strona główna     -     konkurs     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Andrzej Soulless Kozakowski
strona 35

Krok we mgłę

 

 

O AUTORZE
Andrzej Soulless Kozakowski - rocznik 1972. Białostoczanin. Publikował wiersze w "Witrażach" i "Gazecie Akademickiej". Prozą, a dokładniej shortami, zainteresował się później. Publikował w Esensji, później w Science Fiction. Przez rednacza SF namówiony do tworzenia dłuższych form, napisał więc "Robaki na cmentarzysku", opublikowane później w SF.

Silniejszy podmuch wiatru zerwał z ogłoszeniowego słupa stary plakat. Znajdująca się na nim, wyblakła twarz uśmiechniętego mężczyzny tańczyła przez chwilę w powietrzu, aż plakat wpadł do kałuży w zatoce przystanku. Chwilę później, autobus ekspresowej linii "D", wdusił go swoim prawym kołem w czarną wodę. Taki jest los tych, co przegrali.

Wysiadła jako jedyna. Kilku roześmianych facetów siedzących z tyłu, odprowadzało ją wzrokiem, kiedy mijała przystanek. Było niedzielne przedpołudnie, a to było Mucken Industry Zone, same fabryki i magazyny. Rozejrzała się, ale nie dostrzegła żadnego człowieka. Zadrżała od chłodu i postawiła wyżej kołnierz ciemnofioletowego płaszcza. Poprawiła na ramieniu pasek czarnej torebki i zaczęła iść w kierunku budynków Puelle Parfums.

- Spokój! - strażnik zawołał na dwa rotwailery szczekające w kierunku bramy wejściowej.

- Dzień dobry - przywitała się - czy mogę wejść?

- Tak, pani Sawers, zaraz otworzę, tylko uwiążę te bestie. - Strażnik oddalił się, wołając na psy. Zamknął je za drucianą siatką i wrócił, by otworzyć bramę.

- Proszę jeszcze ze mną, podpisać wejściówkę - dodał, gdy szli razem w kierunku stróżówki.

Kompleks Puelle Parfums zajmował spory plac. Całość ogrodzona była wysokim betonowym płotem. Oprócz stróżówki, przyklejonej do ogrodzenia, od strony bramy wjazdowej, znajdowała się tu sporej wielkości, dwukondygnacyjna hala produkcyjna, dwa magazyny, futurystycznie wyglądający, parterowy budynek biurowy i położone nieco dalej dwupiętrowe laboratorium. Po załatwieniu formalności kobieta udała się właśnie do niego.

Weszła do przeszklonego hallu i podążyła korytarzem w kierunku wind osobowych. Przesunęła swoją kartę magnetyczną przed czytnikiem i zjechała na trzecie piętro, podziemny poziom kompleksu. W przebieralni zdjęła i powiesiła na wieszaku płaszcz. Założyła biały fartuch. Otworzyła podciśnieniowe drzwi i przeszła do pomieszczeń badawczych. Cały czas towarzyszył jej miły, słodkawo-owocowy zapach. Odnalazła drzwi z tabliczką głoszącą "Anna Sawers", wstukała na klawiaturze, umieszczonej nieco z boku, kod i weszła do gabinetu. Wyciągnęła z kieszeni spodni coś wielkości samochodowego pilota i pstryknęła tym w kierunku umieszczonej w rogu gabinetu kamery. Spojrzała na trzymany w dłoni przedmiot, na którym mrugnęła zielona dioda. Uśmiechnęła się.

Była wysoka, miała prawie sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu i szczupłą sylwetkę Jej chód sprawiał wrażenie, jakby była nie pracownicą laboratorium, a przynajmniej stewardessą. Lekko falowane, ciemnokasztanowe włosy opadały jej na ramiona. Miała ogromne, niebiesko-szare oczy nadające jej twarzy nieco egzotyczny wygląd.

Kobieta przywiązana do biurowego krzesełka, poza wściekłą miną i faktem, że była w samej bieliźnie, wyglądała identycznie jak Anna. Mogłyby być bliźniaczkami.

- No i co tam słychać, pani Sawers? Jak udał się dzień? - Kobieta, która przed chwilą weszła, roześmiała się głośno. Druga Anna nie odezwała się.

Śmiejąca się wciąż kobieta sięgnęła lewą ręką pod swoje włosy i jej twarz zaczęła się zmieniać. Po kilkunastu sekundach w niczym już nie przypominała wcześniejszej. Była o wiele bledsza i bardziej nalana. W ciągu następnej minuty zmieniły się też proporcje jej ciała. Stała się o wiele niższa, choć równie szczupła. Wykonała kilka skłonów, naprężeń i dziwnych min, jakby rozciągała zmęczone mięśnie.

- Coś to twoje ciało trochę niewygodne - ponownie wybuchnęła śmiechem. - Powiedz mi, kochanie, co to za mężczyzna ma klucze od twojego mieszkania? Zaskoczył mnie w nocy. Przystojniaczek z niego - zaśmiała się ponownie - na szczęście był trochę pijany. Najpierw się trochę opierał, ale potem, ech, przyjemnie tu macie z tym całym seksem. Był całkiem dobry, muszę ci powiedzieć, gratuluję gustu. To twój chłopak? Nie mówiłaś mi nic o nim? Ach, no tak, zapomniałam - podeszła do Anny, przywiązanej do krzesełka i zerwała jej z twarzy szeroki plaster. - Tylko mi tu nie krzycz za głośno, nie lubię hałasu.

- To... ty szmato... - zaczęła mówić prawdziwa Anna, gdy tylko odzyskała głos. - Ty suko... to był mój brat.

- Hi hi hi, brat, nie mogę - stojąca kobieta zaczęła się nagle skręcać ze śmiechu, aż musiała oprzeć się o biurko. - Ale numer ci wykręciłam! - Jej twarz zaczerwieniła się, a ona sama, zaśmiewając się prawie do zakrztuszenia, usiadła na podłodze. - Uwiodłaś pijanego brata, ha ha ha, ty jesteś po prostu zboczona. Zboczona i do tego wariatka.

Przez kilka minut uspokajała ponawiające się wybuchy śmiechu. Podała związanej szklankę z wodą mineralną i poczekała, aż ta się napije.

- No, malutka, wypadałoby ci powiedzieć, co robiłaś wczoraj, zanim się rozstaniemy.

Otworzyła postawioną na biurku torebkę i wyjęła z niej pokryty zaschniętą krwią nóż.

- Otóż, kochanie, wczoraj wsiadłaś do taksówki, pojechałaś na Springstreet 11, włamałaś się do czyjegoś domu i tym nożem zamordowałaś pięcioletniego chłopca bawiącego się kolejką elektryczną - mówiła, patrząc na przerażoną i wściekłą Annę. - Niezbyt udolnie zacierając po sobie ślady, wróciłaś okrężną drogą do swojego domu. Taksówkarz, z którym wracałaś, na pewno dobrze cię zapamiętał. Jesteś całkiem ładna, a wczoraj ubrana byłaś w czarne mini i nie nosiłaś bielizny.

- Kim? Czym ty jesteś? - spytała cicho, z przerażeniem w głosie, Anna.

- Kim? Czym? Pytania i pytania. Czemu wy wszyscy tylko o to pytacie? Jakby robiło wam to jakąkolwiek różnicę - uspokoiła się trochę i przygładziła ręką czarne włosy. - Kosmitą jestem, UFO, rozumiesz? Albo Szatanem w żeńskiej postaci, ha ha ha, albo ci się tylko śnię. Nieważne, kim jestem. Dla ciebie nie ma to już żadnego znaczenia. W pewnym sensie żal mi cię trochę, ale na pewno nie na tyle, żeby ci pozwolić żyć. - Pociągnęła nosem i wysunęła do przodu dolną wargę. - Dobra, my tu sobie miło gawędzimy, a na mnie już czas. Pa, milutka, pozdrów brata - ponownie zaczęła się głośno śmiać.

Wyjęła z kieszeni ten sam przyrząd, którym poprzednio pstrykała w kierunku kamery, wcisnęła kilka razy znajdujący się na nim czerwony przycisk, podeszła do skrępowanej Anny, przystawiła jej przyrząd do szyi i nacisnęła zielony. Anną wstrząsnął spazm jak przy uderzeniu prądu, po czym jej głowa opadła.

- Słodkich snów, kochanie - dodała bardzo cicho ta druga. - Polubiłam cię nawet trochę, sama nie wiem, czemu. Może przez twojego brata? Dlatego jednak będziesz żyć, no dobra, nie dlatego, ale sama nie wiem, co byłoby dla ciebie lepsze.

Rozwiązała Annę, rozmasowała jej ręce i położyła ją na podłodze. Wzięła do ręki leżący na biurku nóż, nacięła nim lewy nadgarstek nieprzytomnej, nie uszkadzając jednak tętnicy i wsunęła go do jej prawej dłoni. Wywróciła szafę z dokumentami, podniosła na chybił-trafił jedną z teczek i dokładnie podarła to, co w niej było. Rozebrała się do naga, rozrzucając ubranie po całym gabinecie. Jeszcze raz obrzuciła wzrokiem całe pomieszczenie, podniosła chwilowo odłożony na biurko przedmiot, wyglądający jak samochodowy pilot, i stanęła w rogu, tuż pod kamerą. Skierowała na nią przedmiot i pstryknęła. Na kamerze zapaliła się czerwona dioda. Wsunęła miniaturowe urządzenie do ust, skrzyżowała ręce na piersiach, mocno pochyliła głowę, zamykając oczy. Językiem wymacała przycisk i nacisnęła go. Powietrze nagle wypełniające próżnię, która pojawiła się w miejscu, gdzie stała jeszcze przed ułamkiem sekundy, wydało odgłos głuchego klaśnięcia.

 

***

 

- Jak się pani nazywa? - zapytał wyższy z policjantów przesłuchujących Annę. - Czy rozumie pani, co do pani mówię?

Anna siedziała na drewnianym krześle, opierając się o ścianę, w jednym z pokoi lokalnego posterunku. Tępym wzrokiem patrzyła przed siebie, skupiając spojrzenie o wiele dalej, niż ściana pomieszczenia. Głowę miała odrzuconą trochę do tyłu i na lewy bok. Z kącika jej ust wypływał wąski strumyk śliny. Nie odpowiadała. Co jakiś czas wykonywała nieokreślony gest ręką, jak gdyby odganiała natrętną muchę.

- To bezcelowe - odparł drugi - oddajmy ją psychiatrom. Z nią chyba naprawdę coś jest nie tak.

- Pieprzę taką skuteczność. Znowu morderca wykpi się ładnymi, białymi ścianami.

 

***

 

Pomieszczenie miało trzy, na trzy, na dwa i pół metra wysokości. Jego ściany, podłoga i sufit obite były podobną do gąbki materią. Jedyne urozmaicenie stanowiła okrągła lampa, wpuszczona w sufit tak, że żadna część nie wystawała poza gładką powierzchnię.

Anna ubrana w jasnozielone spodnie i koszulę, leżała mniej więcej pośrodku pokoju z rękami rozrzuconymi na boki. O tym, że ciągle żyje, świadczyły tylko nieregularne mrugnięcia powiekami i plama moczu pomiędzy jej nogami. Jej wzrok, mimo wielu rzeczy, które z nią robiono, od czasu kiedy znalazła się w tym miejscu, ciągle skupiony był w jednym punkcie. Nie było to miejsce w naszej czasoprzestrzeni.

Obserwowała kobietę wyglądającą dokładnie tak jak ona sama. Stojącą w oddali, we mgle. Widziała jej postać, nagą, a jednocześnie obrysowaną jakiegoś rodzaju świetlistym konturem. Postać, która coś do niej krzyczała, lecz żaden głos nie był w stanie przebić się przez ryczący dźwięk huczącego wodospadu jej własnej krwi. Postać machała do niej ręką, zachęcając ją, by poszła w jej kierunku. A Anna się bała. Stała niezdecydowana na twardym podłożu przypominającym biały marmur. Kilka kroków przed nią skupiała się, kłębiła i falowała biała mgła, czasami tak gęsta, że nie przepuszczała żadnego obrazu i widać było tylko białą kipiel. Czasami przerzedzała się na tyle, by ukazać wyraźnie wołającą, kobiecą postać. Zdarzało jej się rzednąć na tyle, by ukazać pozostałą część krajobrazu. Cały szczyt góry, na której stała Anna, wierzchołek, na którym stała ta druga i bezdenną przepaść, rozdzielającą je od siebie. Przepaść, którą starała się ukryć mgła.

Ile czasu tam stała? Ile czasu? Czasu? Czym był czas w tym miejscu? Był czymś tak samo abstrakcyjnym jak samo to miejsce. Miejsce? Mgła, wodospad, skały, marmurowe podłogi, kafelki, z których składało się niebo, zmieniające się nieustannie, ustawiające się w symetryczne wzory, wszystko i nic jednocześnie. I to uczucie, zupełnie dla niej nowe, którym w końcu przesiąknęła cała. Uczucie, będące całkowitym brakiem uczuć, co tworzyło całkiem nowy rodzaj doznania. Oczyszczające umysł i duszę. Teraz była sobą. Już tylko sobą i niczym, i nikim innym.

Kafelki nieba utworzyły kolejny wzór, z którego spadł mężczyzna. Śledziła jego spadanie kącikiem oczu. Wylądował zgrabnie na nogach tuż obok Anny. Był nagi, jego skóra lekko świeciła delikatnym, mlecznobiałym blaskiem. Wyższy od niej o pół głowy, szczupły, dobrze zbudowany, choć na pewno nie atletyczny. Był w nieokreślonym wieku. Przez umysł Anny przebiegło szybkim tupotem, podobnym do tupotu małych, mrówczych nóżek, zdziwienie. Coś, co kiedyś było zdziwieniem, a teraz wpłynęło na nią niemal fizycznie, odgrywając nową melodię w nieustającym hałasie przepływającej krwi. Skądś go znała, choć nigdy wcześniej nie widziała. Był bardzo podobny... do kogo? Był podobny do siebie, to oczywiste, lecz kimże podobnym do nikogo, czyniło go to miejsce? Na chwilę przestała patrzeć na wołającą ją kobietę i spojrzała uważniej na mężczyznę, który tymczasem zdążył do niej podejść i stał teraz u jej prawego boku, na wyciągnięcie ręki. Tak, teraz go poznała. Był podobny do siebie. Był podobny do Anny. Był Anną. Tak by wyglądała, gdyby urodziła się mężczyzną. Jej, jego, ich myśli spotkały się w miejscu, w którym spotkały się palce ich dłoni.

- Wiesz, kim jestem? - zapytał.

- Tak, teraz już wiem.

- Wiesz, po co tu jestem?

- Jesteś tu, by mi pomóc.

- Tak, jestem tu po to, byś się przestała bać. Strach cię ogranicza. Strach zaczął cię pochłaniać, spójrz - drugą ręką wskazał na jej stopy. Podążając wzrokiem za jego dłonią, spojrzała na nie. Obie były zrobione z tego samego marmuru, co posadzka. Skamienienie jej ciała sięgało już wysokości łydek i powoli posuwało się wyżej.

- To dziwne, ale ja się wcale nie boję - odpowiedziała cicho.

- Twój strach jest kamieniem, z którego zbudowałaś to miejsce. To, kim wydaje ci się, że teraz jesteś, to tylko samo jądro twojej osobowości. Najmniejsza rzecz, która skupia mikroskopijne okruszki wszystkich cech twojego charakteru, osobowości i uczuć. Coś, co w tym świecie nie może istnieć bez całej reszty. Coś, co nie może umrzeć.

- Czy jestem teraz swoją duszą? - zapytała.

- Tak, to jest właśnie twoja dusza.

- Czy umarłam?

- Nie, nie umarłaś. Gdybyś nie żyła, twój strach nie miałby do ciebie już dostępu, tak samo jak żadne inne, wcześniejsze uczucie. Byłabyś wolna od tego wszystkiego, co tutaj sama sobie stworzyłaś.

- Dlaczego więc rozmawiam z sobą, tobą, mną?

- Ponieważ nie chcesz się poddać. Nie chcesz, by ogarnął cię strach i pochłonął całkowicie. Dlatego zbudowałaś te góry, tę mgłę i dlatego tam, na drugim szczycie płonie twoja nadzieja. Dlatego odgrodziłaś się od świata żywych tym pięknym, mozaikowym niebem.

- Co się ze mną dzieje? Z tą prawdziwą, tą, kim byłam, zanim trafiłam tutaj? Nic nie pamiętam.

- Nie pamiętasz, bo odgrodziłaś się od wszystkiego, również od swojej pamięci. Udałoby ci się to, lecz twój strach był silniejszy, przedostał się do ciebie i wspiął nawet na tę górę. Musisz go teraz pokonać, zobacz, pochłania cię coraz bardziej - ponownie spojrzała na swoje nogi, przemienione w kamień, tym razem już powyżej kolan.

- Jak więc mam przestać się bać, skoro nawet nie czuję swego strachu? - zapytała.

- Pomogę ci. Wiem, jak to zrobić. Ty też wiesz, co może być silniejsze od strachu, co zawsze go pokona. Przecież po to mnie tu przywołałaś.

- To ja cię przywołałam?

- Tak, Anno, patrz na mnie - powiedział i podszedł tak blisko, że ich piersi się zetknęły.

Spletli razem palce obu dłoni. Opuścili ręce, by spływały wzdłuż ich ciał. On przysunął się jeszcze bliżej do niej i rozchylił usta. Ona wiedziała, co ma robić. Pocałowała go i zamknęła oczy. Po chwili wyczuła, sztywniejącą między swymi udami jego męskość. Nie otwierając oczu, przyciągnęła go do siebie i pozwoliła, by akt się dopełnił. Jedyną zmianą w otoczeniu, która towarzyszyła ich szczytowaniu, była nagła, całkowita cisza. Po chwili odgłos wodospadu krwi pojawił się znowu, tym razem jednak o wiele cichszy. Dopiero wtedy otworzyła oczy i zrobiła krok w tył. Naprawdę jestem ładna - pomyślała, oglądając stojące przed nią ciało, całkowicie zmienione w kamień, z uchwyconym na twarzy grymasem ekstazy.

- Więc teraz jestem mężczyzną? - zapytała posąg.

"Zawsze nim po części byłam, bo tak naprawdę potrafiłam kochać tylko siebie" - odpowiedziała sama sobie w myślach. Spojrzała na swe dłonie, spuściła głowę niżej, by zobaczyć swe piersi i krocze. Jednak nadal była kobietą. Powoli zaczęły pojawiać się w jej umyśle pojedyncze uczucia.

Rozejrzała się wokół siebie. Nic się nie zmieniło. Na sąsiednim szczycie stała bliźniaczo podobna do niej kobieta i machała zachęcająco ręką. Anna podeszła do krawędzi wzniesienia i odwzajemniła gest.

- No, w końcu. Ileż można na ciebie czekać? - tamta próbowała przekrzyczeć ryk wodospadu. Teraz było ją wyraźnie słychać.

- A która godzina? - odkrzyknęła jej Anna i uśmiechnęła się.

- Tak, to rzeczywiście bardzo śmieszne. Pokonałaś swój strach, to chodź w końcu tu do mnie. Ty musisz iść ze mną, bo sama nie dam rady zejść z tej głupiej skały. - "Nie dość, że pokonałaś strach" - pomyślała tamta, patrząc z niemym wyrzutem na Annę - "to jeszcze się zabawiłaś". Anna dokładnie usłyszała myśli tamtej. Były wyraźniejsze nawet niż jej głos. Nie zdziwiła się.

- Dlaczego to ja mam iść do ciebie, a nie ty do mnie? - pomyślała Anna.

- "Bo, moja pani" - pomyślała tamta - "wygodniej się schodzi ze szczytu po kamienistej skale, niż po śliskim marmurze".

- Co racja, to racja, tylko jak mam się do ciebie przedostać? - Anna wykonała wyraźny gest głową, obejmując wzrokiem oba szczyty, bezdenną głębię wokół nich i kłębiącą się między nimi mgłę.

- A tego, moja droga, to ja już nie wiem. Po prostu idź po tej mgle.

- Tym razem to ty jesteś śmieszna. A właśnie, kim właściwie jesteś? Przywykłam już, co prawda, że mogę tu spotkać swój strach w postaci fizycznej i męską stronę samej siebie. Kultura wymagałaby, żebyś się przedstawiła pierwsza. W końcu to ty do mnie machasz bez przerwy jak jakaś idiotka. Mam nadzieję, że nie jestem taka jak ty.

- To nie było zbyt miłe. To przykre, że nie wiesz. Czy mówi ci coś wyrażenie "instynkt samozachowawczy"?

- Tak, hmmm, a więc to ty. Co cię tak ciągnie do tego życia? Ale tak naprawdę.

- Głupia jesteś - odrzekła tamta i odwróciła się do Anny plecami. Annę przeszedł nagle lodowaty dreszcz, nadchodzący od pięt, po plecach, a kończący się na skroniach.

- Dobra, przestań już - powiedziała w końcu Anna. - Przepraszam.

- Od razu lepiej, co? - zapytała, odwracając się ponownie twarzą do Anny.

- Tak. No, przepraszam jeszcze raz. Głupio mi, czuję się jak smarkula. Nigdy wcześniej nie miałam myśli samobójczych. Brrr, niedobrze odwracać się od swoich instynktów, ale jeszcze gorzej, gdy one odwracają się od ciebie. - Zastanawiała się dłuższą chwilę, po czym podeszła do krawędzi urwiska, wyciągnęła przed siebie prawą rękę i zanurzyła ją w białej mgle.



Czytaj dalej...




Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Konkurs
Bookiet
Recenzje
Nagroda F
Wywiad
Stopka
Listy
Galeria
Andrzej Pilipiuk
Anna Studniarek
Adam Cebula
Tomasz Pacyński
Wróżek Okróżek
EuGeniusz Dębski
nonFelix
Eryk Ragus
Fahrenheit Crew
Paweł Laudański
A.Mason
Adam Cebula
Tomasz Duszyński
Aleksandra Janusz
Jerzy Grundkowski
A.Kozakowski
A.Pavelková
Ondřej Neff
KRÓTKIE SPODENKI
Andrzej Świech
[XXX]
 

Poprzednia 35 Następna