smok.

Septern pomyślał, że musiał to chyba mieć wypisane na twarzy. Jednak rozwiązanie jego problemu znajdowało się bezpośrednio przed nim. Chciałby zobaczyć człowieka, który spróbuje odebrać amulet Sha-Kaanowi.

- Po części dlatego znajdowałem się w wymiarze Ptaków - wyjaśnił mag. - Stworzyłem coś, czego nie jestem w stanie zniszczyć, ale nie chciałbym też, by wpadło to w niepowołane ręce na Balai. Chciałem to ukryć za pomocą bramy międzywymiarowej, ale byłem zbyt ciekawski i tak spotkałem ciebie. Ptaki mają jeden element mojego sekretu, być może ty powinieneś otrzymać resztę.

- Cóż to jest? - zapytał Sha-Kaan.

- Coś, co mogłoby rozsnuć te wiązania, o jakich mówiłeś. To... - mag wyciągnął pokryty inskrypcjami amulet, który nosił zawieszony na łańcuchu wokół szyi - ...jest pierwsza część klucza do zagadki. To zaklęcie. Uwierz mi, iż jest naprawdę potężne. Nazwałem je Złodziejem Świtu.




Koniec




Spis treści
451 Fahrenheita
Zakużona Planeta I
Zakużona Planeta II
Bookiet
Recenzje
Stopka
Paweł Laudański
W. Świdziniewski
Adam Cebula
Adam Cebula
A.Mason
Tomasz Pacyński
A.Cebula, R.Krauze
Adam Cebula
W. Świdziniewski
Eugeniusz Dębski
Jerzy Rzymowski
Kot
J. Kaliszewski
KRÓTKIE PORTKI
S.Chosiński
Irina Jurjewa
James Barclay
 

Poprzednia 54 Następna