strona główna     -     konkurs     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Ondřej Neff
strona 38

Prawda o Piekle

 

W ciemności pod skórzanym kapturem zabłysło oślepiające światło, kiedy kat zamknął obwód i uwolnione dwa tysiące wolt zamieniły mózg Bezpalcego Maria w miskę owsianki. No to jestem w niezłym gównie - brzmiała ostatnia myśl, myśl, jaką umierający mózg zdołał jeszcze wyprodukować zanim po prostu zawrzał i zaczął parować, i już było po wszystkim, a Bezpalcy Mario jako osoba, najzwyczajniej przestał istnieć.

Mimo wszystko, nie ocknął się w gównie, jak domniemywał, lecz w piekle.

"Gdzie ja jestem?" myślał gorączkowo, kiedy już się trochę rozejrzał.

Stał po środku czegoś, co wyglądało jak mała kancelaria. Urzędnicze biurko, za biurkiem urzędniczy facecik o pucołowatych policzkach i wodnistych oczkach. Po lewej i po prawej jakieś katalogi.

- W piekle - odrzekł facecik zupełnie obojętnie. - Tak to wygląda, Bezpalcy Mario, ocknąłeś się w piekle.

Mario gotów był uwierzyć.

- Fakt, jedzie tu iście piekielnie.

- To ty tak śmierdzisz - poprawił go urzędnik. Sięgnął do kieszeni i podał mu lusterko. - Jeszcze ci się głowa dymi. Straszne świństwo, to krzesło elektryczne. Straszne.

Mario spojrzał w lusterko i aż przestraszył się czarnej spalenizny.

- To mnie te kurwy urządziły.

- Ano urządziły. Oddawaj lusterko... - zażądał urzędnik. - I tak wyszedłeś na tym nie najgorzej. W przeciwieństwie do Chińczyka w Pottsville. Po tej kąpieli w kwasie wyglądał zdecydowanie gorzej.

- Sam tam wpadł!

- Jasne... I sam sobie związał ręce stalowym drutem, co? Na plecach?

- A skąd wy to możecie wiedzieć? - dziwił się Mario. Przed sądem o sprawie z Pottsville nie było nawet najmniejszej wzmianki. To była świetnie zrobiona fucha. Do sądu trafiły jedynie te spaprane. W porównaniu z tymi załatwionymi sprawnie dużo ich nie było. Może raptem jedna zła na pięć dobrych. Niestety, i tak wystarczyły, żeby posłać Maria na krzesło.

- Cóż, w firmie byłem numero duo. Numero uno jest Holender. Temu to się nigdy nic nie posrało. Taki cholerny spryciarz, że w policyjnych kartotekach nie było nawet jego nazwiska!

Mario nie zazdrościł Holendrowi sukcesów, ani pozycji w firmie. Nie zazdrościł mu lasek, ani kasy. Lubił go. W sumie, był to jedyny człowiek, którego Mario w swym życiu polubił. I na to krzesło poszedł właśnie przez niego. Wykpiłby się dożywociem, gdyby podkablował Holendra. Tylko, na cholerę komu takie życie, kiedy Holender, jego przyjaciel, miałby gnić w celi obok! Już lepszy szybki koniec.

Możliwe, że zmieniłby zdanie, gdyby wiedział, że piekło to jednak nie są żadne bajki, i że w nim wyląduje.

- My tu widzimy wszystko - powiedział urzędnik. - Również to, że srasz ze strachu aż po swe zwęglone uszy.

- Właśnie, że nie sram - skłamał Mario.

- Właśnie, że tak - urzędnik kiwnął głową i wstał. - Każdy sra. Kto by się powstrzymał, po tym wszystkim, czego się o piekle nasłuchał.

Okrążył biurko i podszedł do najbliższej szafy z segregatorami. Otworzył ją, a wewnątrz ukazał się wspaniale wyposażony barek.

- Burbon, szkocka? Może gin?

- A niby co to ma być?

- Co to ma być? Powitanie w piekle!

 

***

 

W piekle było zajebiście.

Urzędnik był jednym z niewielu gości, z którymi Mario miał kontakty służbowe. Poza tym - wszędzie laski, piękne, wesołe, zadbane, no i doświadczone! Doświadczone do tego stopnia, że przebijały wszystko, czego Mario kiedykolwiek spróbował, czy chociaż widział. Grzesznice? Gdzie tam, diablice. Kiedy zatęsknił za kumplami, zaprowadziły go do nich. Spotkał tu wielu swoich starych znajomków. Ci mu dopiero pokazali najważniejsze - ciągnęły się tu długie kilometry ulic, wyłącznie dancingi, kasyna i burdele. Życie w piekle to była jedna wielka impreza, jak to sobie Mario podsumował, o wiele lepsza niż cokolwiek tam, na górze. Po pijactwie człowiek nigdy nie rzygał, a wacek na rozkaz trzymał baczność. Po kilku dniach zorientował się, że to, co widział wokół siebie, to jest zaledwie niewielka cząstka większej instytucji. Był to zaledwie dystrykt oddany: "heteroseksualnej części włoskiej mafii ze wschodniego wybrzeża". Dowiedział się, że jego stary, dobry kumpel z Pottsville, Chińczyk (z gangu Zielony Smok) jest w piekle chińskim, przy czym twarz zachował taką, jak w chwili kąpieli w kwasie. Diabły były zachwycone. Bójki i strzelaniny na granicach dystryktu nie tylko nie były zabronione, ba! były wręcz wspaniałą rozrywką. Rany od noża, kuli, a wreszcie i od granatów, czy miotacza płomieni goiły się błyskawicznie, a o jakimkolwiek umieraniu nie mogło być mowy. Było nie było, mówimy przecież o życiu pośmiertnym!

Po pięciu tygodniach w piekle Mario zaczął się jakby trochę dziwić. Odszukał tego urzędnika z biura meldunkowego. Jak się okazało, był to poddiabeł szóstej kategorii, a nazywał się Popelstein.

- Wie pan, panie Popelstein - zwierzał się Mario - dziwi mnie, czemu piekło tam, na górze, ma taką złą opinię. Że tylko wieczne męki, dźganie widłami i gotowanie w smole. To same brednie! Przecież tu jest super! Chlańsko, dupy i zadymy z Ruskimi i Chińcami!

- Cóż, drogi Mario, taka jest polityka firmy. Panu Lucyferowi raczej nie zależy, żeby trafiała tu każda jedna pipa. Nam tu potrzeba wyłącznie swoich chłopaków. No i w związku z tym nasz szef, pan Lucyfer... - Popelstein zniżył głos. Widać było, że się szefa boi - ...wymyślił antypropagandę.

- Antypropagandę?

- Dokładnie! Wieczna kara, odpłata za grzechy i podobne bulszity. I wiesz, że na ten bulszit leci dziewięćdziesiąt pięć procent światowej ludności?

- Serio?

- Pewnie - zachichotał Popelstein. - tylko pięć procent z nich ma jaja na tyle, żeby na całą tę moralność srać równo i grzeszyć, jak się patrzy. I to są goście, na których nam zależy.

- Zależy? - dopytywał Mario, nie do końca rozumiejąc, o co chodzi. - Przecież wam, jako personelowi, powinno to zwisać...

- Personelowi? Matoł z ciebie, Mario! Jesteśmy diabły! Siedzimy tu od samego początku. Ściągamy was na dół wyłącznie dla zabawy.

- Więc my, kryminaliści...

- ...kurwy, złodzieje, politycy, aktorzy i pismaki jesteście zabawni. Dostarczacie nam rozrywki, więc wpuszczamy was do piekła. Innych posyłamy...

- ...w dupę ciemną - dopowiedział Mario.

- Nie. Do nieba. Niebo jest na górze, jest tam więcej miejsca i wszystkie te pipy się tam zmieszczą.

- Jezu Chryste...

- A tak, ten mydłek też tam siedzi.

- W niebie?

- No przecież, że w niebie! - chichotał dalej Popelstein. Nagle spoważniał. - Ale, ale, pamiętaj, że życie to nie je bajka. Że jak już się tu dostałeś, to cię nie możemy stąd na zbity ryj wypieprzyć!

- Bez jaj! Niby co mógłbym zrobić TUTAJ, żeby sobie zaszkodzić? Jaką dupcię zaliczyć, co ukraść, kogo kropnąć?

- Na przykład... - Popelstein pokręcił głową - na przykład mógłbyś komuś wygadać, jak tu jest NAPRAWDĘ.

- Komu wygadać? - dopytywał Mario niezbyt rezolutnie. - Przecież tutaj każdy i tak to wie...

- Kretyn! Jasne, że nikomu tutaj. Ale tam, na górze... Tam mógłbyś wygadać...

"Na przykład Holendrowi", pomyślał nagle Mario. Jego jedynemu przyjacielowi, który potrafił wykręcać najbardziej niesamowite numery i nigdy nie dał się złapać.

 

***

 

W piekle czas płynął szybko. Mario ani się obejrzał, jak świętował piątą rocznicę swego przybycia do piekła. Im dłużej tu siedział, tym bardziej mu się podobało, i nie mógł się doczekać chwili przybycia swego przyjaciela, Holendra. W końcu tam, na górze, czas też szybko biegnie, a przy takim zajęciu zawsze może się przytrafić jakaś kulka w plecy. Od czasu do czasu wyskakiwał na drinka z Popelsteinem. Bardzo się polubili i pewnego razu Mario opowiedział Popelsteinowi o Holendrze i o tym, jak bardzo cieszy się na spotkanie z nim. Gości tego formatu mało kiedy spotyka się nawet TUTAJ. Tyle tylko, że przez ten cały profesjonalizm ani kulka, ani zbłąkana kulka, ani schwytanie nie wydają się zbyt bliskie, żalił się Mario.

- No to cię muszę rozczarować - powiedział Popelstein.

- Hm...

- A tak. Holender dostał raka i został mu raptem rok życia.

- To świetnie! - krzyknął Mario. O tak, NIE kulka, ale rak - cały on! Dopiero CHOROBA zdołała go dopaść. Mario poczuł ogarniającą go radość. - Czyli, że Holender pojawi się tu niedługo!

- Przypuszczam, że wątpię. On o tym nowotworze wie już od trzech lat i w tej chwili odprawia pokutę za swe czyny. Za własne pieniądze wybudował sierociniec. W kościele leży krzyżem. Same alleluje i inne bulszity. Miał tu u nas naprawdę imponujące konto, szacun jak się patrzy, tylko że teraz i tak gówno z tego, kiedy się człowiek skazi pokutą. Po ptokach, przez taką pokutę to ma człowiek równo przesrane - Popelstein pokiwał smutno głową.

Od tego czasu Mario chodził jak struty. Nie myślał o niczym innym, tylko jak ostrzec Holendra. Na szczęście, miał już tu na dole dość znajomości i jeden fałszerz pieniędzy, Pat Golonka, zgodził się pomóc.

- Musisz się wypuścić do starego, żydowskiego piekła - szeptał mu Golonka. - Znajdziesz tam facia imieniem Judasz. On ci powinien pomóc.

- Jak go poznam?

- Ma na szyi ślad po pętli, rozumiesz, gość się powiesił. I cały czas liczy srebrną kasę. Ale nie może się bidny, doliczyć. Lekki przygłup, ale jak mówię, pomoże ci.

Bezpalcy Mario znajdował się już w takim stanie psychicznym, że gotów był nawet posłuchać tak ciemnego typka, jakim bez wątpienia był Pat Golonka. Złapał więc taksówkę i natychmiast pojechał do starego, żydowskiego piekła. Judasza znalazł bez problemu. Siedział w jednej knajpie, liczył srebrniki, a brunatny ślad po powrozie na szyi był doskonale widoczny nawet w tak nędznym świetle, jakie dawała olejowa lampka.

Judasz wysłuchał spokojnie, o co chodzi.

- Zrobię to dla ciebie, żaden problem.

- Za ile? - spytał Mario i czekał, ile srebrników Judasz mu zaśpiewa.

- Zrobię to za darmo.

- Bez jaj. To by był dobry uczynek, nie chciałbym, żebyś sobie nachlapał. Chcesz kasy? - Nagle przyszło mu do głowy, że masa tych antycznych gości to przecież cioty. - Bo chyba nie chcesz, żebym ci...

- Nie martw się - powiedział Judasz - zapewniam cię, że zamierzam to zrobić dla SIEBIE, nie dla ciebie...

Umówili się, że spikną się za pół godziny w uliczce za knajpą. Mario aż cały chodził, bo bał się, że Judasz go koncertowo oleje, ale okazało się, że to jednak solidna firma. Przyszedł, a z nim jeszcze jeden gość, też zawinięty w jakieś prześcieradło. Mario uświadomił sobie, że wszystkie antyczne cioty tak się ubierają. Wprowadzili go przez bramę na małe podwóreczko, na środku którego znajdowała się studnia.

- Skacz - powiedział Judasz.

- Pierdol się - obruszył się Mario.

- Jak chcesz, ale tylko w ten sposób dostaniesz się na Ziemię.

- O tym w zasadzie nie myślałem... może... dałoby się jakoś zatelefonować? Albo wysłać list?

- To by ci nic nie dało. Nie byłoby efektu. Musisz sam, jako zjawa. Nic się nie bój, na Ziemi nie zostaniesz. To ci mogę zagwarantować.

Mario pomyślał o biednym Holendrze, który po tak udanym życiu miał teraz wszystko stracić przez jakąś głupią pokutę i charytatywne bzdety. Nabrał więc powietrza do płuc i skoczył. I znów było to tylko jedno krótkie mignięcie, jak wtedy, kiedy pod kapturem rozbłysnął mu w oczach elektryczny ładunek ze śmiercionośnego krzesła. Dojrzał jeszcze towarzysza Judasza, gościowi rozwinęło się prześcieradło i w świetle pochodni Mario dostrzegł twarz Popelsteina.

 

***

 

Kancelaria nie wyglądała jak ta, w której Mario zawarł znajomość z Popelsteinem. Urzędnik był inny, najwyraźniej jakiś Żydek, jak Mario osądził. Miał chudą gębę i przenikliwe oczka, jak handlarz na targu, co to potrafi przewiercić człowieka samym spojrzeniem.

- Gdzie ja jestem? Na Ziemi - spytał Mario.

- Twoje posłannictwo skończyło się po trzech latach. Nie, nie jesteś na Ziemi.

- Że co?! Trzy lata byłem na Ziemi?

- Tak było, zaprawdę.

- No to jak to jest, że nic z tego kompletnie nie pamiętam?

- Zostałeś obdarzony łaską zapomnienia. Ale pomogę ci. Całe trzy lata głosiłeś na ziemskim padole.

- Co głosiłem?

- Słowo Boże. Z nadludzkimi sukcesami. Czyniłeś cuda. Zastępy podążały za tobą. Zbawiłeś miliony dusz. Zyskałeś prawo wstępu do Królestwa Niebieskiego.

- Chwilunia... Przecież ja należę do piekła.

- Już nie, bracie. Należałeś. Grzechy zostały odkupione.

- Ale pan Judasz i pan Popelstein...

W tym momencie pociągła twarz uśmiechnęła się smutno.

- Popelstein... Lucyfer ma wiele różnych imion, bracie. Jednym z nich jest Pokuszenie. Też się zaczyna na PO.

- Czyli to była podpucha?

- Tak, bracie... Kusiciel poddał ci myśl o dobrym uczynku, a Judasz, swym starym zwyczajem, zdradził. Powróciłeś na świat, niczym nowy Mesjasz. A twe ponowne przyjście, kryminalisty straconego na krześle elektrycznym, kryminalisty, który się nawrócił, sprawiło, że ocaliłeś miliony dusz. I to w chwili, kiedy wydawało się już, że cały świat skończy w objęciach piekła! Zaprawdę, we właściwym momencie Judasz z Kusicielem przywrócili cię światu... Już tu prawie nikt nie trafiał, podczas gdy na dole, w piekle, robiło się zbyt tłoczno...

- A Holender?

- Nie lękaj się. Zmarł w stanie głębokiej łaski i przybył dosłownie chwilę przed tobą.

Gość o mizernym wyglądzie uczynił gest błogosławieństwa. Mario dostrzegł w jego dłoniach dziury. Będąc Włochem, a więc i katolikiem, wiedział, co oznaczają.

- Ty jesteś Chrystus... - wyszeptał.

- Zgadza się, bracie. - Chuda twarz uśmiechnęła się znowu. - Mogę cię zapewnić, że te dwa miglance też mnie tak podeszły, a ja dałem się równie idiotycznie złapać. To już dwa tysiące lat i... dalej jestem ostro wkurwiony. Co począć, bracie, jest jak jest. A ponieważ nie jestem zdolny do kłamstwa, nie będę cię zapewniać, że ci się tu spodoba.

Jezus Chrystus podszedł do szafki, otworzył ją, wyciągnął z niej nie pierwszej świeżości pokutną włosiennicę i gałązkę palmową, Mariowi, który stał oniemiały, pomógł się przebrać i powiódł go do nieba, gdzie obrzydliwie śmierdziało kadzidło, a z każdej strony dolatywały kwicząco-rzężące anielskie śpiewy, pośród których najfałszywiej brzmiało "Alleluja" Holendra, i gdzie Bezpalcy Mario nudził się, nudził i nudził, aż po wieki wieków amen.

 

 

Z języka czeskiego przełożył brat Konrad Bańkowski







Koniec




Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Konkurs
Bookiet
Recenzje
Nagroda F
Wywiad
Stopka
Listy
Galeria
Andrzej Pilipiuk
Anna Studniarek
Adam Cebula
Tomasz Pacyński
Wróżek Okróżek
EuGeniusz Dębski
nonFelix
Eryk Ragus
Fahrenheit Crew
Paweł Laudański
A.Mason
Adam Cebula
Tomasz Duszyński
Aleksandra Janusz
Jerzy Grundkowski
A.Kozakowski
A.Pavelková
Ondřej Neff
KRÓTKIE SPODENKI
Andrzej Świech
[XXX]
 

Poprzednia 38 Następna