strona główna     -     konkurs     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Adam Cebula
strona 18

Jak kciukiem w zapalniczkę

 

Było tak: moja żona wysiadła z samochodu i poszła spokojnie do bankomatu. Tymczasem jej małżonek, czyli ja, z nagła zainteresował się elektryczną zapalniczką. Nie ma co ukrywać: dokładnie wiedział, że to jest zapalniczka i jak działa. Wcisnął ją i pomyślał, że właśnie owa zapalniczka się rozgrzewa. Ponieważ nie miał najmniejszego zamiaru czegokolwiek zapalić, wyciągnął ją i wsadził do środka kciuk. Najwyraźniej chciał sprawdzić, że naprawdę się rozgrzała. Rozgrzała się. Z tej przyczyny, że całkiem mocno, nie do odtworzenia jest kluczowy moment całego incydentu: zginął całkowicie w gąszczu mocnych, cielesnych doznań. Co ten dureń myślał, wsadzając palec do zapalniczki?

 

W naszym świecie dzieją się rzeczy zaskakujące. Jedni wsadzają palce, a inni tworzą nowe zjawisko literackie, internetowe czy kulturalne. Na przykład pisanie blogów. Czym to coś jest, wiem tylko z tak zwanej drugiej lub trzeciej ręki. Oto podobno pojawiają się strony internetowe z dokładnymi dziennikami, z zapisami godzina po godzinie cennego ludzkiego życia. Podobno o to chodzi. Nie widziałem nigdy czegoś takiego na oczy. I specjalnie nie będę szukał. Natomiast zauważyłem, że modnie jest o tym pisać.

Znaczy pisać o pisaniu, że ciekawe, że inni piszą, bo nie wiadomo po co. Otóż chyba wiadomo po co. Dokładnie z tego samego powodu, z jakiego rycerze pchali się na turnieje, by sobie łby poobijać, a chłopcy w karczmie burdy wywoływali. To znaczy, w zasadzie bez powodu. Były przyczyny i zyski. Rycerze, obijając sobie łby na turniejach, stawali się sławni. Przy okazji ustalano kolejność dziobania w stadzie: który którego miał prawo przez łeb zdzielić i nie ponieść konsekwencji. Dowcip w tym, że wkład pracy w całe przedsięwzięcie nie rekompensują w najmniejszym stopniu owe profity płynące ze sławy, czy choćby nieco enigmatycznego porządku polegającego na wiedzy kto komu nalał.

 

Czytam sobie właśnie całkiem poważne czasopismo poświęcone Internetowi, a tu ktoś napisał, że ludzie piszą blogi i że to dziwne. Napisał, że najczęściej piszą bardzo źle.

Ciekawe, dlaczego mieliby pisać dobrze, skoro prawie nikt nie potrafi? Pisze także, że to ekshibicjonizm, że dziwne, że ludzie się tak odsłaniają, ale jednocześnie, że to wcale nie dziwne. Tak ów człowiek pisze. Pisze i pisze. Że chodzi o to, by stać się kimś wyjątkowym. W szczególności, także zdaniem autora, trudno porównywać powszechnie dostępną stronę internetową z pamiętnikiem pisanym do szuflady. Możemy się także dowiedzieć o tym zjawisku innej ciekawej rzeczy: powstają teksty zarówno dobre, jak i całkiem złe. Interesujące...

 

To już kolejny tekst na ten temat, równie zaskakujący i odkrywczy. Coś na kształt piwa II rzędu: ludzie piszą, że ludzie piszą blogi. Dlaczego piszą, że piszą? Ciekawe? Sprawy nie wyjaśnia bynajmniej do końca fakt, że trzeba wierszówkę zapełnić. Nim bowiem dojdzie do tak zwanego aktu twórczego, tak zwany twórca chodzi i myśli. Ponadto można chyba domniemać, że skoro pisze o owych blogach, to najpierw je czytał. Bo to wynika z tego, że ocenia ich treść, marną lub piękną polszczyznę. A więc zjawisko kolejne: jedni piszą blogi, inni je czytają. Choć sami się dziwią tym, co piszą. Kolejna zagadka. Skoro dziwią się tym, co piszą, zapewne jakość owej literatury nie zachęca specjalnie do czytania, a jednak czytają ci, co się dziwią.

 

Gdyby ktoś się pytał, wyjaśniam, że ilość tekstów, tak w ogóle, biorąc pod uwagę wszystko, co mieszczą biblioteki, których czytać nie należy, jest przygniatająca. Tak naprawdę może jeden na sto z tych opatrzonych tytułem, nawet umieszczonych w miejscach wyraźnie zachęcających do czytania, na owo czytanie zasługuje. Od razu trzeba zastrzec, że zazwyczaj i tak są to totalne bzdury, herezje urągające i zasadom literackim, i logiki we wszelkiej postaci, zaś jedyne, co owe pisma od reszty odróżnia, to niestety, fakt, że na ich podstawie będą podejmowane decyzje, że one właśnie będą kształtowały nasze otoczenie. Jeśli ta paskudna okoliczność nie zachodzi, możemy sobie dać spokój. Nie należy się przejmować, że ludzi głupoty wypisują. Tak jest od wieków. Dlaczego naraz miałoby się cokolwiek zmieniać?

 

Otóż sens zagadki: dlaczego facet, który musi coś napisać, bo na przykład chce zarobić, musi pisać o czymś, co opisania nie jest ani trochę warte? Być może istnieje jakiś jeden, może dwa wybitne blogi, i je właśnie warto przeczytać, tak jak w każdej bibliotece jest ogromna ilość kartek papieru, a naprawdę chodzi o tych kilka szczególnych. Dlaczego nie napisze na temat czegoś, co leży pod ręką, a jest sto razy bardziej warte zainteresowania? Przecież pisanie na temat czegoś ciekawego jest znacznie łatwiejsze: to zjawisko mniej więcej takie, jakby dziennikarz w wiadomościach z miasta opisał kupę piachu, a zmilczał efektowne mordobicie w lokalnej piwiarni.

 

Pozwolę sobie pominąć tytuł czasopisma i nazwisko autora: nie jest bowiem w tym sprawa, że jeden człowiek coś napisał, to się zrobiło już całe zjawisko w publicystyce.

 

W tym wszystkim mało interesujące wydaje się już, czym blog jest. Interesujące jest to, że dzieje się coś, co miejsca na zdrowy rozsądek mieć nie powinno. Jedni nie powinni pisać, drudzy nie powinni czytać, wreszcie nie powinni pisać, że inni piszą, skoro jest to miałkie. O co chodzi?

Świat nas co chwilę zaskakuje. Ktoś wpada na pomysł, że zarobi na internetowym portalu, bo w gazetach napisano, że na tym się zarabia. Tymczasem kilka prostych rachunków i widać, że rzecz nie miała prawa się udać. Tak samo, jak chwila zadumy rycerza nad kuflem piwa powinna doprowadzić go do prostego wniosku, że nie ma najmniejszego sensu tłuc się przez pół Europy, by po łbie zarobić na turnieju lub wojnie. Gdy chodzi o zyski i sławę, znacznie lepszym pomysłem jest dopilnowanie handlu zbożem, człowiek majętny od razu staje się godnym szacunku i nikt nie zadaje pytania, czy celnie obraca kopią. A tak szczerze mówiąc, lepiej być bogatym i niezbyt sławnym niż biednym i sławnym, bo w kwestii majątku mamy jasną wycenę, natomiast sława na pstrym koniu jeździ.

 

Nie miały sensu krzyżowe wyprawy, nie miało sensu pranie się po łbach na turniejach, gdzie niejeden życie postradał, nie miało sensu zakładanie e-biznesów. Nie miała sensu ani pierwsza, ani druga wojna światowa. Historycy biedzą się, by w zgodzie z obowiązującą polityczną poprawnością wyszło na to, że miliony ludzi szły na śmierć w związku z jakąś prawidłowością, koniecznością ekonomiczną najlepiej. Tymczasem były i wielkie głody, więc przymus ekonomiczny znacznie silniejszy, a wojen nie było. Głupio się przyznać, że tak zwyczajnie wyszło...

Wojny wybuchają, bo ludziom się coś wydaje: mają poczucie krzywdy, poczucie siły, wydaje się im, że przeciwnik łatwo ustąpi. A tak naprawdę to jest żywioł uczuć, niekoniecznie do końca uświadomionych, żywioł gier politycznych, których uczestnicy, brani wszyscy z osobna, wojny zazwyczaj nie chcą, albo nie bardzo chcą, ale którym wypadki wymykają się z pod kontroli.

 

Ludzie wyprawiają rzeczy bardzo dziwne: pchają się do kościołów, przybytków miłości i pojednania, na msze za to, żeby ich armia spuściła manto innej. Pojedynczo udają się tam z żarliwymi modlitwami, żeby cholera wzięła, jeśli nie samego bliźniego, to jego interesy. Robią tak nawet ateiści, przy czym nie zawahają się dać sutej ofiary na ów zbożny cel. Nie wierzą w Boga, a przecież gdyby wierzyli i tak nie mogą liczyć na skuteczność swych zabiegów w Niebieskich Bramach.

 

Jakże drobnym dziwactwem przy tym są wszelkiego rodzaju czyny popełniane na polu literackim. Są one za to, jak to się mówi, znamienne. Bardzo dobrze ilustrują owo dziwne zjawisko, które czasami tak bardzo niepokoi, bo widzimy działanie, a nie rozumiemy ani celu, ani przyczyny. Być może ludzie piszący owe blogi, czymkolwiek one są, mają nadzieję na coś szczególnego, że staną się sławni, albo że dzięki swej robocie zainteresuje się nimi jakiś człowiek, który okaże się bardzo bogaty lub wpływowy. Mogą mieć nadzieję na wiele innych rzeczy, których sobie nawet nie potrafimy wyobrazić. Kiedy jednak zaczniemy ich pytać, jak ewentualnie w detalach coś takiego miałoby się zrealizować, na przykład, kim może być ów sponsor, okaże się, że w najlepszym razie mają mętne pojęcie.

Ludzie czytający to coś (blogi), zapewne także mają ochotę, na przykład, na jakieś niezwyczajne doznania literackie. Podobnie jak owi rycerze, którzy po dwu próżnych bijatykach powinni jednak zająć się pilnowaniem własnych pól, ruszali znowu w świat, tak i ci czytacze ruszają do kolejnej lektury. A na koniec piszą o tym, że jeszcze jedna sprawa na tym świecie nie znajduje nijakiego uzasadnienia. I co, ciekawe, spodziewali się tego, a nawet byli pewni, że niczego ciekawego nie znajdą, przynajmniej w większej obfitości, niż codziennym strumieniu tekstów, jaki do nich różnymi drogami dociera.

 

Człowiek ma szlachetną tendencję do wyjaśniania wszystkiego, przypisywania znaczenia lub pochodzenia. Musiał dojść do tego, skąd się wzięły na ziemi najdziwniejsze zwierzaki i planety na niebie. Niepokoi go, skąd się biorą blogi. Człowiek bardziej doświadczony, ze sparzonym kciukiem, wie, że istnieje bezsens. Na mękach nie da się wydobyć ze mnie z jakiego powodu wsadziłem paluch do zapalniczki. W tej całej sprawie interesujące jest tylko jedno: co mianowicie zrobić, żeby historia się nie powtórzyła. I to dedykuję wszystkim, zarówno piszącym o owych tajemniczych blogach, jak i tym, którzy je pracowicie produkują.



Koniec




Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Konkurs
Bookiet
Recenzje
Nagroda F
Wywiad
Stopka
Listy
Galeria
Andrzej Pilipiuk
Anna Studniarek
Adam Cebula
Tomasz Pacyński
Wróżek Okróżek
EuGeniusz Dębski
nonFelix
Eryk Ragus
Fahrenheit Crew
Paweł Laudański
A.Mason
Adam Cebula
Tomasz Duszyński
Aleksandra Janusz
Jerzy Grundkowski
A.Kozakowski
A.Pavelková
Ondřej Neff
KRÓTKIE SPODENKI
Andrzej Świech
[XXX]
 

Poprzednia 18 Następna