strona główna     -     konkurs     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Fahrenheit Crew
Początek Poprzednia strona 06 Następna Ostatnia

Recenzje

 

 

reklama

Wysyłkowa księgarnia internetowa
www.fantastyka.now.pl

 

 

Szukasz książek z gatunków science-fiction, fantasy i horror lub komiksów? Gier figurkowych, fabularnych i karcianych? Zajrzyj do nas, znajdziesz prawie trzy tysiace pozycji, w tym trudnodostępne.

 

Na stronie księgarni procz tego konkursy, informacje o nowościach i zapowiedziach wydawniczych. I, co ważne, sprawdź nasze ceny :-)

 

Zapraszamy do zakupów.

 


 

Zapraszamy właścicieli serwisów i stron internetowych (nie tylko fantastycznych) do naszego Programu Partnerskiego. Szczegóły na stronach księgarni fantastyka.now.pl


 




Książka

Rozmowy niepokorne

 

Dawid Brykalski jest ponoć nazywany Kubą Wojewódzkim Fandomu Polskiego. Nie wiem, czy to z powodu swoich różnorakich zainteresowań (z muzycznymi na czele), czy to dlatego, że do swoich "Rozmów przekornych" zaprosił znanych, lubianych, interesujących i zadał im wiele pytań. I ponoć nie lubi być tak nazywany. Szkoda - mnie by się to podobało.

Ci znani, lubiani, interesujący to pisarze literatury fantastycznej.

Bardzo spodobał mi się pomysł, o którym pisze Autor, że kolejność prezentowanych wywiadów była ustalona alfabetycznie. I tak rozmowy z moimi dwiema ulubionymi pisarkami wylądowały na samym początku książki. Mowa o wywiadach z Anną Brzezińską i Ewą Białołęcką. Żałuję trochę, że gdzieś w środku, pośród męskiego grona "zaplątała" się Maja Lidia Kossakowska. Pasowałaby bardziej z przodu, w towarzystwie szczególnym, kobiecym. I to z powodu twórczości, którą prezentuje, i też dlatego, że po prostu tak bym wolała.

Brykalski okazał się być dobrze przygotowany do wywiadów - wiedza, jaką posiada o swych rozmówcach jest doprawdy imponująca. Pytania, które zadaje, nie są ani nachalne, ani brutalne, nie zahaczają ani o włos o tanią sensację. I moim zdaniem zaleta największa - pozwala się wypowiedzieć swoim bohaterom. Stąd mamy, oprócz autorskich planów na przyszłość, kilkanaście smacznych anegdot, sporą dawkę dobrego humoru i przede wszystkim - poznajemy autorów na ich własnych podwórkach. Dowiedziałam się jak lubią spędzać wolny czas, kogo uznają za autorytety, które powieści są dla nich najważniejsze. I tak, ludzie na świeczniku podglądają żuczki w trawie, noszą pod pachą wymienne dyski komputerowe, śpią (spali) na szafach, bo podłoga zajęta, łowią ryby - czyli prowadzą zupełnie normalne życie.

Jedno pytanie, które "wywiadowca" zadawał wszystkim przesłuchiwanym, było dla mnie szczególnie ważne - co sądzą pytani o kotach, skąd się bierze ich fascynacja kotami. Pytanie ważne, jako że w najbliższej przyszłości zamierzam z kotem dzielić wspólną przyszłość. I nie było osoby, która stwierdziłaby, że ma kota. To kot panuje nad nią/nim niepodzielnie.

Przyznaję, nie jestem osobą szczególnie wrażliwą, ale opisy kocich osobowości, opisy miejsc, jakie zajmują te zwierzaki w sercach twórców poruszyły mną do głębi - są barwne, pełne miłości, pełne wrażliwości.

Od strony edytorskiej nie będzie już takich peanów - zdarzają się wpadki. A to pytanie nie zostało wyboldowane, a to odpowiedź zlała się w jedno z pytaniem następnym, a to przytrafiła się literóweczka. Sądzę jednak, że treści przekazane w wywiadach zrekompensują wszystko to co wymieniłam wyżej.

Książka Brykalskiego jest godna polecenia tym wszystkim, którzy znają pisarki, pisarzy tylko od strony ich twórczości. Warto poczytać, by poznać ich lepiej, zaprzyjaźnić się z nazwiskiem wytłoczonym na pierwszej stronie okładki, szczególnie jeśli nie bywa się na konwentach i nie ma możliwości poklepania idola po ramieniu.

 

P. Astrachańska

 

Dawid Brykalski

Rozmowy przekorne

Cyklady, 2003





Książka

Najważniejsze: przeżyć

 

Przyznaję się bez bicia - po tę książkę sięgnęłam z opóźnieniem. Wydawała mi się jeszcze jednym przedsięwzięciem głównie finansowym, eksploatacją sprawdzonego już pomysłu w sequelu "Gry Endera". Pomyliłam się. Nie jest to w żadnym razie sequel. Sam autor we wstępie nie jest pewien, jak nazwać ów koncept. Powieścią równoległą? Symetryczną?

Oto dostaliśmy to, co "tygryski lubią najbardziej", czyli kawałek solidnej fabuły osadzony w znanej z "Gry..." Szkole Bojowej. Ten sam schemat: rekrutacja genialnego dziecka, szkolenie a następnie walka z robalami, został przedstawiony z pozycji innego bohatera, przepuszczony przez filtr jego doświadczeń oraz indywidualnego charakteru. Podobny zabieg zastosowała swego czasu A. McCaffrey w "Opowieści Merilki" lecz o ile tam efekt nie był szczególnie zadowalający, tutaj autor nie wpadł szczęśliwie w pułapkę autoplagiatu. Losy Groszka i Endera mają wbrew spodziewaniom czytelnika bardzo niewiele punktów stycznych, tak więc otrzymaliśmy opowieść odmienną, a przez to interesującą. Po prostu - Groszek jest prawdziwym głównym bohaterem, a nie lusterkiem, w którym jeszcze raz obserwujemy wyłącznie Endera.

Po raz pierwszy spotykamy Groszka nie w rodzinnym domu, gdzie otrzymywałby staranne wykształcenie i troskliwą opiekę, należną genialnemu dziecku (każdemu dziecku zresztą), lecz na ulicy Rotterdamu, w stanie skrajnego zagłodzenia. Najsłabszy, a jednocześnie najbystrzejszy z grupy bezdomnych dzieciaków, sprytnie manipuluje otoczeniem, by dostać swój kawałek chleba i przeżyć kolejny dzień. Agresja rodzi agresję, najsilniejsze "osobniki stada" są jednocześnie najbardziej narażone na atak ze strony konkurencji, więc strategia Groszka polega na usuwaniu się w cień owego najsilniejszego. Dyskretne wspieranie zwycięzcy, póki daje to korzyści. Wyraźnie przy tym widać w chłopcu swoisty dualizm - przy inteligencji mogącej zawstydzić każdego uczonego, moralnie plasuje się na poziomie zwierzątka. Miłosierdzie i nieliczne widziane objawy uczuć bierze za głupotę. Najważniejsze jest, by zjeść i nie zostać zabitym, znaleźć bezpieczne miejsce, przeżyć.

Gdy Groszek znajdzie się w szkole na orbicie, dopasowuje schematy działania band ulicznych do hierarchii chłopięcych armii. Uczy się, lawiruje - znowu walczy, tym razem nie o jedzenie, lecz o pozycję. Być użytecznym, znaczy być potrzebnym, a potrzebni ludzie nie giną. Znowu sakramentalne "przeżyć", choć w odmiennej formie. Inteligentniejszy od Endera, nie otrzymuje jednak stanowiska dowódcy floty. Brak mu charyzmy. Jest genialnym strategiem, lecz nie umie być dowódcą. Musi pozostać tytułowym "cieniem Endera" - jego dublerem, pomocnikiem, przyjacielem wreszcie.

Jego ewolucja z empatycznego kaleki do człowieczeństwa jednak jest widoczna. Kiedy w jednej z finałowych scen z ust chłopca pada cytat z Biblii: "Dałby Bóg, żebym zginął zamiast ciebie, o Absalomie"; wygląda na to, że Groszek nareszcie w pełni rozszerzył swój imperatyw "przeżyć" i obejmuje on także rasę ludzką w ogóle.

Krótko mówiąc, książka jest frapująca. Card wspiął się znów na wyżyny swego talentu. Może zabrzmi to mało profesjonalnie, ale fakt, że zarwałam noc dla tej powieści, jest chyba wystarczającym miernikiem jej wartości.

 

Ewa Białołęcka

 

Orson Scott Card

Cień Endera

tłumaczyła Danuta Górska

Prószyński i S-ka 2002





Książka

Gaiman straszy duże dzieci

 

Kiedy kilka lat temu przeczytałem "Nigdziebądź" Gaimana, książkę reklamowaną jako jedno z najzabawniejszych dzieł współczesnej fantastyki, nagle wstrząsnęły mną dwa odkrycia. Po pierwsze, że wydawca i ja mamy drastycznie rozbieżne opinie co do tego, co jest śmieszne. Po drugie, że Gaiman solo nie do końca pokrywa się z Gaimanem występującym w duecie z Pratchettem. To pierwsze sprowokowało najwyżej kilka cierpkich myśli pod adresem osoby, która w tak idiotyczny sposób "Nigdziebądź" zachwalała, to drugie w skutki było dalece bardziej brzemienne. Poznałem w ten sposób styl i pomysły pisarza, który dziś należy do moich ulubieńców. Nie bez zastrzeżeń jednak. Być może jest to w dalszym ciągu niefortunna spuścizna "brania" Gaimana jako wesołego zgrywuska i o ile w "Nigdziebądź" można było jeszcze pewne elementy komizmu odszukać, o tyle zbiór "Dym i lustra" przyniósł tak wielką zmianę nastroju, że utwory w nim zawarte odebrałem z niemałymi oporami. Na szczęście, kiedy w pociągu relacji Kraków - Warszawa (o tym będzie jeszcze słów kilka...) brałem się za lekturę "Koraliny", o samym Gaimanie i jego twórczości wiedziałem już znacznie, znacznie więcej. Ba! Znane mi już były także kontrowersje wokół treści ostatniej powieści, a przede wszystkim, zakładanego dziecięcego adresata. Tak więc pociąg turkotał, pani z kawą i wafelkiem jakoś się nie kwapiła, za oknem śmigały krajobrazy, świeciło słonko, a ja wziąłem się za lekturę.

I faktycznie, gdyby nie ten pociąg, siedzący wokół ludzie, śmigający krajobraz i błyskające przez okno słoneczko, z pewnością "Koralina" wywarłaby na mnie o wiele bardziej niepokojące wrażenie. Nie ma się co oszukiwać, atmosfera, klimat, cała scenografia i rekwizytorium, przywodzą na myśl najlepsze czasy klasycznej powieści grozy, choć nie znajdziemy tu tandetnego wątku romansowego, czy milczących arystokratów o uśmiechu piły tarczowej. Tu w ogóle nie ma żadnej tandety, historia wsącza się w krwiobieg za pomocą udanych chwytów, znanych skądinąd, ale jakże umiejętnie wykorzystanych. Gaiman doskonale zdaje sobie sprawę z tego, czego ludzie boją się tak naprawdę. Wie, jak nie pokazać, a przestraszyć. Odwołuje się do podświadomości, omijając szerokim łukiem wszystko to, co jest makabrą z urzędu - krew z keczupu i silikonowe rurki jelit nie mają tu czego szukać. Niepokój czai się za drzwiami i doskonale od samego początku wiemy, że nie chodzi o pierwsze lepsze drzwi, ale o TE drzwi. Właśnie te, przez które przechodzi Koralina. Oczywiście, wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, jak bardzo ograny jest to motyw. Na szczęście zdaje sobie z tego sprawę również Gaiman, który za drzwiami umieszcza nie hordy potworów, nie krainę demonów, ale świat, który jest niemalże bliźniaczym światem do naszego, tylko szczegóły sygnalizują nam, że nie wszystko jest w porządku.

Za drzwiami Koralina spotyka istoty, które chcą jej zguby ( w zasadzie jedną, ale nie wdawajmy się w szczegóły) - tego w sumie sami możemy się domyślić. Nikt jednak nie rzuca się dziewczynce do szyi, nikt nie więzi jej w klatce, Koralina swobodnie może opuścić ten świat. Zamiast terroru spotyka ją wynaturzone, złe i podstępne, ale jednak żądanie miłości. Oczywiście, wszystko ma swoją przewrotną cenę. Koralina może odejść wolna, ale i tak powróci. Mimo wszystko jednak, jest to kwestia jej własnego, wolnego wyboru...

"Koralina" rzeczywiście jest książką budzącą niepokój. Nie trzeba być nadwrażliwcem, żeby się przestraszyć, żeby z niepokojem zacząć spoglądać na drzwi do tej pory najzwyczajniej na świecie prowadzące do łazienki, czy drugiego pokoju. To sprawia, że mamy silne wątpliwości, czy "Koralina" może być faktycznie książką dla dzieci. W końcu już i tak mają nieźle przechlapane z tymi wszystkimi potworami czającymi się pod łóżkiem, po co jeszcze dokładać im fobię na tle czarnych guzików? I, w zasadzie, ja się z tym zgadzam. Odpowiedź na te zarzuty dał nam jednak sam Neil Gaiman podczas swego niedawnego pobytu w Polsce: powiedział, że z jego własnych obserwacji wynika, iż tylko dorośli boją się "Koraliny". Dla dzieci jest to po prostu kolejna opowieść o wielkiej przygodzie, którymi, było nie było, karmione są od Czerwonego Kapturka począwszy... Nie wiem, może ma rację. Sam niestety nie jestem w stanie tego sprawdzić, po prostu jestem już na to za stary. Za stary, żeby odebrać tę historię z pełną dziecięcą wiarą w to, że nic złego nie może się wydarzyć i za stary, aby czytając o cieniach przemykających w kącie, nie odwoływać się do cieni tańczących we wszystkich innych, przeczytanych dotąd historiach. Co z tego wynika? Że tak naprawdę w "Koralinie" otrzymujemy dwie książki, straszną dla nas i przygodową dla dzieci. Według mnie jest to po prostu kolejny dowód na wielkość autora tej książki.

 

Konrad Bańkowski

 

Neil Gaiman

Koralina

Przełożyła Paulina Braiter

Wydawnictwo MAG, Warszawa, 2003







Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Konkurs
Bookiet
Recenzje
Spam (ientnika)
Komiks
Stopka
Hor-Mono-Skop
Ludzie listy piszą
Martin Králik
Adam Cebula
D'Bill
Idaho
Andrzej Pilipiuk
Ewa Białołęcka
Tomasz Pacyński
Eugeniusz Dębski
Tadeusz Oszubski
Artur Skowroński
Jaroslav Mostecký
KRÓTKIE SPODENKI
nonFelix
Adam Cebula
Necrosis
XXX
Ktokolwiek widział...
 

Poprzednia 06 Następna