strona główna     -     konkurs     -     archiwum fahrenheita     -     stopka redakcyjna     -     napisz do nas
 
Fahrenheit Crew
Początek Poprzednia strona 45 Następna Ostatnia

ZAKUŻONA PLANETA

 

 

RBD

Pańskie dokumenty proszę

 

 

Do poczekalni wszedł młody, przystojny szatyn. Siedząca przy biurku czterdziestoletnia, zadbana kobieta odwróciła głowę i uśmiechnęła się do niego.

- Dzień dobry. Czym mogę służyć?

- Dzień dobry. Nazywam się Tomasz Dembiński. Byłem umówiony z panem doktorem Urbańczykiem na dzisiaj. Czy... - wstała.

- Tak, proszę bardzo. Oczekują już pana - podeszła do jednych z trojga masywnych, obitych grubą dermą, drzwi naprzeciw biurka. Do tych z tabliczką "Wojciech Urbańczyk. Prof. dr hab. nauk med. Spec. Geriatria i Gerontologia".

- Oczekują? Kto? Profesor nie jest sam? - otworzyła drzwi do gabinetu.

- Proszę, proszę. Proszę wejść. Doktorze, przyszedł pan Dembiński - pielęgniarka i sekretarka w jednej osobie stanęła z boku, szerokim gestem zapraszając przybyłego do środka.

- Witam pana serdecznie - posiwiały mężczyzna, ubrany w elegancki, lekki garnitur, wyszedł mu naprzeciw. Przywitał się podaniem ręki. - Chciałbym przedstawić panu naszych gości. To jest profesor Stanisław Górniak z Warszawy, endokrynolog i androlog jednocześnie - zaczął nie czekając na reakcję zdumionego pacjenta.

- Miło mi - powiedział starszy, łysy i lekko otyły lekarz.

- Dzień dobry - odpowiedział zaskoczony Dembiński machinalnie ściskając wyciągniętą dłoń.

- To nasza pani psycholog, Beata Dudziarz - młoda, ładna blondynka ubrana w ciemnoszary, stylowy kostium, trzymała czarną, skórzaną teczką w obu dłoniach przed sobą.

- Dzień dobry - Dembiński podszedł do niej i ucałował dłoń.

- A to komisarz Brzeziński i inspektor Smoleń z ministerstwa.

- Jakiego ministerstwa? - pacjent wyprostował się i odwrócił. Pod ścianą stało dwóch mężczyzn w ciemnych garniturach.

- Z UOP-u - odpowiedział Brzeziński uśmiechając się lekko. - Ale bardzo proszę się nie denerwować - to chyba miało rozwiać niepokój nowoprzybyłego.

- Przepraszam, o co tu chodzi? - a jak widać nie udało się do końca.

- No właśnie. Może pan nam to wyjaśni - komisarz uśmiechnął się teraz szerzej, zachęcająco.

- Ja nie wiem co się dzieje. To chyba jakieś nieporozumienie. Pan profesor obiecał zająć się moją sprawą i pomóc. Mam problem natury zdrowotnej i nie rozumiem co to ma wspólnego z obronnością czy bezpieczeństwem publicznym. Zresztą z czymkolwiek innym. To moja osobista sprawa. A pana, panie doktorze, o ile wiem, obowiązuje tajemnica lekarska.

- Przepraszam. Ma pan całkowitą rację. Proszę przyjąć moje szczere przeprosiny.

- To po co to wszystko?

- Nie uważam mojego doświadczenia i wiedzy lekarskiej za niskie. Wręcz przeciwnie mam na swoim zawodowym koncie szereg międzynarodowych publikacji i nagród. Nie idzie mi tu o jakieś przechwałki czy zrobienie dobrego wrażenia. Pana przypadek jest tak niezwykły, że moja wiedza okazała się być po prostu niewystarczająca.

- I dlatego poprosił pan o pomoc agentów rządowych?

- Zrozumiały sarkazm. Ale niepotrzebny. To dla pańskiego własnego dobra - wtrącił Brzeziński.

- Państwo wybaczą ale chyba pomyliłem się. Przeszedłem długą drogę aby się do pana dostać, profesorze. Ale chyba źle mnie skierowano. Pan nie może mi pomóc. Żegnam.

- Proszę nie wychodzić! - Brzeziński podszedł energicznie do drzwi.

- Bo co? Aresztuje mnie pan?

- No, właśnie. W tym tkwi pański problem. Potraktujemy ten gabinet, czysto hipotetycznie, jako miejsce publiczne a ja poproszę o pańskie dokumenty. I co wtedy? - mężczyźni spoglądali sobie w oczy przez moment. Po chwili Dembiński westchnął, odwrócił się i położył ręce na oparciu krzesła stojącego przed biurkiem Urbańczyka.

- Tak. Dobrze - Brzeziński podszedł do niego. - Prosimy usiąść - swoje miejsca zajęli także obaj profesorowie i pani psycholog. Agent Smoleń stanął obok wejścia do gabinetu i skrzyżował opuszczone dłonie przed sobą. - Czego pan się napije, panie Tomaszu? - spytał komisarz dobrodusznie.

- Wody mineralnej.

- Gazowanej? - miły uśmiech nie gasł na jego ustach.

- Tak.

Smoleń otworzył drzwi.

- Potrzebujemy wody mineralnej - powiedział nie wychodząc z gabinetu.

- Wspaniale. Zacznijmy więc od początku - agent Brzeziński przysunął sobie krzesło bliżej biurka, usiadł i otworzył teczkę z dokumentacją. - Urodził się pan 18 maja 1957 roku?

- Tak - odrzekł pacjent. Sekretarka otworzyła drzwi a Smoleń odebrał z jej rąk butelkę i szklankę.

- Czyli ma pan 44 lata?

- Tak - woda nie była gazowana. - Dziękuję.

- Cztery lat temu policjanci dokonujący rutynowej kontroli drogowej zakwestionowali pańskie dokumenty, prawo jazdy i dowód osobisty. Czy tak?

- Tak. A rok temu skończył się okres ważności mojego paszportu i nie mogę uzyskać nowego.

- Tak. A dlaczego? - komisarz odsunął teczkę od siebie i oparł się wygodnie na krześle. Dembiński spojrzał na niego zdziwiony.

- To chyba jasne. Mój wygląd wcale nie wskazuje na mój biologiczny wiek. Policjanci i urzędnicy zakwestionowali dokumenty i zdjęcia jako nieprawdziwe.

- Dokumenty czy zdjęcia?

- Zależy kto. Policjanci uznali, że posługuję się skradzionymi lub fałszywymi dokumentami. A kierownik Sekcji Paszportowej zakwestionował zdjęcie. Zresztą nie tylko o to chodzi. Nie dostałem odszkodowania za porysowany samochód bo niby nie zgadzały się dane na polisie. To samo było z dodatkowym filarem ubezpieczenia emerytalnego. Nikt mi nie wierzy, że mam 44 lata. I mam z tego powodu masę kłopotów. Doszedłem do wniosku, że specjalne zaświadczenie lekarskie może mi pomóc. Dlatego zwróciłem się do specjalistów, którzy zlecili wykonanie wielu badań, nawet bardzo dziwacznych oraz wyciągnęli kupę pieniędzy, bo chyba nie muszę dodawać, że przedstawiciele państwowej służby zdrowia rozkładali ręce, i odsyłali z niczym. Aż dotarłem tutaj.

- No właśnie. I teraz przejdźmy do tych badań.

- Ja bardzo przepraszam - przerwał mu Dembiński, spokojnie ale stanowczo - czyż nie jest to moja osobista sprawa? To mi wygląda na naruszenie moich konstytucyjnych dóbr...

- Proszę się uspokoić - powiedział komisarz dobitnie chociaż nie widać było aby pacjent był bardzo zaniepokojony. - Kogo dotyczy konstytucja? Obywatela polskiego. A pan kim jest? Ma pan jakieś dowody na to, że jest pan Polakiem? To oczywiście taka hipoteza, którą wszyscy chcemy i musimy rozwiązać. Czyż nie? Może mi pan wierzyć, ale spotkałem się już wiele razy z fałszowaniem metryk urodzenia w Urzędach Stanu Cywilnego. Zresztą nie o to chodzi. Wszystko można sfałszować, nawet próbki medyczne.

- To co zatem? Co mam robić? Zniknąć? - Dembiński uśmiechnął się pod nosem.

- Chodzi o to, że wyniki pańskich badań są zaskakujące. Przecież fałszuje się próbki po to aby były... normalne. A pańskie nie są - komisarz spojrzał na obu lekarzy. - Teraz panowie.

- Zebraliśmy wszystkie wyniki analiz jakie wykonano panu w ciągu ostatnich dziesięciu lat - rozpoczął Urbańczyk. - Przyznaję nie było tego dużo z uwagi na to, że pan na nic nie chorował. Dopiero trzy lata temu, gdy zaczęły się pańskie kłopoty z prawem...

- Ja nie mam kłopotów z prawem. To prawo ma ze mną - zauważył pacjent.

- Tak, oczywiście - doktor spojrzał na komisarza.

- Proszę kontynuować - policjant nie skomentował.

- Nie będę wchodził w szczegóły, powiem tak - zdjęcia rentgenowskie, ultrasonografia czy tomografia nie wykazały niczego niezwykłego. Inaczej sprawa przedstawia się jeśli chodzi o EEG i EKG. Pański mózg i cały organizm zresztą, wykazuje niezwykłą aktywność bioelektryczną. Taką, że właściwie nie ma możliwości dokonania tych badań standardową aparaturą. Zmuszeni byliśmy przeprowadzić szereg zmian w przyrządach pomiarowych aby móc w ogóle zarejestrować fale o tak dużej częstotliwości. Najdziwniejsze, że pan jest całkowicie świadomy i nigdy nie cierpiał na padaczkę.

- Przepraszam nie znam się na tym zbyt dobrze. Czy ja jestem zdrowy? Bo jeżeli tak, to poproszę o zaświadczenie i już mnie nie ma.

- Nie potrafię na to odpowiedzieć.

- Co to znaczy? Albo jest się zdrowym albo chorym? Jeżeli jestem chory to proszę o receptę i zaświadczenie, że cierpię na taką czy siaką chorobę i nie będę państwu zabierał cennego czasu.

- A jak się pan czuje? - odezwała się pani psycholog.

- Dziękuję. Świetnie.

- Otóż to - kontynuował Urbańczyk. - Nie wnikając w resztę wyników, zwłaszcza wszechstronnych badań pańskich płynów ustrojowych, jest pan okazem zdrowia i wygląda na to, że... pański organizm nie starzeje się.

- Wiem, z tego właśnie powodu jestem tutaj. Ja proszę tylko o zaświadczenie, że tak może być, że nie jest to żadne oszustwo i będzie po sprawie - profesor otwierał usta ale słowa komisarza powstrzymały go.

- Nie chciał pan się długo zgodzić na badanie dna oka. Dlaczego?

Pacjent spojrzał na niego. Milczał. Po chwili na jego twarzy zaczął pojawiać się lekki uśmieszek.

- To ja panu powiem - Brzeziński nie wytrzymał. - Ponieważ wiedział pan co tam mogą znaleźć lekarze. Ale nie docenił nas pan. Znaleźliśmy sposób aby tam zajrzeć. I wie pan co odkryliśmy? - w ciszy doskonale było słuchać oddechy wszystkich siedzących wokół biurka i ruch uliczny za oknem.

- Pańskie oko nie jest ludzkie - powiedział z wyczuwalnym zwycięstwem w głosie.

- Jeszcze... - profesor Górniak chciał się włączyć do rozmowy ale pacjent mu to uniemożliwił.

- I co teraz? - Tomasz Dembiński pokiwał głową i wydął usta w udawanym zakłopotaniu. Rozsiadł się wygodnie, położył łokcie na oparciach krzesła i wyciągnął nogi pod stołem. - To mnie pan załatwił. Nie dostanę żadnych dokumentów bo takowe przysługują tylko ludziom a ja według państwa nie jestem przecież człowiekiem.

- Proszę nie przerywać - odpowiedział komisarz Dembińskiemu a do profesora - proszę bardzo. Zechce pan kontynuować, profesorze.

- Jeszcze dziwniejsze wyniki uzyskaliśmy badając pańską spermę - zaczął ponownie doktor Górniak.

- Ależ panowie, tu jest kobieta. Nie wypada i ja nie życzę...

- Spokojnie, panie Tomaszu. Pani Beata jest także lekarzem, wybitną specjalistką... - tym razem jemu przerwał agent Brzeziński.

- Jestem całkowicie spokojny. I nie wątpię w kwalifikacje pani psycholog. Stwierdzam tylko, że nie przyszedłem do niej i nie życzę sobie aby o tym tu deliberować.

- Czego pan się boi? - zapytał agent wykrzywiając twarz w szpetnym uśmieszku.

Dembiński wzruszył ramionami. - Niczego co mógłby pan zrozumieć - odpowiedział sucho.

- Musi pan wiedzieć, że pańską sprawą zajmowała się o wiele szersza grupa specjalistów - ciągnął Urbańczyk po chwili.

- Jestem oburzony - mimo takich stwierdzeń nie było tego po nim widać, pacjent pozostawał opanowany. - Po co to wszystko?

- Nie możemy odkryć jak to z panem jest. Szkoda, że nie zgodził się pan na pobranie wycinków tkanek - stwierdził Górniak nie zastanawiając się, że przecież ten, który miał być krojony siedzi przed nim i słucha tego. - Mimo to, udało nam się ustalić na przykład, że wydzielina pańskich gruczołów apokrynowych zawiera niezwykle skuteczne substancje grzybo- i bakteriobójcze - pacjent pokręcił głową uważając, że takie wchodzenie w szczegóły jest całkowicie zbyteczne. - Dalej, na podstawie badań krwi i limfy oraz innych płynów ustrojowych, okazało się, że pański organizm odznacza się perfekcyjną równowagą jonową a hormonalna umożliwia wręcz nieosiągalną sprawność metabolizmu i idealną homeostazę całego ciała - kontynuował lekarz z Warszawy. Pacjent rozglądał się ostentacyjnie po twarzach przesłuchujących i ostatecznie zatrzymał wzrok na widoku za oknem. Doktor ciągnął monotonnie wyliczankę lekarskich ustaleń.

- Stała temperatura pańskiego ciała, 37 stopni, co prawda nieznacznie ale jednak jest wyższa niż zwykła średnia. A pańskie nasienie, to dopiero jest istna kopalnia...

- Proszę, panie doktorze - Dembiński spojrzał na profesora i powiedział błagalnie. Brzeziński podszedł do okna i spuścił żaluzje.

- A więc powiem krótko. Sądzimy, że musiał zostać dokonany szereg głębokich, wewnętrznych przemian pańskiego ciała, każda komórka organizmu musiała zostać odnowiona i zmieniona tak aby na poziomie molekularnym i genetycznym odpowiadało to przeprowadzonym zmianom na poziomie anatomiczno-fizjologicznym.

- I? - pacjent zmarszczył brwi.

- Z biologicznego punktu widzenia nie jest pan człowiekiem - zapadło milczenie. Słuchać było, że sekretarka rozmawia z kimś przez telefon a na parkingu przed poradnią włączył się alarm w jednym z samochodów.

- Nawet nie zdaje pan sobie sprawy jak bardzo ranią mnie takie słowa, profesorze - odezwał się Dembiński wyraźnie zasmucony.

- Proszę mnie zrozumieć ja mówiłem tylko jako lekarz, biolog. Chyba, że była to mistyfikacja, co by wyjaśniało wszy...

- Czy chce pan przez to powiedzieć, że jednak, z innej strony, można mnie uznać za człowieka?

- Jakiej na przykład? - zagadnął Brzeziński.

- Humanistycznej, kulturowej, prawnej.

- A może psychologicznej także? - dodał agent.

- Może być. Ale cóż znowu? - Dembiński zaniepokoił się.

- Widzi pan obserwujemy pana od pewnego czasu i naprawdę zebraliśmy o panu bardzo dużo informacji - Brzeziński ponownie zajrzał do teczki. - Zacznijmy od początku. Urodził się pan w Legnicy. Pańska rodzina należała do tak zwanych patologicznych, ojciec alkoholik...

- Nic nie jest tak proste jakby się na pozór wydawało - burknął pod nosem Dembiński.

- ...popełnił samobójstwo. Z jakiego powodu nie ustalono do dzisiaj - odłożył jedną kartkę na bok i wziął drugą. - Dwa lata później zmarła pańska matka. Kończył pan wtedy studia matematyczne we Wrocławiu. Ale nie wpłynęło to na pańskie plany.

- Co pan ma na myśli? - pacjent zapytał ostro a w jego oczach pojawiły się iskierki.

- Nic. Zauważyliśmy, że pracę magisterską obronił pan w terminie. Celująco zresztą.

- Co pan sugeruje? - zapytał Dembiński ponownie.

- Nie przejął się pan za bardzo sytuacją rodzinną. Nie był pan na pogrzebie na przykład.

- Wyciąga pan pochopne i zupełnie nieprawdziwe wnioski.

- Ja niczego nie wyciągam. Ja tylko stwierdzam fakty - powiedział agent z naciskiem.

- A co pan może nam powiedzieć o tych wydarzeniach? Co pan wtedy czuł i czuje teraz jak o tym rozmawiamy? - pani psycholog zabrała głos po raz drugi.

- Myślicie, że nie mam ludzkich odruchów, czy tak? Jesteście bardzo okrutni i całkowicie nie zdajecie sobie sprawę jak to było naprawdę.

- Proszę nas oświecić zatem - zareagował komisarz. Dembiński zamyślił się.

- Zrozumienie mojego traumatycznego dzieciństwa kosztowało mnie wiele wysiłku - zaczął. - I nie ma to nic wspólnego z tym tutaj. Wyrwałem się z tego kręgu nienawiści samodzielnie, nikomu nic nie zawdzięczam i nie muszę się przed nikim z tego tłumaczyć. Nie utrzymuję kontaktów z rodzeństwem ponieważ nic bliskiego mnie z nimi nie łączy. Jestem sam. Ale z pewnością zaobserwowaliście państwo, że cmentarz odwiedzam regularnie - spojrzał na młodą psycholog. - I jakiż to portret mi pani zmaluje? I po co? - zmieszała się ledwo zauważalnie.

- Nie możemy nic o panu powiedzieć. Nie zrobiliśmy żadnego testu i wywiadu psychologicznego. Jedynie wywiad środowiskowy, że się tak wyrażę - odrzekła.

- No i co? Sąsiedzi także stwierdzili, że jestem nieludzki?

- Złego słowa na pana nie powiedzieli. Jest pan bardzo przyjacielski i pomocny ale nie utrzymuje pan z nikim bliższego kontaktu. Nie ma pan żadnego przyjaciela, konkubiny, kochanki...

- Proszę przestać. Nie podoba mi się to.

- Dlaczego? Nie lubi pan jak mówi się o kobietach? Co pan ma przeciwko nim? - zaatakował Brzeziński.

- Nie wyprowadzi mnie pan z równowagi. To się panu nie uda. A jeśli chodzi o kobiety, to jest to absolutnie moja prywatna sprawa i nic wam do tego.

- Wiemy, że unika pan kobiet. Dlaczego? - atakowała dalej psycholog.

- Zanurzyłem się we wspomnieniach z dzieciństwa ale nie odnalazłem tam miłości, rodzicielskiej, matczynej, żadnej. To i wiele innych negatywnych emocji rozwinęło się u mnie w kompletny brak pewności siebie, mam niskie mniemanie o sobie. Niskie poczucie własnej wartości, po prostu. Zrozumiałem to i zdołałem w dużej mierze pokonać ale niestety nie pozbyłem się całkowicie. Taki już jestem. Nieśmiały. I dlatego unikam ludzi. A jak mam się z kimś związać skoro nie wiem co to jest miłość i nie umiem kochać? To byłoby nieuczciwe.

- Coś mi tu nie pasuje - skonstatował komisarz. - Jak w takim razie wytłumaczy pan, pańskie zainteresowania na przykład tańcem towarzyskim. Przecież to nie trzyma się kupy. Zresztą wiemy o tym, że jest pan człowiekiem aktywnym, uprawia amatorsko sport, jeździ na wystawy i wernisaże, chodzi pan do teatru. Bywa pan na koncertach muzyki poważnej i popularnej. Czy tak postępuje człowiek o niskim poczuciu własnej wartości?

- Nie wiem o co panu chodzi. Jestem tam zawsze sam. Zresztą dlatego właśnie musiałem zrezygnować z kursów tańca towarzyskiego, nie miałem partnerki. Pobierałem lekcje indywidualne.

- Nie tylko to. Uczestniczył pan w kosztownych zajęciach i zna się na przykład na sztuce makijażu, jubilerstwie, malarstwie, jest pan specjalistą od kuchni śródziemnomorskich, znawcą sztuki ogrodniczej, jest doskonałym krawcem... - wyliczała pani psycholog.

- No i co z tego? - zdziwił się Dembiński.

- Jest to niezrozumiałe w świetle tego niskiego poczucia wartości. Doskonale pan sobie radzi w życiu - odpowiedział agent Brzeziński.

- Proszę państwa..., jestem rozczarowany..., czy to coś nagannego? Mam dużo wolnego czasu to uczę się i poznaję co tylko mam ochotę. Zawsze płacę za swoją naukę.

- Dziwne jest to, że uczy się pan tak niezwykle efektywnie. Prawie natychmiast, różnych zagadnień z bardzo różnych dziedzin nauki, kultury i techniki. To także jest niezwykłe, jakby chciał pan dowiedzieć się wszystkiego o ludzkości w bardzo szybkim tempie - orzekła psycholog. Komisarz spojrzał na nią i zanotował coś w swoim notatniku.

- Nie wiem co pani odpowiedzieć. Nie zawsze byłem taki. Dopiero z czasem wyćwiczyłem umiejętność szybkiego czytania i skutecznego uczenia się.

- Dobrze, przejdźmy zatem dalej - Brzeziński przejął pałeczkę. - Pracował pan jako nauczyciel matematyki we Wiązowie, przez dziesięć lat. Czy to nie dziwne, że jeszcze na studiach publikował pan artykuły w międzynarodowych czasopismach naukowych, był pan najlepiej zapowiadającym się studentem na Uniwersytecie, bo trzeba tu dodać, że wystąpił pan o zgodę do rektora i otrzymał ją, na studiowanie fizyki a potem także filozofii, a po zakończeniu studiów przenosi się do Wiązowa i uczy w wiejskiej szkole?

- Nie widzę w tym nic dziwnego - odpowiedział Dembiński. - Znużyłem się tą walką z wiatrakami. Każdy mógłby gdyby widział jak znani matematycy i wielcy profesorowie rzucają kłody pod nogi ponieważ nie mogą zrozumieć i boją się o swoje stołki. Nie uważa pan?

- Dobrze - policjant nie uznał za stosowne odpowiedzieć. - W pewnym momencie odchodzi pan na własne życzenie ze szkoły i przenosi się do Opola. Stwierdziliśmy, że część swojego majątku zarobił pan, na właśnie wtedy powstałej giełdzie oraz że raz wygrał dużo w totalizatorze. A trzy lata temu przeprowadził się, sprzedając własnościowe mieszkanie, na wieś, w pobliże granicy czeskiej. Dlaczego?



Czytaj dalej...




Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Konkursy
Bookiet
Recenzje
Spam (ientnika)
Komiks
Wywiad numeru
Stopka
Hor-Mono-Skop
Ludzie listy piszą
Adam Cebula
Adam Cebula
Adam Cebula
Andrzej Pilipiuk
Tomasz Pacyński
W. Świdziniewski
Konrad Bańkowski
Idaho
Piotr Schmidtke
Taka Naka
Ostuda, Bańkowski
Paweł Laudański
Krzysztof Kochański
Kot
Andrzej Świech
Cezary Frąc
Grzegorz Buchwald
Ondřej Neff
Mariusz Czylok
Adam Cebula
RBD
W. Podrzucki
Jacek Piekara
Artur Baniewicz
Roger Zelazny
Instrukcja obsługi
Dawid Brykalski
 

Poprzednia 45 Następna