strona główna     -     konkurs     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Andrzej Pilipiuk
strona 16

Piszemy Bestsellera cz. II


"To nie talent lecz chęć szczera produkuje bestsellera" (red. M. Parowski)

 

W poprzednim odcinku roztoczyłem przed Wami, drodzy przyszli pisarze, ponurą wizję tragicznego losu Waszych rękopisów. Wizja ta nie byłaby pełna, gdybym pominął problem redaktora. A zatem kto to taki? Z Waszego punktu widzenia redaktor to koleś, który weźmie do ręki Wasze dzieło i, skrzywiwszy się po przeczytaniu, ciepnie je do kosza. Jednak jeśli nie stać Was na założenie własnej gazety celem publikacji swoich utworów, jesteście skazani na kontakty z takimi typkami. Nieważne co piszecie, czy są to artykuły do gazet, felietony, opowiadania czy powieści - zawsze traficie na redaktora.

 

Skąd biorą się redaktorzy? Przeważnie z przypadku. Trafiłem w życiu na kilku różnych. Byli wśród nich niedoszły biolog, technik urządzeń chłodniczych, dentysta, świadek Jehowy, grafik komputerowy, artysta od sztuki nowoczesnej, były tłumacz, technolog żywności, magister archeologii... - jak widać, aby zostać redaktorem, nie jest konieczne specjalne wykształcenie. Od razu zaznaczę, że wśród wyżej wymienionych trafili się zarówno fachowcy jak i totalni partacze. Jak odróżnić fachowca od partacza? Fachowiec umie ocenić i zredagować tekst, partaczowi wydaje się, że umie.

 

Redakcji tekstu nie można się nauczyć w zasadzie nigdzie. Podstawy poznałem w czasie warsztatów organizowanych przed laty przez "Klub Tfurców". To była jednak tylko pewna ogólna podstawa. Dalsze umiejętności zdobyłem, dokonując szczegółowej analizy gramatycznej różnych rodzajów błędów językowych. Przypuszczać należy, że redaktorzy, którzy cośkolwiek wiedzą o tej robocie, kształcą się systemem cechowym - starsi i bardziej doświadczeni szkolą swoich uczniów - zachowując atoli dla siebie najważniejsze sekrety fachu, co sprawia, że uczniowie nie są w stanie zagrozić w przyszłości ich pozycji.

Partacze nie uczą się wcale, wydaje im się, że wiedza wyniesiona z liceum wystarczy. Ano niestety, nie wystarczy. Gramatyki uczy się u nas w sposób kompletnie skandaliczny - zmuszając uczniów do kucia formułek i odwalania głupich ćwiczeń, zamiast położyć nacisk na rozumienie zasad i umiejętność ich zastosowania. Kilka zagadnień z dziedziny wyższej gramatyki postaram się Wam przybliżyć w przyszłości.

 

Najgorszym rodzajem redaktora, na jakiego możecie trafić, jest niespełniony pisarz. Gość godzinami zastanawia się nad tym, dlaczego nie jest w stanie nic spłodzić. Po kilku latach takich rozmyślań staje się zgorzkniały i cyniczny. Kontaktując się nim, narażamy się na to, że z dziką radochą uwali nasz tekst tylko dlatego, że napisaliśmy go nieźle - lepiej niż on sam by potrafił. Oczywiście prawdziwy "Wielki Redaktor" nie uwala tekstów ot tak, on musi znaleźć sobie powód. Tu nie wystarczy sama nienawiść do nas - trzeba ją podbudować odpowiednim uzasadnieniem.

A zatem redaktor taki będzie z ołówkiem w ręce liczył, ile mamy znaków w linijce i ile linijek na stronie. Z satysfakcję będzie zaznaczał, gdzie zapomnieliśmy postawić przecinek, po czym odrzuci tekst z uwagi na "rażące niedoróbki formy". Dla niego natrafienie w naszym tekście na literówkę jest jak wydłubanie z muszli dorodnej perły, a każdy błąd ortograficzny, niczym piękny diament znaleziony po wielu dniach pracy. Człowiek taki będzie analizował tekst pod kątem jego odrzucenia. Teraz rozumiecie, dlaczego tyle miejsca poświeciłem w poprzednim felietonie na wbicie Wam do głów, jak powinien wyglądać dobry maszynopis? Tego typu sukinkotowi nie możemy dać żadnej formalnej okazji do uwalenia z miejsca naszego tekstu. Większość redaktorów oceniających opowiadania jest w porządku, jednak ostrożność i tu nie zawadzi.

 

Praca redakcji zazwyczaj wygląda następująco: Na czele stoi redaktor naczelny. Czasem jednocześnie pełni funkcję redaktora prozy polskiej. Podlega mu redaktor graficzny - który zajmuje się obrazkami (on nas nie interesuje, chyba że uprze się, by dać jakieś bazgroły jako ilustracje naszego tekstu), oraz sekretarz redakcji. Redakcja zazwyczaj liczy od dwu do pięciu osób, do przeszłości odeszły kilkunastoosobowe składy...

 

A zatem redaktorski grzech główny - lenistwo. Lenistwo naczelnego sprawia, że całość działa bardzo niemrawo. Człowiek, który sam przeżywa życie w półśnie, nie jest w stanie zdopingować podwładnych do roboty. Rozmamłanie faceta od prozy polskiej powoduje, że nasz tekst może zostać przeczytany po tygodniu od nadesłania lub po miesiącu. Bywa, że wcale nie zostanie przeczytany. Jeśli słodka błogość nieróbstwa dotknie sekretarza redakcji, sytuacja jest tragiczna - gdyż to od tego gościa zależy, czy i kiedy dostaniemy naszą forsę...

Leniwy redaktor nie zechce nic poprawiać, wyrzuci nasz utwór do kosza. O ile frustrata ciężko pokonać, o tyle rozanielonego można przeskoczyć dość łatwo. Wystarczy napisać na tyle dobrze, by przełożył tekst na kupkę tych do wydania i zapadł w dalszą drzemkę...

Niekiedy lenistwo redaktorów powoduje skutki zgoła dramatyczne. Na przykład w pewnym wiodącym wydawnictwie naszej branży spiętrzył się stos około stu(!!!) maszynopisów nadesłanych powieści. Stos ten narasta od lat. Tworzą go głównie maszynopisy debiutantów, w tym jeden - 700 stron autorstwa niżej podpisanego... Tekst ten złożyłem bodaj w 1998 roku. Do dziś dzień nie został przeczytany i pewnie nie zostanie, bo z dobrze poinformowanych źródeł wiem, że z racji grubości został użyty do podparcia konstrukcji regału...

 

Inną wadą redaktorów jest bałaganiarstwo. Redaktor potrafi zgubić wszystko. Nasze dane, nasz tekst, nasze umowy, nawet nasze honoraria. Tu na marginesie uwaga psychologiczna. Chaos panujący na biurku i w otoczeniu redaktora zazwyczaj jest dokładnym odbiciem stanu jego myśli. Ludzie zorganizowani utrzymują wokół siebie porządek i z reguły nie gubią ważnych papierów...

Wspominałem poprzednio o podpisywaniu maszynopisów z obu stron. W pewnej redakcji widziałem niezły stosik tekstów, które w zasadzie kwalifikowały się do druku, ale podpisane zostały jedynie imieniem i nazwiskiem. Autor dane pozwalające na nawiązanie kontaktu zawarł w liście lub umieścił na kopercie - i niestety zostały one zagubione w redakcyjnym bałaganie.

 

Ponadto redaktorzy posiadają swoje specyficzne narowy. Po prostu pewna tematyka im się podoba, inna nie. Jak poznać gust takiego typa? Ano analizując, co też dopuścił do druku. Oczywiście dużo ciekawsze byłoby zbadanie czego nie dopuścił - ale to niestety w naszych warunkach jest niewykonalne. (chyba, że wiemy, do którego zasobnika z makulaturą trafiają odrzucone przez redakcję maszynopisy). Miejscem, gdzie możemy dokonać rozpoznania redaktora, są konwenty miłośników fantastyki. Warto wybrać się na spotkanie z redakcją i posłuchać o czym i w jaki sposób będą mówili zaproszeni redaktorzy.

 

W zasadzie na konwentach nie należy wręczać im swoich maszynopisów. Wysoce prawdopodobne jest, że zostaną one zgubione. Cóż, impreza taka trwa kilka dni i kilka nocy, częste zmiany knajp... Jeden z redaktorów zgubił nawet komplet kart kredytowych, więc maszynopis lepiej wręczać w budynku redakcji. W żmudnym procesie poznawania narowów redaktora ważne może okazać się zasięgnięcie opinii u autorów, którzy już coś w danym piśmie puścili. Starszy kolega po piórze może być kopalnią ciekawych informacji, zwłaszcza jeśli postawimy mu piwo i pociągniemy za język. Dowiemy się wówczas rozmaitych rzeczy, które pozwolą nam starannie zaplanować strategię.

 

Pośród cech charakteru redaktorów warto wymienić jeszcze jedną - zaborczość. Bywa i tak, że po szczęśliwym debiucie redaktor uzna nas za swoja wyłączną własność i alergicznie będzie reagował na próby publikacji gdzie indziej. Tak było w przypadku pewnego autora. Złożył w wydawnictwie dwa maszynopisy - powieści i zbioru opowiadań. Zbiór został odrzucony z wstrętem, powieść skierowana "do produkcji". Autor, nie przejmując się odmową, zaniósł opowiadania do konkurencji, gdzie zostały przyjęte przychylnie i oddane szybko do druku. Niebawem ukazały się w postaci sympatycznej książeczki. Na wieść o tym, pierwszy wydawca wpadł w szał i nie wydaną jeszcze powieść wykreślił z grafiku. Autor niezrażony pokazał mu figę i udał się tam, gdzie wydali jego opowiadania. Niestety, redaktorom powieść się nie spodobała i musiało minąć coś ze cztery lata, zanim wreszcie doczekała się publikacji jeszcze gdzie indziej. Mamy tu więc zaborczość połączoną z mściwością...

W przypadku czasopism nie jest to aż tak ostro, choć pamiętam, że jako autor ze stajni "Feniksa" do redakcji "Fantastyki" po raz pierwszy szedłem z duszą na ramieniu... Z przypadkami zaborczości nie spotkałem się w aż tak ostrej formie, choć z redaktorem Grzędowiczem miałem umowę, że opowiadania o Wędrowyczu puszczam tylko u niego. Dopiero gdy pokłóciliśmy się o honoraria (konkretnie poszło nie o wysokość, tylko dlaczego z czteromiesięcznym poślizgiem) tytułem ostrzeżenia puściłem jeden tekst o Jakubie w "Magii i Mieczu".

Najłagodniejszą formą tego narowu jest dumne głoszenie wszem i wobec, że autor debiutował właśnie w piśmie kierowanym przez danego redaktora lub że "debiutował u konkurencji, ale te naprawdę wartościowe teksty poszły u mnie". Albo "coś tam chałturzył w tych fanzinach, a ja go nauczyłem pisać"...

W przypadku wydawnictw książkowych umowa na wyłączność lub pierwokup jest usprawiedliwiona, jeśli wydawca inwestuje w reklamę i promocję autora.

 

I wreszcie na zakończenie. Jak poznać dobrego redaktora? Taki koleś zaprosi nas do redakcji, pokaże nam nasz maszynopis tu i ówdzie pokreślony na czerwono, a potem wyjaśni nam szczegółowo, jakie kropnęliśmy błędy i jak należy je skorygować... Prawdziwy redaktor powinien być nie tylko fachowcem w swoim fachu, ale także porządnym i życzliwym człowiekiem. Niewielu dziś takich, ale trzeba szukać.



Koniec




Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Konkurs
Bookiet
Recenzje
Komiks
Stopka
A.Mason
Paweł Laudański
Andrzej Pilipiuk
W.Świdziniewski
Adam Cebula
Tomasz Pacyński
Rafał Ostuda
EuGeniusz Dębski
Tomasz Pacyński
Adam Cebula
Maja Kossakowska
Rafał Kosik
Grzegorz Buchwald
K. i K. Urbańskie
Ondřej Neff
Michal Jedinák
KRÓTKIE SPODENKI
nonFelix
Adowity
 

Poprzednia 16 Następna