strona główna     -     konkurs     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Ewa Białołęcka
Początek Poprzednia strona 25 Następna Ostatnia

Piołun i miód (2)

(fragment)

 

 

Piołun i miód
www.runa.pl Jak to zwykle bywa, zaczęło się od jajka. A konkretniej od kłótni nad jajkiem. Obrażony Winograd ucieka od przyjaciół i zostaje poturbowany i uwięziony przez leśnych zbójców. Przyjaciele ruszają mu na pomoc, a kolejne wypadki popychają ich coraz głębiej w puszczę Ogorantu, którego mieszkańcy wciąż bardzo dobrze pamiętają wojny z Lengorchią i obawiają się magii. Okazuje się jednak, że nawet pośrodku dzikiej puszczy, w Mieście Na Drzewach, młodych magów odnajduje posłaniec ogoranckiego władcy i przyjaciele Kamyka zostają uwikłani w politykę oraz wojnę, toczoną przez Ogorant z najeźdźcami z północy. Brawurowa kontynuacja "Kamienia na szczycie", pełnej uroku opowieści o dorastaniu grupy młodych magów.

- Co to za zwierzaczki? - zapytał ciekawie Promień.

- Joki - odrzekła po prostu kobieta, która z sympatią przyglądała się, jak znika jej poczęstunek. - Myszy łapią.

- Myszy? - Dopiero teraz Promień uświadomił sobie, że od dawna nie widział żadnego kota. W górach królowały hajgońskie pantery, a zwyczajne kiciusie najwyraźniej wolały ciepłą, zasobną Lengorchię.

- A tak, myszy tu takie mrowie, żeby nas ze szczętem pożarły, jakby nie joki. Orzechów pilnują, ziarna, rzepy i co tam jeszcze mamy. A mleko lubią, to zawsze trochę im się zostawi. Obłaskawione takie, że i do ręki idą jak psy. Oj, biedaku ty mój, a co tobie?!

Ostatnie słowa poczciwa niewiasta skierowała do spóźnionego amatora mleka. Kulejąc mocno na tylną łapę, dopiero teraz pojawił się koło miski i węszył smutno po wylizanym dnie, na próżno szukając choćby przeoczonej kropelki. Umaszczenie spóźnialskiego stanowiło wariację na temat wszystkich barw jesiennego lasu - rozbryzgi pstrokatych łatek: brązowych, rudych, czarnych i ciemnożółtych.

Promień przykucnął, przyglądając się bliżej ranie. Przedstawiała się paskudnie - jakiś większy drapieżnik odgryzł jokowi wszystkie palce wraz ze sporą częścią stopy. Nie krwawiła już, ale zwierzę zostało poważnie okaleczone, więc raczej nie miało szans na długie życie. Jeśli nawet nie padnie czyimś łupem, umrze z głodu, nie mogąc polować, a nawet zdążyć na mleczny poczęstunek przed silniejszymi i bardziej łakomymi pobratymcami.

Łucznicze rękawice Promienia były tam, gdzie zwykle - zwinięte w kłębek, wetknięte do kołczana. Chłopiec założył je teraz, z zamiarem schwytania zwierzątka. Jok dał się złapać z łatwością, ale - jak się można było spodziewać - natychmiast wykręcił giętkie ciałko w ludzkich dłoniach i wbił ostre ząbki w palec Iskry. Na szczęście skóra rękawiczki była wystarczająco gruba. Gęste futerko joka dawało mylne wyobrażenie o jego wymiarach. Pod grubą sierścią Promień wyczuwał zadziwiająco szczupłe, sprężyste ciałko. Jok puścił jego palec, ponowił próbę ucieczki i wbił ze złością zęby - tym razem w mankiet. Z pyszczkiem wypełnionym całkowicie fałdem skóry warczał, całkiem jakby ktoś szybko przeciągał kijem po drewnianych sztachetach.

- Ty wredny potworku - powiedział Promień niemal z czułością.

Od pierwszej chwili, gdy tylko ujrzał gromadę przepychających się, depcących po sobie joków, przypomniał mu się sen, który miał dwa dni temu u stóp zrujnowanej strażnicy. Już wiedział, że Ona jednak potraktowała poważnie jego niezdarne modlitwy. Zwierzak ze snu był jokiem, a ten łaciaty stworek z pewnością miał przypaść Winogradowi w miejsce utraconego psa. Promień był o tym absolutnie przekonany. Trzymając w obu rękach nastroszoną kulę futra, skierował się do ziemianki zajmowanej przez Kamyka, Końca i Winograda.

*

W ziemiankach nie było okien. Wnętrze oświetlały łojówki. W powietrzu unosił się przykry swąd spalonego tłuszczu. Promień pomyślał mimochodem, że powinni postarać się o porządne świece woskowe lub delikatny olej do lamp, jaki w Lengorchii tłoczono ze słonecznika i włoknicy. Jok na jego rękach uspokoił się tymczasem. Nie wyrywał się już i nie hurkotał. Owinął się wokół jego przegubu, przeżuwając kawałek rękawicy.

- Zastanawia mnie, dlaczego w Lengorchii nie słyszeliśmy o wojnie w Northlandzie - usłyszał głos Winograda.

Bestiar tym razem nie spał, jak to zdarzało mu się ostatnio coraz częściej. Siedział na łóżku, oparty o wysoki stos podgłówków i poskładanych futer. Marne oświetlenie sprawiało, że wyglądał jeszcze gorzej. Zawsze bardzo szczupły - teraz przypominał obciągnięty skórą szkielet. Jego wychudłe ręce spoczywały bezwładnie na derce.

- Może dlatego, że tam nikogo ona nie obchodzi? - wyraził przypuszczenie Koniec siedzący przy posłaniu chorego.

- Jak może nikogo nie obchodzić śmierć i zabijanie? - powiedział Winograd z przygnębieniem.

- Ludzi interesują tylko własne sprawy - wtrącił się Promień. - Czy ciebie na przykład obchodzi w tej chwili, co się dzieje nad oceanem? Gada się zwykle o handlu, o kobietach...

- O pieniądzach... - uzupełnił Koniec. - Albo się narzeka na podatki. Jak coś jest daleko, to tego nie ma. I tyle.

- Coś w tym jest - rzekł Promień. - Może o northlandzkiej wojnie rozmawia się w Pałacu Tysiąca Komnat albo w Kręgu, ale czy ona ma jakiś wpływ na interesy szynkarza z Sitowego? Żadnego. Więc nikt nie zawraca sobie tym głowy.

- A my jesteśmy niedoinformowani - podsumował Koniec.

- Co ty tam masz? - zainteresował się.

- To się nazywa jok. Dla ciebie, Winograd. Zamiast szczura - Promień próbował położyć joka Bestiarowi na podołku, ale zwierzak nie zwolnił chwytu i zawisł w powietrzu niczym kosmaty owoc. Chłopiec musiał najpierw wyjąć z rękawicy dłoń. Jok przycupnął na kolanach Winograda, łypiąc nieufnie ciemnymi ślepkami. Twarz Bestiara wykrzywił nagły skurcz. Cofnął ręce, jakby bał się ugryzienia.

- Nnie... nie chcę. Za... zabierz to - wyjąkał.

Promień nie oczekiwał takiej reakcji. Był pewien, że Winograd ucieszy się, a tu spotkało go rozczarowanie.

- Co ja znów zrobiłem źle? - spytał z rozgoryczeniem.

Winograd podniósł na niego podkrążone oczy.

- Nic. Ja... ja po prostu nie chcę już żadnych zwierząt.

- Przecież jesteś Bestiarem. Bestiarowie żyją ze zwierzakami. Zawsze tak było.

- Nieważne. Czy zawsze muszę podporządkowywać się talentowi? Ciągle kręcą się koło mnie jakieś żałosne stworzenia, ciągle cierpią, ciągle giną...! Mam tego dość! Już nie mogę... nie chcę! Robisz mi na złość?! - Winograd prawie krzyczał.

Zwinął się w kłębek i nakrył kocami z głową. Odtrącony jok ześliznął się na skraj łóżka. Wypluł rękawicę, z niepokojem węszył w powietrzu, po czym wcisnął się w kącik koło belki wzmacniającej ścianę i zaczął lizać ranną łapę. Cisza, jaka nastała, była wręcz namacalna. Po dłuższej chwili przerwał ją Promień.

- Winograd... Zastanawia mnie jedna rzecz. Umierasz z powodu psa i szczura, a co z ludźmi? Tak mi kiedyś powiedział Wiatr Na Szczycie: "Co z ludźmi?". Nie szalałeś tak, kiedy byliśmy martwi - Kamyk, ja i Myszka. Nie próbowałeś się wtedy zabić z rozpaczy. Wygląda na to, że pies jest ważniejszy ode mnie. Winograd... mnie to po prostu obraża. A jak już chcesz zejść z tego świata, to zrób to jak mężczyzna. Padnij na miecz albo się powieś i nie absorbuj swoją osobą wszystkich dokoła.

Po tych słowach Promień wyszedł, z premedytacją trzaskając drzwiami.

Koniec już otwierał usta, lecz rozmyślił się i nie powiedział ani słówka. Wpatrywał się w pagórek z pledów, pod którymi krył się Bestiar, lecz ten nie odzywał się, nadal trwając bez ruchu. Wreszcie Koniec wyniósł się po cichu, zostawiając chorego samego z własnymi myślami. Promień wygarnął Winogradowi wiele bardzo niemiłych rzeczy, ale może ów szok wyrwie go z marazmu i beznadziei. Przynajmniej taką cichą nadzieję miał Mówca.

*

Winograd czuł się upokorzony. "Zrób to jak mężczyzna... nie absorbuj sobą całego otoczenia..." Najgorsze, że Promień miał rację, choć wypowiedział ją tak brutalnie. Winograd zdawał sobie sprawę, że jest znacznym obciążeniem dla współtowarzyszy, choć do tej pory starał się odsuwać od siebie to zawstydzające odczucie. Wszyscy tak bardzo troszczyli się o niego. Nawet Promień starał się być pomocny, a on potraktował go źle i niesprawiedliwie. Słusznie należały mu się te ostre słowa - sam to przyznawał przed sobą, choć nie był pewien czy starczy mu hartu ducha, by powiedzieć to głośno Iskrze i poprosić o wybaczenie. Winograd wiedział, że Promień był najmniej lubiany w ich małej gromadce. A teraz z nieprzyjemną wyrazistością uświadomił sobie, że właściwie nie ma ku temu szczególnych powodów. Każdy z chłopców miał swoje wady, ale przewiny Promienia zawsze były liczone jakby podwójnie. Gryf był równie pyskaty, często na granicy złośliwości. Stalowy wcale mu nie ustępował, na dodatek dając pokazy nieprawdopodobnej wprost lekkomyślności. A jedynie w słowach i czynach młodego Mistrza Iskier zawsze doszukiwano się ukrytych podtekstów. Nigdy nie wierzono do końca w jego szczerość i nie ufano tak absolutnie, jak na przykład Kamykowi czy Końcowi. A to nie było bynajmniej sprawiedliwe.

Winograd wysunął głowę spod koców, poszukał wzrokiem przyniesionego przez Promienia zwierzątka. Kosmaty przybysz przysiadł na skraju posłania i starannie wylizywał zranioną kończynę. Wyczuł nieznaczny ruch chłopca, przerwał swe zajęcie i węszył, wyciągając w jego stronę podłużny, uszaty łebek. Pęki białych, długich wibrysów drżały w powietrzu. Z czystego przyzwyczajenia Winograd sięgnął do tego małego umysłu, szukając w nim uczuć i pragnień. Znalazł głód oraz ciekawość. Ból okaleczonej łapy istniał na dalszym planie, zepchnięty przez energiczną istotkę gdzieś w głąb, jako uczucie stałe, lecz mniej ważne. Teraz i tutaj liczyło się zdobycie pożywienia, schronienie i ciepło. Jakaś inna istota była blisko, lecz nie wydawała się groźna. Pachniała niezbyt dobrze - zwierzę instynktownie czuło słabość i chorobę. Na trzech łapach jok przebrnął przez wzgórza i fałdy przykrycia, wspiął się na pierś chłopca, dotykając jego brody zimnym, wilgotnym nosem. Ześliznął się potem znów na brzeg posłania, po czym zeskoczył niezgrabnie na podłogę. Uraził przy tym chorą kończynę - pisnął rozdzierająco, przez moment wtulał kikut w miękką sierść pod brzuchem, ale już po chwili znów myślał o jedzeniu.

- No i po co tak się starasz? - szepnął Bestiar smutno. - Po co tak się czepiasz życia?

Jok spróbował wspiąć się po stołowej nodze, lecz była zbyt gładka. Podskoczył, znów uraził łapę i zakłapał zębami z irytacji. Stroszył futerko, drapał się szybko za uchem, a cały czas Bestiar wyczuwał swym talentem, jak niewielki rozumek obraca różne pojęcia, obmyślając sposoby dostania się tam, gdzie leżał pokarm, co nieomylnie sygnalizował czuły węch.

- Po co ci to? - ciągnął chłopiec. - Jesteś kaleką. Sam widzisz, że nie umiesz już się wspinać ani skakać, ani szybko biegać... Nic nie upolujesz, raczej zostaniesz sam zjedzony. Czy nie lepiej byłoby zaszyć się w norze i odejść sobie spokojnie za Bramę Istnień?

Jok obejrzał się na Winograda, całkiem jakby rozumiał jego słowa. Powoli oblizał wąsy i kichnął, co wyglądało dość obelżywie.

- Dlaczego nie? - spytał chłopak. - Obaj jesteśmy w podobnej sytuacji. Obu nas potrzaskano, choć mnie o wiele okrutniej niż ciebie, ty szczurku nadrzewny. I tak samo ani po mnie, ani po tobie nikt nie będzie płakał.

Chłopiec udał, że słucha uważnie wyimaginowanej odpowiedzi joka.

- Tak? Spodziewasz się żałoby, bo masz samiczkę? Och, mój drogi, zapomni o tobie już w następną ruję. A i moi przyjaciele zmartwią się na niezbyt długo. Będzie płacz, będzie rozpacz... ale to jak burza - przechodzi. Nikt nie będzie za mną tęsknił aż po własny kres. Nie mam samiczki, nie mam rodziny... ani żywotnika. Już nie.

Zwierzątko zaczęło zajadle skrobać stołową nogę pazurkami, jakby chciało zestrugać ją na trociny.

Winograd westchnął ciężko.

- Chyba jednak muszę ci pomóc, ty uparciuchu.

Z trudem podniósł się do pozycji siedzącej. Zakręciło mu się w głowie - czekał, aż srebrne iskierki i beżowe obłoki umkną sprzed oczu. Wolno wyciągnął nogi spod przykrycia. O Bogini... dlaczego kolana wydają się takie duże? A łydki przypominają kołki z płotu. Jeśli reszta wygląda podobnie, należy cieszyć się z braku lustra. Ależ osłabł... musi być ostrożny. Nie wolno mu się przewrócić. Przejście od posłania do stołu nie było aż tak trudne. Tylko ciało przypominało ciężki, zacinający się mechanizm - Winograda zmęczyło pokonanie tych paru kroków tak, jakby przewędrował Pierścień tam i z powrotem. Stołek... usiąść... nareszcie.

Przekazywał jokowi kojące sygnały spokoju i bezpieczeństwa. Malec bez oporu dał się wziąć w rękę i posadzić na blacie. Obwąchał serwetkę przykrywającą kawałek chleba. Nagle skoczył, dopadając dużego pająka, który wylazł spod płótna. Tylko błysnęły małe, spiczaste zęby. Jok oblizał się smacznie, po czym zaczął pożerać okruchy rozsypane na stole. Bestiar włożył do ust malutki kawałek pieczywa i roztarł go językiem na podniebieniu. Chleb był twardy, wiórowaty - zupełnie nie przypominał pulchnych bochenków z Południa, wypiekanych na piwnym zakwasie. W ustach Winogradowi został smak orzechów, otrębów i jeszcze czegoś nieokreślonego, co jednak nie było niemiłe. Jok opychał się zapamiętale.

- Ty pewnie wolałbyś jakąś myszkę, co? - mruknął chłopak. - Niestety, jest tylko to.

Zajrzał do glinianego garnuszka, podnosząc pokrywkę.

- O, jest i mleko. Lubisz mleko?

Jok natychmiast zapuścił głowę do garnczka. Różowy ozorek łakomie wachlował w powietrzu, nie mogąc dosięgnąć powierzchni płynu. Miski stały daleko, a osłabiony Bestiar nie miał ochoty na dalsze wędrówki po naczynie. Zamoczył końce palców w mleku i jok zlizywał z nich białe krople.

- Tak się nie robi, wiesz? - powiedział cicho do zwierzątka. - Nikt już by nie chciał tego pić. Ale ja nie wygadam, a ty? Nie? Tak myślałem - ciągnął. - Czy aby nie skwaśniało? A może wolisz chleb razem z mlekiem?

Zamoczył skórkę. Przez umysł dzielony teraz z małym biesiadnikiem przesączał się smak orzechowego chleba i mleka, smaczne zapachy i wrażenia zaspokajanego apetytu. Jok pożerał zamoczony miękisz. Chłopiec bezwiednie oblizał palce.

- Skąd masz tyle żywotności, łotrzyku? Żresz tak, że zaraz pękniesz. Nie, ty nie umrzesz tak od razu. Niewiele myśli naraz mieści ci się w głowie: zjeść, wyspać się i rozmnożyć w odpowiednim czasie, co? Pewnie nawet nie masz pretensji do tego typa, który zeżarł twoją nogę. Każdy większy zjada mniejszego - takie realia, no nie? Ciekawe, co byś sobie pomyślał o takim, co zabija nie dla jedzenia, a dla czystej zabawy. Nie mieści ci się to w tej małej czaszce? Mnie też nie. Też mam do tego za małą głowę. Nie umiem sobie z tym poradzić, wiesz? Pierwszy raz spotkałem kogoś takiego. Można zabijać dla jedzenia, dla pieniędzy, ze strachu, z nienawiści... ale bez powodu? Bez żadnego powodu? Jak tak może być?

Jok przerwał posiłek, stanął słupka, sięgając wrażliwym noskiem do twarzy chłopca.

- Pachniesz okruchami - mruknął Winograd. - Nawet przyjemnie...

Nagle zdał sobie sprawę, zaskoczony, że po raz pierwszy od wielu dni zapach jedzenia nie wywołał u niego zwykłych mdłości. Ba, nawet miał coś w ustach, choć w rezultacie niczego nie przełknął. Był to jednak bardzo widoczny postęp. Niepewnie spojrzał na garnek. Naprawdę chciało mu się pić. Może spróbować? Wahał się. Post sprawił, że czuł się w środku jak wydrążony. Wyskrobany do czysta ze wszystkich trzewi, sił i uczuć, prócz tej głuchej beznadziei. Na początku, na prośby przyjaciół, próbował zmuszać się do jedzenia, ale ciągłe ataki torsji tak go wyczerpywały, że bał się już podejmowania następnych prób.

"A co tam - pomyślał - najwyżej będą mieli trochę sprzątania".

Powąchał mleko, nieufnie wypatrując niepożądanych reakcji ze strony żołądka. Nic się nie działo, więc pociągnął łyk, omal się nie krztusząc. Napój był świeży, niedawno schłodzony. Winograd nie czuł niczego, prócz zimna w brzuchu. Coś załaskotało go w rękę - to jok najspokojniej w świecie wlazł mu do rękawa koszuli nocnej, wyraźnie szykując się do drzemki.

- Hej! Nie bądź bezczelny. Wynocha! - wysapał Bestiar, potrząsając słabo ramieniem. Zyskał tyle, że zwierzaczek zainstalował się głębiej. - Nie mam zamiaru cię oswajać! A sio!

Żadnej reakcji.

- Ale ty chcesz oswoić mnie, spryciarzu?

Winograd zmarzł w cienkim okryciu. Nie pozostawało nic innego, jak wrócić do łóżka. Podróż powrotna przez niezmierzone połacie podłogi była jakby mniej męcząca. Bestiar położył się ostrożnie, by nie przygnieść joka. Powieki opadały mu same. Zasnął, czując na ramieniu leciutki, szybki oddech nowego żywotnika.




Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Konkurs
Bookiet
Recenzje
Spam (ientnika)
Komiks
Stopka
Hor-Mono-Skop
Ludzie listy piszą
Martin Králik
Adam Cebula
D'Bill
Idaho
Andrzej Pilipiuk
Ewa Białołęcka
Tomasz Pacyński
Eugeniusz Dębski
Tadeusz Oszubski
Artur Skowroński
Jaroslav Mostecký
KRÓTKIE SPODENKI
nonFelix
Adam Cebula
Necrosis
XXX
Ktokolwiek widział...
 

Poprzednia 25 Następna