strona główna     -     konkurs     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Tomasz Pacyński
Początek Poprzednia strona 02 Następna Ostatnia

451 Fahrenheita

 

 

No i stało się. Mocą swego autorytetu zgrED wydał polecenie służbowe - od tej pory wszystkie wstępniaki moje. Nie dziwię mu się wcale, pisać coś, co ma mieć dokładnie 451 słów, a w dodatku nikt tego nie czyta, to zupełnie bez sensu. Przecież naczelny nie będzie zajmował się głupotami. I tak padło na mnie, jak zwykle lenistwo mnie zgubiło, mogłem przecież akurat wtedy skoczyć po piwo. Dla zgrEDa, naturalnie, jak to uczynili wszyscy przytomniejsi z redakcji.

Trudno, kazali pisać, to piszę. Żałuję tylko, że przy wstępniakach nie można zastosować niezawodnego manewru, który sprawdza się we wszystkich innych gatunkach, poza publicystyką. Mianowicie nie można uśmiercić głównych bohaterów dla zapobieżenia pokusie kontynuacji.

Jak się dłużej zastanawiam, to zaczynam się doszukiwać uwarunkowań kulturowych. To u nas, w rozlazłej Europie, wiemy dobrze, że życie składa się głównie z rozczarowań. Happy end wymyślili Amerykanie dla Amerykanów, oni są jak kobiety, które oglądają pornosa do samego końca, żeby zobaczyć, czy na pewno skończy się ślubem. W Ameryce wiadomo - potwór wstanie jeszcze raz, by przerwać bohaterom upojny pocałunek, ale tylko na chwilę, tuż przed napisami końcowymi. Szybko dostanie w łeb, tym razem już skutecznie, i heroina z herosem mogą udać się wreszcie do Disneylandu, co jak wiadomo jest największym marzeniem wszystkich na tej planecie.

Stąd przerażająco długie cykle. Nikt nie ośmieli się zrobić kuku idolowi, trzeba ciągnąć dalej. Nawet opowieść dla dorastających panienek, ta o Ani z Avonlea osiągnęła w ostatnich tomach wątki bardziej geriatryczne. O naszej działce nawet nie warto gadać.

Szkoda. Przecież jeśli już w pierwszym tomie damy bohaterowi w łeb i poślemy go do piachu, dzieło uzyskuje dodatkową, niezaprzeczalną głębię. Nikt nie zarzuci autorowi sprzyjania własnym postaciom, co jak wiadomo jest objawem łatwizny. Powieść staje się w sam raz mroczna, nawiązuje do najlepszych tradycji. Bo czyż Hamlet na przykład przeżył? Czy Romeo i Julia dochowali się gromadki tłustych dzieci? A taki Jaś? Przecież też nie doczekał. I jest w lekturach szkolnych.

Nie należy zapominać o znacznym ułatwieniu kontaktów z wydawcą. Łazi taki upierdliwiec za autorem, kusi, namawia. Wie, szelma, że czytelnik głupawy, lubi długie tasiemce. Więc wydawca roztacza swoje wizje, banknotami szeleści, czeki in blanco wypisuje, żeby tylko napisać tę nieszczęsną kontynuację. Autor się opędza, chciałby mieć trochę czasu dla siebie, ostatecznie na cholerę mu kolejny Mercedes czy nowe złote klamki w apartamencie? Przecież autor też taki sam człowiek jak inni, więcej niż kilo kawioru na raz nie zeżre, a od dwunastoletniej whisky też można wpaść w alkoholizm jak od zwykłego bimbru.

Na to jest tylko jedna rada, nie można przywiązywać się do bohaterów, kiedy tylko można, to im w łeb. Trudno wprawdzie osiągnąć ideał i zacząć powieść od turpistycznego opisu agonii. Ale też należy w tym kierunku zmierzać, ku uniwersalnej głębi i pomroczności.

 

 

Tomasz Pacyński

 



 


Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Konkurs
Bookiet
Recenzje
Spam (ientnika)
Komiks
Stopka
Hor-Mono-Skop
Ludzie listy piszą
Martin Králik
Adam Cebula
D'Bill
Idaho
Andrzej Pilipiuk
Ewa Białołęcka
Tomasz Pacyński
Eugeniusz Dębski
Tadeusz Oszubski
Artur Skowroński
Jaroslav Mostecký
KRÓTKIE SPODENKI
nonFelix
Adam Cebula
Necrosis
XXX
Ktokolwiek widział...
 

Poprzednia 02 Następna