strona główna     -     bieżący numer     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Wojciech Kajtoch
strona 19

Wstęp do "Solaris" Stanisława Lema

 

Poniższy szkic nie da całościowej analizy utworu. Zwrócę baczniejszą uwagę na jego genezę, na to, co się w nim wiąże z gatunkiem, historią i rozwojem twórczości pisarza.

 

*

 

"Solaris", "Powrót z gwiazd", "Pamiętnik znaleziony w wannie" i "Księga robotów" ukazały się w 1961 roku, przełomowym dla sposobu egzystencji Stanisława Lema w polskim życiu literackim. Wtedy o jego twórczości zaczęły częściej pisać tzw. "nazwiska", nastąpił (w sumie krótkotrwały) wzrost zainteresowania profesjonalnej krytyki uprawianym przez niego gatunkiem, dotąd przez nią nie zauważanym, głównie ze względu na niskie pochodzenie (tj. młodzieżowe powieści Vernego i popularne amerykańskie magazyny lat trzydziestych). To wówczas Lem zaczął się stawać tą swoistą instytucją polskiej literatury, którą jest dzisiaj. Trudno inaczej określić pisarza tłumaczonego na blisko trzydzieści języków, o łącznym nakładzie publikacji od dawna1 przekraczającym trzy miliony egzemplarzy, autora około czterdziestu (nie licząc różnorodnie komponowanych wznowień) tytułów książkowych, w tym pozycji naukowo-eseistycznych...

Dlatego, nim zaczniemy właściwą analizę, pierwszym naszym wysiłkiem powinno być odrzucenie dzisiejszej perspektywy, stała pamięć o tym, czym i kim był twórca, gdy od czerwca 1959 do czerwca 1960 pisał w Zakopanem interesującą nas powieść.2

Z jednej strony był trzydziestoośmioletnim pisarzem u progu szczytowych twórczych możliwości, mającym dawno poza sobą juwenilia 3 i pierwszy okres twórczości (tj. od debiutu książkowego - "Astronautów" z 1951 roku do przełomu lat 1954/1955). Z drugiej - ciekawostką dla szerokiej publiczności, bardziej znanym (zagraniczna ekranizacja!!4) fantastą, któremu dziennikarze z "popaździernikowych", popołudniowych "rewolwerówek" zadawali podczas wywiadów pytania typu: "Jaką rakietą przyleciał pan na dworzec?" i który, bawiąc się niewątpliwie sytuacją "idola", np. ... fotografował się w kosmicznym skafandrze.5

Zabawy powyższe były jednak symptomem poważniejszego zjawiska. Otóż Lem długo niepewny był literackiej rangi zasadniczo uprawianego przez siebie gatunku. Parę faktów popiera naszą tezę.

Przede wszystkim Lem rozpoczął poważniejszą twórczość od tematu współczesnego. W latach 1948-1950 (przed oficjalnym debiutem) pisał "Czas nieutracony" - trylogię o życiu młodego lekarza w czasie wojny i w pierwszych latach istnienia PRL ("Szpital przemienienia", "Wśród umarłych", "Powrót"; wyd. 1955). Cykl ten wyraźnie wpisywał się w literackie nurty "rozrachunków inteligenckich" ("Szpital...") i realizmu socjalistycznego (pozostałe).

Część pierwsza przedstawiała zatem bezbronność tradycyjnego inteligenckiego humanizmu wobec realiów drugiej wojny światowej, a dwie następne części jednoznacznie i zgodnie z zaleceniami ówczesnej polityki kulturalnej określały ideową drogę przezwyciężania moralnego nihilizmu i okupacyjnego koszmaru trapiących polską inteligencję; drogę zalecaną wtedy - jak widać - także przez pisarza. "Powrót" zawierał nawet nie tylko potępienie tzw. "prawicowego odchylenia" (czyli tendencji socjaldemokratycznych występujących w PZPR u końca lat czterdziestych) czy antymieszczańską satyrę, lecz także elementy operującej szpitalnymi realiami powieści produkcyjnej.

Może zatem zostałby Lem pisarzem współczesnym, gdyby nie to, że zbyt późno opublikowany cykl przeszedł prawie bez echa. Natomiast za dalszym uprawianiem fantastyki przemawiał fakt, że pierwsze, również zgodne z socrealistyczną formułą powieści fantastyczne: "Astronauci" i "Obłok Magellana" (pisany około 1953, wydany 1955) stały się szeroko znane. Wraz z trylogią Krzysztofa Borunia i Andrzeja Trepki: "Zagubiona przyszłość", "Proxima", "Kosmiczni bracia" (1954-1955) stworzyły one w literaturze polskiej ten wyrastający z doświadczeń radzieckich, a poniekąd te doświadczenia wyprzedzający6, typ utopii (czyli gatunku literackiego obrazującego przyszłe lub tylko pożądane urządzenie ludzkości, a przez to krytykującego dany dzisiejszy polityczno-ustrojowy i obyczajowy stan rzeczy), którego zadaniem było stworzenie literackiej wizji komunizmu. Dla porządku dodajmy, że w pierwszym okresie twórczości powstała także satyryczna "antyimperialistyczna" sztuka "Jacht Paradise" (wydana w 1951 roku wspólnie z Romanem Hussarskim) i tom "Sezam i inne opowiadania" (wyd. 1954). Zawierał on zarówno napisane w podobnym jak "Jacht..." tonie opowiadania, jak również parę prymitywnych "Wellsowskich" (tj. opartych na opisie niezwykłego technicznego wynalazku) nowel i pierwsze z groteskowych "Dzienników gwiazdowych".

Także początek drugiego okresu twórczości (lata: 1955-1968), upamiętnionego, prócz "Solaris", takimi dziełami jak: "Niezwyciężony", "Bajki robotów", (1964), "Cyberiada" (1965), "Opowiadania o pilocie Pirxie" (1968), "Głos Pana" (1968) i inne - nie od razu przyniósł rozstrzygnięcie sporu "realistyczna współczesność czy fantastyka?" na korzyść tej drugiej.

Najpierw, podczas pracy nad "Dialogami" (od przełomu 1954/55 do września 1956, rok wydania: 1957), poświęconymi ukochanej przez Lema cybernetyce - odkrył on swoje możliwości eseisty i popularyzatora nauk. Prowadząc subtelne rozważania o możliwości skonstruowania sztucznego rozumu i szansach na stworzenie sprawnego systemu sprawowania władzy, sformułował pisarz jednocześnie podstawowe zręby swych poglądów na temat nieprzewidywalności czekającego nas w przyszłości Nieznanego.

Przyjęcie ich zmusi niedługo Lema do poważniejszego zajęcia się refleksją gnoseologiczną. Pierwszą próbą był niby-kryminał "Śledztwo", pisany od kwietnia 1957 do stycznia 1958; wydany w 1959 roku. Jego akcja przebiegała współcześnie, a domniemany element fantastyczny nawiązywał nie do tradycji SF, a do powierzchownie rozumianej fantastyki grozy (zwłaszcza do popularnego na Zachodzie tematu "zombie"). "Nieznanym" była tajemnicza siła... ożywiająca trupy; jej to (a może realniejszego sprawcy?) nadaremnie poszukiwała policja.

Bezpośredni wpływ na genezę interesującej nas powieści miały jeszcze - jak sądzę - trzy inne fakty:

Wydaje się po pierwsze, że bezpośrednio przed rozpoczęciem pracy nad "Solaris", Lem zniechęcił się do przyszłościowych, utopijnych wizji, które nie mogły, w dotychczasowej swojej erudycyjnej i socrealistycznej postaci, udźwignąć nowej problematyki. Także przekonanie pisarza o ich profetycznych wartościach poznawczych musiało się rozwiać dosłownie w ciągu miesięcy.7

W 1957 roku dokonał Lem i drugiego ważnego wyboru: wyboru nowoczesnego powieściowego kształtu. Dotychczas uznawał prawo autora do bezpośredniego władztwa nad przedstawianą rzeczywistością, strzegąc się jedynie zbyt natrętnych narratorskich komentarzy (cenił Fiodora Dostojewskiego i Thomasa Manna). Teraz, pisząc wnikliwy esej o "Upadku" Alberta Camusa ("Mówi głos z ciemności" 19578, opowiedział się za wykorzystaniem w pracy pisarskiej możliwości stworzonych przez zespół procesów zwanych dziś "odejściem autora" - tj. za zastosowaniem w powieści neutralnej lub personalnej perspektywy narracyjnej.9

Wyżej wskazana myśl znów mogła skierować Lema w stronę realistycznego psychologizmu. Stało się jednak inaczej: Pisząc powieść "Eden" (wydaną w 1959 roku) uznaje pisarz przydatność fantastyki. Co prawda na razie do dość "ziemskich" rozrachunków, bo stosunki polityczne na planecie Eden w istocie są studium doprowadzonych do krańcowych konsekwencji stalinowskich "błędów i wypaczeń". Lecz niedługo później powstają dziś już klasyczne fantastyczno-naukowe opowiadania: "Inwazja", "Przyjaciel", "Test", "Patrol". "Ciemność i pleśń", "Młot". Uznał Lem gatunek za godny nowej problematyki i wart odziania w wysoko artystyczną formę. Jesteśmy u progu "Solaris".

Na koniec musimy jeszcze nadmienić o kolejnym komponencie genezy interesującej nas powieści, a mianowicie o dwu odkryciach: odkryciu w Polsce tego czasu zachodniej kultury masowej i (jako jednego z jej elementów) odkryciu przez Lema amerykańskiej odmiany przyszłościowej fantastyki, określanej jako science-fiction, SF - w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Pisano wówczas SF w USA od około trzydziestu lat. Od starej europejskiej utopii ogólnie różniła się ona tym, że stworzony ongiś przez utopię, pełen niezwykłej techniki świat traktowała nie jako ostateczny cel opisu, lecz jako tło. Tło dla przygód swoich bohaterów.10

To zresztą niejednakowego rzędu zjawiska. Zdarzyło się po prostu, że Lem - przygotowując przeglądowy szkic o stanie amerykańskiej SF ("Science-fiction", "Twórczość" 1959, nr 211) - przeczytał tuż przed rozpoczęciem pracy nad "Solaris" siedemnaście tysięcy (jak to starannie odnotował) zadrukowanych tą produkcją stron. Ale jest też faktem, iż po 1956 roku tworzy się w naszym kraju szczególna atmosfera. Na szczeblu ulicznego gapia owocuje ona tłumami wokół zaparkowanego samochodu zachodniej marki, u młodzieży - rock and rollem i hoola-hopem, a wśród aspirujących do "wyższej kultury" - tzw. "kryzysem wartości", "egzystencjalizmem", "czarną literaturą" itp.

Więc i SF stało się modne. Skoro na Zachodzie oswajało jakoś ludzi z "szokiem przyszłości" - zyskało i w Polsce wydawców. I chociaż nam podobny szok nie groził - do starszych fantastów: Lema, Borunia i Trepki dołączyli: Roman Gajda, Konrad Fiałkowski, Adam Hollanek, Bohdan Korewicki, Maciej Kuczyński. Eugeniusz Morski, Andrzej Ostoja, zaś niewiele później: Czesław Chruszczewski, Andrzej Czechowski, Jan Malinowski, Bohdan Petecki, Janusz A. Zajdel i inni. "Czytelnik" antologią "Rakietowe szlaki" (1958) wszczął akcję przekładową, a "Młody Technik" podjął się mecenatu nad literacką młodzieżą.

Zapewne ta moda na zachodnią fantastykę (zresztą nie najważniejsza spośród mód epoki) miała wpływ na Lema. Ale podjął on nie naśladownictwo, a dyskusję z tą odmianą gatunku, sformułował definicje i postulaty: SF była dla niego jednym z rodzajów fantastyki ogólnie pojętej, tej zaś wyznaczników milcząco upatrywał (podobnie jak cała tradycyjna genologia) w oczywistych różnicach między "jej światem" - a światem pozaliterackim, rzeczywistym. Sądził (podobnie jak Roger Callois), że naukową fantastykę odróżnia od baśni dbałość o uprawdopodobnienie prezentowanych sytuacji przy (rzeczywistym lub udanym) wyzyskaniu naukowych hipotez oraz brak nadrzędnie założonego moralnego porządku, dzięki któremu w baśniach zawsze zwycięża sprawiedliwość. Pokrewna SF, współczesna baśń literacka - "fantasy" traci ów porządek bez troski o prawdopodobieństwo.

Tak rozumianemu gatunkowi przyznał rangę mitu... i profecji. Ale gatunkowi, a nie poszczególnym jego realizacjom, którym zarzucił: prymitywizm budowy, konformizm, intelektualną miałkość. Brakowało Lemowi poważnie traktowanego erotyzmu. Raziły go: niezdarność przedstawienia problemów psychologicznych mogących wyniknąć z zetknięcia się człowieka z doświadczeniami przyszłości, natrętny antropomorfizm rozszerzania Ziemi do granic galaktyki, konserwatyzm formalny, opieranie konstrukcji na awanturniczo-sensacyjnym schemacie fabularnym ze szkodą dla zawartości problemowej, mogącej mieć rzeczywiste futurologiczne znaczenie. Wszystko to - zdaniem pisarza - (a słychać tu echo poglądów wspominanego eseju o Camusie) czyni niemożliwym powstanie prawdziwej, fantastyczno-naukowej powieści:

Powieść, to otwarty przestwór czy obszar o bogatej zabudowie, czytelnik zaś w miarę upływu akcji wznosi się niejako wciąż wyżej, dostrzegając coraz wyraźniej wewnętrzną logikę, plan architektoniczny, zawiłe związki poszczególnych elementów całości, nareszcie - ją samą, nie tylko jako algebraiczną sumę, ale jako całkę, o nowej, nie znanej przedtem wartości. [...] Tego stopniowego poszerzania kręgu widzenia, wzbogacania ujęć, komplikowania nie przygód, ale relacji, związków, stosunków, zjawisk - w przeważającej mierze powieściom SF brak. [...] Przy budowie powieści nie wystarcza znajomość działań prostych ani pojedyncze, osadzone jeden na drugim, pomysły. Powieść musi być sama całością - w science fiction [...] całością jest, jak dotąd, gatunek.12

Pamiętając o dacie ukazania się cytowanego tekstu (1959), możemy, jak się zdaje, zinterpretować "Solaris" jako próbę wypełnienia stwierdzonej luki, sprostania powyższym postulatom.

 

*

 

Daleka przyszłość, ludzkość epoki kosmodromicznej, odkrywszy antygrawitację i gotowa odpowiedzieć na każdą (o ile się zdarzy) zaczepkę "obcych" antymaterią, dosięga granic Galaktyki. Na odległej, pokrytej czymś w rodzaju żywego (rozumnego?) "oceanu" planecie trójka uczonych o "zachodnio" brzmiących nazwiskach prześwietla plazmę "twardym", zabójczym promieniowaniem. I wtedy na ich badawczej stacji pojawiają się goście: przybrane w ludzkie postaci, najtajniejsze, na samym dnie podświadomości skryte - ich (tj. naukowców) obsesje. Twory - subiektywnie przekonane, że są ludźmi i na co dzień ludzkie - w razie prób pozbycia się ich ujawniają prawdziwą naturę: zabijane - ożywają; oddzielone od "gospodarza" mogą gołymi rękami rozwalać metalowe ściany. Inicjator eksperymentu popełnia samobójstwo, reszta gorączkowo pracuje nad zniszczeniem "fantomów". Na stację przybywa nowy badacz. Jego "gościem" będzie ożywione wspomnienie dziewczyny, którą dziesięć lat temu zmusił do samobójstwa. Początkowo reaguje jak wszyscy, potem zakochuje się. Koledzy odkrywają sposób unicestwienia tworów. Można "rozpylić je" specjalnym miotaczem. Ale Kelvin chce uratować "narzeczoną"; dochodzi do walki...

Oczywiście tak fabuła "Solaris" biec dalej nie będzie, ale jeśli nawet nie realizuje ona wspomnianego w jednym ze snów Kelvina wariantu, to i tak mieści się w zachodnim stereotypie gatunku. Dla porównania - streszczenie Lemowego pióra:

Cordwainer Smith: "The game of Rat and Dragon". W przestrzeni kosmicznej czyhają na rakiety niesamowite twory utkane z międzygwiezdnego gazu czy pyłu - napadają na statki i pozornie nie czynią im nic złego, ale pasażerowie ich popadają w obłęd lub agonię. Tylko ludzie obdarzeni zdolnościami telepatycznymi odczuwają zbliżanie się owych tworów zwanych potocznie "smokami". Można je unicestwić wybuchem świetlnych bomb, które każda rakieta ma na pokładzie, ale czas ostrzeżenia telepatycznego jest za krótki. Z pomocą przychodzą koty, dla których "stwory" są jak gdyby kosmicznymi szczurami. Koty, działając wspólnie z telepatami-ludźmi, dzięki podłączeniu do telepatycznej sieci...13

Doprawdy nie jestem w stanie kontynuować tej historii . - kończy pisarz z głębokim niesmakiem. Niemniej już lekko "uprzygodowiona" fabuła "Solaris" stałaby się zjawiskiem podobnego rzędu.14 Więcej! Wprowadzenie motywów "kosmicznego potwora" (tj. Ocean Solaris ) i psychoanalizy jest nawiązaniem do (a wyszło to chyba na dobre zachodnim wydawcom przekładów tej powieści) - równie jak parapsychologia u Smitha - wytartych, arcyamerykańskich wzorców.

To postępowanie musiało być aktem świadomego wyboru pisarza - reformatora gatunku. Zapragnął - na bazie czegoś typowego - pokazać jego niewykorzystywane możliwości. Nowym elementem miało być zastąpienie rozwijającej się na tle fantastycznej rzeczywistości, sensacyjnej intrygi przez (co wymagało oparcia konstrukcji powieści na innej dominancie kompozycyjnej) doniosłą zawartość problemową. Wydarzenia, które dalej zachodzić będą na stacji, właśnie jako wydarzenia - więc obiektywnie - będą nieciekawe: Kris przeżyje upiorne powtórzenie romansu sprzed lat, ponowi się próbę kontaktu z Oceanem. Na koniec koledzy Kelvina rzeczywiście zbudują dezintegrator, ale nic sensacyjnego się nie stanie, do walki nie dojdzie. Wręcz przeciwnie: Harey sama poprosi o "rozpylenie", bo tylko tak będzie mogła się zabić...

Ale w zamian zawiedziony czytelnik zobaczy Nieznane i to, jak mogą na nie reagować ludzkie jednostki.

Jeden z solarystów, Snaut, mówi w pewnym momencie: Nie szukamy nikogo oprócz ludzi. Nie potrzeba nam innych światów. Potrzeba nam luster [...] . Chcemy znaleźć własny, wyidealizowany obraz, to mają być globy, cywilizacje doskonalsze od naszej, w innych spodziewamy się znowu znaleźć wizerunek naszej prymitywnej przeszłości.15

Podróże do gwiazd odbywamy dziś jedynie w literaturze, więc problem jest na razie teoretycznoliterackiej natury i dotyka zasadniczego ograniczenia fantastyki: konieczności budowy motywu fantastycznego z konwencjonalnych, realistycznych elementów, dzięki czemu odróżniać od tego, co rzeczywiste mogą go tylko cechy ilościowe (na przykład olbrzym - to wielki człowiek, a statek kosmiczny - bardzo szybki i potężny samolot itp.). Dlatego uśmiechamy się często przy czytaniu nawet stosunkowo niedawno wydanych, przyszłościowych fantazji.

Powyższa konieczność znakomicie obniża futurologiczną wartość gatunku - przecież przyszłość nigdy nie będzie podniesioną do potęgi teraźniejszością. Lem zaś chciał potraktować poważnie futurologiczne zadania i (co szczególnie konieczne w innoplanetarnym temacie) podjął próbę stworzenia w powieściowym świecie elementu fantastycznego odmiennego jakościowo. Jest nim Ocean Solaris , z którym - według określenia pisarza - ludzkość ściera się naukowo i badawczo. Innymi słowy: bądź jako ludzie i instytucje stwarzające określoną gałąź nauki, bądź jako jednostki, które mają do dyspozycji jedynie siły własnego umysłu i charakteru.

Konstruując obraz "kosmity" zastosował twórca zasadę "niekoherencji cech":

Rozpoznawalne cechy innych - pisał parę lat później charakteryzując swoją powieść - w samej rzeczy powinny stanowić zbiór elementów taki, że tylko jego część możemy włożyć w ramę aktu klasyfikacji, a kiedy usiłujemy uplasować w niej wszystkie, rama nie może tego wytrzymać i pęka; cechy rozsypują się na korelaty i próby pojmowania trzeba zaczynać od początku.16

I tak - przez sto lat rozwoju solarystyki (poznawanej przez nas przy okazji rozmyślań przeglądającego klasykę tematu Krisa), nie zdołano dojść do jakiegokolwiek wyniku w badaniu istoty Oceanu. I nic dziwnego, gdyż Lem tworzył ten motyw tak, aby w trakcie lektury, dla czytającego stopniowo stawało się jasne, że: Przywiedlność fenomenów jakie są członami jego (tj. Oceanu - W.K.) "normalnej aktywności" (tworzenie "symetriad", "asymetriad", "mimoidów", "długoni", "anielskich skrzydeł okrwawionych" itd.) do jednego pojęcia, znajdującego się wewnątrz kategorii "rozumności" okazuje się niemożliwa, ponieważ brak nam wszelkich kulturowych sensów, które można by przyporządkować nazwanym zjawiskom, a zarazem swoistość owych fenomenów zdaje się przecież sugerować, że chodzi o przejawy działalności opatrzonej jakimś sensem, tyle, że on trwale pozostaje dla człowieka niedostępny.

Solarystyka, mimo że bibliografie tematu liczą tysiące pozycji (Lem to starannie zaznacza, nie mogąc przecież inaczej, na paru stronach, zdać sprawy z rozwoju - choćby wymyślonej - nauki) pozostaje przedziwną, czysto idiograficzną nauką. Nie jest w stanie sformułować ani jednego prawa. I na dodatek okres rozkwitu ma już poza sobą. Trójka uczonych prowadziłaby zapewne tylko standardowe obserwacje - znane wydarzenia są jednak, z naukowego punktu widzenia - zupełnym przełomem.

Następnym zaś członem sylogizmu - pisze dalej Lem - uprawdopodobniającym tezę "rozumności" przeciw kontrtezie "czysto przyrodniczych, tj. fizycznych fenomenów" - jest wszystko, co Ocean wyprawia wewnątrz stacji na Solaris. Same "długonie" czy symetriady na upartego można jeszcze uznać za "miejscowe gejzery" osobliwego typu, ale nie można uznać za działalność kategorialnie tego samego rzędu - pojawienia się syntetyzowanych przez Ocean istot ludzkich wewnątrz Stacji. Owe istoty samym swoim pojawieniem się popierają pośrednio lecz mocno tezę o intencjonalnym charakterze wszelkich aktów Oceanu, również takich, które nie mają nic wspólnego z obecnością ludzi na planecie.

Od siebie dodam, że zasadę niekoherencji utrzymano konsekwentnie - bo założywszy z kolei intencjonalność działań solaryjskiego kosmity, także nie wytłumaczymy ich "do końca". I my, i bohaterowie powieści na próżno usiłujemy sprowadzić je do któregoś ze znanych nam typów rozumnego działania. Hipoteza ułomnego Boga stanowi humbug logiczny, niczego nie tłumaczy. Jej obecność może mieć uzasadnienie w porządku psychologicznym (bohaterowie odczuwają wszak konieczność zinterpretowania sensu swej przygody) oraz teoretycznoliterackim - powieść przecież opiera się na typowych strukturach gatunkowych SF, gdzie zagadki powinny być i najczęściej są wytłumaczalne i wytłumaczone.

Starcie ludzkości, naszego sposobu rozumowania z tak skonstruowanym17 Nieznanym kończy się klęską. Ale odczytanie tak sformułowanego problemu jest zadaniem dla czytelnika. Zadaniem skrytym poza czymś dość przypadkowym, to jest poza zachowaniem i myśleniem Kelvina. "Solaris" jest jego bardzo subiektywnym (skoro na dwa miesiące akcji opisano jako tako sześć dni) pamiętnikiem.

O problematyce oraz fabule powieści wiemy tyle, ile się na podstawie jego relacji domyślimy.18 Kelvin opisuje przede wszystkim to, co dla niego istotne. Np. nie zajmuje się prawie obecną wokół techniką - a jeśli już, to jej wyglądem, a nie istotą działania. Nie obchodzi go ona więcej, niż nasze otoczenie - nas. To druga przyczyna tylko nieznacznego zestarzenia się powieści, która zaczyna trącić myszką tam tylko, gdzie Lem o powyższej zasadzie zapomniał. (Na przykład: kosmonauci używają lampowych radiostacji.)

Ponadto pozycja Krisa na Stacji jest z początku dość specyficzna: przybywszy w trakcie działań Oceanu najpierw nie wie, co się dzieje i musi do prawdy ("prawdy" w znaczeniu faktów, a nie - sensu tych faktów; pomimo ponawianych prób dotarcie do niego okaże się niemożliwością) dochodzić samemu, zaś po drugie - jego "gość" jest nadzwyczaj miłej natury.

Na koniec na narrację wpływa fakt, że Kelvin jest psychologiem i nie oszczędza nam introspektywnej analizy własnych przeżyć wewnętrznych oraz delikatnych sugestii co do zachowań Sartoriusa i Snauta. Czyni tak nieprzypadkowo. Umożliwia Lemowi próbę określenia, jak na zetknięcie z Nieznanym mogą reagować różne osobowości. Ich zachowanie bada pisarz w dwóch aspektach: prób racjonalizacji i obawy przed niebezpieczeństwem.

Pierwszy z powyższych problemów przewijał się jeszcze u Lema-socrealisty19 i miał swój udział w doborze cmentarnych motywów "Śledztwa". Czy badacz, napotkawszy coś nie mieszczącego się w granicach swojego pojmowania, ma prawo zwątpić w zdrowie własnego umysłu lub racjonalność świata? Nie, nie powinien, choć takie wyjście w przypadku naszych solarystów byłoby wcale wygodne. Chcąc jednak przedstawić przeżycia stojącego przed powyższym wyborem naukowca, popada Lem w dwojakiego rodzaju sprzeczność:

- psychologiczną - bo, aby podkreślić bohaterstwo wyboru postawy racjonalistycznej, trzeba pokazać strach jednostki przed (mającym ulec racjonalizacji) zjawiskiem, który to strach - już po akcie racjonalizacji - musi wywołać u  czytelnika politowanie.

- gatunkową - bo mieszanie elementów realnych z irracjonalnymi charakterystyczne jest raczej dla tzw. fantastyki grozy (weird fiction), gdzie w powstałą w naszym spójnym, "normalnym" obrazie świata "szczelinę" wdziera się coś niesamowitego. SF natomiast toleruje wyłącznie element fantastyczny racjonalnie uprawdopodobniony; czytelnik, z chwilą gdy zorientuje się w przynależności gatunkowej "Solaris", nie chce wierzyć Kelvinowi, bać się razem z nim.

Dalsze psychoznawcze analizy Lema także pogłębiają rysę na monolicie powieściowego gmachu. To im właśnie (a nie motywom fantastycznym) zawdzięcza "Solaris" wyraźne znamię lat, w których powstała. Pragnąc odświeżyć formalnie science-fiction, utożsamił Lem (co zresztą w tamtych czasach zrozumiałe) wszelką prozatorską nowoczesność z tą jej odmianą, którą reprezentowała francuska egzystencjalistyczna antypowieść. "Solaris" przejęła "z dobrodziejstwem inwentarza" jej nieznośną retoryczność i swoistą koncepcję jednostki. Cóż. Sytuację trzech uczonych łatwo było zinterpretować jako ostateczną, egzystencjalną. Tak zresztą odczytywali ją ówcześni recenzenci, np. wielce powieść chwalący, sztandarowy wówczas przedstawiciel tzw. "czarnej literatury" - Stanisław Grochowiak.20

Przytoczę na koniec dwie wypowiedzi Kelvina, w których bardzo widoczne są takie wpływy. Oto np. jego reakcja po pierwszym spotkaniu z "gościem":

Czułem się jak obity. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Byłem zdruzgotany, moje myśli osuwały się po jakimś urwisku, grożąc runięciem - utrata świadomości, unicestwienie wydawały mi się niewysłowioną, niedosięgłą łaską.21

A tak wyznaje on Harey swe uczucia po odkryciu przez nią tajemnicy swego "pochodzenia":

Może twoje zjawienie się miało być torturą, może przysługą, a może tylko mikroskopowym badaniem [...] Może wszystkim na raz, albo - co wydaje mi się najprawdopodobniejsze - czymś całkiem innym, ale co mnie i ciebie mogą w gruncie rzeczy obchodzić intencje naszych rodziców, jakkolwiek byli od siebie różni? Możesz powiedzieć, że od tych intencji zależy nasza przyszłość i z tym się zgodzę. Nie potrafię przewidzieć tego, co będzie. Tak samo jak ty. Nie mogę cię nawet zapewnić, że cię zawsze będę kochał. Jeżeli zdarzyło się już tyle, to może zdarzyć się wszystko. Może stanę się jutro zieloną meduzą? To nie zależy od nas. Ale w tym co od nas należy, będziemy razem.22

Nie chcę przez to powiedzieć, że Lem w psychologii postaci nie miał nic ciekawego do powiedzenia (warto np. bliżej się przyjrzeć kontrowersyjnemu Sartoriusowi), lecz zdaje się, że - zwłaszcza takiej jak uwidoczniona w pierwszym z cytatów - postawy myślowej nie zrozumiemy bez znajomości "mód" epoki. Widziałem je zawsze szczególnie wyraźnie w filmach z tamtych lat, sylwetkach ich bohaterów: młodzieńców ubranych w czarne golfy i trencze, jeżdżących na skuterach oraz dziewcząt w kloszowych spódniczkach. One najczęściej mądrze milczały. Milczenie mogło ukrywać niezwykłe napięcie myśli - albo... maskować pustkę.

 

*

 

"Solaris" - powieść poświęconą ludzkiemu zetknięciu z Nieznanym, odczytywano zwykle23 bądź jako nie mającą wiele wspólnego z fantastyką naukową - powieść psychologiczną (która dla rozpatrywania problemów miłości, odpowiedzialności, niebezpieczeństwa wybrała sobie oryginalny kostium) bądź jako tradycyjny w gruncie rzeczy, a tylko poszerzający nieco sferę psychologicznej analizy romans fantastyczny o napotkaniu przez kosmonautów określonego niebezpieczeństwa (wspomnianą teorię ułomnego Boga brano wówczas za wyjaśnienie istoty Oceanu). Istniały również całkowicie dowolne próby egzegezy jak owa wspominana przez Lema w "Fantastyce i futurologii", autorstwa krytyków radzieckich24: Ocean i solaryści symbolizują społeczeństwo i jednostkę! O takiej niemożności porozumienia naprawdę w książce mowa.

Wymienione wyżej propozycje wyjaśnień oczywiście nie mogły zwrócić uwagi na wartość najistotniejszą Lemowego dzieła. To chyba jedyna fantazja, która rzeczywiście może się sprawdzić. Z fenomenami przerastającymi możliwość naszego pojmowania spotkamy się na pewno. I sposób przedstawienia takiego zjawiska (tak, by i ex post, po przeczytaniu utworu pozostawało Nieznanym) okazał się jedyny możliwy. Ani Lem, ani liczni dzisiejsi polscy pisarze SF nie zdołali drugi raz wymyślić fantastycznego motywu, który nigdy się nie zestarzeje. Lem w następnych książkach wybrał drogę powieści fantastycznej bardziej tradycyjnej i utopijnej, tj. bogatej w najrozmaitsze, futurologiczne hipotezy - często niezwykle oryginalne, ale solidnie, "serio", "obiektywnie" wyłuszczone. W nich upatrywać zaczął wartość główną swoich dzieł. W końcu zrezygnował nieomal zupełnie z ambicji sensu stricte literackich, od 1968 roku pisząc w zasadzie eseistykę rzadko i powierzchownie beletryzowaną.

A gatunek? Fantastyka naukowa na dobre przyjęła się w Polsce. Obecnie wydawnictwa wypuszczają przynajmniej kilkanaście tytułów miesięcznie, liczba uznanych, polskich autorów sięga kilkudziesięciu, popularny miesięcznik "Fantastyka" od lat rozchodzi się bez trudu. Pisarze nie idą jednak drogą dyskusji z popularnymi schematami gatunkowymi tak, jak w "Solaris" proponował Lem. Polska SF - jak i na Zachodzie - wyrzekła się uczestnictwa w wysoko artystycznym obiegu literackim. Na ogół (choć nie zawsze) woli utarte drogi. Albo rozwija się w oparciu o zrzeszonych w "klubach miłośników" hobbystów - fanów, albo służy rozrywce szerokich kręgów czytelniczych. Wybrała komercjalizację. Dobrze jednak świadczy o tej dziedzinie kultury masowej w naszym kraju, że już w początkach swojego istnienia wydała dzieło, mogące przez lata wskazywać drogi jej awansu.25

 

 

1983, 1995, 2002

 

 

 

 

 


 

Przypisy:

 

 

1. Te bardzo orientacyjne dane liczbowe pochodzą jeszcze z połowy lat osiemdziesiątych. Warto także zaznaczyć, że Lema tłumaczono najczęściej na języki: angielski, francuski, hiszpański, japoński, niemiecki, rosyjski (porównaj: Lech Keller: "Visions of the Future in the Writings of Stanisław Lem" (pH thesis, Monash University: Melbourne 2001) vol. II - Bibliography).

2. Dokładniej, główny trzon tekstu "Solaris" napisano w czasie jednego, 5-6 tygodniowego pobytu w Zakopanym a ostatni rozdział dopisano później: Ostatni rozdział "Solaris" napisałem po rocznej przerwie. Książkę zmuszony byłem odłożyć, gdyż sam nie wiedziałem, co zrobić ze swoim bohaterem. Dzisiaj nie potrafię nawet odnaleźć tego "szwu" - miejsca, w którym została "sklejona". Mało tego, nie wiem nawet, dlaczego nie potrafiłem jej przez tak długi czas skończyć. Pamiętam tylko, że pierwszą część pisałem jednym zrywem, potoczyście i szybko, a drugą dokończyłem po długim czasie, w jakimś szczęśliwym dniu czy miesiącu. - wspominał pisarz (Cyt.: S. Bereś: "Rozmowy ze Stanisławem Lemem", Kraków 1987 ss. 402, tu: s. 48-49).

3. Zaliczam do nich także powieść "Człowiek z Marsa" drukowaną w prasie w 1946 roku i pierwsze próby fantastyczne. Lem ich kilkadziesiąt lat nie wznawiał, a zatem uważał za niedoskonałe.

4. Była to "Milcząca gwiazda" Kurta Maetziga i Hieronima Przybyła zrealizowana w 1960 roku w kooprodukcji Polski i NRD - w oparciu o wątki "Astronautów".

5. Takie zdjęcie (powstałe być może przy okazji realizowania "Milczącej gwiazdy") opublikowała "Trybuna Robotnicza" 1958/145. Wywiadów udzielał Lem w tym okresie sporo. Na przykład: "Echo Krakowa" 1956/48 i 1969/116, "Ekspress Poznański" 1957/73, 1960/118, "Ekspress wieczorny" 1958/3. Przedrukowano niektóre w gazetach mniejszych miast.

6. Mam na myśli raczej wpływ, jaki miała na Lema teoria i praktyka ogólnie rozumianego socrealizmu, którego utopijny sposób podejścia do rzeczywistości jest rzeczą znaną. Jeśli natomiast o radziecką fantastykę chodzi, to na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych preferowała ona raczej wizje "na granicy możliwego", była więc rodzajem bardzo ostrożnej i unikającej utopii fantastyki technologicznej. Zmieniła strategię i zwróciła się w stronę utopii dopiero w drugiej połowie dekady, kiedy to opublikowano pierwszą szeroko znaną i konsekwentną komunistyczną utopię: "Mgławicę Andromedy" Iwana Jefremowa (1957). Można więc raczej uznać, że Lemowy "Obłok Magellana" ("Astronauci" w stopniu mniejszym) jest w skali międzynarodowej prekursorską zapowiedzią gatunku marksistowskiej utopii.

7. Warto porównać dwie wypowiedzi Lema:

Realizm, to zgodne z obiektywną rzeczywistością artystyczne odzwierciedlenie głównych nurtów i dążeń społeczeństwa. Pisarz powieści współczesnych ukazuje je w swoich książkach bezpośrednio, pisarz zaś fantastyczny, opierając się na tych aktualnie istniejących tendencjach rozwojowych, przedłuża je w przyszłość, a więc niejako jeszcze bardziej uwypukla i podaje je jak gdyby w znacznym powiększeniu ("Imperializm na Marsie", "Życie Literackie" 1953 nr 7).

Cała chytrość polega na tym, by w powieści fantastyczno-naukowej zatrzeć granicę między teorią naukową, a fantazją. [...] Operuję fantazją, tworzę fikcję literacką. W fikcji zaś nie chodzi o to, czy jakaś teoria jest możliwa do urzeczywistnienia, czy nie. Książki fantastyczne powinny dawać namiastkę przyszłości. [...] Fantastyka naukowa - to rodzaj bajek dla dorosłych [...] literaturę najbardziej interesuje człowiek. [...] Literaturę fantastyczną uważam za literaturę drugiego rzędu. (wywiad (jch): "Bajkopisarz dla dorosłych", "Echo Krakowa" 1956/48).

Powyżej zilustrowana, niewątpliwie olbrzymia zmiana poglądów zwykle umyka uwadze badaczy. Nie biorą oni pod uwagę programowych tekstów Lema-socrealisty ("Imperializm na Marsie", "O współczesnych zadaniach i metodzie pisarstwa fantastyczno-naukowego", "Nowa Kultura 1952/39) uważając, że nie są pisane "na serio". Uzasadnia się tę tezę albo uznając, że Lem "musiał", albo twierdząc, że już sam fakt zajęcia się przez niego twórczością fantastyczno-naukową (jako z samej swej natury uciekającą od rzeczywistości i wyłamującą się z socrealistycznych norm) świadczy o niechętnym stosunku Lema do socrealizmu. A skoro miał stosunek niechętny, to nie mógł szczerze pisać socrealistycznych manifestów, jakimi oba teksty niewątpliwie były.

Oczywiście tylko drugi argument - jako sprawdzalny - zasługuje na polemikę. Otóż utopijna fantastyka przyszłościowa - jak sądzę - była w Polsce pierwszej połowy lat pięćdziesiątych popierana. Niezbyt może intensywnie - ale oficjalnie. Przynajmniej jako literatura mogącą się zająć politechnizacją młodzieży. Bezpośrednie i pośrednie dowody: referat Grzegorza Lasoty: "O sytuacji w literaturze dla młodzieży" z 1951 roku ("Twórczość" 1951/8), sprawozdania J. Spinca w "Twórczości" 1950/9, 1952/8, 1953/6, 1954/3 (rubryka "Na widnokręgu") oraz recenzje przekładów fantastyki naukowej z języka rosyjskiego. Między utopią a wyraźnie zwróconym w przyszłość socrealizmem nie ma zresztą kategorialnych różnic. Przeciwnie. (Patrz: Roman Bratny: "Propozycje dyskusji o prozie i poezji" - "Twórczość" 1949/11). Ostatecznym argumentem może być sam fakt wydania "Astronautów" i "Obłoku Magellana" - wszak innej literatury jak oficjalnie popierana (może za wyjątkiem nielicznych książek związanych z "literaturą katolicką") wtedy w ogóle nie wydawano!

Nie znaczy to oczywiście, że nie potępiano SF sensu stricte, rozwijanej w USA. Że jednak Lem jej wówczas nie uprawiał, trudno mówić o jego sprzeciwie wobec literatury socrealizmu, więc i "nieszczerości" manifestów.

8. Przedruk w: Stanisław Lem: "Wejście na orbitę", Kraków 1962.

9. Rzecz jasna Lem tego terminu nie używał. Określenia "perspektywa narracyjna" używam w znaczeniu nadanym mu przez Stanisława Eilego w "Światopoglądzie powieści", Wrocław 1973. A więc "perspektywa neutralna" polega na "skryciu się autora" poza przedstawianym w utworze światem, przy czym owo "przedstawianie" odbywa się z perspektywy podmiotu, co prawda bezosobowego i obiektywnego - ale "będącego w tym świecie" i nie posiadającego o nim większej wiedzy niż jego mieszkańcy. "Perspektywa personalna" występuje, gdy autor "kryje się" poza obrazem świata stworzonym oczami uczestniczącej w tymże świecie jednostki.

10. Użytych w niniejszym szkicu definicji genologicznych nie wymyśliłem. Szczególnie dużo zawdzięczam ideom Andrzeja Zgorzelskiego z pracy: "Fantastyka. Utopia. Science Fiction. Ze studiów nad rozwojem gatunków", Warszawa 1980. Zresztą wiele z zawartych tu twierdzeń nie jest moim odkryciem. Oto bibliografia pozycji, które były mi pomocne:

Z książek o Lemie: Piotr Krywak: "Stanisław Lem", Kraków 1974 i "Fantastyka Lema: droga do "Fiaska"", Kraków 1994; Ewa Balcerzak "Stanisław Lem", Warszawa 1973; Andrzej Stoff: "Powieści fantastyczno-naukowe Stanisława Lema", Toruń 1983; Jerzy Jarzębski [red.]: "Lem w oczach krytyki światowej", Kraków 1989; Ryszard Handke: "Ze Stanisławem Lemem na szlakach fantastyki naukowej", Warszawa 1991; Antoni Smuszkiewicz: "Stanisław Lem", Poznań 1995.

Wykorzystane przeze mnie książki o historii polskiej SF to: Andrzej Wójcik: "Okno kosmosu", Warszawa 1980 i Leszek Bugajski "Spotkania drugiego stopnia", Kraków 1983.

Z prac teoretycznoliterackich, wykorzystałem: Jan Trznadlowski: "Próba poetyki science-fiction" (w: "Z teorii i historii literatury", Wrocław 1963); Ryszard Handke: "Polska proza fantastyczno-naukowa. Problemy poetyki", Wrocław 1969; Stanisław Lem: "Fantastyka i futurologia", Kraków 1973; Antoni Smuszkiewicz: "Stereotyp fabularny fantastyki naukowej" Warszawa 1980; Marek Wydmuch: "Gra ze strachem. fantastyka grozy", Warszawa 1975; z przekładów: Vera Graff: "Homo futurus. Analiza współczesnej Science Fiction", Warszawa 1975; Roger Callois: "Od baśni do science fiction" (w: "Odpowiedzialność i styl" Warszawa 1967).

I jeszcze: mówiąc o "odkryciu SF" mam na myśli informację w miarę kompetentną i głębszą. Nie można jednak twierdzić, że informacji o zachodnim SF w czasach socrealizmu w ogóle nie było. Niektóre "potępienia" rozszerzały się do rozmiaru szkicu. Np. "Miodowy miesiąc w piekle", "Twórczość" 1953/9.

11. Przedruk w "Wejściu na orbitę". Jest to podstawowe źródło wiadomości o ówczesnych poglądach Lema na temat uprawianego gatunku.

12. Tekst z "Twórczości" cytuję za: S. Lem: "Wejście na orbitę", Kraków 1962, ss. 16-17.

13. Cyt. "Wejście na orbitę", s. 33. Opowiadanie Cordwainera Smitha "Gra w szczura i smoka" nie jest takie złe i można je po polsku przeczytać w tomie: James Gunn [red.]: "Droga do Science Fiction" t.3 "Od Henleina do dzisiaj", Warszawa 1987.

14. Ściślej mówiąc, mam na myśli sam szkielet, schemat fabularny, pomysł na którym fabułę oparto. Dowodem - opowiadanie Roberta Scheckley'a "Duch V" ("Ghost V") drukowane na łamach "Fantastyki" 1983/4. Oparte jest ono na identycznym jak "Solaris" pomyśle (na planecie materializują się i zyskują samodzielność twory wyobraźni kosmonautów), ale wykorzystanym dla potrzeb rozrywkowej i absurdalno-humorystycznej konwencji.

15. Cyt. S. Lem "Solaris, Niezwyciężony", wyd. 2, Kraków 1968, tu strony 75-76.

16. Ten i 2 dalsze cytaty, według: S. Lem, "Fantastyka i futurologia" , t. 2, Kraków 1973, wyd. 2; tu str. 345-346.

17. Zbudowany wedle zasady niekoherencji cech Ocean Solaris, z punktu widzenia poetyki jest po prostu symbolem. Motywy, będące spójnym połączeniem cech sprzecznych, mające posiadać znaczenia ukryte, przenośne (i nie wiadomo dokładnie jakie) są częste np. w poezji Leśmiana. Rozkwitająca w bezmiar łąka z "Łąki" jest "czymś" równocześnie abstrakcyjnym i sugestywnie biologicznym, ta co być mogła a nie była i nie będzie z "Dziewczyny" - zarazem nie istnieje i istnieje, otchłań z "Otchłani" posiada równocześnie cechy abstraktu, człowieka, zwierzęcia. Wydaje się, że Stanisław Lem (ur. w 1921 roku w prowincjonalnym Lwowie) musiał nieźle już w szkole poznać młodopolską poezję symboliczną oraz jej kontynuacje i po latach wrócił do tej tradycji w nietypowy sposób. Na temat technik budowy symbolu, wykorzystujących zasadę niekoherencji cech - porównaj: Wojciech Kajtoch "Presymbolizm, symbolizm, neosymbolizm. Rzecz o czytaniu wierszy", Kraków 1996, zwłaszcza strony 34-46.

18. Notabene: Nieznane można przedstawić tylko z wyznaczonego personalną perspektywą narracji punktu widzenia. Wcielony w narratora czy rezonerów autor musiałby - nim się zająwszy - określić je i sklasyfikować, więc przy okazji pozbawić wszelkiej niezrozumiałości.

19. Konkretnie w opowiadaniu "Topolny i Czwartek", ("Sezam i inne opowiadania", Warszawa 1954), gdzie młody, ugrzeczniony i niesympatyczny adept nauki ośmiesza się (i zostaje skarcony), gdy - widząc unoszącą się, pozornie bez racjonalnej przyczyny, drewnianą rzeźbę bożka - wpada w irracjonalne przerażenie, zamiast rzecz zbadać.

20. Pisał on "Nowej Kulturze" (1961, nr 39), że w "Solaris" panuje atmosfera lęku, samotności i cierpienia. Można by powiedzieć, że atmosfera "egzystencjalna", gdyby ten termin jeszcze cokolwiek znaczył. Podobnie skłonny był sądzić Krzysztof Teodor Toeplitz ("Przegląd Kulturalny" 1961, nr 39), według którego: Lem każe pojechać bohaterom na odległą planetę i oglądać tam zachody słońca - czerwony i niebieski - po to tylko aby - umieściwszy ich w tej nieludzkiej scenerii - pokazać ich ludzkie natury. Natomiast dla Andrzeja Lama ("Widnokręgi" 1962, nr 5) wszystkie problemy powieści były pozorne, wyspekulowane, służące tylko gimnastyce umysłu. W ogóle zainteresowanie krytyki "Solaris" zrazu było niewielkie.

21. Cyt. S. Lem: "Solaris, Niezwyciężony", wyd. 2, Kraków 1968, s. 51.

22. Por. op. cit. s. 146.

23. Osobne analizy "Solaris" ogłosili m.in: Edward Balcerzan ("Teksty" 1973, nr 4), Andrzej Stoff ("Twórczość" 1978, nr 6), Manfred Geier i Istvan Csicery-Ronay Jr (patrz polskie przekłady w: Jerzy Jarzębski [red.]: "Lem w oczach krytyki światowej", Kraków 1989). Powieść ta analizowana jest także w każdej pracy o Lemie lub polskiej SF.

24. Porównaj stronę 315 pierwszego tomu cytowanego wyżej wydania. Podobne poglądy głosił np. M. Łazariew na urządzonej w połowie lat sześćdziesiątych w Leningradzie sesji poświęconej naukowej fantastyce (por.: M. Łazariew: "Otwiestwiennost' fantasta" w: "O litieraturie dla dietiej", nr. 10, Leningrad 1965, wyd. "Dietskaja litieratura"), czytając - jak widać - "Solaris" jak alegoryczną powieść społeczną. W ogóle "Solaris" przetłumaczono w ZSRR już w 1962 roku i potraktowano "jak swoją", tzn. odczytano wedle wzorców gatunkowych fantastyki radzieckiej. Władimir Borisow, autor zwięzłego artykułu o dziejach powieści w Rosji przytacza np. uwagi krytyków, widzących w niej nieudaną utopię "komunistycznej przyszłości". Zob.: W. Borisow: "Wriemia żestokich czudies", "Jesli" (Moskwa), 2002 nr 5 s. 243-249.

25. Od napisania tego szkicu minęło parę lat, ale sytuacja się nie zmieniła. Pisarze SF nadal nie przejawiają większych ambicji estetyczno - awangardowo - psychologicznych. Ostatnio zresztą zaczyna się najprawdopodobniej rysować perspektywa kryzysu gatunku. SF przegrywa w walce o czytelnicze łaski z literaturą fantasy.

 

 

Uwaga: szkic ten (poważnie skrócony) ukazał się w zbiorze "Lektury licealisty. Szkice" pod redakcją W. Pykosza i L. Bugajskiego, Wrocław 1986, Ossolineum, tu: s. 137-149 a uprzednio, w tejże okaleczonej wersji drukowało go "Życie Literackie" 1983/48. W wersji pełnej tekst ukazuje się po raz pierwszy w języku polskim.



Koniec




Spis treści
451 Fahrenheita
Zakużona Planeta I
Zakużona Planeta II
Bookiet
Recenzje
Stopka
A.Mason
Paweł Laudański
Andrzej Pilipiuk
W.Świdziniewski
Dawid Brykalski
Wojciech Kajtoch
Adam Cebula
Iwona Surmik
Łukasz Orbitowski
Robert Zeman
Tadeusz Oszubski
Piotr Schmidtke
Ondřej Neff
Vladimír Sokol
KRÓTKIE SPODENKI
Adam Cebula
Ryszard Krauze
D.Weber, J.Ringo
KNTT Ziemiańskiego
 

Poprzednia 19 Następna