strona główna     -     konkurs     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Mariusz Czylok
Początek Poprzednia strona 42 Następna Ostatnia

Huan Baton (2)

 

 

24.

 

Murzyn stał w Błękicie (cokolwiek to znaczy, gdziekolwiek to się znajduje). Był zdenerwowany. Worek z duszą wylądował obok innych na półce. Zabrał inny - pusty, identyczny jak ten poprzedni i kilka milionów innych. Już nie pamiętał jak długo robi to co robi, ale pamiętał, że jeszcze nigdy nie spotkał Waita, ani Reta. Ale tym razem nie dość, że ich spotkał to jeszcze walczył z Waitem. Coś się musiało wydarzyć, że Wait go zaatakował.

Tylko szczęście, konkretnie człowiek, który zjawił się na miejscu potyczki, dał mu szansę na ucieczkę.

Murzyn wrócił z Błękitu do lasu.

 

25.

 

Zaczynało się coś dziać. Nadszedł DZIEŃ SIÓDMY I KTOŚ rozpoczął destrukcję świata od odpoczynku. O tym, że coś się zaczęło i zmierzało do końca, wszyscy mieli dowiedzieć się już wkrótce. KTOŚ już się o to postara.

 

26.

 

Mroźne spojrzenie Waita skierowane było na Huana Batona. Ten obwieszony złotem gość nie przypadł mu do gustu.

- Kim jesteś? - Wait z reguły nie zadawał tego typu pytań, gdyż zawsze znał na nie odpowiedź, ale tym razem miał do czynienia z nie byle kim. Wait próbował przeniknąć w głąb umysłu Huana, ale ten zastawił się barierami. Wait był bezradny. Trochę zaskoczony. Człowiek bez obawy o swoje życie stał właśnie przed nim. Wait nie wzbudzał swoim wyglądem sympatii, a mimo to...

- Wodą, powietrzem, ogniem i ziemią - usłyszał spokojny głos Huana. - Dobrem i złem w jednej osobie, a w chwili obecnej człowiekiem. Dokładniej mówiąc nadczłowiekiem i nazywam się Huan Baton. A ty jesteś Wait, czytam w twoim umyśle, jesteś kobietą, a obecnie mężczyzną. Niesiesz ze sobą śmierć, gdyż nią jesteś.

- I tak jest. Reprezentuję sobą śmierć. Tak było i tak będzie. Ludzie muszą cierpieć, umierać, bo dla jakiego innego powodu chodziliby po ziemi?

- Aby kochać innych.

- Kogo? Któż wart jest ich miłości?

- Inna osoba, ta która tej miłości potrzebuje.

- Ludzie bardziej od miłości potrzebują cierpienia, śmierci. Bardzo często sami zabijają, czyż nie jest to znak, że śmierć na stałe jest w ich życiu? Kiedy umierają wiedzą, że żyli.

- Mylisz się, ludzie mają w swoim życiu zbyt dużo cierpienia i trosk, aby to co mówisz mogło być prawdą. Chwile szczęścia, które są w życiu człowieka, mijają bardzo szybko. Jest ich tak mało, że ludzie muszą brać je w danej chwili, szybko, nie myśląc wtedy o niczym innym. Wtedy troski powinny zniknąć.

- Kiedy umiera człowiek, ludzie wiedzą, że żyją. Życie dopiero wtedy ma sens, kiedy człowiek przekonuje się jak cienka jest granica życia ze śmiercią.

 

27.

 

W innym miejscu umierał człowiek. Kiedyś...

Umierał od trzech miesięcy, kiedy to dowiedział się, że wątrobę trawi mu nowotwór. Wówczas załamał się psychicznie i poddał chorobie. Leżał w małym pokoju na łóżku, przykryty tylko brudnym kocem. Patrzył niewidzącym wzrokiem w drzwi. Wspominał koszmar sprzed dwóch dni.

Wtedy to jego pokój stał się miejscem śmierci jego pielęgniarki. A on sam doświadczył wówczas czegoś więcej niż przez całe swoje życie. Spotkał się z istotami żyjącymi pomiędzy tym, a tamtym światem. Olbrzymi biały człowiek, wyglądający jak anioł, pojawił się nie wiadomo skąd i pozbawił życia pielęgniarkę. Oszczędził wówczas jego, ale nie miał złudzeń, wiedział iż powróci i zabierze mu życie. Później... teraz zabił tylko pielęgniarkę, kobietę w pełni życia, a zostawił na ziemi taki wrak człowieka jak on.

To co działo się potem pamięta tylko tak, jak pamięta się czasami sny: niewyraźnie i słabo. Jakiś Murzyn, równie ogromny jak ten biały anioł, który wcale aniołem nie był, pojawił się na krótko w pokoju. Miał ze sobą jakiś worek. Właśnie ten worek mężczyzna zapamiętał dokładnie, gdyż bardzo wyraźnie zdołał przeczytać napis, jaki na nim zauważył: PIEPRZYĆ TO WSZYSTKO. Murzyn nawet na niego nie spojrzał, tak jakby w pokoju przebywały tylko zwłoki kobiety. Potem rozwiał się jak dym i mężczyzna miał wrażenie, że to tylko złudzenie. Ale zwłoki leżące na podłodze mówiły, że jest zupełnie inaczej.

Chwilę potem zjawił się jakiś punk. Cały czerwony. Schylił się po zwłoki, uniósł je lekko z podłogi i podobnie jak Murzyn rozpłynął się w powietrzu.

Mężczyzna stracił potem świadomość. Kiedy się ocknął, rozejrzał się po pokoju, ale pielęgniarki nie było. Może wcale nie przyszła. Może to był sen.

Na drugi dzień, czyli wczoraj, pielęgniarka nie przyszła. Zdarzyło się jej to po raz pierwszy. Zaczął kląć na służbę zdrowia i w połowie przekleństwa w pokoju zjawił się ten biały anioł, który zabił kobietę.

Długo przyglądał się mężczyźnie sprawiając wrażenie jakby sycił się bólem, strachem i obłędem mężczyzny. A może tylko rozważał problem życia lub śmierci mężczyzny?

- Kim jesteś? - odważył się wtedy zapytać chory. Bardzo słabo.

- Nazywam się Wait i jestem panem twojego życia, a ściślej mówiąc twojej śmierci. Wiesz, że masz raka?

Wiedział. Od tej chwili, aż do śmierci nie odezwał się ani słowem. Popadł w obłęd, zamknięty we własnym ciasnym świecie swojego umysłu.

 

28.

 

Po DNIU SIÓDMYM nastąpił DZIEN SZÓSTY.

KTOŚ zaczął niszczyć. Nie sam oczywiście, bo był na to zbyt leniwy. Miał od tego ludzi, którzy rujnowali dzieło jego przeciwnika od chwili gdy Tamten stworzył człowieka. Teraz niszczył Jego dzieło. Niszczył ludzi. Ścierał ich w proch. Z prochu powstałeś...

Zagłada świata następowała powoli, ale systematycznie.

 

29.

 

Ret odszukał Murzyna.

- Murzyn - obudził go.

Tamten otworzył oczy. Nie spał od chwili, gdy poczuł, że zbliża się Ret.

- Czego chcesz? - spytał. Do tej pory nie rozmawiali ze sobą. Wiedzieli o sobie wszystko, ale nie rozmawiali. Nie było takiej potrzeby. Teraz niewyjaśnione zachowanie Waita spowodowało, że spotkali się aby porozmawiać.

- Wait zaatakował mnie.

- Mnie również chciał kopnąć. Nie wiesz czego on chce od nas?

- Raczej od mnie. Czekał na mnie. To ze mną walczył, a to, że ty zjawiłeś się nagle na placu boju było tylko dodatkiem.

- Czego on może chcieć?

 

30.

 

- Proszę pana, ma pan zegarek?

Mały chłopiec, niezauważony przez Huana i Waita zadał to pytanie nadczłowiekowi.

Huna spojrzał na zegarek.

- Za minutę jedenasta - podał aktualny czas.

- Nie pytałem pana o godzinę, pytałem pana o to czy ma pan zegarek. Czy jest pan na tyle tępy, że nie potrafi pan odpowiedzieć na proste pytanie? Czy na pytanie o dzień tygodnia odpowiada pan, że jest ładna pogoda? No więc jak będzie, ma pan zegarek czy nie?

Zanim Huan mógł cokolwiek zrobić, Wait urwał małemu głowę.

- Nie wypada przerywać starszym - stwierdził Wait.

No tak, pomyślał Huan, trochę miłości jest w życiu potrzebne.

 

31.

 

Murzyn odebrał sygnał śmierci.

Dziecko. Mały chłopiec. Śmierć. Dusza do zabrania.

- Wait znowu zabił - powiedział do Reta.

Kilka chwil potem już go nie było.

 

32.

 

Wait pierwszy zauważył przybycie Murzyna, który bez chwili namysłu rzucił worek na zwłoki chłopca i stanął w postawie obronnej.

- Nazywasz się Murzyn, prawda? - zapytał Huan, zanim Wait rzucił się do ataku.

- Skąd wiesz? - zapytał Murzyn równocześnie zasłaniając się przed ciosem Waita

skierowanym w oczy.

- Czytam w myślach, jestem nadczłowiekiem.

Murzyn uderzył Waita w nos i biały anioł śmierci upadł ciężko na ziemię. Murzyn zabrał worek z duszą i spojrzał na swojego przeciwnika.

- Czego ty chcesz?

- Uwolnić świat od was. Wyeliminować was z gry. Chcę być sam pomiędzy ludźmi.

- Nie możesz. Naruszysz prawa.

- Więc nie zabieraj dusz, zostaw je w ciałach zmarłych, niech trupy leżą tam gdzie mają być. Niech zgnilizna rozkładu unosi się w powietrzu. Chcę aby wszędzie było widać moją robotę.

- Przecież nie zabieram ciał, zabieram dusze.

- Wiem o tym, ale Ret zabiera ciała.

- To do niego kieruj pretensje.

- On nie może zabrać ciała, jeżeli w ciele tkwi dusza. Najpierw ty zabierasz dusze, a potem on ciało. Koło się zamyka.

 

33.

 

Ret wiedział gdzie ma iść po ciało. Odebrał impuls. Murzyn zabrał już duszę.

Kiedy pojawił się na miejscu, ujrzał leżącego na ziemi Waita i stojących nad nim człowieka i Murzyna.

- No i jesteśmy w komplecie - stwierdził Wait.

Murzyn w kilku zdaniach wytłumaczył Retowi o co chodzi Waitowi. Ret w milczeniu zabrał ciało chłopca wraz z oderwaną głową.

- W takim układzie nigdy nie będzie między nami pokoju, czeka nas walka - stwierdził Ret.

 

34.

 

Wszyscy poznikali. Nawet nie wiadomo kiedy to się stało. Huan został sam na pustej ulicy. Mała kałuża krwi była jedynie dowodem, że jeszcze niedawno zginął tutaj mały chłopiec, a trochę wcześniej mężczyzna. Zaczął padać deszcz. Huan stał i patrzył jak woda zmywa powoli kałużę krwi. Po kilku minutach nie było już po niej śladu.

 

35.

 

DOSYĆ!!! STOP!!!

TRZEBA Z TYM SKOŃCZYĆ!!!

I stało się. Po upływie sześciu dni nie było już świata, zapanował chaos, którym rządził KTOŚ. Wszystko stało się tak nagle - bo cóż znaczy parę dni naprzeciw wieczności? Jednego dnia jeszcze ktoś jest, a drugiego...

Ale był jeszcze Huan Baton.

 

36.

 

Huan Baton potknął się i upadł.

Wszystko wokół zniknęło. Stało się przeszłością. Cały znany mu świat przestał istnieć.

Huan odbudował go, ale po sekundzie ponownie wszystko przepadło.

Co się dzieje?

 

37.

 

Ciemność... nicość... pustka... Gdzieś w tym bagnie bezsensu jakaś ulotna, zagubiona dusza. Cisza... czegoś brakuje... KTOŚ stworzył Adama, który momentalnie odezwał się:

- Halo!!! Jest tutaj ktoś? - Adam pojawił się w tej pustce, w tej ciemności tak jak pojawia się wyrzut sumienia: nagle, niespodziewanie i zupełnie bez sensu. Wisiał tak w nicości, w chaosie, a może stał lub leżał i czekał zdezorientowany.

- Jestem - odparł KTOŚ.

Adam wcale nie nazywał się Adam, lecz Jasiu, ale TAMTEN stworzył Adama i teraz Adam/Jasiu powoli przyzwyczajał się do tego, że nazywa się Adam, a nie Jasiu. Nic nie pamiętał ze swojego poprzedniego życia, a może nie miał życia? Może jego życie zaczyna się dopiero teraz?

- Hej ty, kimkolwiek jesteś, chcę kawałek gruntu pod nogi i ubranie.

- Dlaczego mam ci to dać?

- Chcę być realny.

KTOŚ spowodował, że Adam miał pod nogami dwa metry kwadratowe gruntu, a na sobie czyste, nowe ubranie.

Adam zbliżył się do krawędzi gruntu i zrobił krok w pustkę. Nie poleciał w dół jak sądził. Stał tak samo pewnie jak na zielonej trawie porastającej jego skrawek ziemi.

Wrócił na trawę. Spojrzał w górę, na boki i za siebie szukając swojego rozmówcy. Nie znalazł go, co było oczywiste.

- I co ty sobie wyobrażasz? Dajesz mi ziemię, ale mogę równie dobrze chodzić w pustce?

- Owszem. Tak jest, i dlatego zniszczyłem ten świat. Wszystko i wszystkich, w bólu i

cierpieniu, w ogniu i powodzi.

- Co ty... - zaczął Adam/Jasiu i nagle ktoś mu przerwał odzywając się miłym, życzliwym i ciepłym głosem.

 

38.

 

Huan Baton zgubił się na moment w nicości. Przepadł w chaosie i zastygł zdezorientowany. Jeszcze przed chwilą stał na ulicy mokrej od deszczu i myślał o Istotach żyjących na granicy dwóch światów. I nagle wszystko - Wait, Murzyn i Ret wraz z całą ludzkością przestało być ważne. Stało się to już historią. Przepadło. KTOŚ to zniszczył. Unicestwił.

Zebrał myśli i zaczął szukać. Czegoś. Kogoś. Podążał myślami przez chaos szukając wroga. Musiał być ktoś, kto był za to odpowiedzialny.

Wreszcie trafił na umysł. Był to umysł Adama/Jasia zaprzątnięty w tej chwili swoim stanem egzystencji. Wtargnął do umysłu Adama/Jasia i poznał prawdę.

Chwilę później stał obok niego.

 

39.

 

- Przybywam aby odbudować ten świat - poinformował Adama/Jasia Huan Baton. W tej samej chwili aby czymś zaimponować człowiekowi złamał sobie rękę w łokciu, i zaraz potem naprawiał wyrządzoną szkodę. Łamał i nastawiał sobie rękę, demonstrując tym swoje nadludzkie możliwości. Wreszcie przestał.

Pstryknął palcami i za plecami, w oddali, pojawiła się kula ziemska. Pstryknął ponownie i oboje znaleźli się na Ziemi.

- Kim ty jesteś, że możesz robić takie rzeczy? - spytał Adam/Jasiu. Na przystojnej twarzy Huana pojawił się uśmiech.

- Nazywam się Huan Baton i jestem nadczłowiekiem. Przynoszę ludziom pokój, aha...

Przypomniał sobie o ludziach. Pstryknął palcami i wokół zaroiło się od ludzi i samochodów, w oddali widać było drapacze chmur. Huan i Adam/Jasiu patrzyli na to z różnymi reakcjami - Adam/Jasiu był zaszokowany i nie wiedział co o tym wszystkim sądzić, a Huan zastanawiał się czy czegoś nie przeoczył, co było niemożliwe.

I wówczas znowu wszystko znikło.

 

40.

 

Wszystko co stworzył Huan, KTOŚ lub jak kto woli WIELKI ISZCZYCIEL zniszczył ponownie. Wielki Niszczyciel zaczął odpoczywać - a potem przez sześć dni i nocy pracował niszcząc i zabijając.

Zniknął Huan. Zniknął Adam/Jasiu. Została pustka.

 

41.

 

Huan pojawił się wraz z odbudowanym światem po 36-ciu godzinach. Trwało to tak długo tylko dlatego, że KTOŚ ustawicznie utrudniał mu pracę.

Wielki Niszczyciel znowu zaczął odpoczywać. I niszczyć.

Huan odbudował ponownie utracony świat, a jego przeciwnik unicestwiający wysiłki nadczłowieka zrezygnował z odpoczynku i skrócił tydzień do sześciu dni.

Po kolejnym odbudowaniu świata prze Huana, tamten niszczył, palił i zabijał w ciągu czterech dni. Robił to wszystko, byle jak i zupełnie bez satysfakcji.

Huan doszedł do perfekcji i odbudował świat w przeciągu paru chwil. Tamten musiał się bardzo starać aby swoją destrukcję świata przeprowadzić w ciągu dwóch dni. Ale mimo to nie nadążał za nadczłowiekiem. Wreszcie zrezygnował i Huan odbudował świat ze zgliszcz i popiołów. Jego wróg wycofał się aby zastanowić się nad planem przyszłego ataku, o którym wiedział, że musi nastąpić. Zaczął pracować nad tym, aby skrócić czas niszczenia do jednego dnia.

 

42.

 

O innej porze, w innym miejscu, młody mnich stał w progu świątyni Buddy i patrzył na ciemne chmury, z których ciężkie krople wody spadały na ziemię. Oślepiający błysk rozciął niebo, a po chwili potężny grzmot zatrząsł ziemią. Mnich zadrżał z zimna i lęku przed potęgą Buddy. Wycofał się w głąb świątyni.

Na wyłożonej kamieniem podłodze paliły się setki świeczek, oświetlając mroczne wnętrze. Mnich szedł między nimi obserwując mrugające płomienie.

Długa świeca wywróciła się popchnięta butem wysokiego mężczyzny, który pojawił się nagle przed mnichem. Ogromna pięść pomknęła w stronę twarzy mnicha, a odgłos uderzenia pięści w nos zlał się z odgłosem gromu.

Zaskoczony mnich ze złamanym nosem upadł na posadzkę wywracając i gasząc kilka świec. Po mokrej podłodze ślizgał się kilka metrów. Napastnik kopnął kilka najbliższych świec i ruszył w stronę mnicha.

Historia lubi się powtarzać: wszystko znikło ponownie.

 

43.

 

Świątynia, mnich, napastnik i Huan Baton (przybyły tak nagle) - wszystko pojawiło się ponownie po sekundzie przerwy.

Huan Baton stał naprzeciwko napastnika. Z tyłu na podłodze siedział mnich. Huan i KTOŚ, który był owym napastnikiem, stali naprzeciw siebie i rozmawiali ze sobą po raz pierwszy od chwili gdy rozpoczęli walkę o świat. Mnich nic nie rozumiał, gdyż obaj obcy posługiwali się zupełnie obcym mu językiem.

W pewnej chwili Huan gdzieś przepadł i pojawił się chwilę potem za plecami napastnika. Uderzył go w kark. Dokładniej mówiąc, chciał tak zrobić, ale tamten rozpłynął się we mgle w chwili gdy ręka Huana miała złamać kręgosłup.

Mnich był świadkiem jak wszystko stało się niczym, a potem znowu się pojawiło. Po raz drugi w ciągu kilku chwil i całego jego życia. Odniósł wrażenie, że znalazł się gdzieś w innym miejscu, a potem powrócił. Nie rozumiał co się dzieje, słyszał tylko odgłos gromu i krople wody ściekającej po murach świątyni. A potem wszystko ucichło. Deszcz przestał padać, ale słońce nie wyszło zza chmur. Obaj mężczyźni znikli, tak jakby ich wcale nie było, tylko kilka rozrzuconych świeczek oraz złamany nos mnicha świadczyły o tym, że nie było to przewidzenie. Dochodziło do niego powoli, że był świadkiem niezwykle ważnego wydarzenia, które decydowało o losach świata.

 

44.

 

Z parterowego budynku wyszedł potężnie zbudowany mężczyzna. Miał długie, opadające na plecy włosy. Zmrużył oczy, gdyż słońce uparło się aby go oślepić. Zastanawiał się co się dzieje. Od kilku tygodni na wyższym poziomie toczyła się walka, tyle wiedział. Sam poznał to po sobie. Zanim to wszystko się zaczęło on był martwy. A teraz znowu żył. Coś, albo ktoś powołał go do życia. Celowo lub przez przypadek. To nie miało znaczenia. Ktoś naruszył zasady życia i śmierci. Dlaczego to zrobił? Pomyślał o albinosie, którego poznał w chwili swojej śmierci i ogarnął go szał. Chciałby dorwać tego gościa w swoje ręce. Włosy odrosły mu podczas śmierci - jakim cudem, tego nie wiedział - i znowu dysponował całą swoją siłą.

Uśmiechnął się na tę myśl i dotknął włosów. Znowu je miał. Takie jak zawsze. Długie, lśniące i były oznaką jego siły. Tym razem nie pozwoli ich sobie obciąć.

- Samson - zawołał go ktoś idący ulicą i wówczas zatrzymał się zdziwiony. Spojrzał na Huana. Nie znał go i nie wiedział, że to temu młodemu mężczyźnie zawdzięcza powrót do świata żywych.

- Skąd znasz moje imię? - spytał.

Huan nie zdążył odpowiedzieć, gdyż w tej samej sekundzie padł strzał. Na środku czoła Samsona zakwitła czerwona róża z krwi. Z tyłu czaszki wyleciał mózg i poszarpane fragmenty kości oraz kłęby włosów. Samson padł martwy na asfalt. Na nic zdały się długie włosy.

 

45.

 

Wśród tłumu ludzi powstała panika, ludzie zaczęli biegać we wszystkich kierunkach. Po chwili znikli. KTOŚ ich unicestwił. Zniknął też Samson.

Na Huana nie starczyło już sił.

Zniszczył wszystko wokół. Został tylko Huan i idący z naprzeciwka mężczyzna trzymający snajperski karabin w prawej dłoni. Lufa karabinu skierowana była w dół, ale Huan wiedział, że w jednej chwili może zostać skierowana w jego stronę.

Mężczyzna zatrzymał się nagle i podniósł karabin do ramienia. Przygotował się do oddania strzału. Nacisnął spust w chwili gdy w celowniku optycznym ukazała się twarz Huana. Nie wystrzelił jednak, ale nie dlatego, że nie chciał lecz dlatego, że karabin gdzieś przepadł.

Spojrzał na Huana. Nadczłowiek trzymał jego karabin w rękach i mierzył w jego stronę. Mężczyzna zaklął i wszystko zniszczył. Znowu powstała pustka, którą musiał wypełnić Huan.

 

46.

 

Ciszę rozdarł odgłos gromu, a potem wściekły ryk lwa.

Huan usiadł na trawie i patrzył w błękitne niebo. Zapragnął napić się filiżanki kawy. Siłą woli zmaterializował swoje marzenie i po chwili w ręku trzymał kubek gorącego czarnego napoju. Po raz kolejny użył siły woli i zamienił kubek na filiżankę.

Już od miesiąca był spokój. Świat przestał się zmieniać, ustatkował się na takim poziomie, na jakim trwał kiedyś i tak został.

Dwa dni temu spotkał Waita, Murzyna i Reta. Myślał, że znikli, ale nie, oni byli cały czas obok. Gdzieś. Czekali na możliwość powrotu.

KTOŚ albo przygotowywał się do kolejnego ataku, albo dal sobie spokój z destrukcyjnymi planami.

Huan dopił kawę i wyrzucił filiżankę. Poszedł wąchać kwiaty. Od spodu.

 

Bielsko-Biała, jesień 1996




Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Konkursy
Bookiet
Recenzje
Spam (ientnika)
Komiks
Wywiad numeru
Stopka
Hor-Mono-Skop
Ludzie listy piszą
Adam Cebula
Adam Cebula
Adam Cebula
Andrzej Pilipiuk
Tomasz Pacyński
W. Świdziniewski
Konrad Bańkowski
Idaho
Piotr Schmidtke
Taka Naka
Ostuda, Bańkowski
Paweł Laudański
Krzysztof Kochański
Kot
Andrzej Świech
Cezary Frąc
Grzegorz Buchwald
Ondřej Neff
Mariusz Czylok
Adam Cebula
RBD
W. Podrzucki
Jacek Piekara
Artur Baniewicz
Roger Zelazny
Instrukcja obsługi
Dawid Brykalski
 

Poprzednia 42 Następna