strona główna     -     konkurs     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Katarzyna i Karolina Urbańskie
strona 32

Królewska Wysokość (4)

 

***

 

Lauglin przetarł wilgotne czoło rękawem tuniki. Panujący w Sali O Niskim Suficie harmider przyprawił go o nowy ból głowy i kolkę w prawym boku. W jednej chwili doradca króla poczuł się bardzo stary i niedołężny.

- Ranki i wieczory mijają, a nasz władca nie powraca... - rzekł głosem pełnym pretensji, zgarbiony mag z pierwszego rzędu ław.

- Ani widu ani słychu - przyznał siedzący obok niego mędrzec z brodą w papilotach.

- Ni ma to ni ma... trza nowego poszukać - dodał ktoś spod ściany.

- Poszukać? Ale jak to zrobić? - chciał wiedzieć siwobrody czarodziej siedzący na małym, rozkładanym stołeczku.

- Nie da się wybrać króla... królem się po prostu jest... - rzekł tonem znawcy mag w wełnianym kapeluszu.

- Masz rację przyjacielu, król to... król - przyznał zgarbiony mag zajmujący pierwszy rząd spróchniałych ławek.

- Uspokójcie się panowie - łagodny, aczkolwiek stanowczy głos spod ściany ostudził na chwilę gotujące się emocje. Po chwili przez tłum skupiony przy wejściu magów przecisnął się Darrag i z uśmiechem triumfu stanął na środku sali.

- Kłótnie w niczym tu nie pomogą, trzeba obmyślić dalszą strategię działania... Jak wszyscy widzimy, król nie powraca. Nie możemy dłużej zwlekać, nie mamy przecież pewności, czy władca powróci Tymczasem dalsze oczekiwanie może doprowadzić królestwo do całkowitego upadku. Krótko mówiąc, potrzebujecie nowego króla.

- Nowego? A co ze starym? - podniosły się krzyki z prawej strony sali.

- O to chodzi, ze nikt nie wie! - odpowiedział głos z przeciwległego kąta.

- Król może powrócić lada dzień, a może i nie wrócić wcale. - powtórzył cierpliwie Darrag - Ale bezkrólewie to bardzo zła rzecz. Racja, że króla nie można wybrać. Ale można wybrać kogoś, kto zajmie się sprawami królestwa, dopóki król nie zostanie odnaleziony. Można wybrać regenta. Mógłbym służyć wam swoją pomocą. Studiowałem dawne księgi, w swoim kraju zdobyłem już sławę wielkiego uczonego i wojownika. No i poza tym, czuję się nieco winny zaistniałej sytuacji...

- Coooo? Jak śmiesz młodzieniaszku! - zakrzyknął podstarzały mag w słomianym kapeluszu, zrywając się energicznie z ławy.

- Właśnie! Dlaczego akurat ty masz zająć miejsce króla, a nie na przykład... poczciwy Lauglin? - poparli go mędrcy zajmujący ławy po prawej stronie, tuż przy donicy z kaktusem.

- Różnica jest taka: Darrag gada do rzeczy, a poczciwy Lauglin od rzeczy... - rzekł mag siedzący w pierwszym rzędzie i poprawił zsuwający się na lewe ucho, oklapły kapelusz.

- I ty Renvanie przeciwko mnie?- zdumiał się stary doradca Lauglin. - Przecież Darrag jest obcy?

- Przykro mi, taka jest prawda. Jestem za Darragiem!- odpowiedział stary mag, ze stoickim spokojem, strzepując niewidoczne pyłki z rękawa swej tuniki.- Obcy, nie obcy, ale młody, rozumny, silny. Poczciwość to nie wszystko. Lauglin, choć poczciwi nie zdoła posłuchu utrzymać. Z Darragiem, choć obcym wszyscy się liczą.

- Zgadzam się!

- I ja! - odezwały się pojedyncze głosy z lewego kąta sali.

- A my nie! - zakrzyknęli zgodnym chórem magowie zajmujący ławy przy doniczce

kaktusem. Słowa te nie przypadły do gustu starcom siedzącym po lewej, co od razu postanowili okazać mędrcom zajmującym prawy kąt komnaty. W powietrze wzbiły się kapelusze i inne elementy garderoby, nie zabrakło również jarzyn, a jakiś zapobiegliwy mag wyczarował na miejscu Lawinę Bezpestkowych Mandarynek, którymi zaczął obrzucać każdego, kto pojawił się w zasięgu jego wzroku.

Darrag przyglądał się temu z rozsądnej odległości, wiedział, że prędzej czy później jego i tak będzie na wierzchu. Nie było innego kandydata. O tym wiedział od samego początku.

 

***

 

Świeczka stojąca na zalanym piwem blacie zaskwierczała i zgasła z cichym "ttsssss". W tym samym momencie Freric podniósł głowę znad stołu i ostrożnie uchylił powieki. Bolało.

- Ach tak... uczestniczyłem w tradycyjnej krasnoludzkiej kolacji... - rzekł do siebie i przetarł ręką zamglone oczy. W pomieszczeniu rozlegało się głośne chrapanie.

- Doskonały moment... Pora się pożegnać - mruknął pod nosem i ciężko zwlókł się z krzesła. Już miał skierować swe kroki do wyjścia, gdy niespodziewanie obudziły się w nim wyrzuty sumienia.

"Chyba nie powinienem odchodzić bez słowa..." - pomyślał, spoglądając na śpiących krasnoludów. Poszperał chwilę pod kamizelą i wydobył z niej mały, poplamiony notesik. Usiadł przy najbliższym stoliku i szybko napisał kilka słów, a gdy skończył, złożył kartkę w małą kosteczkę, którą wcisnął do brudnej ręki Gawrika.

 

***

 

- Fenus! Wstawaj! Fenussssss! - powiedział przez zaciśnięte zęby Gawrik, szarpiąc ramię chrapiącego towarzysza.

- Nie ma czasu! Wstawaj powiadam! - krzyknął zniecierpliwiony.

Fenus niechętnie otworzył oczy i rzekł z pretensją w głosie:

- Cóż się stało? Od razu uprzedzam, że żaden powód nie był dostatecznie dobry, by budzić mnie ze snu!

- Czytaj więc! - odparł krótko Gawrik, podając mu mały, pognieciony skrawek papieru.

- Czy ja wyglądam na kogoś, kto zaraz po przebudzeniu ma ochotę na taki wysiłek? Za dużo ode mnie wymagasz! - obruszył się Fenus niemrawo.

- W takim razie słuchaj! - odparł Gawrik i zaczął czytać:

- "Mili poczciwcy! Jestem wam winien pewne wyjaśnienia... Zapewne zainteresuje Was fakt, iż nie jestem krasnoludem, lecz człowiekiem. Jestem jedynym i prawowitym władcą krainy zwanej Cienistym Zakątkiem, która znajduje się między Zatoką Roześmianej Meduzy, a Małym Szumiącym Lasem. Do pełni szczęścia potrzebny mi jest jeszcze jeden drobiazg, który znajduje się w Waszym posiadaniu. Za chwilę udam się po niego, a teraz już Was pożegnam. Z wyrazami szacunku Freric Ratigin" - zakończył Gawrik poczerwieniały z przejęcia. Zatrwożony Fenus powiedział zdławionym głosem:

- Czy jemu przypadkiem nie chodzi o...

- Tak... właśnie o TO - odparł drugi krasnolud, kiwając ze smutkiem głową.

- Nie... to niemożliwe...

- Niestety... możliwe! A tak mu dobrze z oczu patrzyło! Nie mogę uwierzyć, że jest zdrajcą! - upierał się Gawrik

- Nie rozumiem, dlaczego do pełni szczęścia potrzebny jest mu nasz stary kołowrotek. Skoro jest królem, to na pewno jest bogaty... może sobie kupić własny... - rozmyślał głośno Fenus.

- O czym ty mówisz? Przecież mu nie chodzi o kołowrotek, lecz o Muire'rinn! Musimy się pospieszyć! Musimy go powstrzymać, zanim będzie za późno! - zakrzyknął Gawrik, pchając zataczającego się Fenusa w stronę korytarza.

 

***

 

Freric bez wahania wyciągnął rękę w kierunku leżącego na kamiennym podeście czarnego kryształu. Jego serce przepełniała radość.

- Nie waż się tego robić, człowieku... - usłyszał czyjś świszczący szept za plecami. Odwrócił się gwałtownie i przywarł plecami do kamiennego podestu. Wejście do komnaty dość nieudolnie blokowały dwa krasnoludy, z których jeden był uzbrojony w cynowy kufel, drugi zaś dzierżył w ręce mały, drewniany taboret.

- Chyba nie wierzycie w te bajki o Skalniaczu... - rzekł z niedowierzaniem Freric.

- Trzymam w ręce cynowy kufel i nie zawaham się go użyć, jeśli będzie trzeba... - napomniał go Gawrik lekko drżącym głosem. Na samą myśl, że miałby w tak bezmyślny sposób utracić resztki dobrego trunku, jego małe oczy zaszły łzami.

- Posłuchajcie.. - spróbował na nowo Freric

- Musisz w tej chwili opuścić naszą kopalnię... i to już!- zawołał Fenus czując, jak jego rękę powoli zaczyna dopadać odrętwienie, a rój niewidocznych, nieznośnych mrówek urządza harce w okolicach przedramienia. Uniesiony groźnie taboret zaczął wyraźnie drżeć, a po chwili już stał na podłodze. Krasnolud rozsiadł się na nim wygodnie i zaczął energicznie masować obolałe ramię.

- Cóżeś zrobił najlepszego? - zaprotestował Gawrik, nie dało się ukryć, że jedyną bronią stał się teraz jego kufel z resztką grzanego miodu na dnie.

- Ręka mnie już zabolała, reumatyzm znów się w niej odezwał! - usprawiedliwiał się Fenus.

-Co mi po twojej ręce, kiedy ja stracę zaraz resztę Piekielnego Ukropu! - pełen pretensji głos Gawrika zaczął drżeć niepokojąco.

- Posłuchajcie...

- To nie możesz kufla teraz opróżnić?

- A ty nie możesz przez kilka sekund stołka w ręce potrzymać?

- Posłuchajcie... - spróbował ponownie Fraric, jednak krasnoludy nie zwracały na niego uwagi. Szarpały się już za brody, poszturchiwały, całkowicie pochłonięte sprzeczką. Uradowany Freric zaniechał dalszych prób negocjacji i nie namyślając się dłużej, chwycił za leżący na podeście odłamek czarnego kamienia.

Widok Frerica trzymającego w ręce Krasnoludzki Kamień sprawił, że krasnoludy zamarły w bezruchu. Cisza, jaka nastała, zdawała się być niemalże namacalna.

- Czy teraz... nie powinien pojawić się Skalniacz i zesłać nas na wieczne potępienie? - szepnął Gawrik, rozglądając się niepewnie wokoło.

- To już koniec... - wychrypiał Fenus, wodząc oczami po wnętrzu komnaty.

- I tak oto dokona się przepowiednia... - kontynuował. - Po co on chwycił Kamień?!

- "Biada temu, kto nie będąc krasnoludem z krwi i kości weźmie Muire'rinn w swoje posiadanie" - dodał po chwili Gawrik Rozległ się cichy szloch Fenusa.

- Chyba nie wierzycie... - odezwał się Freric, ściskając w dłoni czarny odłamek skały.

- Cichaj! - przerwał mu Gawrik, wymachując złowrogo cynowym kubkiem.

- Głupi człowieku, przez ciebie wszyscy marnie zginiemy! Naraziłeś nas na gniew Wielkiej Gadającej Skały! Nie nauczono cię trzymać rąk przy sobie? Wyglądałeś na rozumnego, ale teraz patrzę, że we łbie to musisz mieć pusto...

- To tylko bajka... - Freric nie tracił odwagi.

- Zabieraj nogi za pas, póki ci życie miłe! My tu zostaniemy, tu jest nasz dom i tu umrzeć nam przyjdzie! - zawołał Fenus, otwierając mosiężne wrota komnaty. Nie namyślając się długo, Freric skorzystał z rady.

- Z pieśnią na ustach przyjacielu! No dalej! -odezwał Gawrik, gdy zostali już sami.

Ostatnią rzeczą jaką usłyszał Freric, były dwa donośne głosy krasnoludów, fałszujące jedną z prastarych pieśni klanu, której głównym motywem był powtarzany niestrudzenie refren "hej ho!".

 

***

 

- To już koniec... - westchnął Gawrik.

- Powiedziałeś to już kwadrans temu, jednak jak do tej pory nic się nie stało -odparł Fenus.

Zapadła niezręczna cisza. W końcu Gawrik nie wytrzymał i bawiąc się jednym z rzemyków swego dziurawego kamasza, rzucił pełnym pretensji głosem:

- A ja żem sądził, że Skalniacz istniał naprawdę...

- Ano...

- A może się tylko spóźnia...?

- Kto? - mruknął Fenus, przegryzając nitkę wiszącą z prującego się rękawa.

- Skalniacz... - nie poddawał się Gawrik.

- Ha ha ha - wymuszony śmiech zabrzmiał ponuro i głucho.

- Nie śmiej się! Ja umierać się już szykowałem! - odburknął obrażony Fenus i odwrócił się do Gawrika plecami

- Tak żeś się wydzierał, jak jakieś stare kalesony, myślałem, żem ogłuchł już na dobre... - odciął Gawrik bez zbytniego zapału.

- Jak myślisz, czy dobrze zrobiliśmy pozwalając temu człowiekowi odejść z naszym kawałkiem kamienia? - dodał po chwili.

- A jak myślisz, czy Gre'Wakk Krzyworęki istniał naprawdę? - rzekł Fenus, starając się nie patrzeć towarzyszowi w oczy.

 

***

 

Noc zapadła już nad krainą Cienistego Zakątka, gdy władca Freric dotarł do swego zamku. Przepełniony obawą, że strażnicy bramy mogą go nie rozpoznać z brodą i w krasnoludzkim odzieniu, skorzystał z tajemnego przejścia prowadzącego do wygódki we wschodnim skrzydle zamku. Po upływie kwadransa skradał się korytarzem prowadzącym do królewskiej komnaty. Już miał wejść do środka, gdy usłyszał jakieś głosy. Nie chciał, by ktoś go zobaczył, ale zaintrygowany przyłożył ucho do gładkiego drewna i nasłuchiwał.

- Jutro zostanę królem, to pewne! Ta kraina zasługuje na porządnego władcę, a nie jakiegoś zakompleksionego idiotę, który w dodatku jest naiwny jak dziecko! Jak można było uwierzyć w tę bzdurę o magicznym kamieniu, który dokonuje cudów?

Przyczajony pod drzwiami władca mocniej przycisnął ucho do gładkiej powierzchni drewna.

- Król nie wraca... a to potwierdza moje domysły, iż stara krasnoludzka legenda mówiła prawdę.... Zginie, a wraz z nim te zawszone, niewdzięczne karzełki... Nareszcie pomszczę śmierć ojca! Tyle lat na to czekałem....

Zaskoczony Freric po cichu wstał z posadzki i bezszelestnie udał się do swego pokoju. Wszystkie elementy układanki zaczęły do nagle siebie pasować. Nie minęła chwila, gdy drzwi komnaty Darraga otwarły się z cichym zgrzytem, a rozczochrana głowa lokatora wyłoniła się zza framugi. Zaniepokojony Darrag rozejrzał po pustym korytarzu.

- Mógłbym przysiąc, że spod framugi zawiało krasnoludzkim piwem... - mruknął do siebie i pośpiesznie zamknął drzwi.

 

***

 

W Sali O Niskim Suficie panowała grobowa cisza. Żaden z zebranych tu magów nie ośmieliłby się odezwać w tej chwili słowem. Obfity pot spływający z czół i nerwowe pochrząkiwanie było dowodem olbrzymiego napięcia panującego w komnacie. Wybory regenta właśnie dobiegały końca. Trzech najstarszych wiekiem mędrców pieczołowicie obliczało głosy znajdujące się w wysokim wiklinowym koszu. Mijały długie kwadranse wypełnione snuciem domysłów, obgryzaniem paznokci, wróżeniem i chrapaniem.

- Obaj kandydaci otrzymali na razie dokładnie po 16 głosów, ale...

- Czyli remis...ech! - zmartwił się Darrag i zaklął pod nosem.

- ALE, na dnie kosza został jeszcze jeden głos... będzie on więc rozstrzygający! - dokończył mag i podciągnąwszy rękaw swej tuniki, zanurzył rękę w głębinach kosza. Wydobył z niego małą kartkę i już miał ją odczytać, gdy drzwi wejściowe otwarły się z trzaskiem, a zebranym ukazał się niesamowity widok. W tym momencie kilku bardziej wrażliwych magów omdlało, a reszta wydała z siebie zgodnym chórem przeciągłe westchnienie. W progu stał bowiem brodaty Freric Ratigin, odziany w krasnoludzkie rajtuzy i kamizelę. Do dusznej sali wdarł się przeciąg, a wraz z nim woń grzanego, krasnoludzkiego piwa.

- Aghrrrr... - wykrztusił Darrag, widząc na szyi władcy rzemyk z uwiązanym na końcu dziwnym kamieniem. Freric rozejrzał się uważnie wokół:

- Co tu się dzieje? Cóż to za przedstawienie?

- My właśnie... wybieramy regenta, który przejmie twe obowiązki Najjaśniejszy Panie? - odpowiedział Lauglin niepewnie zbyt zaskoczony, żeby wymyślić jakieś kłamstwo.

- Ha ha, świetny żart, mój poczciwy Lauglinie! Ale dość już tych błazeństw! Mam wam coś do powiedzenia, moi mili!- rzekł i podskoczywszy zgrabnie, rozsiadł się wygodnie w swoim olbrzymim krześle.

- Kimże jest ten krasnolud? - wybuchnął stary mag z pierwszego rzędu ław i natychmiast się zapowietrzył.

- Kogoś mi przypomina -zauważył inny, podkręcając w zamyśleniu wąsa.

- Czy to nie ten poczciwy handlarz od Towaru Nie Pierwszej Już Świeżości z rogu Smoczej Czkawki i Uśmiechu Skrytobójcy? - podsunął jeden z magów grających w bierki.

- Ależ o czym wy prawicie?- żachnął się Lauglin - przecież to nasz król, Frerickiem Ratiginem zwany, Najpotężniejszy Monarcha...

- Wystarczy, mój przyjacielu - przerwał mu władca i przywołał na twarz jeden ze swych dobrodusznych uśmiechów.

- Oto nadszedł kres mego utrapienia! Mam Muire'rinn - legendarny Krasnoludzki Kamień! - zakrzyknął, podnosząc ku sufitowi odłamek czarnego kamienia.

Gdyby to, co wydarzyło się zaraz potem, miałby opisać Re'nath Leworęki, autor "Najstarszych Mitów i Legend Ludu Krasnoludzkiego", zapewne ująłby to mniej więcej tak:

"Harmider wielki nastał po tych słowach, i ożywienie ogromne, że aż ścianami zatrzęsło, a łeb od wrzasków niejednego rozbolał. Duchota olbrzymia w izbie zagościła, aż oczy łzami zaszły, w nosie zakręciło i trudno było powietrza nałapać. Magowie ciasno tłoczyli się wokół władcy, nie mogąc nasycić oczu widokiem czarnego kamienia."

- Pragnę podziękować memu przyjacielowi Darragowi, bez którego nigdy bym tego nie dokonał... - donośny głos władcy zagłuszył magów, ale nie uspokoił.

- Koniec naszych zmartwień? - wykrzyknął mag w słomianym kapeluszu.

- Więc ten kamień istnieje naprawdę! - dziwił się inny, nie spuszczając wzroku z Muire'rinnu wiszącego na szyi Freric'a.

- To naprawdę niesłychane! Jak tego dokonałeś, królu?- spytał Lauglin.

- To długa historia... pomogli mi nieco przyjaciele. Mam jednak nadzieję, ze szybko trafi się sposobna okazja, bym im się odwdzięczyć - odparł władca, obserwując stojącego w rogu sali, przerażonego Darraga.

- Tak więc mam teraz przed sobą dwa tygodnie, zapowiadające się niezwykle ciekawie. Po tym okresie, powinny być już widoczne efekty, prawda, drogi przyjacielu? - zwrócił się do niego.

Po tych słowach spojrzenia wszystkich zebranych w Sali O niskim Suficie powędrowały ku zdenerwowanemu Darragowi. Ten w końcu zdołał zaledwie wykrztusić ledwie słyszalne "tak".

Westchnienie ulgi rozległo się w komnacie, a starcy z pierwszego rzędu niemrawo zakrzyknęli:

- Hip, hip, hurra!

Freric zadowolony jak kot, który napił się śmietanki, kontynuował:

- Pamiętasz, mój drogi przyjacielu, co powiedziałeś na naradzie przed wyprawą?

- Nie... - mruknął pobladły nagle Darrag, a na jego czole pojawiły się drobne kropelki potu.

- Pozwól więc, że ci przypomnę... - zaproponował dobrodusznie król Freric i po chwili

dodał:

- Powiedziałeś wtedy: "I niech mnie skrócą o głowę, jeśli ten kamyk nie zadziała!". Trzymam cię więc za słowo... - to rzekłszy, zeskoczył z tronu i w otoczeniu przekrzykujących się nawzajem magów zniknął za drzwiami.




Koniec




Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Konkurs
Bookiet
Recenzje
Komiks
Stopka
A.Mason
Paweł Laudański
Andrzej Pilipiuk
W.Świdziniewski
Adam Cebula
Tomasz Pacyński
Rafał Ostuda
EuGeniusz Dębski
Tomasz Pacyński
Adam Cebula
Maja Kossakowska
Rafał Kosik
Grzegorz Buchwald
K. i K. Urbańskie
Ondřej Neff
Michal Jedinák
KRÓTKIE SPODENKI
nonFelix
Adowity
 

Poprzednia 32 Następna