strona główna     -     bieżący numer     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Dawid Brykalski
strona 18

Rozmowa niekontrolowana

 

Jeśli wszystko pójdzie tak jak trzeba, a na razie nic nie świadczy, że coś ma być nie tak, gdzieś pod koniec lutego, albo początku marca 2003 ukaże się dość niezwykła książka. Dawid Brykalski w swej gonitwie za sławą, pieniędzmi, a może pięknymi kobietami przeprowadził wywiady z większością liczących się pisarzy, redaktorów, sław oraz osobowości świata fantastyki i obrzeży.

Zanim książka "Rozmowy niekontrolowane" ujrzy światło dzienne i spowoduje wiele słusznego zamieszania, prezentujemy rozmowę, która nigdy się nie odbyła. Być może dlatego, że jest zebrana z najzabawniejszych, wstrząsających, szczerych i kompletnie wyrwanych z kontekstu wypowiedzi okaże się dostatecznie zabawną przystawką przed daniem głównym.

 

 

Co było powodem, czy jesteś w stanie go dziś wskazać, że zabrałeś się za pisanie?

(EuGeniusz Dębski): Kiedy zaczynałem pisać, kariera pisarza wydawała mi się nęcąca z kilku powodów: pisarz robi co chce (w sensie - pisze nie to, co mu szef każe, ale to, co sam chce); pisarz robi co chce i kiedy chce; pisarz osiąga za to wymierne i niezłe wyniki finansowe; pisarz jest dość znaną osobą, na pewno bardziej znaną niż nauczyciel czy lekarz.

Wszystko to dotyczy mnie. Może inni mają odmienne zdanie.

 

Jak zatem wspominasz swoje pierwsze próby literackie?

(Rafał A. Ziemkiewicz): Staram się ich nie wspominać.

 

Dokończ i rozwiń, proszę, zdanie: Gdybym nie został pisarzem, dziś...

(Andrzej Pilipuk): Przypuszczalnie byłbym zakompleksionym facetem prowadzącym nudne, bezsensowne życie. Może byłbym bardziej szczęśliwy, przeżywając swoje wizje w czasie, gdy moje ciało spoczywałoby w jakimś zakładzie dla świrów? Może gdybym nie pchał się na siłę do intelektualnej elity narodu, odnalazłbym sens życia w ciesielstwie, słuchał disco polo i może nawet smakowała by mi truskawkowa pryta? Nie wiem.

 

Co to za plotki o "Wiadomościach Wędkarskich"?

(Andrzej Sapkowski): Plotki względem czego? Że pisałem do tego periodyku? Że później zająłem w tym periodyku punktowane miejsce w konkursie na opowiadanie? To nie plotka, lecz prawda najprawdziwsza.

 

Kiedy wreszcie następna książka?

(Ewa Białołęcka) O, Boże... Następny, który zadaje to pytanie. Mam napisany już spory kawał, ale ciężko idzie, bo wciąż wypadają mi jakieś pilniejsze zajęcia.

 

Plany na najbliższą i dalszą pisarską przyszłość?

(Anna Brzezińska): Na razie jestem niewolnicą zbója Twardokęska.

 

Dostrzegam i pewien zgrzyt. Chcesz tego czy nie, Twoje książki są postrzegane jako książki skierowane do młodszego czytelnika. Tymczasem w "Kamieniu..." zgroza. Homoseksualne związki, orgie, niewybredne uwagi wobec owiec, kobiety lekkich obyczajów, gwałty...

(Ewa Białołęcka): Zgrozą jest to, co ostatnio się zdarzyło w moskiewskim teatrze, a nie moja książka. A co do gwałtu... no cóż, może należy to traktować jako przestrogę: jak się wybierasz, dziewczyno, na prywatkę z wódką i prochami, to weź pod uwagę, że to się może skończyć niemiło.

 

Słyszałem, że pierwsze konwenty były dla Ciebie niemiłym zaskoczeniem.

(Anna Brzezińska): Spotkania z czytelnikami zawsze były bardzo miłe, natomiast poznałam też kilka osób, w których towarzystwie się dobrze nie bawię. Nuży mnie pewien typ humoru, skłonność do chmielowych trunków, traktowanie kobiet i te same grepsy, powtarzane w nieskończoność.

 

Zbyt ordynarny seksualizm?

(Michał Brzozowski): To akurat aż tak mnie nie razi, nie przeszkadza. Drażni mnie obsesyjność. Jakby zamknięcie się w polu pewnych tematów. Samo w sobie może nie jest naganne, ale musi rozwijać. Oglądając kolejne albumy Gigera, mam wrażenie, że oglądam ciągle to samo, tylko coraz gorsze.

 

Jak się zatem sprawy mają, lubisz jeździć na konwenty?

(Rafał A. Ziemkiewicz): Zwłaszcza wtedy, gdy z jakichś powodów nie dojedzie Sapkowski - mogę się wtedy czuć gwiazdą.

 

Podczas konwentowych spotkań niejednokrotnie pada pytanie (bezlitośnie wyśmiewane przez fandomowych wyjadaczy) od mniej doświadczonych uczestników: "Skąd bierzesz pomysły?". Jak na to pytanie reagujesz?

(Anna Brzezińska): A wiesz, że mnie chyba nikt o to nigdy nie zapytał...

 

Właśnie, już miałem o to zapytać... Czy z dopisanymi, w dodatku po rosyjsku, "kolejnymi tomami" do Władcy Pierścieni wiążą się jakieś zakulisowe opowieści? Kiedyś słyszałem, że fani Yeskowa i Pierumowa walczą ze sobą niczym zastępy kiboli Legii i Widzewa?

(EuGeniusz Dębski): Ja czegoś takiego nie słyszałem. Autorzy nie przepadają za sobą, czemu dają wyraz w wywiadach (SFinks), ale to im wolno. Czytelnicy albo się podzielili spokojnie, albo nie emocjonują się tak jak autorzy. W każdym razie nie słyszałem, żeby się pobili szalikowcy Jeskowa z kibolami Pierumowa...

 

Gdzie łatwiej zrobić "karierę"? W USA czy w postkomunistycznej Polsce?

(Marek Hołyński): Rzecz jasna w Stanach. Tam firmę zakłada się w trzy godziny bez potrzeby uiszczania składki na rzecz wyposażenia domku urzędnika, który to załatwia.

 

Nierzadko jesteś krytykowany za swoje poglądy. Aborcja, polityka... Nie uciekasz przed trudnymi, polemicznymi tematami.

(Tomek Kołodziejczak): Mam zdecydowane poglądy na świat. Skrobanki to ohyda, która powinna być zakazana, miejsce bandytów jest w dybach na rynku, a komunistów na Kubie.

 

W jaki sposób naraziłeś się księdzu Rydzykowi?

(Rafał A. Ziemkiewicz): Dokładnie w taki sam, jak redaktorowi Michnikowi: paroma słowami prawdy.

 

Dawałeś autograf samemu Andrzejowi L., a może on Tobie podarował kultowy krawacik?

(Andrzej Pilipuk): Dziennikarz sprezentował jeden egzemplarz mojej książki "wodzowi" i przekazał mi informację że podobało się. Autograf w tym egzemplarzu faktycznie wpisałem ;-)

 

Otóż to! Zdarzyło się, jeśli to nie tajemnica, że proponował Panu współpracę Departament Ministerstwa Obrony USA? Czy może jakiś projekt, nad którym pracował Pan w Krzemowej Dolinie miał zastosowanie np. w wojnie w Afganistanie bądź Pustynnej Burzy?

(Marek Hołyński): Odpowiedź brzmi: tak. Na oba pytania. To niestety ciągle jest tajemnica.

 

Wykorzystujesz tę wiedzę w swoich książkach i opowiadaniach?

(Anna Brzezińska): Którą wiedzę, na Croma?

 

Innymi słowy spotkało mnie słynne Sapkowskie, acz nader uprzejme: "Next question please"?

(Andrzej Sapkowski): Tak, dokładnie.

 

Gdybyś pokusił się na profetyczną, choć nie wiążącą próbę i spróbował określić, w jakim kierunku pójdzie SF?

(Jacek Dukaj): Mam nadzieję zostać zaskoczonym, więc czekam na zmiany naprawdę nieprzewidywalne, ale z trendów bardziej ogólnych, jakie już teraz obserwujemy, wskazałbym jeszcze mocniejsze rozejście się dróg "SF czysto scenograficznej", tzn. romansowych, przygodowych czy kryminalnych czytadeł stosujących akurat fantastyczne rekwizytorium, więc klasyfikowanych jako SF, chociaż w istocie zupełnie obojętnych gatunkowo, vide cykl Lois McMaster Bujold; oraz "SF konceptualnej", wychodzącej zawsze od jakiegoś oryginalnego pomysłu zakorzenionego we współczesnej nauce, często wręcz SF pisanej przez naukowców.

 

Chciałabyś żyć w świecie, o którym piszesz?

(Ewa Białołęcka): Jak najbardziej. Zwłaszcza jako mag Stworzyciel. Pełna niezależność materialna, nikt ci nie podskoczy, a wokoło bardzo ekologicznie. I nie trzeba płacić podatków.

 

Identyfikujesz się ze swoimi bohaterami?

(Tomasz Pacyński): Oczywiście, oni są wręcz moim alter ego. Jestem przecież wysoki, przystojny, mam długie, siwe włosy jak Wagner, nie zapomnij też o paskudnym uśmiechu. Ze snajperskiego karabinu trafiam w łeb z półtora kilometra i oczywiście lgną do mnie duże, rozłożyste blondyny, codziennie muszę się opędzać. Czynię to zazwyczaj mieczem z meteorytowej stali, zwykły kij nie wystarcza...

 

Czemu tak często sięgasz po wizerunek aniołów? Do tego, mam wrażenie, część z nich jest mocno podupadła, lecz przewrotnie daleko im do jakiejkolwiek diabelskości.

(Michał Brzozowski): Ponieważ człowiek w pewnym sensie jest ułomną ikoną anioła. Dla mnie to bardzo proste. Wadzimy się ze sobą i jest to kontekst, który wydaje mi się szczególnie intrygujący.

 

Czy wiedziała Pani, że według Cliva Berkera - powieść "Imajica Piąte Dominium" - aniołowie grają jazz i śpiewają piosenki Charlie Parkera?

(Maja Lidia Kossakowska): Nie wątpię, że Berker opisał wydarzenia jak najbardziej prawdopodobne. Jazz to przecież niebiańska muzyka. A aniołowie słyną z zamiłowania do niej. Istnieje nawet archanioł muzyki imieniem Izrafel. W hierarchii niebiańskiej stworzono także stanowisko Głównego Kapelmistrza Chórów, zwanego, co znamienne, Mistrzem Wycia. Hmmm... Jednak moi aniołowie będą śpiewać tak, jak ja im zagram.

 

Każde opowiadanie ma swoją historię. Jedno z najlepszych napisanych w tym kraju to Twoje "Kości Przodków". Wiąże się z nimi coś szczególnego?

(Tomek Kołodziejczak): Czaszki!!! Czaszki przodków!!!!

 

Dobrze, że wspomniałeś o redakcji przy Mokotowskiej. Jak współpracuje Ci się z zespołem "NF"? Czy atmosfera jest bliska temu, o czym pisał Marek Oramus w swoim opowiadaniu "Zima w Trójkącie Bermudzkim"?

(Bartek Świderski): Jak sam wiesz, bywa tam wesoło. Choć sytuacja z opowiadania Marka Oramusa, w którym to ludzie z ulicy skarżą się na hałasy z redakcji, jest nieco przesadzona.

 

Jaką tak naprawdę władzę ma Redaktor Naczelny. Dzieli i rządzi jak Maciej Parowski, czy jest tylko marionetką?

(Tomasz Kreczmar): Niestety, żałuję bardzo, ale nie mam absolutnej władzy. W redakcji rządzą drukarskie gobliny, sfora wilkołaków i kilku ożywieńców...

 

Jak sądzisz, istnieje jakiś uniwersalny wzór na sukces pisma?

(Maciej Parowski): Trzeba wierzyć w to, co się robi, pracować z najwyższym natężeniem ducha i intelektu. Nie pobłażać sobie i autorom. Wymyśliliśmy to już w "Politechniku" - należy doprowadzić do zaniku kategorii najgorszego tekstu (pozycji) w numerze. Że niby wiecie - rozumiecie, to jest do dupy, ale puszczamy.

 

Sądzisz zatem, że oceniając, można całkiem wyzbyć się swoich prywatnych sądów?

(Jacek Dukaj): Rany boskie, to jak w takim razie chciałbyś oceniać? Odkryto Obiektywną Teorię Estetyki, a ja o tym nie słyszałem?

 

Nie jestem grafikiem, więc mogę zaryzykować - okładki fantasy to najczęściej gołe baby z mieczami, za wszelką cenę realistyczne smoki, karły rzekomo naturalnych rozmiarów i wojownicy o nienaturalnie nabrzmiałych muskułach? A hard sf to prawie to samo, tylko miecze zastępują lasery a goliznę - absurdalnie kuse skafandry kosmiczne?

(Michał Brzozowski): (śmiech) Moje ostrzeżenie, czy też obiekcja skierowana jest do środowiska, które te książki kupuje. Czytelnik szerszego spektrum literatury w ogóle nie zerknie na taką książkę, od razu przekonany o jej gettowości.

 

Dlaczego jest tak mało piszących dziewczyn? Dlaczego ich tak mało bierze się za literaturę SF i F?

(Ewa Białołęcka): A że facetów jest ogólnie więcej to chyba wina tradycji i ogólnego traktowania kobiety jak służącej. Pan twórca, nawet jeżeli nie jest zawodowym pisarzem, ma znacznie więcej czasu dla siebie. Wraca z pracy, je obiad, wychodzi z psem, a potem siada do komputera, czy też maszyny i klepie tekst. (Reszta rodziny chodzi na palcach, bo tatuś pisze.) Kobieta, po powrocie z pracy (po drodze zrobiła zakupy) karmi rodzinę, sprząta, w miarę potrzeb robi pranie, myje okna, sprawdza dzieciom lekcje lub przygotowuje się do pracy na dzień następny, jeśli jest np. nauczycielką. Kobiecie, która przy wszystkich obowiązkach zdoła jeszcze napisać książkę, powinno się dodatkowo wystawiać pomnik, albo chociaż tablicę pamiątkową.

 

Przecież sam chciałeś być gwiazdą rocka!

(Rafał A. Ziemkiewicz): Tak, to było moje wielkie marzenie. Nie mówię o tym nikomu, ale jestem człowiekiem życiowo przegranym, bo, niestety, okazało się, że słoń mi nadepnął na ucho. Uświadomiłem sobie na jednej z prób z przeraźliwą jaskrawością, że nigdy nie będę dobrym muzykiem, co najwyżej wyuczę się na tyle, żeby smażyć do kotleta. Więc sprzedałem gitarę i skupiłem się na pisaniu.

 

"Biblioteczna mysz" poczuła się prawdziwą gwiazdą, kiedy ujrzała się na okładce wspomnianego pisma?

(Anna Brzezińska): Nie, dopiero wtedy, kiedy dostałam list od mojego promotora z Węgier, zaczynający się od słów "Hi, Cover Girl!" Dalej była połajanka w stylu "to na to marnujesz czas zamiast pisać o historii". Zdjęcie na okładce było miłe i zapewne wpłynęło jakoś na sprzedaż moich książek, ale dla mnie na dobrą sprawę nie miało znaczenia. Póki co nie sprzedaję mojej twarzy, tylko wiedzę, wyobraźnię i umiejętność pisania

 

Widziałem, jak podczas jednego z wywiadów dla TV powiedział im Pan wprost, że pisarz nie jest atrakcyjny dla tego medium...

(Andrzej Sapkowski): Moja niechęć do TV to niechęć do talk shows, ofertami do uczestnictwa w których bywam bombardowany. A na które to oferty zawsze odpowiadam, że nie, dziękuję uprzejmie, weźcie sobie kobietę z brodą, ja jestem pisarzem, ja wypowiadam się poprzez książki, nie na talk shows, podczas których i tak padną standardowe pytania: ileż to zarabiam, dlaczego tak dużo i kto za tym stoi, oraz zostanę porównany do Lema i Tolkiena. I nazwany epigonem obydwu.

 

Tak przypuszczałem - "komputer". Być może najbardziej uniwersalne narzędzie od czasów koła...

(Marek Hołyński): Nie przeceniałbym roli koła. Pomysł był w porządku, ale jego zastosowanie ogranicza się tylko do jednej dziedziny. Komputerów natomiast używamy nie tylko w transporcie, ale i w... Och, chyba nie ma potrzeby tych wszystkich zastosowań wyliczać. Prościej byłoby wymienić obszary, w których jeszcze się maszyn cyfrowych nie używa.

 

Sam wspomniałeś, że malujesz, piszesz i komponujesz. Czy we wszystkich tych dziedzinach komputer sprawdza się jako narzędzie?

(Michał Brzozowski): Niezupełnie. (Śmiech) Piszę ręcznie, a komponuję na tradycyjnym instrumencie. W instrumentarium elektronicznym moje zaawansowanie jest śladowe, decyduje właśnie brak czasu. Po prostu nie starcza życia.

 

Wyczytałem gdzieś ostatnio dość nadęty termin "poetyka komputerowa". Czy coś takiego funkcjonuje w literaturze?

(Andrzej Sapkowski): Nigdy o czymś takim nie słyszałem. Brzmi nie tylko nadęcie, ale i głupio. Bo jeśli zatem ktoś nie ma komputera, to w jakiej pisze poetyce - długopisowej?

 

Ewa Białołęcka zostaje porwana przez jakieś podłe sługi ciemności na Bardzo Samotną Wyspę, w ostatniej chwili udaje Jej się zapakować trzy ulubione książki...

(Ewa Białołęcka): Chyba żartujesz. Czepiam się obiema rękami całego regału, gryzę, kopię i wrzeszczę wniebogłosy.

 

Nie wiem czemu, ale space opera jest widziana przede wszystkim jako kiepskie filmy SF.

(Tomek Kołodziejczak): A fantasy to głupawe opowieści o Conanie... Każdy gatunek ma swoje knoty i arcydzieła. Czy książki Waltera Williamsa, Vernora Vinga czy Davida Brina to zła proza SF? Nie. To doskonała, pełna pomysłów wizja przyszłości w skali galaktyki. To dobra space opera.

Tak jak u tego Polaka, jak mu tam... no... Kołodziejczaka!

 

Dobrze, że wspomniałaś o ułomności Kamyka. Czy wiesz, że Twoja książka "Tkacz iluzji" jest polecana na studiach pedagogicznych? Służy między innymi jako wskazówka przy pracy z dziećmi upośledzonymi.

(Ewa Białołęcka): Usłyszałam o tym niedawno. Trochę mnie to rozbawiło, bo kłóci się to z obiegowymi wyobrażeniami lektur na studiach. Jest to jednak bardzo miłe, no i studenci pewnie nie bronią się zanadto przed "obowiązkiem".

 

Nigdy nie ukrywałem moich muzycznych fascynacji. Ma to swoje złe i dobre strony. Podczas jednego z pierwszych wywiadów pozwoliłem sobie porównać Feliksa Kresa do ś.p. Freddiego Mercurego... Twoja osoba z kolei zawsze kojarzy mi się z Enyą... Znasz jej płyty?

(Anna Brzezińska): Znam, ale to nie jest moja muzyka. Być może straszliwie Cię rozczaruję, ale przy pracy słucham najczęściej instrumentalnej muzyki barokowej, bo muzyka operowa, którą ogromnie cenię, wymaga jednak pewnego skupienia i nie umiem jej godzić z pracą.

 

Przez wiele lat i za czasów r.i.p. PRL i w początkach II RP, komiks był spychany na margines sztuki. Dlaczego komiks to wciąż coś gorszego?

(Tomek Kołodziejczak): Dlaczego gorszego?!

Mądrale od kultury wysokiej uważają, ze kilka pospawanych rur to sztuka, że baba z przyprawionym męskim penisem to sztuka, że wypatroszone zwierzęta to sztuka, natomiast mają jakieś kłopoty z akceptacja faktu, że doskonale narysowane obrazki i wyśmienicie opracowane dialogi to też sztuka. To oni mają problem z oceną rzeczywistości, nie miłośnicy komiksu.

 

Nie gniewaj się, ale mam pytanie, mam wrażenie - trochę "poniżej pasa". Do dziś nie wiem, jak wygląda jadziołek. Zechcesz mi go opisać?

(Anna Brzezińska): Poniżej pasa jadziołek ma dwie łuskowate łapy o zakrzywionych szponach, ogon pokryty oliwkowymi, połyskującymi piórami o haczykowatych końcach oraz miękkie podbrzusze.

 

A czy przymierza się Pani do powieści? Jeśli tak, czy będzie to cyberpunk, fantasy, space opera, horror? A może tak popularne dziś klony "pamiętników Bridget Jones"?

(Maja Lidia Kossakowska): Tak, powieść pod tytułem "Siewca wiatru" w części już została złożona w wydawnictwie. Jeszcze niedawno zamierzałam po prostu ją dokończyć. Tymczasem moi bohaterowie ogłosili bunt, domagając się przedłużenia i przebudowania swoich losów. Musiałam ulec, wydłużyć intrygę, pogrubić książkę, niektóre rzeczy pokazać dokładniej. Praca w toku. Powieść traktuje o aniołach, więc zalicza się raczej do nurtu fantasy.

Co do pamiętników Bridget Jones, myślę, że klonowanie lepiej zostawić naukowcom. Shakespeare miał fantazję powiedzieć, że "życie jest powieścią idioty". Niestety, czasami robi się z tego powieść dla idioty.

 

Jaki jest Twój stosunek wobec pojawiających się od czasu do czasu publikacji przedstawiających graczy RPG jako rzekomych wyznawców demonicznych kultów lub, co gorsza, samego szatana?

(Tomek Kreczmar): Sprawa jest niezwykle prosta - ludzie kochają sensacje, a dziennikarze muszą je wynajdować. Stąd też pojawiło się tyle głupot na temat RPG. Spójrzmy na to w ten sposób: jeśli dziennikarz napisze, że we wsi X dzieciaki się pozabijały, to mamy do czynienia z najzwyklejszą informacją. Kiedy zaś ów tekst uzupełni o fakt, iż owe dzieciaki zagrywały się w jakieś sataniczno-szatanistyczne gry, od razu robi mu się materiał przez duże "M". Można nazywać to naginaniem, ale tak niestety w Polsce działają media.

 

Na czym, w takim razie, polega inność gier od literatury?

(Maciej Parowski): Sam fakt, że można postawić takie pytanie świadczy o niesamowitej kulturowej degradacji. Zabawić się w Zagłobę, w Wiedźmina, w Pirxa - może każdy. Wystarczy wziąć do ręki kufel, patyk albo... latarkę.

 

W co zatem gra Maciej Parowski?

(Maciej Parowski): W dobrą, znaczącą, spełniającą funkcje komunikacyjne i artystyczne prozę fantastyczną, prozę wyobraźni.

 

W ilu językach mógłby Pan udzielić mi wywiadu?

(Andrzej Sapkowski): Mógłbym dowcipnie czy raczej złośliwie a zarazem tajemniczo odpowiedzieć, że w więcej, niż byłbyś w stanie zadawać pytania.

 

Skąd w Tobie tak głęboka chęć do ośmieszania bliźnich?

(Bartek Świderski): Oczywiście z ukrytych kompleksów. A mając do wyboru: zabić tych, którzy mi podpadli z karabinu snajperskiego, albo śmiechem, wybieram to drugie. Jako człowiek pióra. Co prawda "pióro rani głębiej niż strzała" - tako rzecze Lec - lecz na pewno płyciej niż karabinowa kulka.

 

Poproszę o trzy złote rady, dla młodych ludzi, którzy również chcieliby pisać tak dobrze jak Pani i być równie często publikowani.

(Maja Lidia Kossakowska): Warsztat. Warsztat. Warsztat.

 

Terry Pratchett pisuje tylko dwie godziny dziennie, Miłosz twierdzi, że najlepsze rzeczy pisze się wyłącznie rano. Czy i Pana pisaniem rządzą jakieś złote, a może zabawne reguły?

(Andrzej Sapkowski): Twardo poprę Prachetta - dwie godziny pracy dziennie to jest o - potąd, więcej szanujący się biały człowiek pracować nie powinien, jest to wbrew jego naturze i szkodzi zdrowiu, Matka Przyroda wzięła to pod uwagę, tworząc inne... Stop, stop, precz z rasizmem. Miłosza też poprę, o ile zgodzimy się, że "rano" oznacza czas pomiędzy 11.00 a 13.00.

 

Marek Huberath przyciskany pytaniem: "jak to jest z tymi kotami?" powiedział: "Już wyjaśniam. Koty to zaraz po kobietach najpiękniejsze i najbardziej nieobliczalne stworzenia na Ziemi". Co myśli o tym pisząca kobieta?

(Anna Brzezińska): Że koty są piękniejsze od kobiet, oczywiście. Ale kobiety chyba bardziej nieobliczalne.

 

Chciałbym się jednak dowiedzieć czy czasem nie trzymasz w domu smoka...

(Ewa Białołęcka): Całe stada, kotku... całe stada.

 

A jakie miejsce zajmują te miłe zwierzaki w Twoim życiu, pisarstwie...

(Tomasz Pacyński): Coraz więcej miejsca, fizycznie. Odkryłem takie zjawisko, że jak ma się w domu kotkę i kocura, to po jakimś czasie kotów robi się więcej. Niedługo pewnie dojdę przyczyn tej niepokojącej tendencji.

 

Sądzę, że uczciwie wobec Czytelnika będzie przyznać, że naszą rozmowę przeprowadziliśmy poprzez Internet. Podczas gdy ja przebywałem w rodzinnej Łodzi, Pan odpowiadał z...

(Marek Hołyński): San Juan na Karaibach.

 

Pozwolę sobie na śmiałość i tak oto zakończę naszą rozmowę: Z wyrazami szacunku; ukłony, ukłony, ukłony.

(Andrzej Sapkowski): Zwyczajowo zakończę słowami: cała przyjemność po mojej stronie.

 

W imieniu czytelników i swoim serdecznie dziękuję za wywiad i czekam na dalsze sukcesy, których szczerze życzę.

(Maja Lidia Kossakowska): Dziękuję i ja. A na życzenia odpowiem zwyczajem rzymskim - plaudite cives! "Jeśli się podobało - oklaskujcie!"

 

Do równie miłego zobaczenie wkrótce.

(EuGeniusz Dębski): Chyba cię kopnę, Brykalski!!! To miał być, kurna, krótki wywiad??? Całe pół dnia mi zabrałeś! Zatłukę przy następnej okazji jakiejś...



Koniec




Spis treści
451 Fahrenheita
Zakużona Planeta I
Zakużona Planeta II
Bookiet
Recenzje
Stopka
A.Mason
Paweł Laudański
Andrzej Pilipiuk
W.Świdziniewski
Dawid Brykalski
Wojciech Kajtoch
Adam Cebula
Iwona Surmik
Łukasz Orbitowski
Robert Zeman
Tadeusz Oszubski
Piotr Schmidtke
Ondřej Neff
Vladimír Sokol
KRÓTKIE SPODENKI
Adam Cebula
Ryszard Krauze
D.Weber, J.Ringo
KNTT Ziemiańskiego
 

Poprzednia 18 Następna