strona główna     -     konkurs     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Katarzyna i Karolina Urbańskie
strona 29

Królewska Wysokość

 

Władca Freric uniósł lewą brew. Natychmiast w komnacie rozległy się czyjeś pospieszne kroki i już po chwili kielich wina zagościł w wypielęgnowanej i upstrzonej pierścieniami dłoni króla. Władca uniósł puchar do ust i siorbiąc z cicha, skinął ręką w stronę swego doradcy.

List wyraźnie przebył długą drogę zanim trafił do rąk królewskiego sługi. Papier był ponadrywany, a zagięcia i odciski brudnych palców wskazywały na to, że przewinął się on przez wiele rąk. Król siorbnął raz jeszcze, zamlaskał donośnie i rozparł się wygodnie na swym tronie słuchając.

- "Do Króla Frerica Ratigina, Najpotężniejszego Monarchy..." - zaczął doradca, lecz władca przerwał mu:

- Do sedna, mój drogi Lauglinie...

Sługa zamilkł na chwilę, analizując pospiesznie tekst, po czym odnalazłszy odpowiedni fragment, począł czytać:

- "...jako, że Sir Saterlic zaniemógł chwilowo, ja Sir Keelin..." - tu Lauglin urwał zaskoczony i podniósł wzrok na władcę. Ten machnął ze zniecierpliwieniem ręką i siorbiąc przeciągle, nakazał kontynuować.

- "...moim obowiązkiem jest powiadomić Cię, Najjaśniejszy Panie o pewnych sprawach, które niewątpliwie możesz uznać za ważkie. Pozwól, że nie będę wyjaśniał wszystkiego, co zaszło dotąd, gdyż nie pora teraz na to, a właściciel tawerny, w której się znajdujemy, każe sobie płacić aż 3 srebrniki za zajmowanie stolika trzeci dzień z rzędu..."

- Ech! Przejdź wreszcie do sedna...- polecił Freric, ziewając rozdzierająco.

- "...w dodatku Donvan je za dwóch, a pije za trzech..."

- Ehm!

- "...a koszta utrzymania poturbowanego Sir Saterlica, który bełkotem swym uporczywym straszy służbę wszelaką..." - ciągnął wyraźnie zainteresowany Lauglin.

- A więc nie udało im się... - wyszeptał król Freric i ukrył twarz w dłoniach. Doradca milczał, utkwiwszy wzrok w trzymanej kartce, pośpiesznie doczytywał do końca, po czym lekko drżącym rękami zwinął list w ciasny rulonik i ukłonił się nisko, wycofując się ku wyjściu. Tymczasem król uniósł lekko głowę i westchnąwszy głośno, rzekł:

- Ziele, którego zdobycia podjęli się ci odważni chłopcy, było moją ostatnią nadzieją...

Przestępując z nogi na nogę, doradca zastanawiał się chwilę, jak mógłby pomóc swemu królowi, jednak nie doszedł do żadnych wniosków. W głowie miał pustkę. Nie był w stanie wymyślić nic nowego, nic, czego by już nie próbowali... Przykurcz Daremny - ziele budzące we wszystkich nieśmiałą nadzieję, remedium na największy z kompleksów króla, było już chyba ostatnią deską ratunku.

Z zamysłu wyrwało Lauglina pełne pretensji chrząknięcie władcy. Przywołany skinieniem głowy, doradca podreptał pospiesznie w kierunku stojącego nieopodal małego, rozkładanego stołeczka i chwyciwszy go, powrócił pod tron. Chwilę mocował się z jego zardzewiałymi zawiasami, lecz gdy tylko udało mu się go rozłożyć, ustawił stołek tuż przed królem. Król Freric powstał z tronu i ostrożnie zszedł na posadzkę.

-Nie dalej jak za dwa kwadranse w Sali O Niskim Suficie odbędzie się narada... - powiedział monarcha i skierował się do drzwi. Doradca patrzył, jak odchodzi, a gdy w końcu król opuścił salę, Lauglin wydał z siebie przeciągłe westchnienie. "Narada!" myślał z goryczą "Od dwóch lat, czyli od momentu objęcia przez Frerica tronu, codziennie odbywają się narady... nic tylko narady i narady! Już samo słowo przyprawia mnie o mdłości! Narada! Ech!"

 

***

 

Sala o Niskim Suficie rozbrzmiewała gwarem licznych głosów. Siwobrodzi starcy siedzący w trzech rzędach naradzali się głośno. Każdy z tych dostojnych mężów miał własną wizję wybrnięcia z owego problemu i chciał ją wyłożyć reszcie, z marnym jednak skutkiem, gdyż inni starali się robić dokładnie to samo. W rezultacie wybuchło ogromne zamieszanie, które bezskutecznie próbował zażegnać królewski doradca.

- Szacowni przyjaciele... - zaczął Lauglin, rozglądając się bezradnie po sali. Niestety nikt nie zwrócił na niego uwagi.

- Dostojni mędrcy, potężni magowie, pozwólcie, że...

Jednak i ta próba uciszenia zgromadzonych spełzła na niczym. Lauglin wyraźnie stropiony zerknął na króla, jakby sprawdzając czy cierpliwość monarchy nie została niebezpiecznie nadwerężona i raz jeszcze spróbował:

- Proszę o spokój!...

Jego lekko zachrypnięty głos i tym razem został zagłuszony przez przekrzykujących się starców, z których kilku zaczęło szarpać się za wypielęgnowane brody. Lauglin pokręcił z rezygnacją głową i zajął miejsce u boku króla. Tymczasem sytuacja na sali stawała się coraz bardziej niepokojąca. W jednym z kątów kłótnia przybierała na gwałtowności i zajadłości, podczas gdy w drugim, kilku ze starców zaczęło zrzucać sobie z głów spiczaste kapelusze. Wyglądało na to, że jakiekolwiek próby rozpoczęcia narady są całkowicie skazane na niepowodzenie, gdy nagle Salą O Niski Suficie wstrząsnął czyjś donośny niczym grzmot głos, a spośród magów wyłonił się mędrzec nie pierwszej już młodości za to przewyższający pozostałych dostojnością.

- Uspokójcie się w końcu, dziady! - zagrzmiał, a jego twarz nabrała purpurowej barwy. Po sali przeszedł szmer niezadowolenia, jednak nikt nie śmiał się głośno odezwać. Zwróciwszy na siebie uwagę, mag wygładził szatę i nałożywszy na głowę kapelusz, rzekł:

- W ten sposób do niczego nie dojdziemy, proponuję więc, abyśmy obrali jakąś rozsądną drogę... będziemy przedstawiać swe propozycje po kolei. Jako że wystąpiłem tu jako pierwszy, posłuchajcie tego, co mam do powiedzenia....

Zwróciwszy się w stronę władcy, przywołał na twarz stosowny uśmiech i ukłoniwszy się nisko, powiedział:

- Królu Mój! Dwa dni i dwie noce spędziłem na wyszukaniu odpowiedniego specyfiku, który by uwolnił cię od twego przykrego... - tu otarł niewidzialną łzę - ...schorzenia. Jestem pewien, że tym razem efekt będzie zadowalający zarówno dla ciebie, jak i dla nas. Musisz bowiem wiedzieć, Najdroższy Królu, że każde niepowodzenie, przyjmujemy jako osobistą porażkę...

Na te słowa kilku mędrców pokiwało ze smutkiem głowami, a jeden czy dwóch zaszlochało cicho. Mówca wyciągnął z fałd swej szaty białą chusteczkę i wytarłszy czerwony nos, kontynuował:

- Studiując pradawne księgi, udało mi się odnaleźć przepis na miksturę, dzięki której Nasz Władca... hmm... urośnie w oczach!

Na sali ponownie zawrzało, kilku magów z tylnych rzędów zaczęło się przeciskać na przód, by móc usłyszeć coś więcej na temat wspomnianej mikstury, przez co zamieszanie w pomieszczeniu jeszcze przybrało na sile.

- Dzięki starodawnym zapisom udało mi się sporządzić ten specyfik... - ponownie udało mu się uciszyć zebranych. Sięgnął do kieszeni i już po chwili oczom skupionych w sali mędrców ukazał się maleńki flakonik. Starzec ujął go w dwa palce i, uniósłszy do góry, ciągnął dalej:

- Ponieważ jego przeznaczenie jest niesłychanie ważne, istotny jest także sposób jego podania. Z kart Mistycznej Księgi Wzrostu udało mi się wyczytać wielce ważkie szczegóły. Miksturę należy zaaplikować przez lewą dziurkę nosa pacjenta, ważne jest jednak, by znajdował się on w pozycji nogami do góry... a więc głową na dół. I na koniec jeszcze jeden bardzo istotny szczegół... Mianowicie mikstura ta, aby zadziałała tak jak powinna, musi być zaaplikowana o pełni księżyca, szóstego dnia zaraz po Dniu Wschodzącej Jutrzenki... i tu jest nasz problem - urwał mędrzec, chowając na powrót flakonik z tajemniczą substancją w głębiny swego okrycia.

- Jak wiemy, Dzień Wschodzącej Jutrzenki świętowaliśmy niespełna miesiąc temu, tak więc możliwość zaaplikowania mikstury nadarzy się dopiero za rok....

- Za rok? To absurd! - zakrzyknął jeden z siedzących w pierwszym rzędzie.

W sali rozległ się szmer niezadowolenia i rozczarowania. Odezwało się kilka podniesionych głosów, a Lauglin doznał nieprzyjemnego uczucia, że kolejna awantura wisi na włosku.

- Cisza, spokój! - zagrzmiał sędziwy właściciel flakonika z miksturą - Wypowiedziałem już swe zdanie i nic więcej w tej sprawie nie mogę uczynić...

To rzekłszy, skłonił się królowi nisko i oddalił na swe miejsce, gdzie wnet został oblężony przez kilku ciekawskich, którzy koniecznie chcieli przyjrzeć się bliżej zawartości flakonika. Lauglin powstał ze swego krzesła i powiedział:

- Dostojni mędrcy! Czy któryś z was zechce wyłożyć nam tu swą radę?

Na te słowa wszystkie szmery i rozmowy nagle ucichły. Magowie zaczęli rozglądać się, szturchać, a nawet wypychać innych na środek sali. Lauglin przyglądał się temu z rezygnacją. Wreszcie jego spojrzenie zatrzymało się na jednym ze starców, który najspokojniej drzemał w kącie.

- Drogi Sorcanie, co radzisz w tej sprawie? - zapytał doradca. Kilku magów siedzących koło siwobrodego mędrca zaczęło szturchać go i szczypać, aż w końcu się przebudził.

- Hę? Ach tak... Hmmm... - zaczął zdezorientowany starzec. Jeden z magów, siedzący w pobliżu, pospieszył mu z pomocą i w kilku treściwych sformułowaniach przedstawił cały problem. Wysłuchawszy jego słów, Sorcan zasępił się głęboko i poskubał swe krzaczaste brwi.

- Rozciągnąć go - oto moja rada! - rzekł wyraźnie z siebie zadowolony. Pomysł ten spotkał się z dość głośno wyrażaną dezaprobatą większości zebranych

- Jak tego dokonać? - zapytał wyraźnie zaciekawiony właściciel olbrzymiego, ręcznie haftowanego kapelusza, siedzący w trzecim rzędzie.

- Polegałoby to na tak zwanej pracy zespołowej... kilku, a dokładnie czterech najsilniejszych chłopów z wioski chwyciłoby naszego umiłowanego władcę, każdy pociągnąłby w swoją stronę i...

- Ale... czy to jest bezpieczne? - zapytał Lauglin, podejrzliwie przyglądając się staremu Sorcanowi.

- Tego dowiedzielibyśmy się zapewne dopiero po fakcie... - odparł tamten, wzruszając ramionami. Na sali zapanowała cisza. Nikt nie miał odwagi odezwać się słowem, a tym bardziej spojrzeć na władcę. Doradca odkaszlnął i wyraźnie zażenowany, zwrócił się słabym głosem do zebranych na sali:

- Czy nikt z was nie zechce już przemówić w owej sprawie?

Naraz z zaciemnionego końca komnaty rozległ się czyjś głos:

- Nie ma na to rady! Dajmy wreszcie spokój owym błazeństwom! Królestwo upada! Król zamiast wymyślać problemy, powinien zająć się tym, do czego został powołany!

W sali rozległ się szmer przerażenia. Nikt nie mógł uwierzyć, że takie słowa zostały wypowiedziane. Kilku magów z wyrazem największej zgrozy na twarzy zaczęło pieczołowicie i z niezwykłym zapałem czyścić sobie uszy.

- Królestwo upada? Jak to możliwe?

- Gorzej: ono już upadło i zaczęło się czołgać!

- Czyli zniżyło się do poziomu władcy! Ha ha....

W całym tym rozgardiaszu nikt z obecnych na sali nie zauważył przybycia nowego osobnika, który, oparłszy się o framugę drzwi, skrzyżował ręce na piersi i z rozbawieniem obserwował całą sytuację. Jego twarz wykrzywiła się w uśmiechu, a w jasnych oczach pojawił się błysk. Choć był to człowiek młody jeszcze wiekiem, blizna na lewym policzku mocno go postarzała, nadając twarzy surowy wyraz. Przybysz z rozbawieniem obserwował zebranych, po chwili jego wzrok napotkał uważne spojrzenie władcy Frerica. Gość ukłonił się nisko i zdjąwszy swój czarny niczym sadza kapelusz, wykonał nim kilka efektownych wymachów.

- Ktoś ty? - wychrypiał pobladły Lauglin, przyglądając się podejrzliwie nieznajomemu.

- W kraju, z którego pochodzę mówią na mnie Darrag'hsunn, jednak myślę, iż łatwiej dla was będzie nazywać mnie Darrag - odrzekł z dziwnym akcentem, wskazującym na to, iż przybywa z daleka.

- Posłano po mnie niespełna rok i siedem miesięcy temu... niestety, nie mogłem zjawić się wcześniej, ale teraz widzę, że zjawiłem się w samą porę - kontynuował wyraźnie rozbawiony. Doradca tymczasem spróbował poukładać kotłujące się w głowie myśli. "Rok i siedem miesięcy..."

- Ach tak! Pamiętam! - zakrzyknął wyraźnie uradowany i pospieszył przywitać nowo przybyłego. Uścisnął mu serdecznie rękę i odprowadziwszy na stronę, rzekł:

- Tak bardzo się cieszę, że w końcu trafiliście do nas panie... szczerze powiedziawszy nie sądziłem, iż nasza sprawa zainteresuje Radnych Zza Siedmiu Mórz i Siedmiu Gór...

- No cóż... - zaczął, lekko jakby zmieszany, przybysz, lecz w tym samym momencie doradca przerwał mu i nachyliwszy się do ucha, wyszeptał:

- Proszę wysłuchać mej rady... pod żadnym pozorem nie należy zwracać się do naszego umiłowanego władcy: "Wasza Wysokość"... króla bardzo to denerwuje. Ekhm! No to nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć wam, panie, powodzenia!

- Nie każmy im czekać! -odparł tamten i odwzajemniwszy szeroki uśmiech królewskiego doradcy, ruszył ku stłoczonej na środku sali ciżbie. Stanąwszy przed królem, ukłonił się nisko i rzekł dźwięcznym głosem:

- Wasza W...

Wszyscy wstrzymali oddech. Na sali zaległa wymowna cisza, podczas której zebrani wymieniali pełne napięcia, nerwowe spojrzenia.

- Wasza Królewska Mość - Darrg poprawił się gładko. - Przybyłem tu, by udzielić rady w sprawie, w której niewielu może pomóc...

Na te słowa kilku magów wyraźnie się oburzyło.

- ...ale nie oznacza to, że owa sprawa jest beznadziejna! Jest pewna, ośmielę się użyć tego słowa, nikła szansa, na zmianę... sytuacji, w jakiej Wasza Królewska Mość raczył się znaleźć.

Darrag zerknął nieznacznie na boki, jakby chciał się upewnić, czy udało mu się przykuć uwagę zebranych. - Nie dalej jak.... no... niezbyt daleko stąd, w północnym pasie Stromych Gór, tuż za Migotliwą Przełęczą ma swe siedziby Klan Rozgrzanego Żelaza... Jest to stary lud zamieszkujący tamte tereny od setek pokoleń. Trudnią się prostym rzemiosłem i właściwie nie byłoby w tym nic interesującego, gdyby nie drobny szczegół...

- Co to za banialuki?- zniecierpliwił się jeden z magów.

- Pozwól, że dokończę, drogi przyjacielu... - odparł obcokrajowiec i kontynuował tonem sugestywnie dramatycznym. - Owym szczegółem jest Muire'rinn - czarny kryształ wydobywany nie gdzie indziej, jak właśnie w Stromych Górach i nie przez kogo innego, jak przez Klan Rozgrzanego Żelaza...

- Cóż to za brednie? I komu co przyjdzie z tego, jak powiadacie panie, Muire'rinna?! - mag nie dawał za wygraną.

- Ten kamień to remedium na niedogodność, która spędza Jego Królewskiej Mości sen z powiek - odparł przybysz z nieukrywanym triumfem.

- Jak należy go aplikować? - zainteresował się właściciel olbrzymiego, ręcznie haftowanego kapelusza, i pospiesznie wyjął zza pazuchy mały notesik i obgryziony ołówek. Naśliniwszy końcówkę, zamarł w oczekiwaniu na szczegółowe informacje, w każdej chwili gotów do notowania.

- Czy nie należy podawać go przez prawe ucho? - padło pytanie z lewego końca sali.

- Kiedy należy go zaaplikować? Czy podanie go powiedzmy... w Noc Wiedźmowego Zauroczenia spowoduje pożądany efekt? - dopytywał się właściciel obgryzionego ołówka.

- To nonsens moi mili!- odparł z rozbawieniem Darrag i pośpieszył z dalszymi wyjaśnieniami:

- Wystarczy, że Wasza... Królewska Mość przez dwa tygodnie nie zdejmie go z szyi, a efekty będą niemalże natychmiast widoczne!

- I niech mnie skrócą o głowę, jeśli ten kamyk nie zadziała! - dodał po chwili, widząc wyraz zwątpienia malujący się na twarzach niektórych magów.

- To niesamowite! -zakrzyknął rozradowany król i poderwał się energicznie z tronu. W ostatniej chwili Lauglin złapał za królewską pelerynę i troskliwie pomógł usadowić się królowi z powrotem na miejsce.

- W zupełności się zgadzam z Wasza Królewską Mością...- przytaknął ochoczo przybysz.

- ...lecz, nic nie jest takie proste, jak się z pozoru wydaje. Z przykrością muszę zawiadomić, że jest jedno dość znaczące "ale"...

Po sali przeszedł jęk rozczarowania, a kilku magów z niesmakiem pokręciło głowami. Doradca królewski miał dziwne wrażenie, że to, co zaraz usłyszy, wcale mu się nie spodoba, jednak ciekawość nie pozwoliła mu zatkać sobie uszu. Darrag ponownie podjął swą opowieść:

- Klan Rozgrzanego Żelaza nie lubi obcych. Nie utrzymują kontaktów nawet z okolicznymi sąsiadami, a wszelkich przybyszy traktują wielce podejrzliwie. Za to czarnego kryształu strzegą niezwykle zazdrośnie.

- Nie ma więc żadnego sposobu, aby go zdobyć? - chciał wiedzieć jeden z mędrców siedzących tuż przy wyjściu.

- Obawiam się, że... nie - przyznał ze smutkiem przybysz.

- A gdybyśmy tak wysłali naszego Lauglina? Przebralibyśmy go w jakieś wiejskie odzienie, dodali kilka sińców, zadrapań i wyglądałby jak prosty człowiek... - wypalił dziarski staruszek z pierwszego rzędu, wymachując energicznie sękatą laską.

- I tu jest nasz problem...-odparł Darrag, kręcąc smutno głową -A polega on na tym, że lud zamieszkujący Strome Góry liczy sobie zaledwie, ekhm!... trzy, no może cztery stopy wzrostu.

Na sali ponownie zawrzało. Rozwiązanie problemu, które przez moment było niemalże na wyciągniecie ręki, znowu się oddaliło. Kilku co wrażliwszych magów chwyciło się za serce, inni z niepokojem obserwowali stojącego na środku przybysza.

Odczekawszy, aż wrzawa nieco ucichnie, przybysz kontynuował:

- Istnieje jednak pewna szansa. Potrzeby jest nam ktoś, kto z łatwością mógłby wtopić się w tłum i bez najmniejszych podejrzeń zdobyć zaufanie członków Klanu oraz odłamek Muire'rinnu...

Magowie zaczęli rozglądać się wokoło i na przemian wypychać na środek komnaty. W powietrze znów wzleciały strącane kapelusze, a kilku mędrców z tylnych rzędów zaczęło tarmosić się za okazałe brody. Jednak Darrag zdawał się nie zwracać na to uwagi. Z wyrazem głębokiego namysłu na twarzy, mówił jakby do siebie:

- Potrzebny jest nam ktoś taki jak oni... ktoś niepozorny... ktoś im podobny... ktoś niski? - jego wzrok padł na zajmującego obszerny tron króla. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, po czym nagle Darrg potrząsnął głową, jakby sam siebie strofował za niedorzeczny pomysł.

- Ja pójdę - odezwał się Freric w tej samej chwili.

- Wasza Wys...Królewska Mość, czy dla dobra swej sprawy i całego królestwa dobrowolnie zrezygnowałbyś....na pewien okres czasu z dotychczasowego życia? - głos Darrga pełen był wątpliwości i nadziei zarazem - Potrafiłbyś nawiązać przyjaźnie w miejscu, w którym żaden z zebranych tu na sali wolałby się nie znaleźć? I w końcu: czy potrafiłbyś posłużyć się kilofem?



Czytaj dalej...




Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Konkurs
Bookiet
Recenzje
Komiks
Stopka
A.Mason
Paweł Laudański
Andrzej Pilipiuk
W.Świdziniewski
Adam Cebula
Tomasz Pacyński
Rafał Ostuda
EuGeniusz Dębski
Tomasz Pacyński
Adam Cebula
Maja Kossakowska
Rafał Kosik
Grzegorz Buchwald
K. i K. Urbańskie
Ondřej Neff
Michal Jedinák
KRÓTKIE SPODENKI
nonFelix
Adowity
 

Poprzednia 29 Następna