strona główna     -     konkurs     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Fahrenheit Crew
Początek Poprzednia strona 05 Następna Ostatnia

Bookiet

 

 

Klasyka horroru

Wypadło mi to spomiędzy papierowych rupieci, mamy takie miejsca, gdzie gromadzi się stare gazety, nieaktualne foldery, podarte plany miast i inne papierzyska, po których nie spodziewamy się już nijakiej przydatności. Jest to cienkie, liczy sobie około 90 stron, w miękkiej okładce, na dodatek jeszcze wykonanej nie w programie komputerowym, ale ręcznie rysowanej. Tę osobliwą w dzisiejszych czasach technikę graficzną tłumaczy rok wydania 1991. Książka nosi tytuł "Najwyższa miłość", a jej autorem jest Hans Heintz Ewers. Ramotka jeszcze większa, niż się może wydawać po dacie wydania. Autor żył w latach 1871 - 1943. Opisuje czasy około I wojny światowej, troszkę później, czasami ciut wcześniej. Dlaczego polecam coś tak starego? Bo to moim zdaniem zupełna klasyka horroru. Jeśli ktoś chce zobaczyć, jak modelowo powinno wyglądać opowiadanie tego gatunku, to lektura obowiązkowa. Nie jestem zresztą jedynym entuzjastą autora: jak się dowiadujemy z notki na okładce, w Polsce popularyzował go Stanisław Przybyszewski i Jadwiga Kasprowiczowa.

Co jest takiego klasycznego? Powiem nieco złośliwie: w przeciwieństwie do współczesnych realizacji, pierwsze wrażenie, to posiadanie jakiejś puenty, staranie się o jakiś sens. Wszystkie opowiadania, bo książka jest zbiorkiem krótkich, błyskotliwie skonstruowanych opowiadań są oparte na jakimś powszechnie znanym czy to przesądzie, czy prawdzie życiowej, której nie ważymy się kwestionować. Jest jeszcze coś: duszna erotyka, choć nie znajdziemy tu tak zwanych scen. Autor znakomicie posługuje się niedomówieniem, nawet nie wyobraźnią, a przeczuciem czytelnika, który nagle łapie się na tym, jak nieodłącznie ze sobą są związane seks i strach przed śmiercią. Przyznam szczerze, że o ile nie miałbym wiele przeciw temu, żeby część znakomitej twórczości równie znakomitego Kinga wciągnęła jakaś czarna dziura, to gdy uświadomiłem sobie, że z jakichś powodów niewielka książeczka była o włos od wyrzucenia do śmietnika, zrobiło mi się głupio. Bo bez niej pewnie nie byłoby nie tylko Kinga. Bez niej miałbym przeświadczenie, czyste sumienie, o całkowitym braku ambicji w gatunku horror, którego szczerze nie lubię. Tymczasem przekonałem się, że opowieści, które w nastroju mnie się zdają żywcem wzięte z tych snutych przy darciu pierza (w którym to obrzędzie zdarzyło mi się jeszcze uczestniczyć), mają i staranną konstrukcję, nienaganną kompozycję, to jeszcze niosą w sobie mądrości życiowe, których nie sposób wprost zlekceważyć. Bo są trochę bardziej skomplikowane od tego przesądu, że nie koniecznie sznur po wisielcu przynosi szczęście. Jeśli więc uda się gdzieś tę pozycję wyśledzić, serdecznie polecam, zwłaszcza, że przyuważyłem ją w księgarniach w zupełnie symbolicznej cenie.

 

Baron

 

 


 

Hans Heintz Ewers

Najwyższa miłość

1991

 

 

 




reklama

Wysyłkowa księgarnia internetowa www.fantastyka.now.pl

 

 

Szukasz książek z gatunków science-fiction, fantasy i horror lub komiksów? Gier figurkowych, fabularnych i karcianych? Zajrzyj do nas, znajdziesz prawie trzy tysiace pozycji, w tym trudnodostępne.

 

Na stronie księgarni procz tego konkursy, informacje o nowościach i zapowiedziach wydawniczych. I, co ważne, sprawdź nasze ceny :-)

 

Zapraszamy do zakupów.

 


 

Zapraszamy właścicieli serwisów i stron internetowych (nie tylko fantastycznych) do naszego Programu Partnerskiego. Szczegóły na stronach księgarni fantastyka.now.pl

 

 

 

 



Fantastyczny Pitawal

Zapewne nie jest to najlepszy pomysł, żeby zachęcać do książek, które wyszły wiele lat temu, ale mam pretekst, że akurat teraz udał mi się zakup tej pozycji. Ostatecznie pismo z natury stające po stronie konsumenta, któremu wydawcy nic nie płacą za reklamy, nie ma interesu zachęcać ludzi do zakupów: może równie dobrze namawiać do kopania po starych biblioteczkach, po likwidowanych (czasami w przypływie desperacji porządkowej) prywatnych zasobach słowa pisanego, które to akcje w skutkach przypominają zamach na Bibliotekę Aleksandryjską, pozostają smętne wspomnienia po rozpadających się kupkach papieru, które okazały się być Spuścizną Ludzkości. Co gorzej, wbrew podżegaczom Nowego Ładu (w postaci Biblioteczki z Tylko Naprawdę Niezbędną Literaturą) okazują się, po dokonaniu zniszczenia, absolutnie nie do odzyskania.

Do rzeczy. Za jedyne 1.5 PLN nabyłem "Pitawal przestępstw niezwykłych". Autorem jest Gunter Prodohl. Moim zdaniem znakomite czytadło. Zebrane historie przestępstw od początku XX wieku, znakomicie udokumentowane, znakomicie opowiedziane. Tajemnicze morderstwa, nie wyjaśnione do końca, historie gigantycznych oszustw finansowych. Nie jest bynajmniej oczywisty związek owej książki z nurtem fantastycznym, zwłaszcza dla purystów gatunkowych, bo cokolwiek tam opisano, w jakiś sposób działo się w rzeczywistości. Tym niemniej, miłośnicy zarówno fantastyki naukowej, jak i fantasy znajdą tu ulubione przez siebie wątki poszukiwań skarbów, tajemniczych agentów, awantur politycznych, w jakie byli zamieszani urzędnicy nazistowskich Niemiec. Książka napisana po wykonaniu starannego rekonesansu historycznego, obejmuje okres od początku naszego stulecia i zgodnie z dobrą tradycją zaczyna się od pomówienia przedstawiciela najwyższych angielskich arystokratycznych sfer, a kończy się opisem jednego z najgłośniejszych w naszym jednak chyba tylko odczuciu napadu na pociąg pocztowy Glasgow - Londyn wykonany 8 sierpnia 1963 roku. Moim zdaniem lektura obowiązkowa dla każdego, kto chciałby wiedzieć coś więcej na temat kontekstu, z jakiego rodzi się literatura sensacyjna: ano, że bynajmniej nie z próżni, że większość wątków ma swe jakieś pierwowzory w rzeczywistości.

 

Baron

 

 


 

Gunter Prodohl

Pitawal przestępstw niezwykłych

Wydawnictwo Poznańskie, 1985

Ideał fantastyki podróżniczej

Są książki, które zna każdy z nas... Nie, przepraszam, to byłoby kłamstwo, są opowieści, które zna (prawie) każdy z nas. "Alicja w krainie czarów", "Kubuś Puchatek", "Wyspa Skarbów"... i kilka innych. Odkąd pamiętam TA książka znajdowała się w mojej domowej biblioteczce, jednak kiedy, w wieku około jedenastu lat, chciałem się do niej zabrać, stanowczo zabroniła mi tego mama. Powieść przeczytałem dopiero jakieś osiem lat później i zrobiła na mnie ogromne wrażenie. W moim kanonie książek fantastycznych zawsze znajduje się ona w pierwszej piątce, choć czasem nie na pierwszym miejscu.

Jeżeli podam jej tytuł, niestety niewielu ludzi będzie wiedziało o co chodzi. "Podróże do wielu odległych narodów świata". Prawda? Jednak kiedy dodam podtytuł, wszystko powinno się wyjaśnić. "W czterech częściach. Przez LEMUELA GULLIVERA, początkowo LEKARZA OKRĘTOWEGO, a następnie KAPITANA licznych okrętów". Tak! Mowa o "Podróżach Guliwera" autorstwa Jonathana Swifta! Ta napisana w dobie Oświecenia powieść do dziś się nie zestarzała. "Podróże..." to książka, którą wszyscy znają, ale niewielu przeczytało. Gulliver znany i pamiętany jest tylko z dwóch pierwszych podróży, bo powieść została przycięta do pierwszych dwóch części, które w dodatku zostały jeszcze skrócone i oczyszczone z drastyczności, aby mogły ją czytać dzieci. Wielka szkoda, bo w ten sposób bardzo wielu czytelników zostało pozbawionych możliwości przeczytania jednej z najfantastyczniejszych powieści wszechczasów.

Jak pisze w posłowie J. Kydryński, dzieło Swifta jest (oprócz satyry) "także bajką, fantastyczną bajką, antycypującą surrealizm...". Myślę jednak, że ta powieść, składająca się z czterech części (podróży do Lilliputu; podróży do Brobdingnag; podróży do Laputy, Balnibarbi, Glubbdubdrib, Luggnagg i Japonii; oraz podróży do krainy Houyhnhnmów), bajką nie jest i gdyby "Podróże..." powstały w dzisiejszych czasach, zostałyby zaszufladkowane jako science fiction, bynajmniej nie dla dzieci.

Dzięki Gulliverowi poznamy krainy liliputów i olbrzymów, ale zawędrujemy także... no właśnie! Gdzie my nie zawędrujemy!?

W trzeciej części:

Na latającą wyspę do Laputy: "Lecz równocześnie Czytelnik nie może niemal wyobrazić sobie mego zdumienia na widok wyspy w przestworzu, zamieszkanej przez ludzi zdolnych wedle swego uznania (jak się wydawało) unosić ją, opuszczać lub wprawiać w ruch ku przodowi".

Do Balnibarbi, gdzie pewne osoby: "...uzyskały zezwolenie królewskie na ustanowienie Akademii PROJEKTÓW w Lagado [...] W uczelniach owych profesorowie obmyślają nowe zasady i metody uprawiania rolnictwa i budownictwa, a także wszystkich rzemiosł i przemysłów, nowe instrumenty i narzędzia, dzięki którym, jak zakładają, jeden człowiek zdoła wykonać pracę dziesięciu..."

Zwiedzimy też kilka innych, nie mniej ciekawych, krain, aż w części czwartej trafimy do krainy Houyhnhnmów, inteligentnych koni.

Podróże Gullivera to moim zdaniem ideał fantastyki podróżniczej, w której dzięki wspaniałemu stylowi pisarskiemu Swifta i zajmującej, ciekawej fabule nie będziemy się nudzić ani przez chwilę. A jeśli ktoś pomyśli, że pierwsze dwie podróże, skądinąd czytelnikowi doskonale znane, można pominąć bez czytania? - nic bardziej błędnego! Diabeł u Swifta tkwi w szczegółach.

To, co u Mickiewicza, Tolkiena, czy Herberta, nudziło, u Swifta zajmuje i pasjonuje. Przypuszczalnie dlatego, że w "Podróżach..." szczegółowe opisy rzeczywistości (i nie tylko one) przesączone są ironią i czarnym humorem. Co ciekawe, Swiftowy humor ani odrobinę się nie zestarzał, bowiem powieść jest satyrą, która piętnuje wady i to nie tylko nasze indywidualne, ale także "niedoskonałości" całych grup społecznych.

Czytając "Podróże..." wypada się śmiać, ale i zapłakać czasem, że od wieków nic się nie zmieniliśmy i wygląda na to, że się nie zmienimy...

A.Mason

 

 


 

Jonathan Swift

Podróże do wielu odległych narodów świata.

Przekład: Maciej Słomczyński

Wydawnictwo Literackie, Kraków 1982




Ścigany

W kręgu moich znajomych uchodzę za kobietę piękną i inteligentną. Dlatego czytuję wyłącznie SF. Pod tym względem solidaryzuję się z koleżanką z łam... Óps! Zdradziłam, że jest moją koleżanką, trudno. D*Bill ma rację, pisząc, że inne babeczki czytują tylko fantasy. Ale ja nie.

Dlatego ze sporą nadzieją porwałam z półki księgarskiej dwa tomy Alastaira Reynoldsa "Migotliwa Wstęga: Pościg" - to pierwszy, i drugi... ale o tym po tym.

Zaczyna się obiecująco - scenografia jak się patrzy: wykwintne, wymyślne i wyrafinowane bronie, windy kosmiczne, zapierające dech w piersiach ogromy budynków. Zmiennobarwne płaszcze... Słowem - warunek pierwszy porządnej hard SF z cyberpunkiem odfajkowany. Jest tego na kopy.

I to wszystko.

Bo potem tragiczna fabuła. Któś kogóś ściga. Ściga i ściga... I ściga.

Powie ktoś: "Przecież tak brzmi tytuł - "Pościg", to o czym ma być?!"

Może i racja, ale miałam nadzieję na jakiś fajny pościg. A nie takie stacje, jak droga krzyżowa. Osiem stron - przemieszczenie, osiem stron - przeskok, osiem stron - przemieszczenie...

Czyli dwoma słowy - dla smakoszy.

Teraz drugi tom. Jeszcze nie czytałam, ale ponieważ ma tytuł "Odwet", to spodziewam się takiego czegoś: dziesięć stron - urwana noga, dziesięć stron - ręka, dziesięć - ucho...

Ponieważ drugi tom jest grubszy, na oko, mam nadzieję, że pourywa mu wszystkie członki.

 

Naka

 

 


 

Alaistar Reynolds

Migotliwa Wstęga: Pościg

MAG, 2003







Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Konkursy
Bookiet
Recenzje
Spam (ientnika)
Komiks
Wywiad numeru
Stopka
Hor-Mono-Skop
Ludzie listy piszą
Adam Cebula
Adam Cebula
Adam Cebula
Andrzej Pilipiuk
Tomasz Pacyński
W. Świdziniewski
Konrad Bańkowski
Idaho
Piotr Schmidtke
Taka Naka
Ostuda, Bańkowski
Paweł Laudański
Krzysztof Kochański
Kot
Andrzej Świech
Cezary Frąc
Grzegorz Buchwald
Ondřej Neff
Mariusz Czylok
Adam Cebula
RBD
W. Podrzucki
Jacek Piekara
Artur Baniewicz
Roger Zelazny
Instrukcja obsługi
Dawid Brykalski
 

Poprzednia 05 Następna