strona główna     -     konkurs     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Fahrenheit Crew
Początek Poprzednia strona 10 Następna Ostatnia

Recenzje (4)

 

 


Książka

Ben Bova "Wschód Księżyca"

 

"Wschód Księżyca" to pierwszy tom cyklu science fiction Bena Bovy "Droga przez Układ Słoneczny". Trudno ją zaszufladkować - jest w niej coś z powieści "prawniczych" Grishama, trochę space opery, czasami przypomina przeniesioną w przyszłość opowieść o podboju Dzikiego Zachodu (w tym przypadku Księżyca). Momentami odnosi się wrażenie, że "Wschód Księżyca" jest bardziej science niż fiction. Wszystko, co jest w niej opisane (no, może poza nanotechnologią rozwiniętą aż w tak wysokim stopniu), jest w zasięgu ręki rodzaju ludzkiego. Część już mamy - stacje orbitalne, regularne starty promów kosmicznych - tutaj zwanych kliprami, resztę ograniczają tylko kwestie finansowe.

Powieść Bovy to potencjalna historia kolonizacji Księżyca, jaka mogłaby się dokonać przez prywatne konsorcjum, w tym przypadku przez wyimaginowaną firmę Masterson Aerospace. "Oddanie" przez Bovę zasiedlenia Księżyca w prywatne ręce rodzi nowe problemy. Jak wiadomo, prywatna inicjatywa jest nastawiona na zysk, a nawet taki laik ekonomiczny jak ja, jest świadom, że kilkudziesięciu osobowa baza na Księżycu przez długi czas raczej przynosić zysków nie będzie. Z drugiej strony, ludzie budujący Bazę Księżycową to wizjonerzy, jednostki gotowe poświęcić życie dla urealnienia wzniosłej idei miasta (miast) na naszym satelicie. I to jest jeden aspekt tej powieści - walka wizjonerstwa z brutalną i zimną ekonomią. Wielokrotnie podczas lektury tej książki łapałem się na bezsilnej wściekłości, jaka towarzyszy kolonizatorom Księżyca, chciałem wykrzyczeć zarządowi Masterson Aerospace w twarz: "Ludzie! Księżyc to nasza przyszłość! To nic, że nie przynosi jeszcze zysków, ale to nieuchronny krok naprzód rodzaju ludzkiego!". W tym przypadku Ben Bova pokazał jak jest ciężko wypracować consensus między wzniosłą ideą, a pieniądzem.

"Wschód Księżyca" to też książka o ludziach. Jest to właściwie saga o rodzie Mastersonów i ich konsorcjum, o trudnych wyborach, ludzkich ułomnościach, bohaterstwie, tchórzostwie, niedoskonałości gatunku ludzkiego, religijnym fanatyzmie (vide Nowa Moralność zwalczająca nanotechnologię, a przy tym i Bazę Księżycową), egoizmie. Tutaj nie ma postaci na wskroś negatywnych, są za to jednostki żyjące osobistą zemstą, chorą miłością do matki, nienawiścią za odrzucone uczucie. Nie możemy o żadnym z bohaterów powiedzieć, że jest do końca zły, czy do końca dobry (może poza Dougiem Stavengerem, który, jak dla mnie, jest zbyt "wybielony"), jedynie otaczająca rzeczywistość i postępki innych ludzi wyznaczają im drogę, którą podążają najczęściej ku własnej zagładzie.

Powieść ta ma w sobie wiele z "Diuny" Herberta. Księżyc to niegościnna Arrakis, na którym ludzie walczą o przeżycie. Paul Stavenger to Leto Atryda, jego żona Joanna Masterson - Stavenger to Jessica, jej syn Doug Stavenger to Paul Atryda, a Masterson Aerospace jest odpowiednikiem Imperium, gdzie na tronie zamiast Imperatora zasiada przyrodni brat Douga, Greg. Nawet w warstwie fabularnej można znaleźć wiele zapożyczeń do utworu Franka Herberta, ale o tym nie chcę pisać, żeby nie psuć zabawy czytelnikom. Zresztą podobieństw do innych dzieł fantastycznych jest całkiem sporo. Początek przypomina "Fiasko" Lema - samotna podróż przez bezdroża Księżyca. Nie jest to co prawda tak obrazowe jak u naszego Mistrza, ale daje się odczuć wyobcowanie, bezmiar pustki naszego satelity i jego nieprzychylność naszemu gatunkowi.

Powieść Bovy, zapowiadająca cały cykl o podboju Układu Słonecznego, ma w sobie coś z westernu. Często autor lunaków określa mianem pograniczników, forpoczty rodzaju ludzkiego. Tak jak w przypadku Dzikiego Zachodu Księżyc ma swoich bohaterów, żywe legendy (Brennart, Paul Stavanger), greenhornów, wyprawy osadników, walki o nowe terytoria. Wszystko to wspomagane surowym pejzażem Luny przywodzącym na myśl Góry Skaliste.

Wszystko to, co wymieniłem, sprawia, że powieść tę, choć bazująca na starym pomyśle kolonizacji naszego satelity, czyta się z niekłamaną przyjemnością. Może sprawia to również fakt, że "Wschód Księżyca" tak przypomina klasyczne utwory science fiction ze złotego wieku fantastyki. Prawdę mówiąc to z niecierpliwością oczekuję dalszych części tego cyklu.

 

Hyrcus Nocturnus

 

Ben Bova

Wschód Księżyca

Przekład: Maria Gębicka - Frąc

Solaris, Olsztyn 2003

Cena 35,90





Książka

Hackerzy

 

Bodaj Dominika Materska - wyśmienita publicystka wieszczyła, że oto koniec cyberpunka jest bliski. Na szczęście dla fanów gatunku prognoza się nie spełniła. Świadczą o tym dwa tytuły: "Wizje" - zbiór opowiadań P. Cadigan oraz "NeoAddix" - powieść J.C. Grimwooda.

Niegdyś na okładkach płyt zespołów heavy-metal, dziś grupach rap i hip-hop, umieszczało się naklejkę ostrzegającą, że dany "produkt" zawiera wulgarne teksty, drastyczne sceny oraz inne rzeczy, o których lepiej, by nastoletnie pociechy nie dowiedziały się za szybko. Taka przestroga z powodzeniem mogłaby się znaleźć na "NeoAddixie". I chyba trudno o lepszą reklamę, prawda? Co zakazane jest wszak silniej pożądane. Znać, że grafik sposobiący okładkę, książkę czytał. Jego propozycja lokuje powieść tam, gdzie jej miejsce. Skojarzenia z Kubą Rozpruwaczem, klasycznym horrorem, litrami krwi, nanoelektroniką, a zarazem pewną szlachetnością formy są jak najbardziej trafione.

Grimwood okazał się pisarzem, który wszystkie uprzednio wspomniane elementy potrafi zręcznie połączyć w opowieść, która czasem przypomina Clancy'ego, czasem Gibsona, a czasem Barkera. Świat, w którym autor nakazał swoim bohaterom wadzić się ze sobą, to świat naszej bliskiej przyszłości. Nanotechnika posunęła się daleko do przodu, systemy społeczno-polityczne uległy degradacji i przekształceniom. Religia przestaje być wytchnieniem wśród tego zamętu - zadanie Kościoła Genetyków Chrystusa to odkryć kod genetyczny Jezusa.

Tytułowy NeoAddix to gang japońskich hackerów. Jeden z nich wydatnie pomaga innemu z bohaterów - dziennikarzowi, specjaliście od procesów - Alexowi w walce z potwornym neowampirem Księciem Sabatinim. Oczywiście lista postaci o pogmatwanych organizmach, charakterach i przeszłości na tej trójcy się nie kończy. Spośród całej plejady zwichrowanych osobowości literacko najbardziej uwiódł mnie Różaniec. Jest coś demonicznego w zabójcy, który przyśpieszył sobie metabolizm, zyskując niespotykaną szybkość i skuteczność, lecz zarazem cierpi na pogłębiający się brak energii.

W zdegenerowanym świecie rodzą się zatem zdegenerowane osobniki, które ten podły świat tworzą. Grimwood rozgrywa między nimi dramat główny i kilka mniejszych. Tło dla akcji stanowi scenografia wielkich miast oraz środowisko sieci, daleko bardziej rozwiniętej od naszego błahego Internetu. Próba złagodzenia ponurej wizji i drastycznych scen w postaci pozornego happy endu mam jeno za domknięcie wątków. Powieść jest atrakcyjna właśnie ze względu na szybkość akcji, krwiste sceny, zwichrowanych bohaterów, a nie jakieś wydumane, umoralniające przesłanie. "NeoAddix" to powieść rozrywkowa dla wyrobionych czytelników, a nie bajka o Neo, co się kulom nie kłaniał.

Mocnym akcentem Muza rozpoczęła swoją fantastyczną serię. Czekam na kolejne tytuły, które, sądząc po zapowiedziach, będą nie mniej atrakcyjne.

 

Dawid Brykalski

 

Jon Courtenay Grimwood

NeoAddix

Przekład: Danuta Górska

Muza, Warszawa 2003





Książka

Wilk w owczarni

 

Ze Strugackimi jest chyba ten sam kłopot, co z kobietami. Im bardziej się ich nie rozumie, tym bardziej się ich kocha... "Drapieżność naszego wieku" chyba jednak trochę łamie ten schemat. W dzisiejszej rzeczywistości ta książka wydaje się być prosta jak konstrukcja cepa. No właśnie... w dzisiejszej rzeczywistości. Tylko, że ona powstawała jeszcze w rzeczywistości wczorajszej, w "tamtej" rzeczywistości, którą pamiętamy coraz słabiej. I to jeszcze nie jest taki straszny problem, gorzej, że zapominamy stare punkty odniesienia, dawną optykę, metodę oceny świata. Gdybyśmy przy tamtym spojrzeniu mieli dzisiejsze doświadczenia, z pewnością bylibyśmy w stanie odczytać znacznie więcej ostrzeżeń, bardziej docenilibyśmy talent prognostyczny niektórych autorów.

"Drapieżność naszego wieku" jest jak dla mnie również nietypową książką Strugackich o tyle, że nie mamy tu do czynienia z żadnymi obcymi, na dobrą sprawę nie mamy tu nawet do czynienia z kosmosem, a więc z tematami, które bracia chętnie i często wykorzystywali w swej twórczości. Bohaterem jest Iwan Żylin, człowiek o którym początkowo nie wiemy nic. Żylin przybywa do miejsca przedziwnego, do miasta-kurortu umiejscowionego bardzo anonimowo, na dobrą sprawę równie dobrze mogłoby znajdować się nad Bałtykiem, na Kajmanach, czy nawet na planecie w innej galaktyce. Nie to jest ważne, ważny jest charakter tej turystycznej Arkadii. Jest to miejsce bezgranicznie poświęcone rozrywkom, cos między Las Vegas a Disneylandem, choć z wyglądu bardziej pewnie przypomina miasta umiejscowione nad Morzem Czarnym... Żylin nie przybył tu jednak wypoczywać. Pod przybraną postacią pisarza prowadzi śledztwo, poszukuje podobnych mu "turystów" przybyłych wcześniej, próbuje dotrzeć do tajemniczego, wzbudzającego dziwne emocje slegu. Wszystko to pozwala Strugackim dokonać bolesnej wiwisekcji ludzkiej chęci, ba!, obsesji wręcz, na punkcie rozrywki. Żylin obserwuje niespieszne życie miasta, z całą jego pustotą, przerażającą powierzchownością, marazmowatą bezcelowością. Wszyscy wczesnym przedpołudniem tłuką się w gigantycznych korkach na plażę, by wieczorem w takich samych korkach wracać. Młodzi ludzie spędzają wieczory i noce na ulicach pijąc, krzycząc, nierzadko wszczynając rozróby. Potem wszyscy, niczym stado baranów, pędzą na główną atrakcję miasta - dreszczkę. Żylin obserwuje to wszystko, ocenia, próbuje zrozumieć, a w międzyczasie próbuje realizować cel swego przyjazdu. Pakuje się w kłopoty, spotyka rozmaitych ludzi. Profesora filozofii, piewcę hedonizmu i ulicznego sprzedawcę, jedyną osobę, która ma pojęcie o książkach i literaturze. Córkę swej gospodyni, z którą za żadne skarby nie jest w stanie się porozumieć i jej młodszego brata, który z kolei sprawia wrażenie jedynej osoby, która zachowała resztki zdolności oceny otaczającego go świata. Odmienionego swego dawnego przyjaciela, byłego kosmonautę i żołnierza, oraz tajemniczych rybaków, którzy oferują rozrywki mroczne i niebezpieczne. Żylin, przemierzając miasto, równocześnie oddaje się wspomnieniom. Zaledwie kilkadziesiąt (czy może kilkanaście) lat wcześniej był w tym samym miejscu. Jako żołnierz, w mieście trwała wojna. Dziś na dobrą sprawę nie odnajduje już żadnych jej śladów. Rozrywka pożarła, pochłonęła wszystko. Nie zachowały się żadne ruiny, żadne wspomnienia wśród mieszkających tu ludzi. Co ciekawe, nie jest to społeczeństwo jednorodne, istnieje tu również pewien ruch oporu - intele. Paradoksalne jest to, że intele posługują się metodami wypisz, wymaluj terrorystycznymi, sabotują, podkładają bomby, strzelają. I oczywiście pozostają w świadomości zbiorowej najgorszym brudem tego świata.

"Drapieżność..." to gorzka książka. Żylin okazuje się być jedynym sprawiedliwym, jedynym obrońcą jakichkolwiek wartości intelektualnych. Postanawia rozpocząć samotną walkę z ogłupiającym zalewem rozrywki i jest to, teoretycznie, pozytywny element zakończenia tej książki. Teoretycznie, bo jeśli spojrzymy dziś na naszą rzeczywistość zobaczymy, że Żylinów jest wśród nas wciąż jakby mniej. I również u nas intele coraz bardziej schodzą do podziemia. Choć z drugiej strony nie ma co popadać w nastroje zanadto kasandryczne. W końcu już Żuławski w "Starej Ziemi" ostrzegał prawie przed tym samym. A mimo to w dalszym ciągu jeszcze sobie jakoś radzimy, myśl i kultura tak całkiem nie upadły.

 

Konrad Bańkowski

 

Arkadiusz i Borys Strugaccy

"Drapieżność naszego wieku"

Przekład: Ewa Skórska

Prószyński i S-ka, 2003







Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Konkursy
Bookiet
Recenzje
Spam (ientnika)
Komiks
Wywiad numeru
Stopka
Hor-Mono-Skop
Ludzie listy piszą
Adam Cebula
Adam Cebula
Adam Cebula
Andrzej Pilipiuk
Tomasz Pacyński
W. Świdziniewski
Konrad Bańkowski
Idaho
Piotr Schmidtke
Taka Naka
Ostuda, Bańkowski
Paweł Laudański
Krzysztof Kochański
Kot
Andrzej Świech
Cezary Frąc
Grzegorz Buchwald
Ondřej Neff
Mariusz Czylok
Adam Cebula
RBD
W. Podrzucki
Jacek Piekara
Artur Baniewicz
Roger Zelazny
Instrukcja obsługi
Dawid Brykalski
 

Poprzednia 10 Następna